Polska w Unii Europejskiej a stosunki wyznaniowe
Konferencja naukowa zorganizowana przez Stowarzyszenie Kultury Europejskiej
SEC i Stowarzyszenie na Rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo NEUTRUM,
Warszawa, 31 maja 2004 r.
Ksiądz prof. zw. dr hab.
Zachariasz Łyko (Katedra Filozofii,
Etyki i Socjologii, Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie): Szanowni państwo, będzie to właściwie
kontynuacja poglądów protestanckich. Może na wstępie tylko kilka słów o kościele.
Kościół Adwentystyczny jest kościołem protestanckim. Kościołem,
który powstał w XIX stuleciu, który nawiązuje do pięknej tradycji chrześcijańskiej, a zwłaszcza sięga do czasów apostolskich i właśnie prezentuje te zasady w dzisiejszym czasie. Jest kościołem działającym prawie we wszystkich krajach
świata, dynamicznie rozwijającym się. W Polsce jest jednym z mniejszych kościołów,
posiada około 10 000 wyznawców, ale ma już długą, ponad stuletnią, historię.
Jest kościołem otwartym, kościołem nachylonym na zagadnienia ewangeliczne.
Jest kościołem misyjnym, ale równocześnie kościołem zaangażowanym w sprawy społeczne. Prezentuje doktrynę społeczną Pisma Świętego, zwłaszcza
takich kwestii, jak: kwestia zdrowia, wzajemnego szacunku, dostojeństwa
rodziny, dostojeństwa osoby ludzkiej, praw człowieka itd. Przechodzę teraz do
tematu, który powierzono mi do omówienia:
"Polska w Unii
Europejskiej a stosunki wyznaniowe (stanowisko adwentystyczne)"
Dzień 1 maja 2004 przeszedł do
historii naszego kraju, jak równie wielu innych krajów europejskich, jako dzień
szczególnego wydarzenia. W tym bowiem dniu Polska wraz z innym dziesięcioma
krajami Europy Środkowej i Wschodniej została oficjalnie przyjęta do Unii
Europejskiej, stając się pełnoprawnym członkiem Wspólnoty 25 państw Europy
obejmującej 450 mln ludności. Było to wydarzenie godne uwagi jako szczęśliwe
zwieńczenie wieloletnich narad, negocjacji i porozumień oraz oczekiwań wielu
Polaków.
Kościół Adwentystów Dnia Siódmego
jest życzliwie ustosunkowany do Unii Europejskiej i wszystkiego, co służy
dobru i pokojowi ludzi. Miłuje wszak Boga i człowieka. Jest Kościołem ogólnoświatowym,
który odwołuje się do powagi Pisma Świętego, zwraca uwagę na znaczenie
Dekalogu, w tym na świętość soboty, jako siódmego dnia tygodnia, oraz
wskazuje na eschatologiczny wymiar ludzkiej historii wraz z chwalebnym przyjściem
Chrystusa i odnową wszystkiego przy końcu czasów. Kościół prowadzi swą
misję we wszystkich niemalże krajach świata, a posłannictwo jego obejmuje
ewangeliczne ideały eklezjalnej wspólnoty (koinonia), służby (diakonia) i świadectwa (martyria). Jest Kościołem proweniencji protestanckiej,
nawiązującym do nauk Chrystusa i Apostołów. Stara się być także pilnym
obserwatorem zachodzących zjawisk, tak w wymiarze europejskim, jak i światowym, i pragnie właściwie — w świetle Biblii — odczytywać aktualne znaki czasów.
Dzieje negocjacji
Wszystko zaczęło się w roku
1952 od powstania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali z siedzibą w Brukseli,
przekształconej w roku 1958 w Europejską Wspólnotę Gospodarczą, która z małych
początków stale powiększała swój stan posiadania i umacniała swą pozycję,
by w końcu objąć 15 państw Europy, a od 1 maja br. dalszych 10 państw
europejskich.
Również Polski droga do Unii Europejskiej była długa,
nacechowana licznymi, często trudnymi negocjacjami. Jej początki sięgają
roku 1988, tj. początków III Rzeczypospolitej, kiedy nawiązane zostały
stosunki dyplomatyczne z Unią Europejską. Następnie były m.in.: podpisanie w Brukseli Układu Europejskiego o stowarzyszeniu Polski w UE (16.12.1991), złożenie
przez Polskę wniosku o członkostwo w UE (8.04.1994), Nicea (2000) z jej
Traktatem Nicejskim, Kopenhaga (13.12.2002), gdzie zakończone zostały
negocjacje z Unią Europejską, i Ateny, gdzie podpisany został Traktat
Akcesyjny (16.04.2003), potem referendum akcesyjne przeprowadzone w Polsce
(7-8.06.2003), w którym wzięło udział 59% Polaków, i w którym blisko 77% głosujących
opowiedziało się za akcesją, a wreszcie ratyfikacja Traktatu Akcesyjnego
podpisana przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Aleksandra Kwaśniewskiego.
Powstanie i dotychczasowy rozwój
Unii Europejskiej jest bez wątpienia wielkim osiągnięciem kulturowym, społecznym i politycznym narodów europejskich na tle wielowiekowych dziejów Europy i wszystkich pojawiających w tym czasie wysiłków unionistycznych. Być może
proces ten będzie postępował naprzód, stając się nawet — w jakimś
sensie — paradygmatem czy zaczynem szerszych tendencji globalizacyjnych
obejmujących cały świat.
Odwieczne tęsknoty
Tęsknota za państwem pokoju,
dobrobytu i sprawiedliwości towarzyszyła ludzkości od zarania jej dziejów.
Marzyli o nim myśliciele i filozofowie, wielcy i ambitni władcy wszystkich
czasów i całe rzesze prostego ludu. Takim właśnie — w jakimś sensie -
wszechogarniającym organizmem politycznym przełomu er było Imperium Rzymskie z jego jednolitą strukturą administracyjną i wojskową, pluralizmem
gospodarczym, religijnym i kulturowym, a także systemem prawa powszechnie obowiązującego i siecią dróg prowadzących z Rzymu do najdalszych zakątków Imperium, jak również
słynną Pax Romana,będącą w dużym stopniu ostoją pokoju i bezpieczeństwa jednostek i zbiorowości narodowych zamieszkujących Imperium.
