To opowieść o początkującym raperze, który ma kłopoty zarówno ze światem jak i z samym sobą. Próbuje rapować, lecz presja wywierana przez publikę onieśmiela go. Do tego dochodzą problemy matki, która również nie radzi sobie w życiu oraz towarzyskie — ze znajomymi i poznaną dziewczyną. Film wyreżyserował Curtis Hanson, twórca "Tajemnic Los Angeles" i "Cudownych chłopców". To prawdopodobnie dzięki niemu "Ósma mila" nie ma nic wspólnego z biografią blondyna. Eminem założył ośmiomilowe buty i jest nie do poznania. Przefarbowany na bruneta śpiewa kołysankę swojej młodszej siostrze. Jak zwykły człowiek. Tak! Eminem to też człowiek. To podejście jest głównym powodem niezadowolenia fanów hip hopu siedzących obok mnie w kinie. Spodziewali się zapewne filmu à la "Hiphopowa pralnia" czy "Piątek". Wywnioskowałem to po unoszącym się w sali zapachu „palonej trawy". Zamiast prymitywu zobaczyli dobre kino społeczne, przedstawiające mniej znane terytoria Ameryki. "Biedna część Detroit i Eminem? Toż to oksymoron!" — mógłby powiedzieć któryś z nich. Może i tak, ale kontrasty się często przyciągają.
Sprowadzony na ziemię Eminem jest znakomitym przykładem zasady: "bez pracy, nie ma kołaczy". Po wygranym raperskim pojedynku, Rabbit, traktowany prawie jak Adam Małysz, odpuszcza świętowanie swojego triumfu i wraca do pracy. Wraca, bo potrzebuje pieniędzy. Wie, że za marzenia ich nie dostanie. Tylko za solidną pracę.
Miło wiedzieć, że ktoś jeszcze robi takie filmy. Podczas seansu przypomniałem sobie w myślach "Rockiego". Warto wspomnieć, że Rocky Balboa w finałowej walce przegrywa. Nie o tym jednak był tamten film, nie o sukcesach na scenie jest też "Ósma mila". Pewnie dlatego podobała się nie tylko mnie, ale i, a może przede wszystkim, mojemu o trzydzieści lat starszemu ode mnie tacie. Widać czegoś się dowiedział... | |
Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,2918) (Last change: 16-11-2003) |