Culture » Art » »
Ogień [1] Author of this text: Paweł Krukow
Od Autora
Jestem operomanem. Nie jest to jakieś zboczenie — to
tak dla ścisłości. Jest to więcej niż hobby, ale trochę mniej niż obsesja
(nie wiele mniej..). Dla mnie osobiście opera jest najwyższą formą
ekspresji artystycznej, a jednocześnie najbardziej arystokratyczną dziedziną
sztuki (to w tym dobrym i gorszym znaczeniu tego słowa). Opera dla wszystkich,
którzy podobnie jak ja mogliby się nazwać operomanami jest czymś dużo więcej
niż sumą muzyki i dramatu (tekstu, fabuły), jest uniwersum o niepowtarzalnej i niesprowadzalnej do niczego innego niźli sama opera konstytucji
ontologicznej. Estetyka operowa jest niezależna od wspomnianej już czystej
muzyki i czystego dramatu. Jest jednocześnie koturnowa, pełna przepychu i bogactwa, którego czasem wręcz nie można udźwignąć zwykłym poznaniem zmysłowym, a jednocześnie potrafi na wielkiej scenie opowiedzieć cichą historię zwykłej
miłości. Opera mimo, ze posługuje się estetyką, która nie ma nić wspólnego z codziennością (jest chyba najbardziej sztuczna, nieprzymierzalna do niczego
innego jak scena operowa) potrafi w jakiś nieodgadniony sposób przekazać
wszystko, co najgłębsze i najbłahsze jednocześnie. Podobno kiedy jakąś
formę doprowadzi się do ostateczności jeśli chodzi o jej intensywność
wyrazu przechodzi się jakby poza granicę tej formy i przynajmniej na chwilę
można oderwać się dzięki temu od poczucia własnej podmiotowości i oddzielenia od otaczającej rzeczywistości. Ponieważ opera jest zawsze największą
intensyfikacją, a jednocześnie czymś wprost nienaturalnym (np. sposób
wykorzystania głosu ludzkiego) może sprawiać, że zaraz po zamknięciu oczu
jesteśmy już poza jakąś granicą. Ten
tekst w moim zamiarze nigdy nie miał być drukowany, nigdy nie miałem zamiaru
starać się, aby ujrzał światło dzienne. Mimo tego, zgodziłem się na jego
publikację — głównie na prośbę Mariusza Agnosiewicza, którego uważam za
swojego przyjaciela. Pragnę przy tej okazji zwrócić uwagę Czytelnika, że
tekst, który ma być librettem operowym jest czymś mniej, a jednocześnie więcej
niż dramatem. Mniej, bo trzeba coś zostawić muzyce, która jak to określał
Klaudiusz Debussy „zaczyna się tam, gdzie kończy się słowo". A więcej,
bo musi mieć w sobie coś muzycznego, aby ta muzyka miała się gdzie zaczynać.
Dlatego proszę Czytelnika o zrozumienie jego może dość dziwnego języka,
nadmiaru patetyczności i mego starania się o intensywność wyrazu, która w bardziej tradycyjnej formie mogła by rzeczywiście być wręcz niewłaściwa.
I
jeszcze jedno: nie uważam się za zawodowego literata. To był utwór pisany
„do szuflady", z której został wyjęty jakby trochę nie przeze mnie...
OGIEŃ
Libretto
Dramatis Personae:
Pielgrzym
Astra
Astron
Ewa
Kobieta z pochodnią
Astrydzi
Scena I
Szczyty wysokich gór. Z jednego z nich schodzi wędrowiec. W dole widać górskie jezioro i jakąś osadę przy nim.
Pielgrzym, Kobieta z pochodnią, Astrydzi — mieszkańcy osady.
Pielgrzym
(na szczycie)
Wyżej niż ptaki zaszedłem A nadal nie sięgam nieba.
Czy spaść z niego trzeba
By w ruinie znaleźć wytchnienie i
Obiecane zbawienie?
(spogląda w dół)
Czyżbym jednak minął już słońce?
Świeci na mnie z doliny.
Jego promieni głębiny
Gdzieś tam, niżej błyszczą.
To jezioro górskie gwiazdę odbija
Lecz widać też ogień pochodni.
Dlaczego jednak za dnia
Żarzy ktoś światło
Wśród falujących łąk?
(schodzi niżej)
Dziwne miejsce,
Czas jakby zamarł -
Słychać gór ogrom I ciszę.
Ruch wszelki zastygł.
Czy głos tu ludzki usłyszę?
(stoi chwilę w milczeniu, po chwili podchodzi do niego kobieta z pochodnią. Idzie jakby po omacku)
Kobieta z pochodnią
Przybywasz stamtąd?