Niestety, państwo oparte było na podbojach i przemocy, a w szczytowych fazach
jego rozwoju pojawiły się symptomy upadku. Jak wiadomo w roku 330 po Chr.
cesarz Konstantyn Wielki przeniósł do Konstantynopola stolicę Imperium, a w
roku 395 po Chr. cesarza Teodozjusz Wielki podzielił Imperium między swych synów
na część zachodniorzymską ze stolicą w Rzymie i część wschodniorzymską
ze stolicą w Konstantynopolu, co było pierwszym poważniejszym pęknięciem
jednolitości państwa. W roku 476 po Chr. nastąpił dramatyczny upadek
zachodniorzymskiego cesarstwa i jego rozpad na państwa Europy Zachodniej, a w
roku 1453 po Chr. upadła także część wschodnia, z której już wcześniej
wyłoniły się państwa Europy Wschodniej.
Jakkolwiek Imperium Rzymskie nie
było państwem doskonałym i niezniszczalnym, to jednak przez wiele wieków
zapewniało podstawowe warunki egzystencji. Miało również wiele osiągnięć
cywilizacyjnych, było pełne blasku i splendoru, a prawo rzymskie do dnia
dzisiejszego wykładane jest na uniwersyteckich katedrach, będąc podstawą
porządku prawnego całego niemalże cywilizowanego świata. Nic przeto
dziwnego, że po upadku Rzymu wielu władców i myślicieli Zachodu, a potem także
Wschodu, marzyło o restytucji dawnego Imperium Rzymskiego i stworzeniu wszechpaństwa,
zjednoczonego i jednolitego, w którym mogłyby być realizowane władcze ideały
światowych imperatorów duchowych i świeckich.
Kryła się w tym także — w pewnym stopniu — myśl o państwie idealnym rozwijana przez największych myślicieli i mędrców przeszłości. Dość wspomnieć Politeję Platona, Nową
Atlantydę Franciszka Bacona, Utopię Tomasza Morusa, ideały wolności,
równości i braterstwa oświecenia francuskiego czy wyśnione państwa
socjalistów utopijnych końca XVIII w. lub wreszcie wizje mesjanistyczne
francuskich i polskich mesjanistów XIX w.
Szczególnie
duże zainteresowanie restytucją Imperium Rzymskiego i tworzenia na jego wzór
powszechnej Civitas Christiana wykazywali zwierzchnicy kościelni Rzymu, a w ślad za nimi także — inspirowani przez nich — władcy chrześcijańscy
czasów średniowiecza i nowożytności. Wspomnieć tutaj należy choćby Papina
Małego, króla Franków, który przyczynił się na prośbę papieża Stefana
II do pokonania Longobardów w Italii i utworzeniu tam w roku 756 państwa kościelnego
ze stolicą w Rzymie, którego pozostałością jest dzisiejsza Citta del
Vaticano. Dalej, Karola Wielkiego (768-814) ukoronowanego przez papieża Leona
III w roku 800 po Chr. na cesarza rzymskiego właśnie, który podjął się
odnowy Rzymskiego Imperium, zwanego było później — od ukoronowania przez
papieża Jana XII w 962 r. króla niemieckiego Ottona I na cesarza rzymskiego
-Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego. Podobne imperialne i unifikacyjne zabiegi reprezentowali: Karol V — cesarz niemiecki, Ludwik XIV — król francuski, a potem Napoleon Bonaparte, zaś w czasach nam współczesnych
Adolf Hitler i Józef Stalin, twórcy dwóch najkrwawszych totalitaryzmów XX w.
Ogniem i mieczem
W przeszłości wszelkie większe
organizmy polityczne — imperia, zjednoczenia i federacje — powstawały w drodze podbojów, wojen, przemocy i przelewu krwi. Tak działo się w przypadku
starożytnych despotii Mezopotamii i Egiptu, jak również wielkich imperiów
czasów Asyrii i Neobabilonii, Medo-Persji, Grecji i Rzymu, a także późniejszych
państw Europy od średniowiecza począwszy, poprzez nowożytność, a na współczesności
skończywszy.
Przemoc, zabór i przelew krwi leżały u podstaw takich idei politycznych jak wspomniane państwo kościelne, będące
przecież królestwem „z tej ziemi", czy wizja tworzenia Imperium
Christiana na wzór — błędnie rozumianej — Augustyńskiej myśli
zawartej w jego dziele De civitate Dei (bo przecież w swej civitas
Dei i civitas terrena, Augustyn nie upatrywał państw
historycznych), czy potem wspomniana idea Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego, następnie radykalizm ideologiczny Rewolucji Francuskiej z jej hasłami
„wolności, równości i braterstwa", imperializm napoleoński, a potem od
Kongresu Wiedeńskiego z 1815 roku stulecie Trójprzymierza Prus, Rosji i Austrii, będącego dominującym tworem politycznym XIX w., a wreszcie
XX-wieczne totalitarne i zbrodnicze ideologie faszyzmu i komunizmu. Nie odbyło
się bez straszliwego przelewu krwi podczas chrystianizacji „ogniem i mieczem" narodów europejskich oraz wypraw krzyżowych na Wschód przeciw
mahometanom, a przy tej okazji także przeciw prawosławnemu Konstantynopolowi,
czy wkrótce potem przeciw „herezjom" Zachodu, dalej w postaci opentańczej
aktywności tzw. św. inkwizycji oraz dążeń uniackich Kościoła Zachodniego
wobec Kościoła Wschodniego. Dramaty i prześladowania nie były obce czasom
reformacji i przeciw-reformacji. Nawet Stany Zjednoczone Północnej Ameryki,
ojczyzna wolności i demokracji, powstały na ziemiach należących od wieków
do Indian, których byli oni brutalnie pozbawiani przez wojowniczych i chrześcijańskich
konkwiztadorów. Można tutaj wspomnieć również podboje islamu, wojny
tatarskie i potęgę mongolską.
Ideały
Tym razem zjednoczenie Europy
dokonuje się nie w ogniu walki, przelewu krwi i gwałtu, nie „ogniem i mieczem", lecz drogą pokojową i demokratycznie, w sposób świadomy i dobrowolny, w rezultacie międzynarodowego dialogu i porozumień, większością
głosów, na bazie takich ideałów, jak zachowanie pokoju, upowszechnianie praw
człowieka, polepszanie egzystencji materialnej ludzi, rozwój wartości
kulturowych, ochrona zdrowia i ekologii, współodpowiedzialność, solidarność i współdziałanie na rzecz ludzkości.
