Nie-Boska komedia (1835)
Author of this text: Krasiński Zygmunt

fragment

Widzimy obraz piekła na ziemi, krwawej rewolucji, która toczy się w nie oznaczonej bliżej przyszłości między odchodzącą szlachtą a młodą warstwą mieszczańską. "Hrabia Henryk, ulegając pokusom Orła sławy (taką postać przybrał tym razem Szatan), bez wiary w ostateczny sens zmagań, ale zgodnie z honorem i tradycją rodu, przyjmuje rolę reprezentanta ginącej arystokracji. W przebraniu zwiedza obóz rewolucjonistów, gdzie dostrzega tylko „wszystkie stare zbrodnie świata, ubrane w szaty świeże", toteż marzeniu Pankracego (obaj przywódcy spotykają się potajemnie w noc poprzedzającą rozstrzygającą bitwę) o zbudowaniu ziemskiego raju przeciwstawia swój sceptycyzm. Dochodzi do konfrontacji zbrojnej obu obozów. Orcio, trafiony kulą, umiera; pokonany hrabia Henryk, pełen pogardy tak dla zwycięzców, jak zwyciężonych, w porywie dumy popełnia samobójstwo.
Tuż przed skokiem w przepaść wypowiada znamienne słowa: „Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki".

Pankracy i Leonard odbywają sąd nad pokonanymi. Pankracy roztacza wizję przyszłości, świadom, że dzieło zniszczenia musi odkupić budowa nowego, szczęśliwego życia. W tym momencie spostrzega postać Chrystusa-mściciela i umiera ze słowami:


Galileae vicisti!" (Galilejczyku, zwyciężyłeś, to samo miał powiedzieć cesarz Julian Apostata, w IV w., na łożu śmierci, kiedy umierając nie zdołał powstrzymać naporu chrześcijaństwa)

fragment cz. III



PANKRACY
wchodząc
Witam hrabiego Henryka. — To słowo „hrabia" dziwnie brzmi w gardle moim.
Siada, zrzuca płaszcz i czapkę wolności i wlepia oczy w kolumnę, na której herb wisi.

MĄŻ
Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu — starym zwyczajem piję zdrowie twoje.
bierze puchar, pije i podaje Pankracemu
Gościu, w ręce twoje!

PANKRACY
Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. — Coraz mniej takich znaczków na
powierzchni ziemi.
pije

MĄŻ
Za pomocą Bożą wkrótce tysiące ich ujrzysz.

PANKRACY
puchar od ust odejmując
Otóż mi stara szlachta — zawsze pewna swego — dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża, bez żołnierzy. —
Odgrażająca się, jak umarły w bajce powoźnikowi u furtki cmentarza — wierząca lub udająca, że wierzy w Boga — bo w siebie trudno
wierzyć. — Ale pokażcie mi pioruny na waszą obronę zesłane i pułki aniołów spuszczone z niebios.
pije

MĄŻ
Śmiej się z własnych słów. — Ateizm to stara formuła — a spodziewałem się czegoś nowego po tobie.

PANKRACY
Śmiej się z własnych słów. — Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. — Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom
tysiąców — głód rzemieślników — nędza włościan — hańba ich żon i córek — poniżenie ludzkości ujarzmionej przesądem i wahaniem
się, i bydlęcym przyzwyczajeniem — oto wiara moja — a Bóg mój na dzisiaj — to myśl moja — to potęga moja — która chleb i cześć im
rozda na wieki.
pije i rzuca kubek

MĄŻ
Ja położyłem siłę moją w Bogu, który ojcom moim panowanie nadał.

PANKRACY
A całe życie byłeś diabła igrzyskiem.
Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy — do rzeczy — do rzeczy!

MĄŻ
Czegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu-boże?

PANKRACY
Przyszedłem tu, bo chciałem cię poznać — po wtóre — ocalić.

MĄŻ
Wdzięcznym za pierwsze — drugie zdaj na szablę moją.

