Polska w Unii Europejskiej a stosunki wyznaniowe
Konferencja naukowa zorganizowana przez Stowarzyszenie Kultury Europejskiej
SEC i Stowarzyszenie na Rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo NEUTRUM,
Warszawa, 31 maja 2004 r.
Mówienie o perspektywach to jest, innymi słowy,
prognozowanie. Chciałbym powiedzieć, że wbrew pozorom nie jest to zajęcie
zupełnie absurdalne, dlatego że możemy mówić o tym, co się wydarzy w przyszłości.
Istnieje taka dziedzina wiedzy jak meteorologia. Ona też się
zajmuje częściowo prognozowaniem pogody. Prognozowanie pogody to jest mówienie o pogodzie, która będzie w jakiejś przyszłości, na podstawie zupełnie
racjonalnych przesłanek, które mamy dzisiaj. Na przykład są to: badania,
pomiary, obserwacje satelitarne, informacje z innych krajów. Więc ja też będę
mówił o przyszłości jednak w oparciu o pewne racjonalne przesłanki. Jest to
zajęcie oczywiście ryzykowne, dlatego że zawsze może się wydarzyć coś, co
zniweczy wszelkie prognozy. Przykładowo, takim wydarzeniem w dziedzinie
politycznej i społecznej, w pewnym sensie, były wydarzenia z 11 września w Stanach Zjednoczonych. One jakby wykręciły historię i wprowadziły ją w zupełnie
nieoczekiwane tory.
Jeżeli chodzi o sprawy związane z problemami światopoglądowymi
opieram się na dwóch takich przesłankach: pierwszą stanowią tendencje,
jakie generalnie są na świecie. To znaczy, jeżeli ktoś prognozuje pogodę, mówi o różnicach ciśnień i o wiatrach, które wieją. I o tym, że one coś tam
przywieją ze sobą. Więc chcę mówić o tym, jakie wiatry wieją w Europie i gdzie one nas prowadzą. Po drugie, chcę prognozować na podstawie sytuacji w krajach, które są pewnymi wzorcami w Europie. Można z dużą dozą dokładności
mówić o tym, co będzie w Europie na podstawie tego, co już jest w krajach,
na których inne kraje europejskie się wzorują w pewnych rozwiązaniach.
Zatem wieją wiatry? Przede wszystkim chciałbym, żebyśmy
sobie zdawali sprawę z tego, że ciągle żyjemy w oświeceniu, tzn. w epoce oświecenia.
Może to kogoś zaskoczy, ale musimy mieć świadomość tego, że oświecenie
nigdy się nie zakończyło. Wbrew temu czego nas uczono w szkole, że po oświeceniu
był romantyzm, pozytywizm itd. Oświecenie, jako zwrócenie się w stronę
rozumu, w stronę praw człowieka, w stronę praw jednostki, w stronę państwa,
które szanuje prawa swoich obywateli — ono ciągle trwa. Jakkolwiek są pewne
wahnięcia przez te 200 czy właściwie 300 lat, od kiedy ono się zaczęło. Po
drodze był faszyzm, po drodze były rozmaite wydarzenia, ale ciągle ten kult
rozumu, kult postępu, czyli modernizacji.
Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, że wierzymy w tzw.
postęp. W to, że można coś naprawiać. W to, że można coś zmieniać na
lepsze. Kilkaset lat temu uważano, że wszystko jest idealne i wystarczy tylko
konserwować zastane struktury. Że struktury społeczne i prawa są doskonałe i nie należy niczego zmieniać. My żyjemy w czasach, w których modny jest
postęp. A w jaką stronę prowadzi nas ten postęp, w jaką stronę prowadzi
nas to oświecenie, które mimo wszystko ciągle trwa? Otóż prowadzi nas w stronę dostrzegania wartości każdej ludzkiej jednostki i jej praw. Proszę
zwrócić uwagę, że to się nasila. W XIX wieku rozpoczęła się emancypacja
kobiet. Ona znajduje coraz to nowe wymiary. Najpierw chodziło o prawa
polityczne, o samo prawo głosu. Teraz już chodzi o zakaz dyskryminacji, o możliwość
wyboru, o pełną możliwość uczestniczenia w życiu społecznym.