Dotychczasowe osiągnięcia Unii
Europejskiej oceniane są powszechnie jako pozytywne, a nawet pod wieloma względami
imponujące. Narody Zachodniej Europy potrafiły tak sobie ułożyć wzajemnie
relacje i współdziałania, że przyniosło im to o wiele więcej korzyści
materialnych i cywilizacyjnych niż krajom Europy Wschodniej należącym w tym
czasie do bloku wschodniego epoki jałtańskiej. Dzięki rozsądnej ekonomicznie i społecznie polityce, kraje Zachodu wyprzedziły — w różnym stopniu i zakresie — kraje Wschodu i żaden kraj, który przyłączył się do Wspólnoty,
nie pragnie z niej wystąpić. Postęp cywilizacyjny zawsze jest rezultatem mądrych
planów oraz rzetelnej i twórczej pracy. Przy czym oba te warunki realizowane
były na Zachodzie konsekwentnie i komplementarnie.
Do nowych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, przystępujących do Unii Europejskiej, dołączyła również
Polska z nadzieją na polepszenie swego ekonomiczno-społecznego bytu oraz
wkroczenie na ścieżkę wielokierunkowego rozwoju. Ten fakt stanowi wielką
szansę, zwłaszcza dla młodego pokolenia, w postaci możności swobodnego podróżowania
po krajach Europy oraz studiowania na uniwersytetach świata i realizacji swej
drogi życiowej w większej niż dotąd przestrzeni. Nie bez znaczenia jest
zniesienie granic i swobodne podróżowanie oraz możność korzystania z unijnych urządzeń administracyjno-prawnych i kulturowych.
Nie dzieje się źle, gdy ludzie i narody zbliżają się do siebie, zaprzyjaźniają się i łączą we współpracy
na rzecz wspólnego dobra, pomyślności materialno-duchowej i perspektyw
rozwoju. Jest to zjawisko pozytywne, w którym ujawnia się jakaś odwieczna tęsknota
za przyjaźnią, pokojem, dobrobytem i szczęściem. Wierzący widzą w tych
zdarzeniach dalekie echo tęsknoty za utraconym rajem oraz paradygmat
perspektyw, które wypełnią się w przyszłości — w wymiarach doskonałości
absolutnej — w eschatologicznych i wiekuistych dobrach mesjańskich niezmąconego
pokoju i nienaruszonego sacrum.
Dążenie ludzi i narodów do wspólnych
osiągnięć drogą pokojową i współpracy jest oczywiście o wiele lepsze niż
gdyby miało to być urzeczywistnione poprzez wyścig zbrojeń, militaryzm,
wojny i przelew krwi. W tym właśnie tkwi moralna i duchowa moc obecnych współdziałań
ludzi i narodów Europy. Jest to zresztą w jakimś sensie zaczynem nadziei na
przyszłe powodzenie i sukces. Człowiek jest istotą społeczną, a współpraca
jednostek oraz wspólnot rodzinnych, rodowych, społecznych, narodowych i międzynarodowych,
mających na celu wspólne osiąganie pomyślności, zwłaszcza, gdy przyświecają
jej najwyższe ideały ducha, jest wpisana w egzystencję świata i dzieje
ludzkości, bo sensem istnienia świata jest zorganizowane społeczeństwo,
zapewniające pewne minimum ładu społecznego, umożliwiającego życie i posłannictwo
dziejowe człowieka, chroniącego podstawowe wartości bytu.
Wielu myślicieli jest zdania, że
Polska pod wieloma względami zyska pozostając w Europejskiej Wspólnocie Narodów
niż będąc poza nią. Uważa się powszechnie, że Unia Europejska wpłynie
także twórczo i cywilizacyjnie, a nawet dyscyplinująco, nie tylko na sferę
ekonomiczną, ale także społeczną i polityczną.
Zjednoczona
Europa jest również szczególną szansą dla Kościołów chrześcijańskich. Z jednej strony będzie dobrą okazją do prezentacji własnych wartości
eklezjalnych i najlepszych wzorców życia, wzbogacając tym samym wspólne
europejskie dobro, a z drugiej strony skorzystania z wielu wartości kulturowych
świata Zachodu. Będzie także okazją próby wiary i życia wobec nie
wszystkich i nie zawsze pozytywnych postaw i relacji panujących na Zachodzie.
Nie bez znaczenia pozostaną międzyludzkie i międzywyznaniowe kontakty w duchu
chrześcijańskiego i międzywyznaniowego dialogu oraz współdziałań w czynieniu dobra, co może przyczyniać się do zaniku z jednej strony wszelkich
przejawów tryumfalizmu czy fundamentalizmu konfesyjnego orientacji większościowych
oraz ich różnych form ksenofobii lub sektofobii, a z drugiej strony do rozwoju
miłości braterskiej i poszanowania godności osobistej każdego człowieka bez
względu na wyznawane różnice.
Warunki sine qua non
W świetle dotychczasowych doświadczeń,
nie trudno zrozumieć, że dalsze istnienie, umacnianie się i rozwój Wspólnoty
Europejskiej — wspólnoty państw, narodowości, kultur i religii — jako
swoistej jedności wśród różnorodności czy różnorodności w jedności lub — jak mówią niektórzy myśliciele — wspólnoty pojednanej wielości,
wymagać będzie zarówno wielkiej troski, dobrej woli, współdziałań, jak i licznych wyrzeczeń. Wymagać zwłaszcza będzie realizacji czterech
przynajmniej warunków sine qua non, a mianowicie: po pierwsze -
umacniania i rozwijania ideałów dotyczących praw człowieka i pozytywnych społeczno-ekonomiczno-politycznych
warunków ludzkiej egzystencji, po drugie — umacniania ducha tolerancji i powszechnej życzliwości, po trzecie — umacniania neutralności światopoglądowej
politycznych struktur Unii Europejskiej, po czwarte — tworzenia i umacniania
mechanizmów zapobiegających duchowym kryzysom takim, jak samouwielbienie,
pycha i arogancja władzy.
Co do ideałów, to nadal powinny
być z największą pieczołowitością i konsekwencją realizowane
cywilizacyjne wartości naczelne, jak: prawa człowieka, pokój i bezpieczeństwo,
pomyślność duchowa i materialna ludzi, wyrównywanie różnic ekonomicznych
między społeczeństwami narodowymi i narodami świata, jak również ochrona
przyrody, walka z ubóstwem, terroryzmem i chorobami. Na szczególną uwagę zasługuje
wolność religii i poglądów. Niedomogi w tym zakresie zawsze były i są źródłem
największych dramatów świata, hekatomb ofiar i tragedii ludzkiego cierpienia.
