Ostatnio media obwieściły, że McDonald's zamyka 175 swoich restauracji w 10 krajach, a z trzech państw wycofuje się całkowicie. W historii korporacji, która od początku rozrastała się niezwykle dynamicznie, to pierwszy tak widoczny przejaw jej kryzysu. Przeciwnicy globalizacji i kapitalizmu, liczni zdredowani zwolennicy trawki, nienawidzący szczerze niezdrowych frytek i hamburgerów, mają wreszcie tę niewątpliwą satysfakcję, że McDonald's się zwija. Wiele wskazuje na to, że McDonald's stał się od jakiegoś czasu kozłem ofiarnym nękanego zewsząd kapitalizmu; posądza się go o wszystko, co w kapitalizmie może być najgorsze: o nieludzki wyzysk człowieka pracy przez międzynarodowego molocha; o to, że zawsze sprzeciwiał się związkom zawodowym w swoim imperium; o propagowanie niezdrowej żywności; o niszczenie tropikalnych lasów; o męczenie zwierząt… Dlatego brunatno-czerwoni antyglobaliści atakują go łomami i kamieniami, a karykaturalnie spasieni miłośnicy junk foods nękają Bogu ducha winną firmę sądowymi pozwami, żądając od McDonald's horrendalnie wysokich odszkodowań. Za co? Ano za to, że wywiódł ich w pole, nie mówiąc w swoich reklamach o tym, że bezmyślne napychanie się frytkami i hamburgerami może prowadzić do — delikatnie mówiąc — bardzo widocznej nadwagi i związanych z nią chorób oraz dolegliwości. Tymczasem "imperialistyczna machina Zachodu" — tak zwykle określają sieć restauracji McDonald'sa jej zlewicowani przeciwnicy — to nadal największe gastronomiczne imperium świata — zatrudnia 400 tys. pracowników, posiada w 121 krajach ponad 30 tys. restauracji obsługujących 46 mln konsumentów dziennie. W samym USA McDonald's wciąż dominuje na rynku fast foodu z dochodami ponad 20 mld dol. rocznie, na głowę bijąc najbliższych konkurentów, tj. Burger Kinga (8,59 mld) i Wendy's (6,15 mld). Wciąż powstają nowe restauracje, także poza USA, chociaż mniej niż w poprzednich latach. Niemniej od dwóch lat pojawiają się oznaki kryzysu, a obecnie planowane zamknięcie 175 restauracji oznacza zwolnienie od 400 do 600 pracowników na całym świecie, z czego 250 w samym USA. W ciągu mijającego roku wartość rynkowa McDonald'sa zmniejszyła się o jedną trzecią. Przybywa jej wielu groźnych rywali. Pojawiła się najbardziej niebezpieczna dla firmy konkurencja w postaci sieci barów, tak popularnej dziś „zdrowej żywności", jak Subway czy Boston Market. [Zob. też: Dalajlama nie chce KFC w Tybecie] Twórca imperium Kariera owego sprzedawcy to wzorcowy przykład american dream — droga selfmademana — na pewno nie usłana różami, a okupiona łzami i potem — od pucybuta do multimilionera. Warto wspomnieć tego bohatera kapitalizmu (nie bójmy się takich słów, bo skoro socjaliści mają swoich gierojów, dlaczego nie wolno mieć ich zwolennikom kapitalizmu!?), tym bardziej, że w tym roku mija setna rocznica jego urodzin. Niewątpliwie życiorys Raya Kroca może być inspiracją dla wielu młodych ludzi, którzy — zamiast posługiwać się kamieniami czy bejsbolami lub jak towarzysz „Che" karabinem, w opacznie pojmowane imię wolności — wolą uczciwie i ciężko pracować, a nie demolować cudzą własność i zabijać, by osiągnąć prawdziwą wolność dla siebie i swych najbliższych. Dlatego studiujmy i bierzmy przykład z takich ludzi jak np. handlowiec-kapitalista Ray, a nie rewolucyjny terrorysta „Che". Oto moja propozycja. Życie Kroca bowiem to przykład do naśladowania niemal dla każdego — jak najbardziej godny polecenia, wzór heroizmu praktycznego na co dzień, prowadzącego do prawdziwej wolności; życie Guevary natomiast to tragiczne bohaterstwo i zmarnowany heroizm, bo użyty w złej z gruntu sprawie, niosącej śmierć i zniewolenie jednostek i całych narodów. (Nb. Szanowni Wydawcy, kiedy wreszcie na