Jeszcze w XIX wieku nikomu się nie śniło o tym, że można
walczyć o prawa mniejszości seksualnych. Pod koniec XIX wieku zaczęła się
intelektualna dyskusja czy w ogóle rozmowa na temat homoseksualizmu. I to taka
dosyć pokątna. Nabierała ona tempa w XX wieku, aby po rewolucji obyczajowej
lat sześćdziesiątych nabrać przyspieszenia. I to wszystko jest w pewnym
sensie oświeceniowym dążeniem do zatroszczenia się o każdego.
Chciałbym powiedzieć, że w perspektywie wyznań i światopoglądów
prowadzi to do pewnych napięć. Do napięć pomiędzy tymi siłami, które
prowadzą do uznawania praw człowieka w coraz większym i szerszym zakresie, a siłami, które nie są tym zainteresowane, bo z jakichś powodów, np.
doktrynalnych, te dążenia są im obce. Tutaj mam na myśli nieustanny
konflikt, jaki występuje między tym nurtem oświeceniowym, a Kościołem
rzymskokatolickim i np. pewnymi fundamentalistycznymi środowiskami
protestanckimi. Ten konflikt ciągle trwa. Przybiera on różne formy, ale on się
nigdy nie kończy właściwie.
Chciałem zwrócić uwagę na następujące punkty tego
konfliktu. Punkty zapalne, które już istnieją i które, być może, będą się
zaogniać. Mam na myśli szkolnictwo. Istnieje tzw. idea szkoły republikańskiej, a więc szkoły, która daje możliwość każdemu dziecku obiektywnego
zapoznania się ze stanem wiedzy w różnych dziedzinach. Idea ta w dużej
mierze realizowana we Francji, prowadzi do tego, aby dziecko — niezależnie od
tego, z jakiej rodziny pochodzi, z jakiego jest środowiska wyznaniowego — miało
możliwość zapoznania się z innymi punktami widzenia. Szkoła ma być takim
miejscem neutralnym, dzięki któremu dziecko może dokonać już jako osoba
dorosła wolnych wyborów, ponieważ jest poinformowane o różnych punktach
widzenia niezależnych od tego, co mu się mówi w domu czy w jego kościele.
Ono podejmuje wolną decyzję, aby wybrać taki a nie inny światopogląd. To
oczywiście napotyka na rozmaite przeszkody, no i na opór. Widzimy go w Polsce,
kiedy wszelkie próby edukacji seksualnej, wolnej od nacisków ideologicznych,
napotykają na natychmiastowe kontruderzenie Kościoła i środowisk
prawicowych. To się wiąże z podstawowym pytaniem: kim jest dziecko? Czy
dziecko jest tylko zabawką w ręku rodziców i np. kościoła, do którego
rodzice chodzą i którego nauczanie przyjmują? Czy dziecko jest jednostką, która
ma prawo, ponieważ ma tylko jedno życie, zrobić własny użytek ze swojego życia?
Dzięki postępowi odkrywamy, że jednak ono ma takie prawo. Jest Karta Praw
Dziecka, przyjęta w latach osiemdziesiątych XX wieku, która takie prawo
dziecku przypisuje. Czy polska szkoła takie prawo dziecku daje? Śmiem w to wątpić. W Polsce nie jest na pewno realizowany ideał szkoły republikańskiej. Szkoły
wolnej od nacisków ideologicznych. Sam fakt obecności nauczania religii w szkołach
już niweczy jej republikańskość.