Zapisy zawarte w projekcie Konstytucji Europejskiej są pod tym względem bardzo
obiecujące. Pozostaje tylko kwestia niezłomnego ich urzeczywistniania w praktyce życia. Wydaje się, że zapisy dotyczące tradycji religijnych, oświeceniowych i humanistycznych podnoszą ich znaczenie w sposób harmonijny i zachwianie tej
równowagi mogłyby być brzemienne w skutki.
Tolerancja z kolei nie może być
tolerancją pojętą wąsko, jako czasowej, trudnej do zniesienia, bolesnej i przymusowej zgody na zaistniałe odmienności, połączonej z nieodpartym dążeniem
do jak najszybszej ich likwidacji i możności pełnego rewanżu, gdyż taka
tolerancja jest bliska nietolerancji, ale tolerancja szeroko pojęta, jako
poszanowanie godności ludzkiej oraz akceptacja podobieństw i rzeczy wspólnych,
połączona z życzliwym, nacechowanym zrozumieniem i wysoką kulturą osobistą,
stosunkiem do odmienności, np. narodowych, religijnych czy innych, jednakże w granicach uniwersalnych wartości moralnych. Tolerancja szeroko pojęta nie
oznacza tolerancji bez granic, bo w przeciwnym przypadku trzeba byłoby zgodzić
się na wszelkie zło, łamanie praw Bożych i ludzkich oraz zbrodnie, a także
tolerancję wobec nietolerancji, co uderzałoby w istotę człowieczeństwa i egzystencję świata. Stąd słuszny postulat granic tolerancji, którymi
powinny być uniwersalne wartości moralne. Powstaje tylko pytanie: kto miałby
wyznaczać te granice? Nie wydaje się, żeby mogły tego dokonać w sposób
obiektywny orientacje fideistyczne, które nigdy nie są wolne od lepiej lub
gorzej pojętego pierwiastka misjologicznego i wyznaniowego ekskluzywizmu, w przeciwieństwie do orientacji afideistycznych, z natury bardziej obiektywnych,
uwzględniających także postulaty przyrodzonych praw człowieka, w tym zwłaszcza
wolności religii i przekonań.
Z kolei neutralność światopoglądowa
politycznych struktur Unii Europejskiej ma być gwarantem praw i wolności oraz
nienadużywania władzy w imię jakiejś jednej czy dominującej opcji
ideologicznej, co w praktyce oznacza m.in. rozdzielenie państwa i kościoła.
Połączenie tych czynników w przeszłości prowadziło zawsze do przejawów
nietolerancji, dyskryminacji i łamania ludzkich sumień. Życzliwy stosunek do
religii czy przekonań ze strony władz, a nawet pewne formy współpracy, nie
powinny naruszać jasno określonej linii rozdziału między tym, co świeckie, a tym, co religijne.
Jest jeszcze jedno zagadnienie
wymagające przemyśleń. Dotychczasowe doświadczenia dziejowe dowodzą, że każda
większa struktura organizacyjna czy ruch, wykazuje — w miarę upływu czasu,
wzrostu i narastającej siły — tendencje totalizujące i unifikujące, będące z jednej strony przejawem niebezpiecznego syndromu władzy, która choć jest
wielka, to pragnie być jeszcze większa, ogarniając idee, poglądy,
przekonania i postawy ludzkie, a z drugiej strony — wyrazem złowrogiej hybris,
czyli pychy, zadufania i samouwielbienia. Postawom takim mogą towarzyszyć
przeróżne ideologiczne widma (czy wręcz psychozy) faktycznych lub urojonych
zagrożeń, wskazujące na potrzebę stosowania radykalnych działań. Arogancji
władz bowiem najczęściej wtóruje jej brutalizacja oraz koniunktura i aplauz
mas. W tym momencie powstaje akademickie pytania: czy wówczas, przypuśćmy,
gdy Unia Europejska ogarnie całą Europę, a może większy jej wymiar w postaci zglobalizowanych pod względem politycznym, gospodarczym i religijnym
narodów świata, znajdzie się jeszcze miejsce np. na tolerancję dla
odmiennych poglądów i postaw mniejszości? Co zatem zrobić, aby zapobiec tego
rodzaju uniwersalistycznym i totalistycznym przejawom wszechwładzy, arogancji i pychy, które potencjalnie mogą przecież zaistnieć? Jakie zastosować
mechanizmy samoobronie przed powstaniem i rozwojem takich właśnie form
patologii ducha, czy symptomów autoagresji, destrukcji, samozagłady i samozniszczenia? Jest to zagadnienie głęboko filozoficzne i wymaga poważnych
przemyśleń.
Nadzieje i obawy
Konsekwentna i twórcza realizacja wspomnianych wyżej
uwarunkowań egzystencji i postępu, leżących u podstaw ideowych Wspólnoty
Europejskiej, z pewnością obfitować będzie dalszym jej rozwojem i urzeczywistnieniem podjętego przez nią historycznego posłannictwa w skali
europejskiej, a może także globalnej, stając się wielkim dobrodziejstwem
naszego kontynentu i chyba świata. Takie zresztą mniej więcej nadzieje przyświecały i przyświecają współczesnym przywódcom Europy i świata oraz szerokim
rzeszom ludzkości, oczekującym bardziej aktywnego przeciwdziałania złu i wszelkim innym zagrożeniom ludzkiej cywilizacji i pokoju.
