Urodzony: 04 czerwiec 1930 r.; w Warszawie
Do szkoły powszechnej nr 114 w Warszawie przy ul. Stojanowskiej 12/14 (na Targówku) zacząłem uczęszczać w 1937 r od półrocza od razu do drugiej klasy, ponieważ po egzaminie kontrolnym stwierdzono, że umiałem już dobrze czytać i nie miałbym co robić w klasie pierwszej. Po wybuchu wojny w roku 1939/40 do klasy czwartej uczęszczałem przez jeden rok do szkoły powszechnej przy ul. Mieszka I a następnie ponownie przy ul. Stojanowskiej. W 1942 r zostałem wytypowany przez kierownika szkoły do nauki na t. zw. tajnych kompletach w gimn. im. Władysława IV. Lekcje odbywały się w domach prywatnych uczniów-uczestników kompletów. W mieszkaniach tych odbywały się również zebrania organizacji harcerskiej "Szare Szeregi" do której prawie wszyscy należeliśmy, a naszym zadaniem było kolportowanie i podrzucanie tajnych gazetek i rozlepianie plakatów.
Na wakacje 1944 r. wyjechałem do mojej babci we wsi Zakole pod Mińskiem Mazowieckim a tereny te już pod koniec lipca 1944 r. zostały zajęte przez Armię Radziecką. Ojciec został w tym czasie zabrany przez Niemców do obozu w Stutthofie, a na mnie jako najstarszym, pozostał obowiązek utrzymania rodziny (matka i dwóch młodszych braci). Jako 14-letni chłopiec prowadziłem wtedy prawie przez rok czasu wiejski młyn wodny z obsługą siedmiu maszyn do różnej obróbki zboża.
Po wojnie i po powrocie ojca w maju 1945 r. od września zacząłem kontynuować naukę w naszym gimnazjum.
Od najmłodszych lat interesowałem się lotnictwem i zbierałem czasopisma i książki z tej tematyki. W 1947 r. ukończyłem kurs samochodowy i otrzymałem prawo jazdy a następnie uczęszczałem na kursy teoretyczne spadochronowy i szybowcowy. W roku 1948 w ramach organizacji Służba Polsce wyjechałem na podstawowy, szybowcowy kurs praktyczny do Lisich Kątów koło Grudziądza. W 1949 r. po zdaniu matury wyjechałem również w ramach SP na dalsze szkolenie szybowcowe do Jeżowa (pod Jelenią Górą). Zdawałem sobie jednak już wtedy sprawę, że, ze względu na przeszłość (Szare Szeregi), moja kariera w lotnictwie jest raczej wątpliwa i po zdaniu matury w 1949 r. złożyłem podanie na Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego. Interesowała mnie najbardziej filozofia medycyny a zamiłowanie do filozofii zaszczepił we mnie w naszym gimnazjum prof. Borowski (jedyny zeszyt jaki przechowuję do dzisiaj to zeszyt z jego lekcjami, prowadzony był zresztą najstaranniej ze wszystkich moich innych).
Tak jak się spodziewałem do lotnictwa zweryfikowano mnie negatywnie i zakazano wstępu na lotnisko na Gocławiu. Na szczęście dostałem się na studia. Na studiach zafascynowała mnie postać prof. Marcina Kacprzaka wielkiego polskiego higienisty i humanisty oraz jego wszechstronny zakres wiedzy o życiu, społeczeństwie i świecie. To zadecydowało o moim wyborze tego kierunku medycznego tj. higieny i epidemiologii. Po rozmaitych perypetiach na IV roku studiów (w 1953-54 r.), w październiku 1954 r. zacząłem pracować w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej woj. warszawskiego z siedzibą w Aninie. Dyplom lekarza uzyskałem w 1956 r. i w sierpniu tego roku zmieniłem nakaz pracy do Woj. Stacji San-Epid w Szczecinie w której brakował wtedy lekarzy a chętnych do pracy na ziemiach odzyskanych było niewielu. Pociągał mnie szeroki świat i miałem zamiar pływać jako lekarz okrętowy. Już na początku 1957 r. zostałem mianowany Lekarzem Portowym czyli Portowym Inspektorem Sanitarnym w Szczecinie.
W tym samym czasie zdarzył się niezwykły przypadek, który istotnie zaważył na mojej dalszej karierze zawodowej. Do specjalizacji z higieny ogólnej i epidemiologii odrabiałem staże w Klinice Chorób Zakaźnych Pomorskiej Akademii Medycznej. Na mojej sali położono pacjenta z płonicą, który okazał się pilotem i Prezesem Aeroklubu Szczecińskiego. Opowiedział, że po "Październiku" wiele się zmieniło i zaprosił mnie na lotnisko, gdzie spotkałem kolegów z kursów szybowcowych sprzed ośmiu lat. I tak po długiej przerwie zaczęła się moja ponowna przygoda z lotnictwem i w 1959 r. zdobyłem srebrną odznakę szybowcową.
