Polaroidy czyli kilka ostrych zdjęć, tak Ravenhill określa w podtytule swój dramat. Oglądając jednak inscenizację tej sztuki na scenie Starego Teatru w Krakowie nigdzie tych „ostrych zdjęć" nie dostrzegłam. Ani w mieszkaniu Helen, ani w mieszkaniu Nadii, ani nawet w szpitalu, czy klubie, nawet na tarasie Izby Gmin (w polskich realiach na pewno w tym miejscu musiałoby wystąpić kilka takowych). A tutaj nic! Nie, nie byłam zawiedziona, raczej zrozpaczona. Dlaczego? Żyję, a raczej moje pokolenie żyje, pośród takich zdjęć, o których Ravenhill mówi Polaroidy i może dlatego mnie one nie szokują. Nas — ludzi XXI wieku — nic bowiem już nie wzrusza, porusza ani szokuje.
Ravenhill opisuje życie codzienne, nazywa je — te scenki ze zwykłych dni — ostrymi zdjęciami. Te „kilka ostrych zdjęć" to dla nas zwykłe „polaroidy", bynajmniej już nie ostre (mówię o młodym pokoleniu, którego jestem częścią).
Scena 1: Mieszkanie Helen Nick: Chcę się nauczyć… Chce zrozumieć jak funkcjonuje ten dzisiejszy świat. A co to, kurwa, jest to całe Playstation? Helen: Mnie lepiej nie pytaj. Zaczyna się od drobiazgów, kapujesz? Krok po kroku robi się takie zwykłe rzeczy, nie szuka się szerszej perspektywy, nie generalizuje się. Helen i pozostali są „na fali", „są cool", idą bezcelowo przez życie, które zabiera im: - coraz więcej czasu, jak w przypadku Helen (Dorota Segda), - coraz więcej siły, wiary i marzeń (początek depresji), Nadia (Sandra Korzeniak) - coraz więcej bliskich, Victor (Michał Czarnecki) traci dom rodzinny - wyjechał z Rosji, w Londynie traci Tima — partnera, - życie, Tim (Adam Nawojczyk), umiera. A jaki jest ten ich świat? Tak, my wiemy o co chodzi — młode pokolenie, starsze niepewnie gubi się w natłoku tych „ostrych zdjęć" i nadal nie wie, nie tylko tego, co to Playstation. Tak, my młodzi często rozmawiamy o życiu... Scena 2: Lotnisko Victor: Ja uważam, że wszystko jest zwariowane. Cały świat jest zwariowany Co rano budzę się i mówię sobie: jeszcze jeden pieprzony, zwariowany dzień. Co ja dzisiaj będę robić? Nadia: Masz piękne wnętrze. Jesteś taki otwarty. Victor: Tak otwarty. Głodna-dziura. Jakie jest to pokolenie? Konsumpcyjnie nastawione do życia. Nie ma już żadnych granic, ludzie przekraczają je, nie budują swoich własnych. W rezultacie nie kierują się żadnymi wartościami. Victor mówi tylko o swoim ciele i określa się przez nie. Nadia poszukuje drugiego człowieka, bo tylko przez niego może się określić. Helen w swoim zorganizowaniu, uporządkowaniu dostrzega pustkę. Tim — czujący, odnajduje brak uczuć u Victora, w rezultacie tłumi wszystko w sobie.
Reżyser — Michał Kotański, skądinąd znany mi z inscenizacji Mr Love w krakowskiej PWST, doskonale przedstawił tę miałką rzeczywistość do której wchodzimy w klubie, mieszkaniu, na ulicy, czy szpitalu. Nie przerysowuje niczego, interesujące jest u tego reżysera pokierowanie aktorami tak (co też było widoczne w Mr Love — świetna rola Agaty Próchniewskiej), aby nie wydawały się nam nieznane, wymyślone, odrealnienie. Ubogość środków wyrazu, ważna rola aktora (najważniejsza!), umowna przestrzeń — bez zbędnych elementów, wydają mi się ciekawe u tego reżysera. Rola Michala Czarneckiego, który gra Victora (wysoki chuderlak, który przyjechał „sprzedawać się" do Londynu z Rosji), może wydawać się na początku wręcz infantylna, lecz to tylko chwilowe wrażenie, które jest burzone przez gesty: przesadne eksponowanie ciała, lekkie podenerwowanie. Victor ma manię na punkcie swojego wyglądu i ciała — był wiarygodny w tym jak cielesność grał i wygrywał. Jacek Romanowski (Nick) — jego rola nikła i bladła w konfrontacji z innymi, był bezosobowy, nie umiał się przebić. Ale czy Nick właśnie taki nie jest? My — widzowie mieliśmy poczucie jego ogromnej słabości; także ciszej mówił, ciągle jakby szeptem scenicznym! Może to była konfrontacja do „dawnego" Nicka, który w 1983 dużo krzyczał. Sandra Korzeniak (Nadia), duża-mała kobietka, infantylizm w zachowaniu, dorosłość (z tekstu wynika, że tańczy „na scenie" w klubie), na scenę wchodzi w stroju, w którym pracuje w klubie. Zobaczyliśmy wrażliwą osobę, która ma początki depresji (ledwo mówi, cedzi słowa). Bardzo dobra rola. Adam Nawojczyk (Tim), jego ruchy eksponują zachowanie typowe dla homoseksualistów, rola słabo zarysowana, bezosobowa (ale chyba o to chodziło w tej sztuce). Nie widzimy tu Faustów tylko zwykłych ludzi z dyskotek czy ulicy. Takich, którzy to najczęściej drażnią — zbytnim przystosowaniem, albo za małym, tym i tym grzeszą. Dorota Segda (Helen), nie wiemy o tej postaci nic (pewnie o to chodziło!), rola bezosobowa, niby — kobieta sukcesu. Ryszard Łukowski (Jonathan), kapitalista, starszy pewny siebie pan, urzędnik u władzy, jaki urzędnik nie drażni...(?) Muzyka występuje tylko w przerwie między scenami, gdzie na telebimie ukazują się à la elżbietańskie napisy (tu jest mieszkanie Helen, lotnisko etc.), zabieg zastosowany po to, aby publiczność nie pogubiła się w miejscach akcji (jak już wcześniej pisałam, przestrzeń jest umowna). Muzyka oczywiście Go-Go, która podkreśla rutynowość… a raczej dziwność...
Zdjęcia pochodzą ze strony Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie | |
Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,4692) (Last change: 06-04-2006) |