Kolejna sprawa, to napięcie, jakie rodzi się w Europie i nie tylko w Europie przy dążeniu do jak najszerszej realizacji praw kobiet i mniejszości seksualnych. Tutaj już dziś pan Dominiczak wspomniał o instytucjach religijnych dyskryminujących. Może nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego paradoksu jaki występuje w społeczeństwie demokratycznym. Z jednej
strony ustala się prawa, które zakazują dyskryminacji ze względu na
orientację seksualną — mamy takie prawo w Polsce, z drugie zaś strony społeczeństwo
akceptuje takie społeczności wewnątrz siebie, które tę dyskryminację
jawnie praktykują. Rodzi się pytanie, czy społeczeństwo powinno to akceptować? W jakiej mierze? Podam pewne przykłady.
W Niemczech, kiedy wprowadzano prawo o rejestrowanych związkach
partnerskich przed bodaj pięcioma laty, osoby, które zawarły taki związek,
były wyrzucane z pracy z instytucji kościelnych. Oczywiście to było zgodne z tradycją Kościoła, jak tutaj ksiądz raczył zauważyć, ale tradycją
dyskryminującą — jak najbardziej! Podniósł się w Niemczech rwetes, czy Kościół
ma prawo dyskryminować, skoro prawo państwowe przestało to robić. I okazuje
się, że współczesne państwa demokratyczne przyznają tym organizacjom
przywilej negowania prawa antydyskryminacyjnego. Oznacza to de facto, że prawo
państwowe zgadza się na to, aby pewne instytucje społeczne nie akceptowały
tego prawa. Więc ten konflikt będzie narastał, tak sądzę, im bardziej społeczeństwa
będą sobie uświadamiały wartość i godność jednostki ludzkiej.
Niedawno był w Hiszpanii proces katechetki, która sądziła
się z Kościołem o to, że została zwolniona z pracy po rozwodzie. Zrobiła
coś jak najbardziej legalnego i straciła pracę, z tego powodu, że to zrobiła.
Można uważać, że Kościół ma swoje wewnętrzne prawa. Ale rodzi się
pytanie, czy i w jakim zakresie społeczeństwo powinno tolerować takie
sytuacje.
Nowy proces, to już zupełnie ostatnie lata, który się
pojawił w niektórych krajach, np. w Kanadzie, dotyczy tego, że próbuje się
uchwalić prawa antydyskryminacyjne. Chodzi np. o prawa zakazujące propagowania
homofobii. Homofobia jest realnym problemem, nie tylko — jak to niektóre
osoby zarzucają — jakimś wyrazem histerii mniejszości seksualnych. Podam
przykład z miasta, w którym mieszkam — z Łodzi. W ciągu ostatnich trzech lat
ze względu na orientację seksualną zamordowano dwie osoby, w tym jednym mieście.
To jest tylko jedno spore miasto w jednym średniej wielkości kraju. Jedną z ofiar był ksiądz rzymskokatolicki brutalnie zakatowany w miejscu schadzek gejów.
Zatem homofobia to są osoby poniżane, to są osoby pobite, także zamordowane.
Aby przeciwdziałać tego typu atmosferze, która prowadzi do takich przestępstw,
próbuje się zakazać prowadzenia nagonki przeciwko mniejszościom seksualnym.
Pojawia się pytanie, czy nauczanie niektórych kościołów nie jest formą
nagonki? Czy nie jest formą spychania niektórych ludzi na margines życia społecznego?
Sugerowanie, że są nienormalni, że są chorzy — co słyszymy w Polsce i co
nie spotyka się na ogół z reakcją sądów ani prokuratorów — czy nie
prowadzi to, oczywiście nie wprost ale pośrednio, do stwarzania atmosfery, w której zwyrodniałe jednostki łatwiej będą dokonywać takich czynów?
Stawiam to jako pytanie. Nie wiem, czy ktokolwiek znalazł odpowiedź na nie.