W 1960 r. wypłynąłem jako lekarz okrętowy na statku s/s "Jedność" z chińską załogą w rejs na Daleki Wschód. Rejs trwał 1/2 roku i obejmował Chiny, Wietnam, Burmę, Singapur, Indie, Aden, Egipt.
Na kwartalnych odprawach lekarzy portowych w Instytucie Medycyny Morskiej w Gdyni zwrócił na mnie uwagę dyrektor Instytutu prof. Zenon Buczowski i powiedział, że jeżeli zdam egzamin z języka angielskiego w British Council to wyśle mnie na stypendium WHO do Londynu. W ciągu 15 miesięcy, ucząc się samodzielnie bez żadnej pomocy opanowałem język, zdałem egzamin i w 1962 r. znalazłem się w Londyńskiej Szkole Higieny i Medycyny Tropikalnej na półrocznym kursie w tych dziedzinach. W międzyczasie w 1961 r. skończyłem kurs samolotowy i zdałem egzamin na licencję pilota samolotowego turystycznego.
W 1963 r. otrzymałem specjalizację I stopnia z epidemiologii i higieny ogólnej a w 1966 r. II stopnia z medycyny morskiej i tropikalnej. Oprócz pracy w porcie szczecińskim założyłem w tym czasie i prowadziłem przez 7 lat Poradnię Chorób Jelitowych i Pasożytniczych.
W latach 1965-1970 brałem udział w kilku sportowych imprezach samolotowych jak Zlot do Morza, Rajd Dziennikarzy i Pilotów i innych lokalnych.
W 1970 r. zdałem egzamin na licencję pilota samolotowego zawodowego i od tego roku zatrudniano mnie często jako lekarza, pilota, tłumacza i kierownika jednej z terenowych baz akcji agrolotniczych w Egipcie i w Sudanie. Oblatywałem w tym czasie również na lotnisku kairskim samoloty po remontach. Na małych samolotach rolniczych w latach 1970-1986 przeleciałem 6 razy przez Morze Śródziemne (na trasie Warszawa - Kair) i 9 razy przez Saharę (na trasie Kair - Chartum), pełniąc zwykle obowiązki dowódcy grupy samolotów ze względu na posiadane uprawnienia do lotów międzynarodowych.
W 1971 r. byłem przez 5 miesięcy lekarzem (jako specjalista z medycyny tropikalnej) ekipy filmowej "W pustyni i w puszczy" w czasie kręcenia scen w Egipcie. W latach 1978-1980 zatrudniony byłem także jako lekarz naczelny w Międzynarodowym Porcie Lotniczym w Trypolisie (Libya), zabezpieczając również medycznie pielgrzymki do Mekki. W tych dwóch latach w Porcie Lotniczym miały czterokrotnie miejsce lądowania samolotów z terrorystami na pokładzie. Na jeden z tych samolotów (pasażerski - tunezyjskich linii lotniczych) musiałem wejść z racji moich obowiązków.
W 1986 r. na akcji agrolotniczej w Iranie byłem lekarzem akcji i jednocześnie kierownikiem bazy w Isfahanie. W tym samym roku ze względu na donos jednego z pilotów i moje ówczesne zaangażowanie w NSZZ "Solidarność" odebrano mi paszport i książeczkę żeglarską, nie zezwalając na wyjazdy zagraniczne. Musiałem odejść ze stanowiska kierownika Przychodni "Gryf-Transocean" i przejść do gabinetu lekarskiego na najniższym stanowisku w bazie holowników. Dopiero po wyborach w 1989 r. mogłem zatrudnić się w Zakładzie Higieny Pomorskiej Akademii Medycznej. W 1990 r. zaproponowano mi stanowiska Głównego Inspektora Sanitarnego i Wiceministra Zdrowia i Op. Społ. w Rządzie Mazowieckiego. Ze stanowiska tego zrezygnowałem w 1991 r. nie zgadzając się z polityką kadrową Min. Sidorowicza. Wróciłem do Szczecina do pracy w Zakładzie Higieny i wystąpiłem z "Solidarności".
W 1991 r. zostałem wybrany na stanowisko prezesa Aeroklubu Szczecińskiego. Po wyborach w 1993 r. w listopadzie zaproponowano mi powrót na stanowisko Wiceministra Zdrowia a w grudniu tego roku wybrano mnie prezesem Aeroklubu Polskiego.
