Ten straszny Marks
Author of this text:

Niedawno J. Palikot urządził happening, w którym wraz z grupą aktorów czytał pracę doktorską obecnego prezydenta RP — L. Kaczyńskiego. Dla Palikota, notabene absolwenta filozofii, kompromitacja polegać miała na cytowaniu przez autora owej pracy dzieł Marksa i Lenina. A że Marks w Polsce kojarzy się jednoznacznie z reliktem PRL-u i komunistyczną dyktaturą, efekt został osiągnięty. Prezydent został zdyskredytowany jako wyznawca ideologii zamierzchłej, upadłej, a jednocześnie budzącej odrazę jako legitymacja zbrodniczych reżymów. Czyżby?

Od razu chciałbym podkreślić, że nie zamierzam wchodzić w teologiczne spory i bronić czystości marksowskiej doktryny. Marks pisał tak dużo i tak ogólnie, że każdy wariat znajdzie coś dla siebie. Nie zamierzam również komentować jałowego konfliktu na szczytach władzy, na który choruje polska demokracja od jakiegoś czasu. Moją intencją jest pokazanie, że na happeningu nie został skompromitowany prezydent, który w tym zadaniu wyręcza się najlepiej sam, lecz Palikot i wszyscy jemu podobni.

Dla większości polskiego społeczeństwa Marks jest postacią demoniczną, a jego czytelnicy, mówiąc obrazowo, to dinozaury. Pamiętam jak swego czasu pisałem pracę magisterską o Szkole Frankfurckiej, która jak wiadomo, wiele zapożyczyła od tzw. Młodego Marksa, i wywołałem nie lada konsternację w bibliotece prosząc o Ideologię niemiecką . Kto, Marks? – spytała bibliotekarka z niedowierzaniem. Tak, interesuje mnie ten i ten tom dzieł zebranych – potwierdziłem lekko speszony. Na co, zniechęcona pracownica biblioteki stwierdziła – w takim razie musimy się udać do piwnicy! W piwnicy było ciemno i ponuro, tak jak w realnym socjalizmie, pomyślałem natychmiast, przypominając sobie opowieści tych, którzy realnie w nim żyli. Nagle moje rozmyślania przerwała pani bibliotekarka: co to miało być, Lenin? Nie, Marks, Ideologia niemiecka – zareagowałem nieco poirytowany. Proszę szukać ze mną, tyle tego tutaj jest… – dodała nieco pojednawczo. Po 15 minutach okazało się, że tom III zaginął i że najprawdopodobniej został skradziony. Wiadomość ta mnie oczywiście zasmuciła, jako że zdawałem sobie sprawę, iż czeka mnie kolejna przeprawa w następnej bibliotece, ale też niejako podbudowała, bo w końcu ktoś, poświęcił czas, podjął ryzyko, naraził się na kradzież i wszystkie jej konsekwencje, jakby na to nie patrząc, z powodu Marksa.

W świecie akademickim Marks oczywiście nie budzi tak skrajnych i niesprawiedliwych ocen jak pośród gawiedzi zgromadzonej wokół Palikota. W bardzo popularnym i cenionym na całym świecie podręczniku do ekonomii Marka Blauga znajduje się obszerny rozdział poświecony ekonomicznym implikacjom doktryny Marksa. Podobnie w klasycznym już podręczniku do Historii myśli socjologicznej autorstwa prof. Szackiego, Marks znajduje, jako jeden z filarów socjologii, poczesne miejsce. Co więcej Szacki stwierdza, że „marksizm nie przestał być przedmiotem gorących sporów i jednym z najtrwalszych układów odniesienia poszukiwań w zakresie teorii społeczeństwa”. Zastrzegając się jednocześnie, „tak jest w skali światowej, bo u nas jest powszechnie lekceważony bądź wręcz ignorowany”.

Bo my mamy do tego prawo. U nas przecież panował ustrój rzekomo inspirowany pracami Marksa. Na marksizm powoływali się wszyscy urzędnicy ówczesnej władzy. O Marksa i Engelsa toczyły się ideologiczne boje. Uczono o marksizmie w szkole i na uniwersytetach. Była to jedyna słuszna ideologia, z której wyprowadzano wszystkie inne. Jeśli więc nie my, to kto?

