Chrześcijaństwo w Kanadzie

ROZMOWA Z REALEM MURRAYEM

Nasz rozmówca jest duchownym protestanckim oraz działaczem społecznym zaangażowanym w walkę o równouprawnienie mniejszości seksualnych, działających w Montrealu (Kanada).

— Jest ksiądz duchownym protestanckim w najbardziej katolickim stanie Kanady. Jak wygląda katolicyzm w Quebecu, czy jest podobny do tego, co widział ksiądz w Polsce?
— Nie, francuskojęzyczny Quebec to zupełnie inny świat. Polska jednak przywodzi mi na myśl czasy mojego dzieciństwa. Niewyobrażalny konserwatyzm, wszechmocny i wszechobecny kler, obłuda obyczajowa, wszystko to znam jeszcze z lat pięćdziesiątych z Kanady. Mam jednak wrażenie, że u nas było wtedy jeszcze gorzej niż u was obecnie. Ustawodawstwo Quebecu faworyzowało katolicyzm i wspierało indoktrynację.
— Ale Kanada to przecież kraj wielokulturowy, gdzie żyją przedstawiciele różnych wyznań.
— Owszem, ale trzeba pamiętać o tym, że Quebec miał własne prawa. Byliśmy poligonem doświadczalnym Kościoła. Podobnie jak w Irlandii normą były u nas rodziny z szóstką i siódemką dzieci. Małżeństwa mające „tylko" czwórkę potomstwa były piętnowane z ambon jako mało wierzące. Jak łatwo sobie wyobrazić, kobiety o słabszym zdrowiu umierały przy którymś kolejnym połogu, pozostawiając męża z gromadką małych dzieci… Prawdziwe, katolickie piekło.
— Ksiądz wywodzi się z rodziny protestanckiej?
— Tak, a dokładniej: ewangelickiej i francuskojęzycznej, czyli takiej, dla której nie było miejsca w ówczesnym Quebecu. Musieliśmy więc udawać katolików. Jak Pan widzi, Kościół katolicki znam dobrze, i to z jak najgorszej strony.
— Naszych czytelników na pewno zainteresuje, jak Quebec w stosunkowo krótkim czasie — bo zaledwie jednego pokolenia — stal się zupełnie normalnym krajem. Ba, można o was powiedzieć, że jesteście obecnie awangardą przemian obyczajowych Ameryki — np. jako pierwsi wprowadziliście ustawodawstwo legalizujące związki gejowskie.
— Wszystko zaczęło się w latach sześćdziesiątych od laicyzacji instytucji publicznych pod rządami Partii Liberalnej. Zwłaszcza reforma szkolnictwa doprowadziła do prawdziwej rewolucji społecznej i obyczajowej. W ciągu zaledwie kilku lat miliony ludzi przestały chodzić do kościoła, a tysiące księży i zakonnic założyło rodziny.
— Ale większość mieszkańców Quebecu ciągle uważa się za katolików.
— Owszem, jest to jednak tylko kwestia przyzwyczajenia i tradycji. Rzeczywistość jest taka, że w samym tylko Montrealu jest około 30 kościołów katolickich na sprzedaż. Przerabia się je na hotele, mieszkania, restauracje. Ostatnio np. potężny budynek pokościelny zamieniono na centrum kosmetyczno-rekreacyjne. Katolicyzm powoli umiera, a kler próbuje zarobić na wyprzedaży nieruchomości, moim zdaniem bezprawnie, bo te budynki nie były wznoszone za oszczędności biskupów. Budowali je wierni i to oni powinni zarobić na ich sprzedaży.
— Czym kanadyjski katolicyzm różni się od polskiego?
— Prawie wszystkim, a najbardziej mentalnością. Przykładem niech będzie stosunek do papieża. U nas to nie jest postać ani popularna, ani szczególnie szanowana. Krytykują go publicznie nawet księża i biskupi. Oskarżają go o ciasny dogmatyzm i oderwanie od rzeczywistości, które tylko pogłębia obecny kryzys Kościoła.
— A zatem macie u siebie co w rodzaju „katolicyzmu reformowanego"?
— Niestety, tylko w ograniczonym stopniu, bo i u nas nie brakuje typowej, klerykalnej obłudy. (...)

Rozmawiał Marcin Kalwiński
Fakty i Mity, nr 32/2001

*

Zob. też: Kanadyjczycy tracą wiarę



 Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,1265)
 (Last change: 18-08-2006)