(pokazuje niebo)
Pielgrzym
Tak, zszedłem tu z wyżyn.
Kobieta z pochodnią
Szukasz tu tego,
czego nie dają niziny?
Pielgrzym
Tak, gna mnie w wyżyny
Wola, aby spopielić w nich...
Kobieta z pochodnią
(przerywa mu)
Siebie?
Pielgrzym
(po chwili namysłu)
Może nawet o tym nie wiem...
Kobieta z pochodnią
(bardzo uradowana)
Witaj więc, O witaj wśród gór I byłych gwiazd potomków.
Znalazłeś już gniazdo cór I synów świętego rodu Astrydów!
Pielgrzym
(wydaje się nie pojmować tego, co się dzieje)
Dlaczego, pani
Trzymasz w świetle pochodnie?
Kobieta z pochodnią
Nie dla siebie ją palę I nie sobie drogę oświetlam,
Lecz dla tego, kto zbrata się Z ogniem.
Aby znalazł do nas drogę
Wyzwoleniec górskich szczytów,-
Ten, kto wybawi z ciemności
Świetlista rodzinę Astrydów.
Chodź ze mną !
(wyciąga do niego rękę, po chwili Pielgrzym podaje jej rękę i idzie za nią.
Otwiera się brama osady, pomiędzy dwiema bardzo wysokimi ścianami górskimi. W osadzie jest mnóstwo ognia, zbierają się mieszkańcy)
Oto bracia i siostry
Nadszedł dzień doniosły,
Jeśli los nam sprzyja
Wiek pogardy mija !
Znalazłam tego człowieka
Nam szczęście przynoszącego,
Oby tylko tym się okazał
Na którego Astron we śnie wskazał!
Astrydzi
Chwała !
Chwała !
Bądź pozdrowiony wędrowcze !
Cała nasza osada,
Wszyscy, których tu widzisz
Pamiętać będą tą chwilę — Inaczej nam biada !
Wstąp więc za próg tej bramy I bądź przez wszystkich wychwalany !
Chwała !
(wchodzi za kobietą)
Jeden z Astrydów
Zawołajcie księżniczkę Astrę!
(po chwili ludzie rozstępują się, wchodzi Astra)
Astra
Czy wiesz gdzie jesteś?
Pielgrzym
U podnóża szczytów,
Jak sądzę...
Astra
Prawie na szczycie,
Jeśli zechcesz...
Pielgrzym
Dlaczego sprowadzono mnie tutaj,
Kto kazał wskazać mi tu drogę,
Po co zachęca się mnie ogniem
Abym przeszedł ten próg?
Astra
Jest wiele dróg do naszego miasta.
Tylko jeden jednak ma prawo
Znaleźć tu to czego szuka. A czego ty szukasz?
Pielgrzym
A czego szuka się wśród skał?
Astra
Przygód?
Pielgrzym
Ci, co tylko przygód tu szukają W dole głodni są wygód
Zwanych życiem.
Ja chcę wśród kamieni
Zaznać spokoju jaki ma dusza po śmierci. W przestrzeni odnaleźć rozwiązanie tajemnicy
Jaka się kryje w myślach ciemnicy...
Astra
Kim więc jesteś?
Pielgrzym
Miłośnikiem wiecznej mądrości.
Moim losem jest szukać myślą gdzie
Żadna inna siła dotrzeć nie może.
Studiować setki dzieł,
Rozgarniać nicości,
Odkryć sedno istnienia I znaleźć drogę do samozapomnienia.
(zapada zmierzch)
Astra
Jesteś więc u wrót raju,
Ci, których tu widzisz
(pokazuje na zebranych)
Na ciebie czekają od lat setek.
Możesz dostąpić niebios I nas wszystkich wybawić,
Jednym swoim gestem sprawić
Byśmy na nowo ujrzeli światło.
Pielgrzym
Ale jak ?
Nie pojmuję.
Żadnej racji nie znajduję
Dla tego, co się tu dzieje. I ten ogień...
Choć go tu pełno, jest ponoć nie dla was.
Płonie tu, dzień jest czy noc, W jakąż to jego moc
Wierzycie, że wszędzie go rozpalacie?
Astra
Ogień kryje w sobie noc i dzień,
Ciepło i zniszczenie.
Samozapomnienie, którego szukasz
To jego cień, zawsze za nim kroczy.
Mistrz nasz miał kiedyś sen proroczy, W nim to poznał rozwiązanie I ujrzał co się stanie
Gdy do wrót naszych zapuka
Ten, kto w górach
Ekstazy zapomnienia szuka.