półki polskich księgarń i bibliotek trafi polska edycja autobiografii Raya Kroca???). Początek komiwojażerskiej kariery Wiosną 1925 roku, pomimo że interes z kubkami wciąż się rozwijał, Kroc postanowił wziąć pięciomiesięczny urlop. Wyruszył na Florydę, ale nie po to, by beztrosko odpoczywać. Zatrudnił się w firmie W.P. Morgan&Son zajmującej się pośrednictwem w handlu nieruchomościami. Terenem działania firmy był Bulwar Las Olas w Forcie Lauderdale, a klientami amerykańscy milionerzy. Ray sprawdził się także w handlu nieruchomościami. Jego wyniki były tak dobre, że firma nagrodziła go, oddając mu do dyspozycji limuzynę marki Hudson wraz z szoferem. Od akwizytora do inwestora Traf chciał, że pewnego dnia klientami Kroca zostali bracia McDonald z Los Angeles, którzy w swojej restauracji postanowili użyć aż ośmiu dostarczanych przez niego urządzeń. Kiedy Ray mógł wreszcie osobiście zobaczyć ich bar — oniemiał. Wzorowy porządek, nienaganna i szybka obsługa przy ogromnej liczbie konsumentów. Wnet „wyobraziłem sobie restaurację McDonalda przy wszystkich skrzyżowaniach dróg w całym kraju" — zapisał w swoim notatniku. Było to jak olśnienie. Nazajutrz braciom McDonaldom zaproponował utworzenie ogólnokrajowej sieci lokali wzorowanych na już istniejącym. Myślał o obopólnych korzyściach. I co ciekawe — ze swej strony tylko o nowych rynkach zbytu dla swoich multimikserów! Początkowo bracia McDonaldowie wystraszyli się pomysłem rozentuzjazmowanego akwizytora, zdając sobie sprawę z ogromu zadań, jakie by ich czekały przy jego realizacji. Jednak Kroc podjął się tego zadania. Niczym wielcy zdobywcy i on nie poprzestawał na małym. „Myśl o sprawach wielkich, a wielkim się staniesz" — mawiał. McDonaldowie przyznali mu koncesję na budowę sieci restauracji na całym obszarze Stanów Zjednoczonych, identycznych jak ta pierwsza. Posiłki i napoje również miały być jednakowe. Umowa przewidywała, że Kroc otrzyma 1,9 % od obrotu każdej z restauracji, z czego McDonaldom odda 0,5%. Ray miał ponadto zagwarantowane 950 dolarów za każdą oddaną przezeń w ajencję placówkę. W 1955 r. w Des Plaines w stanie Illinois Kroc otworzył pierwszą franchise — ajencję będącą początkiem imperium McDonald'sa. Wielki pomnik ku czci kapitalizmu Pomimo to Kroc postanowił spłacić Rysia i „Maca"; znalazł kredytodawców. Wyliczył wówczas, że ta ogromna pożyczka (ostateczny koszt transakcji zamknął się kwotą 14 milionów dolarów!) będzie spłacana aż do 1991 roku. W nawet najbardziej optymistycznej wersji Ray nie zakładał, że już w 1972 roku wszystkie jego zobowiązania finansowe zostaną uregulowane (pięć lat wcześniej McDonald's ekspandował na rynki światowe — pierwszy bar poza granicami USA powstał w Kanadzie, a wkrótce potem w kilku krajach Ameryki Środkowej). W tym samym 1972 roku Kroc otrzymał prestiżowe nagrody, były to Horatio Alger Award i The Presidential Star. A w rok później został nawet Amerykaninem Roku. Pomimo wielu zdrowotnych dolegliwości Kroc pozostał bardzo aktywny do końca swojego pracowitego życia; zawsze mierziła go bezczynność, dlatego wciąż osobiście wyszukiwał najlepsze miejsca pod lokalizację nowych barów. Kiedy w 1977 roku opublikował swoją autobiografię — już jako senior chairman korporacji McDonalda — jego imperium posiadało 4 177 restauracji w USA i 21 zagranicą. Trzeba przyznać, że ten chicagowski akwizytor, który był zawsze przeświadczony o swoim zwycięstwie, rzeczywiście zbudował znakomity biznes — wielki pomnik ku czci kapitalizmu — mógł wreszcie spać spokojnie. Zmarł 14 stycznia 1984 roku w kalifornijskim San Diego. * [Tekst opublikowany w „Najwyższym CZASIE!" nr 1/2003] | |
Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,3483) (Last change: 29-06-2004) |