Poeta miotający Stefanek
Author of this text:

Oczywiście miotający gromy.

O tym jednak za chwilę. Otóż ostatnio na Górze Jasnej, z której Panna Matka wylewa strumienie, rzeki, wodospady, a nawet kaskady i cysterny miłości na paskudny ten kraj, a także na wrednych niemiłośników Rydza, objawił się tęgi poeta i zagrzmiał niczym ten tam Zeus, jak wiadomo stary bałwan grecki oraz złoty cielec.

Nie słuchałem nigdy przemówień Gomuły, Gierka, tow. Tejchmy ani innych młotów, zwłaszcza wojewódzkich sekretarzy, po których rolę przewodnią objęli teraz złotouści biskupi, a i grzmiące kardynały. Nic bym więc nie wiedział o wydarzeniu, gdyby nie usłużni pismacy z tej kategorii, co dawniej skwapliwie po ojczyźnie roznosili nawóz partyjny, a teraz z miłością kleszy. (Należałem do tej zgrai, ale z pewną różnicą: trudno byłoby znaleźć w pismach moich jakikolwiek podliz tyłkowy tej albo innej władzy). Ci spisali i miłosiernie powielili wszędzie wytworzone na Górze poezyje, także w zdychającej gazetce Głos Koszaliński. W tym prozę poetycką Stanisława Stefanka, łomżyńskiego biskupa. Salve!

Gdybym był krytykiem surowym, nieustępliwym w niuchaniu za słabościami warsztatu literackiego, rzekłbym, iż homilijny produkt Stefanka przypomina wymłócone cepami na klepisku stodoły łomżyńskiej kozie bobki (czyżby twórca był posiadaczem wymienionej budowli rolniczej, ukrytej chytrze za starymi lipami otaczającymi jego biedniacki pałac?) Ale ja, człek wiekowy mam wyrozumienie dla poetów, którzy pragną ożywić język obrazowania starym, mocnym słowem, by brzmiał groźnie, proroczo a jednocześnie zwyczajnie, aby pojęła wszelka hołota.

Wymieniony poeta tworzy wcale udatny tandem ze swoim mentorem Rydzem, władcą ciemnych fal eteru, przewodnikiem po duchowej nędzy. Pierwszy tworzy prozę abstrakcyjną, tak zwaną rwaną, niby flaczki z głowizny, drugi jest jak głoszący apokalipsę prorok postbiblijny.

A jakie ogóle podstawy mam, by twierdzić, że Stefanek poetą? Najpierw tę, że i biskupi poetami bywają, chociażby ów warmiński. Wprawdzie z Krasickiego był oświeceniowy wyrodek, co gniazdo swe skalał, nazywając brać zakonną wielebnym głupstwem, ale wierszerobił pierwszorzędne. Miał też wyborne poczucie humoru, czym hierarchowie raczej zupełnie nie dysponują. Niemniej Stefanek jest literatem.

Dowód mam wątły, przecież stanowczy. Oto stosowny wyimek z głoszonej przezeń prozy poetyckiej Stefanka: Próba zagłuszenia Radia to wielki krzyk drapieżnych ptaków, które chcą wyrwać zdrowe ziarno prawdy z serc ludzkich.

Przedstawiona metafora, jeśli tak można by z grubsza i niesprawiedliwie nazwać owo porównanie, zawiera podstawowe błędy merytoryczne. Najpierw ten, że ptaki drapieżne są tak nazywane, bo nie jadają ziaren, tylko wsuwają swych pobratymców lub inne mniejsze ssaki. Zatem nie wystarczy skromna wiedza o jednym gołębiu, by się wypowiadać o pozostałych zwierzątkach latających. Tak jak brak biskupowi podstawowych wiadomości z zoologii, podobnie jest z radiofonią: ptaszęta, nawet krwiożercze, nie zagłuszają żadnego radia w ogóle, a termalnej i totalitarnej radiostancji należącej do Rydza w szczególności, bo pracują na różnych częstotliwościach: ptaszki na słyszalnych, a medium na ultrakrótkich. Jest też problem zbożowo-anatomiczny, dotyczący ziarna przebywającego z sercach, no ale można je tam wcisnąć cudem. A biskup przecież teoretyczne ma takie możliwości. Oczywiście licentia poetica, a szczególnie teologica, gdzie miejsce nie na takie tylko nonsensy.