Pielgrzym
Więc zdradzisz mi ten sen?
Astra
To może tylko Mistrz wyjawić.
Pielgrzym
Gdzie do znajdę?
Astra
Nocą ci się tu zjawi,
Zada pytań wiele,
Pozwól jednak, że ci teraz
Ja — Astra rady udzielę.
Mistrz jest sędziwy
Niektórym się groźny wydaje;
Do snu się rankiem udaje
- Budzi po zmierzchu.
Jest to wszak mędrzec prawdziwy I prawdę tylko od niego usłyszysz.
Nie lękaj się więc jego głosu
Ani swojego losu.
(zjawia się coraz więcej ludzi z pochodniami. Słońce zaszło już zupełnie.
Astra wydaje się uszczęśliwiona)
Teraz zacni Astrydzi
Niech świat cały widzi
Jak przyjmujemy gości W nasze skaliste włości!
Astrydzi
Niech żyje Astra !
Naszej nadziei gwiazda !
Chwała ci, przybyszu -
Słońca przyszły towarzyszu !
Niech dzień ten się stanie
Naszym zmartwychwstaniem !
Chwała !
Chwała !
Niech żyje !
Chwała !
(wszyscy przechodzą przed Pielgrzymem z pochodniami, potem po kolei wychodzą)
Scena II
To samo miejsce nocą, w wodzie jeziora odbijają się gwiazdy, gdzieniegdzie pozostawione kosze z płonącymi węglami.
(wchodzi Astron, stary, wyniosły człowiek odziany w czarny strój)
Astron
Ciała,
Krew nasza bezowocnie zgnić może
Przed zgonem pomarszczyć się i spuchnąć W grobie . . .
Wiesz o tym.
Pragnę Cie więc zapytać
Czy chciałbyś z nieba oglądać zorzę,
Widzieć tobie palony ofiarny dym I cieszyć się nim
Wiecznie zachwycony,
Szumem sfer niebieskich kołysany, W bezkres kosmosu wysłany Z ramion czasu wyzwolony,
Lśnić tam jako gwiazda,
Bez obaw co los da
(pokazuje niebo)
We własnym świetle spełniony?
Pielgrzym
Chciałbym, ale...
Astron
Wspaniale!
Wyjawić Ci wiec mogę
Jak wyrwać nas z mogił A siebie wynieść na nieboskłon I zapomnieć o ciała udrękach
Sprawić by Cię nosili na rękach,
Jak zapomnieć słowo — zgon!
Skazani jesteśmy na ciemność...
(mówi to w zamyśleniu, po chwili zwraca się bezpośrednio do Pielgrzyma)
Od lat stu
Żyjemy tu, W ogniu szukając pomocy,
Spętani w sidłach nocy zimnej jak nienawiść.
Nie czujemy ciepła,
Choć pewnie w lochach naszego piekła
Więcej ognia się żarzy,
Niż się może komu zamarzyć. A jednak lód błyszczy w nas
Jak milion gwiazd.
Każdy z nas się stara
Ogień w sobie rozpalać,
Przesycić żarem ciało
Ciepłem, którego jednak za mało
Jest, by je poczuć.
Krew nasza jak bagno Z flegmą trzewi się przesącza,
Nie można jej siłą żadną
Ożywić; żadnym sposobem
Sprawić by niczym żałobnik nad grobem
Nie stała w ciał naszych kłączach.
(z wielką afektacją)
A ! — Pomyśl !
Byliśmy świętym rodem
Porodzonym w pochodniach Oriona
Co błyszczą w czarnym nieba oceanie.
Dziś nawet nie możemy patrzeć na nie,
Rodzina Astrydów kona
Choć była zaprzysiężona
Wieczności. I niedługo nasze kości
Poniosą w odległe równiny
Dzikie ptaki z krainy zimy. . .
Dlatego Ci wyjawiam:
Możesz nas wybawić, A siebie zbawić!
Przez jedna kroplę czasu
- Tyle to trwać może,
Zamienić się w gwiazdę W Oriona armii. W bezkresie niebieskiego lasu
Pławić się, poznawszy wszystkie tajemnice
Zdjąwszy z twarzy bóstwa przyłbicę I spojrzeć mu jako równemu w oczy!
- To dał mi poznać sen proroczy.
Teraz zależy od Ciebie
Czy chcesz być słońcem na niebie A nam oddać ciepło życia,
Dać puchar szczęścia do wypicia,
Wybawić z powolnego w ciemności gnicia!
1 2 3 Dalej..
« (Published: 28-03-2003 Last change: 15-06-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2373 |