W przeciwnym jednak przypadku,
gdyby z ogólnego postępu cywilizacyjnego oraz procesów europeizacji czy
globalizacji świata wyłonił się niebezpieczny syndrom samouwielbienia i wszechwładzy oraz nastąpiło raz jeszcze zespolenie religii i polityki w nowym
globalnym wymiarze oraz realizacja totalitarystycznej i uniformistycznej wizji
uszczęśliwienia ludzkości kosztem praw Boga i ludzi, to wówczas mogłyby
wypełnić się najczarniejsze scenariusze biblijnej Apokalipsy obrazujące
przesilenia końcowych dni ziemskiej cywilizacji. W ich świetle ludzka hybris
nie może stanowić duchowej przewodniczki postępu, a tandem
religijno-polityczny — jego ideowej siły, nieprawość zaś z natury swej
musi ugodzić sama w siebie. Interesująca zaś Danielowa metafora kolosa na
gliniano-żelaznych stopach dowodzi, że — w sytuacji powszechnej apostazji — gdyby nawet stan zjednoczenia świata osiągnął swą formę szczytową w postaci zespolenia się ludzi pokrewieństwem krwi, to i tak — wobec nie
przezwyciężonych i narastających sprzeczności ducha — „nie będzie się
trzymał jeden drugiego" (Dn 2,43) [ 1 ], a w konsekwencji, ocaleńczym wydarzeniem dla planety-Ziemi pozostanie
eschatyczna misja uwielbionego Chrystusa i zaistniały w jej wyniku kosmiczny
porządek pokoju, prawa i sprawiedliwości, dobra, prawdy i piękna.
Zakończenie
Niezależnie od tego, jak potoczą się przyszłe losy
Europy i ludzkości, to jednak zaistniałą obecnie — wraz z powstaniem Unii
Europejskiej i jej rozwojem — sytuację należy uznać jako jedyną w swoim
rodzaju szansę dalszego cywilizacyjnego postępu naszego kontynentu i świata.
Taki wniosek nasuwa się sam przez się na podstawie dotychczasowych osiągnięć
Unii Europejskiej.
Przemieszczanie się ludzi po kontynencie europejskim bez
wiz i granic z prawem do studiów oraz osiedlenia się i — w przyszłości -
wykonywania pracy we wszystkich europejskich krajach, to cywilizacyjna szansa
Polaków nieznana w przeszłości. Osobną kwestię przedstawia możliwość
rozwoju gospodarczego kraju w skutek płynących z unijnej kasy funduszy
inwestycyjnych, co może być sprawą niebagatelną dla lokalnych interesów i oczekiwanego podnoszenia się stopy życiowej ogółu mieszkańców. Nie bez
znaczenia będą prawa unijne, które być może — pomogą w przezwyciężaniu
różnych patologii życia społeczno-politycznego naszego kraju.
Najważniejszym jednak problemem pozostaje pytanie, z jakich
wartości Zjednoczonej Europy pragniemy korzystać oraz jakie wartości ideowe,
duchowe i moralne pragniemy wnosić do tego wspólnego europejskiego domu
dzisiaj i wobec czasów, które nadchodzą?
Cz. Janik: Dziękuję bardzo księdzu profesorowi.
Proszę pozostać ze mną. Zaprasza do nas pastora Andrzeja Bajeńskiego i profesora Tadeusza J. Zielińskiego. Przystępujemy do dyskusji. Skorzystam z tego, że udzielam głosu i udzielę go w tej chwili sobie. Przedstawię panom
dwa problemy, na które chciałbym od panów otrzymać odpowiedź. Po pierwsze,
było tutaj mówione m.in. o podziałach chrześcijaństwa: na prawosławny wschód i katolicki zachód, na katolickie południe i protestancką północ.
Historycznie powstałe podziały są aktualne do dzisiejszego dnia. A jak wiemy,
dzisiaj Unia Europejska to 25 państw, 21 języków, 450 milionów ludzi.
Stosunki między religiami i wyznaniami, jeżeli nie są poprawne, to z pewnością
często chłodne. W Unii jest 58% katolików i 19% protestantów. Trzecim
wyznaniem, które przekracza 10% populacji obywateli Unii stanowią
bezwyznaniowcy lub ateiści (razem 15%). Jest to około 70 milionów ludzi.
Nurtuje mnie pytanie, w związku z zapisami w preambule i przepisami artykułów
dotyczących wolności religijnej czy inaczej mówiąc wolności sumienia i wyznania: czy ta 58% większość katolicka nie powinna układać się z pozostałymi
wyznaniami w sprawach zapisów w Traktacie Konstytucyjnym? Czy nie powinna układać
się z tymi 70 milionami ateistów i bezwyznaniowców? Chcę poinformować, że
kilka lat temu, uczestnicząc w konferencji zorganizowanej przez Chrześcijańską
Akademię Teologiczną, miałem przyjemność spotkać przedstawicieli kościołów
mniejszościowych zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Tydzień przed
konferencją w ChAT odbywała się w siedzibie Episkopatu Polski konferencja,
podczas której minister Danuta Hübner wespół z abp Muszyńskim prezentowała
polskie stanowisko dotyczące zapisów o wartościach chrześcijańskich w preambule Traktatu Konstytucyjnego. Spytałem biskupów — przedstawicieli kościołów
mniejszościowych, czy ktoś z nimi uzgadniał te zapisy? Odpowiedź brzmiała;
Nie!
Drugie pytanie kieruję do księdza profesora Łyki, również
dotyczące tych zapisów w preambule. W polskim stanowisku, w znanej deklaracji,
proponuje się, żeby „wartości" — jeżeli się nie da w preambule -
zapisać w jakiejś deklaracji, którą się dołączy do Traktatu
Konstytucyjnego.. W tym stanowisku mówi się, że — cytuję: „świadomi
wartości i cywilizacji chrześcijańskiej, podstawowego źródła naszej tożsamości…".
Mnie interesuje, o jakie tu wartości chodzi? Czy te z Kazania na Górze? Czy też
te, które m.in. ostatnio prezydent USA Bush, wsparty polskimi arcykatolikami,
poniósł do Iraku? Bush powiedział, że czyni w stosunku do Iraku „krucjatę!".
Krucjata zaś — przynajmniej dla ludzi cywilizacji islamskiej, kojarzy się
jednoznacznie. Ostatnio na temat krucjat czytałem książkę „Wyprawy krzyżowe w oczach Arabów" autorstwa Amina Maadoufa — przedstawiciela świata
arabskiego. To, co wyrabiają Amerykanie w Iraku — chodzi mi o bestialskie
zachowania — zbyt mocno przypomina fakty historyczne przedstawione na kartach
tej książki. To są moje problemy.
Oddaję teraz głos sali. Proszę bardzo, kto z państwa
chce zabrać głos? Proszę...
Dr Adam Pałchowski (Uniwersytet Wrocławski): Mam
tutaj takie jedno spostrzeżenie dotyczące wystąpienia pastora Bajeńskiego.