Np. w Kanadzie, kiedy próbowano w stanie Ontario uchwalić tego typu prawo,
organizacje religijne natychmiast podniosły rwetes, ponieważ zdano sobie sprawę,
że to może prowadzić do cenzurowania Biblii, dlatego, że niektóre fragmenty
Biblii, w niektórych tłumaczeniach, zdają się obrażać osoby homoseksualne
czy sugerować, że są gorsze, mniej wartościowe. Ja nie mówię, że tak
jest, tylko pokazuję pewien problem, który rodzi się w państwie
demokratycznym, które chce zadbać w najlepszy sposób o swoich obywateli.
Kolejna sprawa, to ustawy antysekciarskie. Na przykład
Francuzi mają w swoim prawie pojęcie „sekty szkodliwej". Zazwyczaj nam się
to źle kojarzy, dlatego że histeria antysekciarstwa w Polsce jest sterowana
przez ośrodki związane z Kościołem — zwłaszcza przez dominikanów. Nie
trudno zauważyć, że ona prowadzi głównie do eliminacji tą drogą mniejszości
wyznaniowych, do ich marginalizacji. Natomiast w prawie francuskim chodzi zupełnie o coś innego. Mianowicie o to, aby próbować zdelegalizować wyznania, związki
wyznaniowe, aby nie doprowadzić do ich legalizacji, jeżeli przywódcy tych związków w sposób stały, ciągły łamią prawo, albo, jeżeli ich członkowie są
namawiani do łamania prawa. Taka rzecz we Francji przytrafiła się Kościołowi
scientologicznemu, któremu zarzucono nielegalne praktyki medyczne oraz
oszukiwanie swoich wyznawców. Podniósł się straszny hałas, bo jest to kościół
bardzo wpływowy w Stanach Zjednoczonych, skupiający bardzo zamożnych ludzi zwłaszcza z show-buisnesu. Oskarżono Francję o to, że prześladuje mniejszości
wyznaniowe. Ustawodawstwo antysekciarskie, jeżeli będzie gdziekolwiek indziej
jeszcze przyjęte, może doprowadzić do różnych — zależy też oczywiście
od formy, w jakiej będzie przyjęte — paradoksalnych sytuacji. Np. w Polsce,
kiedy atakuje się tzw. sekty, kiedy się wymienia cechy sekty, to można
przypisać je dowolnemu kościołowi, jeżeli ktoś się bardzo postara. Na
przykład autorytarne przywództwo, nieomylność przywódcy, który ma wszelką
władzę — wypisz, wymaluj rzymski katolicyzm! Albo kwestia izolowania członków
wyznań przez przywódców.. A zakony kontemplacyjne? W niektórych z nich
kontakt między mniszką a jej najbliższą rodziną może się odbywać raz na
kilka miesięcy. Jeżeli rzeczywiście ustawodawstwo pójdzie w stronę obrony
praw jednostki, to nie wiemy, gdzie to nas zaprowadzi.
Jest jeszcze inna sprawa, o której się rzadko wspomina.
Sprawa niektórych jednostek chorobotwórczych, które może powodować kościelne
nauczanie. Otóż np. w Niemczech wyróżniono taką jednostkę chorobotwórczą,
jak „nerwica eklezjogenna". To nie jest, wbrew pozorom, zupełnie
absurdalne. Chodzi bowiem o stan chorobowy, wywołany uwewnętrznieniem
nauczania kościelnego, które np. potępia pewne zachowania: są osoby, które
uznają za właściwe pewne zachowania, ale ich nie robią, bo nie są w stanie, a czynią rzeczy uznane przez siebie za niemoralne. W związku z tym rodzi się w nich napięcie, które powoduje chorobę. 10-15% nerwic w Niemczech ma
przyczyny religijne. Może to dotyczyć osób homoseksualnych, które np. słyszą
co tydzień w niedzielę, że żyją w grzechu. Nie chcą żyć w tym grzechu,
ale nie bardzo potrafią. Jeżeli taki wewnętrzny konflikt trwa długo, to może
prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji, z samobójstwem włącznie. Zresztą
są badania na ten temat: wykazano ewidentny związek między ilością samobójstw
osób homoseksualnych a pochodzenie z rodzin, w których dominowała doktryna
fundamentalistyczna.