Ale nie to jest smutne, że początkujący literat buduje niedobre metafory, że siejba (jego ulubiony rzeczownik rolniczego pochodzenia) jest marna, choć ziarno miało być zdrowe. Przykre jest, że talent swój biskup poświęca interesom nieszczególnym doktora Rydza. Zwłaszcza odrażającej sienkiewiczowsko-katolickiej, bigoteryjno-nacjonalistycznej, endeckiej propagandzie Radia Maryja.

Żeby człowiek tak inteligentny (uważam, że biskup musi posiadać tę właściwość tak niezbędną w pędzeniu oddanego mu stada owiec w pożądanym kierunku) dawał się wprowadzać jakiemuś cowboy’owi w tłuste maliny toruńskiego chruśniaka!

Jako diabełek przebrany za człowieka (starego i brzydkiego) wiem, że to radio rzeczywiście jednoczy wykluczonych, zapomnianych, poniżonych, samotnych i daje im sens istnienia. Problem w tym, że są prostacko wykorzystywani, karmieni jadem, przyuczani do niemiłości, wdrażani do nietolerancji oraz obfajdywania demokracji. Jeśli biskup tego nie pojmuje, a nie posądzałbym go o złe intencje, to żyje w ułudzie, w świecie nieprawdziwym, wymyślonym. Zatem, jak rzekłem, jest poetą!

Oczywiście jestem niegrzeczny. Jak poeta Stefanek wobec myślących inaczej.

Oczywiście zmyślam. Jak Stefanek.

Oczywiście metaforzę. Podobnie, ale jakby przeciwnie.

P.S. Zapis wypowiedzi ojca doktorów — Rydzyka z 10 lipca teraźniejszego roku w Częstochowie dowodzi, iż uczony nie poczynił żadnych postępów w języku polskim, ponoć rodzimym, i nadal tę mowę boleśnie kamienuje. Ponadto stwierdzić należy jego potężny obciach w temacie ewangelizacja. Proszę wybaczyć, że zacytuję potworny kawałek tej niby polszczyzny doktora: Mówili nam jak mieliśmy wejść do tej Unii Europejskiej, mówili nam, że będziemy ewangelizować, Kościół będzie miał takie szanse. Ale jak jeden ksiądz pojechał do Brukseli nie w swojej sprawie to go chcieli zatłuc od razu, jak powiedział trochę prawdy - bardzo krótko, oczywiście na skróty, bo nie było można dużo. Widzicie, ja też myślałem, że to będzie taka ewangelizacja, otwarte oczy serce, a tu nic.

O ile wiadomo, nawet świeckim łobuzom, ewangelizacja nie polega na tym, by za pieniądze podatników umożliwiać cwaniakom wiercenie termalnych źródeł dla zdobycia przez nich ogromnego szmalu, tylko przepowiadanie światu Jezusa Chrystusa oraz jego ewangelii w celu realizacji zbawienia człowieka; w sensie ścisłym oznacza przekazywanie chrześcijańskiego objawienia Bożego niechrześcijanom prze misje w celu chrystianizacji całej ludzkości i przemiany jej mentalności; w znaczeniu szerszym — działalność apostolską całego Kościoła pośredniczącą w przekazywaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej, itd. itd.

To hańba, doktorze teologii moralnej, by pieprzony niedowiarek przypominał księdzu takie podstawowe rzeczy (nietermalne).


Anatol Ulman
Urodzony w 1931 roku pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. Publikacje książkowe: Cigi de Montbazon (1979), Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (seria Ewa wzywa 07, 1988), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Transakcja z amnezją. Komedia wirtualna (2000), Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm (Wydawnictwo Alta Press-2007), " Drzazgi. Powabność bytu" (2008). W listopadzie 2010 roku zadebiutował jako poeta tomikiem wierszy "Miąższ".

 Number of texts in service: 25  Show other texts of this author

 Original.. (http://therationalist.eu.org/kk.php/s,2025)
 (Last change: 14-07-2011)