Ja trochę odczułem w jego wystąpieniu wpływ bieżących wydarzeń
politycznych na bieżące koncepcje religijne, światopoglądowe. Chodzi mi
tutaj przede wszystkim o stosunek do paneuropejskiego modelu państwa laickiego. W słowach pastora była to raczej negatywna ocena. Myślę, że zupełnie
niezasłużona z tego względu, że w wypadku Francji należy mówić raczej o państwie laickim a nie o społeczeństwie laickim. Państwo laickie, to jest państwo,
które gwarantuje swobodę wyznaniową. I wystarczy spojrzeć na przekrój różnych
wyznań we Francji, żeby się zorientować, że tam panuje pod tym względem pełna
swoboda. Jest tak samo mnóstwo katolików, którzy są zrzeszeni w przeróżnych
organizacjach i bardzo swobodnie działają. Więc to nie jest tyle kwestia społeczeństwa
laickiego, co raczej państwa laickiego. Odczułem w wystąpieniu pastora raczej
negatywny stosunek do tego modelu, podyktowany — tak, jak ja to zrozumiałem — w pewnej mierze wydarzeniami politycznymi właśnie; tym wszystkim, co się
ostatnio dzieje. Choćby i polityki neokonserwatywnej, neoliberalnej w Stanach
Zjednoczonych i konsekwencji tego. Nie wiem czy się mylę, czy pastor w swoim
wystąpieniu miał takie rzeczy na myśli. Bo bardzo zaszokowała mnie ta
negatywna ocena, zwłaszcza dorobku laickiego państwa francuskiego.
R. Karpowicz (Małżeństwo i Rodzina): Chciałem
zapytać szanownych prelegentów o takie dwie sprawy. Podczas dzisiejszego
sympozjum trzy razy padło określenie „ekumenizm" i w ostatnim wystąpieniu
pana przewodniczącego obrad o tym ekumenizmie mówiono. Chciałem zapytać czy
Chrześcijańska Akademia Teologiczna widzi szansę w tych nowych warunkach Unii
Europejskiej na — po prostu — realizację szczytnych założeń ekumenizmu, a przede wszystkim dogadanie się dwóch największych odłamów chrześcijaństwa, a mianowicie katolicyzmu i prawosławia? To jest jedno pytanie.
A drugie pytanie jest następujące: czy kościoły
protestanckie, w tym misyjny Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, są w stanie przewidzieć proces niwelacji między właśnie chrześcijaństwem en
blocque, rozumianym jako — powiedzmy — przesłanie realizacyjne,
ewangeliczne Jezusa Chrystusa a zwłaszcza Nowego Testamentu, a określeniem
tego, co islamiści, mahometanie nazywają krucjatą przeciw nim? Czy to
porozumienie — dzisiaj tak potrzebne — między islamem a chrześcijaństwem,
jest możliwe?
E. Hołuszko: Chciałam tutaj pewną rzecz dodać, o ile mi pan przewodniczący pozwoli. Chciałam dodać, jak to jest z nami — z osobami wyznania prawosławnego, którym wejście do Unii Europejskiej sprawia
wprost ambiwalentne emocje. Ambiwalencja nasza polega… Na czym? Że w granicach nowej Unii Europejskiej znalazła się granica między Wschodem a Zachodem. I ta granica dokładnie idzie wzdłuż państw już obecnie będących w Unii. Dokładnie: wschodnia Finlandia, Łotwa, Litwa, Estonia, wschodnia
Polska, wschodnia Słowacja, Węgry. Z państw, które należą obecnie do Unii,
jedynie Grecja i Cypr są państwami prawosławnymi, tzn. państwami o większości
prawosławnej w społeczeństwie. Chciałam dodać, że my, prawosławni -
widzę to po społeczeństwie polskim i po innych społeczeństwach — jesteśmy w pewnym sensie rozdarci. Nowe granice Unii podzieliły większość naszego
wyznania na osoby, które znalazły się w Unii i na pozostające poza nią.
Podzieliły kontakty towarzyskie, podzieliły kontakty rodzinne, nawet utrudniły
je znacznie. Więc dlatego nie tylko wśród prawosławnych są rzeczy
pozytywne, jeżeli chodzi o włączenie do Unii, ale są też negatywy tego włączenia.
Nowa Unia podzieliła Wschód i Zachód — i to są te negatywy.
Cz. Janik: Dziękuję bardzo. Kto z państwa jeszcze
chce zabrać głoś? Nie widzę. Przystępujemy do odpowiedzi. Oddaję głos
naszym miłym prelegentom. Proszę bardzo...
Prof. T. J. Zieliński: Proszę państwa, może
bardzo krótko odniosę się do niektórych wątków. Pojawiło się tutaj
pytanie, rozumiem, że skierowane do pastora Bajeńskiego, o stosunek do
laickiej Francji. Może spróbuję się odnieść do kwestii laickości, czego
nie poruszyłem szerzej w moim wystąpieniu. Otóż myślę, że w tradycji
protestanckiej jest duży szacunek dla sekularności czy laickości dobrze
pojmowanej, jeżeli laickość pojmujemy jako wolność od zniewolenia religią,
ciężarami religijnymi, które są wprowadzane niezależnie od woli
zainteresowanych. Jeżeli sekularność traktujemy jako możliwość korzystania z tego, co niesie codzienne życie, bez niechcianej opresji ze strony czynników
religijnych, to ona jest dobra. I jest wiele oświadczeń, wypowiedzi teologów,
którzy mówią, że sekularność jest dobra. My to teologicznie uzasadniamy
zwykle w ten sposób, że Chrystus wszedł w świeckość, nie zamknął się w klasztorze, nie uciekał od codzienności, ale był między ludźmi. Więc to
jest dobra sekularność. I wychodząc właśnie z tego założenia uważam, że
państwo powinno być sekularne, czyli — inaczej mówiąc — neutralne światopoglądowo.