PANKRACY
Szabla twoja — szkło, Bóg twój — mara. Potępionyś głosem tysiąców — opasanyś ramionami tysiąców — kilka morgów ziemi wam
zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy — dwudziestu dni bronić się nie możecie. — Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność —
a wreszcie, gdzie męstwo?...
Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił.

MĄŻ
Słucham — patrz, jakem cierpliwy.

PANKRACY
Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: "Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny — nie idę na odsiecz Świętej
Trójcy — a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem."
Wiele masz lat, Hrabio?

MĄŻ
Trzydzieści sześć, Obywatelu.

PANKRACY
Jeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie niedługo żyją — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie
szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i
rżnąć herby — a o tych nędzarzach nie myśl już więcej. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami.
nalewa sobie drugi puchar
Zrowie twoje, ostatni hrabio!

MĄŻ
Obrażasz mnie każdym słowem: zda się, probujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja
ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże.

PANKRACY
Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! znam ciebie, przenikam ciebie —
pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w
słowo „ojczyzna" i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć.

MĄŻ
Tobie zaś i twoim cóż inszego?

PANKRACY
Zwycięstwo i życie. — Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam — tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — ono
jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
"Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym."
Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego.

MĄŻ
Bodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. — Ja także znam świat twój i ciebie — patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu,
po karkach którego wspinasz się do góry — widziałem wszystkie stare zbrodnie świata ubrane w szaty świeże, nowym kołujące
tańcem — ale ich koniec ten sam, co przed tysiącami lat — rozpusta, złoto i krew. — A ciebie tam nie było — nie raczyłeś zstąpić
pomiędzy dzieci twoje — bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi — kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz
pogardzał sam sobą. Nie dręcz mnie więcej.
siada pod herbem swoim

PANKRACY
Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu — zgoda — nie wyrósł na olbrzyma — łaknie dotąd chleba i wygód — ale przyjdą czasy...
Wstaje, idzie ku Mężowi i opiera się na herbowym filarze.
Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „Jestem" — a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł
także odpowiedzieć: "Jestem."

MĄŻ
Cóż dalej?

PANKRACY
Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie
widziała mężów. — Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. — Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym
domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu.

MĄŻ
Słowa twoje kłamią — ale twarz twoje niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia.

PANKRACY
Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem.
Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie. — Bóg pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne
dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy. — Bóg ludzkości objawił się im.

MĄŻ
A nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona.

PANKRACY
Niechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od jego śmierci na krzyżu.

MĄŻ
Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie — u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje — sto bogów,
twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte
ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest Panem świata.

PANKRACY
Stara powiastka — pusta jak chrzęst twego herbu.
uderza o tarczę
Ale ja dawniej czytałem twe myśli. — Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze,
jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia.
Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie — ostatni raz ci mówię — jeśliś tym, czym wydawałeś się niegdyś, wstań,
porzuć dom i chodź ze mną.

MĄŻ
Tyś młodszym bratem szatana.
wstaje i przechadza się wzdłuż
Daremne marzenia — kto ich dopełni? — Adam skonał na pystyni — my nie wrócim do raju.

PANKRACY
na stronie
Zagiąłem palec popod serce jego — trafiłem do nerwu poezji.

MĄŻ
Postęp, szczęście rodu ludzkiego — i ja kiedyś wierzyłem — ot! macie, weźcie głowę moją, byleby… Stało się. — Przed stoma laty,
przed dwoma wiekami polubowna ugoda mogła jeszcze… Ale teraz wiem — teraz trza mordować się nawzajem — bo teraz im tylko
chodzi o zmianę plemienia.

PANKRACY
Biada zwyciężonym — nie wahaj się — powtórz raz tylko „biada" — i zwyciężaj z nami.

MĄŻ
Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem widomym stanęło ono u wejścia namiotu twojego w nocy i
olbrzymią dłonią błogosławiło tobie — lub w dzień czyś słyszał głos jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden
rozmyślał — że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego
lepszego cięcia?