Po 4-ech latach pracy na stanowisku wiceministra (w dwóch kadencjach) i wyborach w 1997 r. przeszedłem na emeryturę a w grudniu tego roku zostałem ponownie wybrany prezesem Aeroklubu Polskiego.
Jako pilot na 14 typach samolotów wylatałem ogółem 1300 godzin na szybowcach 230 godzin. Jestem obecnie także wiceprezydentem Międzynarodowej Federacji Lotniczej (FAI) oraz członkiem Komitetu Statutowego tej organizacji.
W 1968 r. otrzymałem Odznakę Zasłużonego Działacza Lotnictwa Sportowego a następnie Srebrny Krzyż Zasługi, medal za Zasługi dla Obronności Kraju i wiele innych wszystkie za działalność w lotnictwie sportowym. W 2001 r. zostałem odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2002 r otrzymałem godność (jako 62. osoba w 95-letniej historii organizacji) członka honorowego Międzynarodowej Federacji Lotniczej (FAI).
Zostałem również ostatnio wybrany prezesem władz wojewódzkich Polskiego Towarzystwa Higienicznego i wiceprezesem władza naczelnych PTH.
Członkostwo w organizacjach politycznych i zawodowych: w gimnazjum i liceum należałem do ZMP; w 1961 r. wstąpiłem do Stronnictwa Demokratycznego a w 1982 r. zrezygnowałem z przynależności; w 1980 r. zostałem wybrany na przewodniczącego komisji zakładowej NSZZ "Solidarność", w 1991 r. wystąpiłem z tej organizacji.
Hobby: lotnictwo, turystyka.
Moje motto życiowe i przesłanie dla młodych kolegów:
Będąc zawsze sobą, każde niepowodzenie życiowe przekuwajcie na swoją korzyść.
*
W latach 1979-1980, przez całe dwa lata, pracowałem jako lekarz naczelny Międzynarodowego Portu Lotniczego w Trypolisie, w Libii. Zostałem tam skierowany na szefa placówki medyczno-sanitarnej do obsługi pielgrzymek do Mekki, które właśnie się zaczynały. Personel placówki liczył 32 osoby: 2-óch lekarzy (Pakistańczyk i Egipcjanin), pielęgniarze, noszowi, kontrolerzy sanitarni, kierowcy karetek. Dyżury były całodobowe, na zmiany. Oczywiście wszyscy byli muzułmanami, tylko ja jeden, ich szef naczelny, innowierca.
Kiedy pierwszego dnia przyszedłem do portu lotniczego, zastanowiłem się nad moją sytuacją. Pielgrzymki do Mekki, absolutnie wszyscy muzułmanie i ja mam tym zespołem w takiej sytuacji dowodzić? Przeniosłem sprawę na nasz teren. Czy byłoby to możliwe, żeby takim zespołem, przy pielgrzymkach do Częstochowy, kierował muzułmanin? Wyszło mi, że byłoby to absolutnie niemożliwe.
Wsiadłem więc po trzech dniach w samochód i pojechałem do Ministerstwa Zdrowia, do urzędnika, który dał mi skierowanie do Portu Lotniczego. Zacząłem mu tłumaczyć: - Słuchaj, są to pielgrzymki do Mekki, cały personel jest muzułmański tylko ja jeden jestem innowierca i to ich szef, jak Ty to widzisz?- Odpowiedź brzmiała: - Zatrudniliśmy Ciebie w porcie lotniczym jako fachowca: jesteś specjalistą chorób tropikalnych i epidemiologii a jednocześnie znasz się na lotnictwie, czy może masz jakieś problemy z personelem albo trudności z władzami lotniskowymi: dyrekcją, policją, urzędem celnym? -. Odpowiedziałem, że współpraca zapowiada się bardzo dobrze i zostałem bardzo dobrze przez wszystkich przyjęty.
- To o co Ci właściwie chodzi? -
Ów urzędnik wcale nie zrozumiał mojego dylematu. Dalej już nie starałem się tłumaczyć tego problemu. Powiedziałem tylko, że jeżeli on uważa, że wszystko jest w porządku, to ja wracam na lotnisko.
- Jeżeli będziesz miał jakieś problemy z personelem albo z władzami lotniska to mnie zawiadom - usłyszałem na pożegnanie.
Przez dwa lata pracy problemów nie miałem. Jedyny problem był na zakończenie, bo chciano mnie koniecznie zostawić na następne dwa lata i nawet interweniowano w Ambasadzie Polskiej w Trypolisie, która mnie usilnie namawiała na pozostanie. Ale ja już miałem inne plany życiowe.
I kto jest lepszy, kto jest bardziej tolerancyjny?