Państwo powinno być wolne od religii — jakiejkolwiek. Religia może mieć
bardzo złe skutki, złe oddziaływanie. Może być niszcząca. Tak samo, jak i antyreligijność może być niszcząca. I każda ideologia, która odwołuje się
do pewnych wartości, ale tak naprawdę wykorzystuje instrumentalnie je po to,
żeby sprawować nad ludźmi władzę. Mówimy o laickiej Francji teraz, gdy owa
laickość znajduje się w sytuacji pewnego kryzysu. To nie jest prosta sprawa,
to, co się stało ostatnio we Francji w sprawie chust muzułmanek. Ja, jakby
odruchowo, chciałbym szanować prawo do możliwości ubrania się tak, jak ten
człowiek chce się ubrać. Ale rozumiem całą kłopotliwość związaną z faktem, że mamy do czynienia obecnie z wojującym islamem, który spotkał się z wojującym chrześcijaństwem. Jakkolwiek go nazwiemy. Bo Bush jest
reprezentantem pewnego nurtu w amerykańskim chrześcijaństwie, który to nurt
on wykorzystuje politycznie. Wykorzystuje on pewien rodzaj protestantyzmu
ewangelikalnego, fundamentalistycznego. Co prawda na szczęście nie cały
protestantyzm ewangelikalny pod wpływem Busha, ale jest pewna jego nowa fala. I ja to odbieram negatywnie. I właśnie Francja, która chce bronić swoją
stuletnią laickość, jakoś tutaj próbuje się do sprawy wojujących religii
odnieść. Więc ja moment obecny traktuję jako moment kryzysu, moment pewnego
przesilenia. I być może jednak Francja właśnie uratuje tę swoją tradycyjną
laickość, nie depcąc prawa do odmienności.
I teraz poruszę podniesiony przez osobę pytającą wątek
prawosławny. Granica między chrześcijaństwem wschodnim a zachodnim istniała
zanim pojawiła się Unia Europejska. Granica między Polską a Białorusią,
Ukrainą, krajami, gdzie prawosławie jest tradycyjnie obecne. Zresztą historia
dowodzi, że prawosławie czy też wschodnie chrześcijaństwo dotarło na
ziemie obecnej Polski wcześniej niż łacińskie chrześcijaństwo. I uważam,
że do tego wyzwania powinniśmy podejść pozytywnie. Już mówiłem dzisiaj o tym, że granica Unii Europejskiej powinna dla nas być okazją do budowania
mostów. A z tym nie jest obecnie najlepiej. Ja jeszcze pamiętam — wielu z państwa
na pewno też pamięta — jak Polacy byli traktowani w okresie komunizmu w krajach zachodnich. Obyśmy my teraz tak nie traktowali przybyszów z krajów
wschodnich na naszym terenie. A już takie objawy gdzieniegdzie widzę. Jak
Rosjanina traktuje się w kolejce, jak w tramwaju traktuje się Ukraińca itd.
Więc my korzystając z faktu wejścia do lepszego klubu, który nie jest oczywiście
doskonały, nie powinniśmy tego wykorzystywać egoistycznie a raczej właśnie
budując mosty w kierunku do tamtych ludzi, którzy są bardzo otwarci, którzy
chcą być z nami. Dotyczy to zwłaszcza Ukrainy.
Pastor W. Andrzej Bajeński: Pytanie o Francję.
Jakkolwiek niekatolik, to jednak jestem z krwi i kości Polakiem. I na pewno miał
pan rację, że pod moja wypowiedź była trochę polityczna, ale w końcu jesteśmy
zwierzętami politycznymi. Tak, że nawet, jeśli jesteśmy duchownymi czy jesteśmy
wierzącymi ludźmi, polityka jest częścią nas, naszego życia.
Chcę powiedzieć, że jeśli chodzi o samą Francję, która
jest dla niektórych osób, które kochają ten wątek laickości, a pan tu
zrobił tę dyskusję pomiędzy społeczeństwem a państwem, na pewno bardzo ważną
dystynkcją. Dla mnie osobiście laickość nie jest wartością. Tak samo, jak
religijność sama w sobie, dla mnie nie jest aż taką koniecznie wielką wartością.
Za żadną z tych rzeczy raczej głowy czy życia bym nie dał. Głębokie
przekonania są dla mnie wartością. I nawet, jeżeli się nie zgadzam z nimi
to, jeżeli są głęboko zakorzenione, i mają swoją wagę, głębię — cenię
je. Nie zgadzając się z nimi, ale szanuję. W kwestii laickości zabrzmię
kaznodziejsko, ale powiem to tak: Od czasu, kiedy Ewangelie zostały spisane,
ewangeliczne chrześcijaństwo, czyli ta tradycja jaką Chrystus i Jego
uczniowie przeżywali i przekazali nam w zapisie Nowego Testamentu, zawsze mieliśmy
do czynienia z dwoma przeciwstawnymi sobie nurtami. Było coś takiego jak
konserwatywny faryzeizm i bardzo liberalny sadyceizm. I gdy dzisiaj myślę o tym, to myślę, że obie te rzeczy mogą być niebezpieczne dla państwa, dla
wspólnot i dla jednostki. I tak samo niebezpieczni bywają religijni faryzeusze
jak i laiccy saduceusze. Dla mnie faryzeizm opisany w Ewangeliach jest przykładem
tego, z czym Chrystus musiał sobie radzić. O czym nie miał dobrego zdania ani
dobrego słowa. No może z małymi wyjątkami. Z drugiej strony był sadyceizm, a więc poglądy ludzi, którzy podśmiewali się z wiary w zmartwychwstanie, w życie pozagrobowe i inne rzeczy. Z tym i my musimy dziś dawać sobie radę
jako ewangeliczni wierzący ludzie. Myślę, że wspomniany model francuski nie
budzi w środowisku ewangelicznych chrześcijan specjalnego zachwytu. Szczerze
powiem, wolałbym model amerykański, w którym kościoły się naprawdę
rozwijają. Znajduje to przełożenie nawet na gospodarkę i inne sfery życia,
przełożenie znacznie silniejsze niż w laickim modelu francuskim. Nie wiem,
czy to chodzi tylko o model laickiego państwa? To chyba byłoby mi łatwiej
przyjąć. Natomiast trudno jest mi wyobrazić sobie laickie państwo bez
laickiego społeczeństwa. Te rzeczy idą w parze. Tacy, jacy jesteśmy, jaka
jest większość z nas, takie tworzymy struktury i w takich strukturach
funkcjonujemy. Inaczej raczej nigdy nie było. Mniejszości raczej nie były
nigdy tak silne, żeby mieć możliwość spowodowania, żeby państwo było
strasznie „mniejszościowe".
Ks. Prof. Z. Łyko: Proszę państwa, jeszcze kwestia
ekumenizmu. Króciutko. Ekumenizm jest wielkim ruchem. Ruchem XX wieku, ale jeżeli
uwzględnimy dwie wielkie wojny światowe XX wieku, dwa ogromne totalitaryzmy,
holokaust i inne straszne dramaty, które wydarzyły się w XX w., to na tle
tych właśnie wielkich dramatów, jak również całej historii przeszłej ruch
ekumeniczny wyłania się jako coś naprawdę wspaniałego. U podstaw jego jest
właśnie dialog, tolerancja, wzajemna chęć poznania, szukanie rzeczy wspólnych.