PANKRACY
Nie łudź się marną nadzieją — bo nie draśnie mnie ołów, nie tknie się żelazo, dopóki jeden z was opiera się mojemu dziełu, a co
później nastąpi, to już wam nic z tego.
zegar bije
Czas szydzi z nas obu. — Jeśliś znudzony życiem, przynajmniej ocal syna swego.

MĄŻ
Dusza jego czysta, już ocalona w niebie — a na ziemi los ojca go czeka.
spuszcza głowę między dłonie i staje

PANKRACY
Odrzuciłeś więc?
chwila milczenia
Milczysz — dumasz — dobrze — niechaj ten duma, co stoi nad grobem.

MĄŻ
Z dala od tajemnic, które za krańcami twoich myśli odbywają się teraz w głębi ducha mojego! — Świat cielska do ciebie należy —
tucz go jadłem, oblewaj posoką i winem — ale dalej nie zachodź i precz, precz ode mnie!

PANKRACY
Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! — Patrz na mnie! — Myśli i kształty są woskiem palców
moich.

MĄŻ
Darmo, ty mnie nie zrozumiesz nigdy — bo każden z ojców twoich pogrzeban z motłochem pospołu, jako rzecz martwa, nie jako
człowiek z siłą i duchem.
Wyciąga rękę ku obrazom.
Spojrzyj na te postacie — myśl ojczyzny, domu, rodziny, myśl, nieprzyjaciółka twoja, na ich czołach wypisana zmarszczkami — a
co w nich było i przeszło, dzisiaj we mnie żyje. — Ale ty, człowiecze, powiedz mi, gdzie jest ziemia twoja? — Wieczorem namiot
twój rozbijasz na gruzach cudzego domu, o wschodzie go zwijasz i koczujesz dalej — dotąd nie znalazłeś ogniska swego i nie
znajdziesz, dopóki stu ludzi zechce powtórzyć za mną: "Chwała ojcom naszym!"

PANKRACY
Tak, chwała dziadom twoim na ziemi i niebie — w rzeczy samej jest na co patrzyć.
Ów, starosta, baby strzelał po drzewach i Żydów piekł żywcem. — Ten z pieczęcią w dłoni i podpisem — „kanclerz" — sfałszował akta,
spalił archiwa, przekupił sędziów, trucizną przyśpieszył spadki — stąd wsie twoje, dochody, potęga. — Tamten, czarniawy, z
ognistym okiem, cudzołożył po domach przyjaciół — ów z Runem Złotym, w kolczudze włoskiej, znać służył u cudzoziemców a ta
pani blada, z ciemnymi puklami, kaziła się z giermkiem swoim — tamta czyta list kochanka i śmieje się, bo noc bliska — tamta, z
pieskiem na robronie, królów była nałożnicą. — Stąd wasze genealogie bez przerwy, bez plamy. — Lubię tego w zielonym kaftanie —
pił i polował z bracią szlachtą, a chłopów wysyłał, by z psami gonili jelenie. — Głupstwo i niedola kraju całego — oto rozum i moc
wasza. — Ale dzień sądu bliski i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, o żadnym z ojców waszych, o żadnej
chwale waszej.

MĄŻ
Mylisz się, mieszczański synu. — Ani ty, ani żaden z twoich by nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców
moich. — Oni wam wśród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale — a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na
niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły — podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy.
Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach — one ich popiołów nie wzruszą
nawet — one zaginą jak skowyczenia psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. — A teraz czas już tobie
wyniść z domu mego. — Gościu, wolno puszczam ciebie.

PANKRACY
Do widzenia na okopach Świętej Trójcy.
A kiedy wam kul zabraknie i prochu...

MĄŻ
To się zbliżym na długość szabel naszych. — Do widzenia.

PANKRACY
Dwa orły z nas — ale gniazdo twoje strzaskane piorunem.


 Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,1660)
 (Last change: 02-08-2002)