Polacy nie są zdolni do trzeźwej oceny dorobku Marksa dokładnie z tego samego powodu, z jakiego czują, że są. Zwolennicy, a być może jeszcze bardziej przeciwnicy Palikota, patrzą na Marksa przez pryzmat politycznych implikacji jego dorobku. W czasach PRL-u marksizm cieszył się rangą oficjalnej doktryny państwa, co spowodowało, że stał się świecką religią, z Partią jako nowym Kościołem na czele. Paradoksalnie jednak ówczesna wiedza o Marksie zarówno notabli jak i większości społeczeństwa bazowała na kilku zasłyszanych banałach i frazesach o „religii jako opium dla ludu” czy hasłach o „braci proletariackiej łączącej się ponad narodami”.

Dziś jest pewnie jeszcze gorzej. Można się oczywiście pocieszać, że mimo wszystko nie było takich publikacji jak: Czy Karol Marks był satanistą? , w której popularny amerykański kaznodzieja niejaki R.R. Wurmbrand twierdzi, że najlepszym dowodem na satanizm Marksa była jego bujna broda! Z kolei w biografii Roberta Payna, autor stwierdza: „Bywały czasy, kiedy Marks zdawał się być opanowany przez demony”. Z drugiej strony, jeśli Francis Wheen (autor znakomitej biografii o Marksie) konkluduje: „tylko głupiec mógłby utrzymywać, że Marks jest odpowiedzialny za gułag, aczkolwiek istnieje cały szereg głupców gotowych to przyznać”, słowa te brzmią nad wyraz swojsko na polskim gruncie.

Z kolei na Zachodzie bez zmian. W Niemczech, Francji czy Hiszpanii Marks cieszy się ciągle sporą popularnością. Jego dzieła są wydawane no nowo i czytane na nowo. Są przedmiotem nie tylko akademickiej, ale także publicznej debaty. Marksa się krytykuje, z Marksem się polemizuje, ale Marksa się także docenia. Chwali za demaskatorską przenikliwość w analizowaniu kapitalizmu, teorię konfliktu społecznego i jedną z pierwszych charakterystyk globalizacji. Czynią to nawet po drugiej stronie spektrum politycznego, jak swego czasu autor New Yorker’a – John Cassidy, który stwierdził, że Marks może okazać się „następnym ważnym intelektualistą” dla tych, których praca polega na analizie rynków. Oczywiście wytyka się mu błędy: utopizm i fałszywe diagnozy. Gani również za autorytarne implikacje, zaznaczając jednocześnie, że ten sam zarzut można postawić Platonowi, Rousseau, Nietzschemu i wielu innym.

Dlatego też, gdyby happening Palikota przenieść na przykład do Niemiec i dokonać podobnego zabiegu na ważnym niemieckim polityku, to reakcje publiczności byłyby zupełnie odmienne. Wiele wskazuje na to, że o ile pojawiłyby się jakieś, to raczej spod znaku zapytania, a nie infantylnego rozbawienia.

Zgoda, Marks, z dzisiejszej perspektywy wydaje się nieco anachroniczny. Trudno jednak wyobrazić sobie dyskusje na temat kapitalizmu, bez podstawowej wiedzy o jego największym krytyku i miłośniku (Marks nigdy nie negował postępowego charakteru kapitalizmu). Wydaje się, że będziemy wracać do Marksa tak długo, jak długo będzie istniał kapitalizm.

Spuściznę Marksa najpierw próbowano przerobić w dogmat, potem o niej zapomniano, a ostatnio ośmieszono. Co na to Marks? W czasach kiedy jeszcze żył, jedna z francuskich partii zdeklarowała się jako marksistowska. Marks dowiedziawszy się o tym skwitował rzecz następująco: „przynajmniej w tym przypadku ja marksistą nie jestem”.


Marcin Punpur
Absolwent ekonomii i filozofii. Studiował w Olsztynie, Bremie i Bernie. Zainteresowania: filozofia kultury, religii i polityki.

 Number of texts in service: 53  Show other texts of this author

 Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,6521)
 (Last change: 05-05-2009)