Jest to zjawisko bardzo pozytywne. Wydaje mi się, że taki sam duch dialogu,
tolerancji, takiego otwarcia powinien panować właśnie w Unii Europejskiej. I to chyba leży i leżało u podstaw w ogóle zainicjowania tego zjawiska. Gdyby
ono się rozszerzało jeszcze dalej, byłoby cudowną rzeczą. Ale, jak zwróciłem
uwagę, wielkie ruchy zawsze później mają swoje straszliwe kryzysy. I istnieje pewne niebezpieczeństwo, ażeby te wielkie, szlachetne, wywodzące się
ze szlachetnych źródeł ruchy, nie przekształciły się później w demoniczne wprost siły zagłady, destrukcji, które wywołują znów nowe jakieś
zjawiska — nawet może potrzebę interwencji Nieba. Dlatego też wydaje mi się,
że ten element: dialogu, otwarcia, tolerancji, rzeczy wspólnych, solidarności,
jak również i współpracy, współdziałania — jest bardzo istotnym
elementem powodzenia. Również i Unii Europejskiej.
Pastor A. Bajeński: Dodam jedno zdanie w kwestii
naszych ekumenicznych zachowań. Myślę, że jedną z cech, którą
dostrzegamy, zwłaszcza w naszym kraju, a było to nawet wspomniane w niektórych
wystąpieniach, jest kwestia ekumenizmu i związana z tym kwestia „znaczenia
terenu naszymi symbolami". Ktoś tutaj pytał, czy byłoby możliwe w Niemczech zawieszenie krzyża w pomieszczeniu publicznym? Kiedy religia dopadła
nasze dzieci w szkołach mój syn był jedynym protestantem w szkole. Na
spotkaniu w szkole byłem tym, który pomagał księdzu w kwestii zawieszenia
krzyża w klasie. Ksiądz chciał, żeby krzyż wisiał. „Wiszą inne pomoce
naukowe do matematyki, do geografii. Czemu nie ma wisieć pomoc naukowa do
religii"? Pomyślałem sobie, jeżeli on w ten sposób myśli, to faktycznie
ma rację. Ktoś do nauki potrzebuje trójkąt, a ktoś potrzebuje mieć krzyż
zawieszony. Chociaż rozumiem, że to nie zupełnie jest tak. My, jako
ewangeliczni chrześcijanie, staramy się trzymać na uwięzi, naturalne
tendencje występującą chyba u wszystkich ludzi do tego, żeby znaczyć swój
teren. Uważam, że to nie wynika z duchowości, lecz to wynika po prostu z bycia człowiekiem i z naszej — powiedziałbym — troszkę zwierzęcości. To
ta nasza część zwierzęca karze nam gdziekolwiek się pojawimy, zaznaczyć swój
teren. I dlatego jak ktoś wpadł i akurat krzyż był jego symbolem, to sobie
go postawił. Ten krzyż mówił: tu my jesteśmy, my rządzimy! Takiego
traktowania symbolu krzyża nie popieramy.
Myślę, że to nie są działania dobre dla ekumenizmu.
Takie jest nasze zdanie. Osobiście wolę krzyż w sercu nosić, niż go wszędzie
stawiać, denerwując tym innych. Wolę też, kiedy inni w ten sam sposób,
zachowują swoje symbole dla siebie. Niekoniecznie chcę, abyśmy wszyscy musie
przed tymi samymi symbolami „klękać". Myślę, że dla przyszłości
naszej, dla tej europejskiej przyszłości, z jednej strony musimy się wyzbyć
pewnych naszych niskich instynktów, choćby tego w postaci znaczenia terenu.
Psy i inne zwierzęta mogą to robić nam ludziom nie wypada tak się zachowywać. Z drugiej strony jednak — każda rzecz ma dwie strony, każda droga ma swoje
pobocza: lewe i prawe. Są prądy liberalne i są te konserwatywne. Niektórzy w swoim zapędzie dążą do tego, żeby być bardziej i bardziej liberalni, coraz
bardziej otwarci. Nie możemy jednak być otwarci na wszystko.
Myślę, że jest system wartości, co do których potrafimy
się zgodzić. Potrafimy się zgodzić, co do tego, że w Europie wszyscy jesteśmy
wierzący. Jedni wierzą w to, że Boga nie ma, a drudzy, że on jest. Ale
wszyscy jesteśmy wierzący. Kiedy zaczniemy myśleć tymi kategoriami, że
pewne rzeczy są nam wspólne, to nadużyciem będzie powiedzenie, że ja mam
naukowy sposób podejścia, a ty masz polegasz na wierze, a więc twoje podejście
jest bezwartościowe w stosunku do mojego, bo jest nie naukowe. Stąd bierze się
nasza zgoda na wyłowienie tych głównych wartości i zachęta do trzymanie się
ich. Pozwoli nam to zgodzić się na uznanie tych kilku wspólnych wartości i układanie życia sobie oraz sprawi, że następnym pokoleniom będzie chciało
się żyć w Polsce, a nie emigrować do Ameryki.
Cz. Janik: Dziękuję bardzo. Proszę państwa, mamy
pół godziny poślizgu, ale ogłaszam przerwę do godziny 18,25. to, co w ostatnich zdaniach wystąpienia pastora Bajeńskiego słyszeliśmy, może
stanowić dobrą kanwę naszej dalszej dyskusji przy kawie.
[przerwa do godz. 18,25]
Cz. Janik: Szanowni państwo. Cieszę się bardzo, że z taką
chęcią i w nieuszczuplonym składzie rozpoczynamy ostatnią już sesję naszej
konferencji. Jako pierwszy zabierze głos pan Andrzej Dominiczak, który
przedstawi środowiska humanistyczne wobec integracji z Unią Europejską. Powie
nam, co mają te środowiska na ten temat do powiedzenia. Proszę bardzo. Czytaj...
Footnotes: [ 1 ] Po hebrajsku faza brzmi: mitharebin
(areb - zmieszać się) lehewon (od hawah - być)
bizera (zera - nasienie) anasza (ludzi), wela-lehewon
(lecz nie będą) dabqin (dabaq - trzymać się razem)
dena im-dena (jeden drugiego). |