Czesław Janik:
Dziękuję bardzo. Prawdopodobnie tematy, których nie pozwoliłem panu poruszyć i tak za chwilę pojawią się, bo obecnie jest czas pytań i czas odpowiedzi.
Proszę bardzo, kto z państwa chce zabrać głos? Jako pierwsza pani prof.
Szyszkowska. Proszę bardzo.
Prof. M. Szyszkowska:
Chciałabym dowiedzieć się tego, o czym pan nie powiedział, bo nie zdążył.
Red. Adam Cioch:
Dziękuję. Chciałem tylko dodać myśl o tych nerwicach eklezjogennych. Możemy
wyobrazić sobie taką sytuację, że będzie konflikt pomiędzy państwem, które
chce reprezentować dobro obywateli a związkami wyznaniowymi, które głoszą
pewne prawdy wiary, które, powiedzmy sobie, mogą prowadzić do choroby. Jest
jeszcze inna sprawa związania z chorobami, mianowicie słynne leczenie
homoseksualistów. Mimo, że nie istnieje w rzeczywistości coś takiego, jak
leczenie homoseksualistów, bo homoseksualizm nie jest chorobą, to niektóre środowiska
kościelne lansują jakieś pseudoterapie, od których odwróciły się wszelkie
szanowane towarzystwa psychologiczne na całym świecie, które rzekomo leczą
homoseksualistów. Bardzo łatwo postawić tutaj zarzut oszustwa medycznego,
lansowania czegoś, co nie służy pomocą, ale może zaszkodzić pacjentowi.
Michał Barański
(Uniwersytet Warszawski): Chciałem poruszyć dwie kwestie. Pierwsza dotyczy
rozróżnienia problemu związanego z wolną decyzją człowieka bycia w jakimś
związku wyznaniowym a działaniem na jego podświadomość. Tutaj ja bym to
zdecydowanie rozróżnił i nie mieszał kwestii związanych z wchodzeniem w sekty w sytuacji naruszenia tej podświadomości, ingerencji w wolność człowieka i wolnej decyzji osoby, która wstępuje do zakonu. To jest pierwsza sprawa.
Drugą sprawą, która chciałbym poruszyć jest szersze zagadnienie społeczeństwa
wieloświatopoglądowego. Mianowicie pojęcie tolerancji można rozumieć w tym
znaczeniu, dwuelementowym, że jest to poszanowanie godności drugiego człowieka.
Ale jest jeszcze drugi element w społeczeństwie demokratycznym, który jest
potrzebny do jego istnienia — to jest także poszukiwanie wspólne prawdy. I jeżeli treść prawa opiera się wyłącznie na posuniętej do granic uznawalności
różnorodności, tzn. różnorodność musi być zaakceptowana, ale nie ma
dyskusji nad podstawami filozoficznymi, normatywnymi tej różnorodności. To może
doprowadzić naprawdę do destrukcji tego społeczeństwa. Taka jest moja teza.
Proszę mi spróbować wytłumaczyć, na jakiej podstawie można ustalić treść
prawa obowiązującego bazując jedynie na tezie o tolerancji. Chciałem
powiedzieć jeszcze jedną rzecz, że jeżeli jest akceptowana tolerancja, ona
akceptowana musi być wobec wszystkich. Także wobec wewnętrznych regulacji,
wartości, które głoszą związki wyznaniowe. Tak, że tutaj musi być pewna równowaga. I z tym jest związane pytanie: jak pan widzi możliwość dialogu na tej bazie?
Czy czasami nie jest tak, że jedni chcą narzucić swój pogląd drugim i odwrotnie? To jest kwestia dialogu. Dziękuję bardzo.
Andrzej Dominiczak:
Chciałbym tylko dorzucić pewną informację w związku z tym, co Adam Cioch mówił o konflikcie między państwem a organizacjami wyznaniowymi. Chciałem podać
przykład czegoś, co się wydarzyło we wspomnianym Ontario. Kilka miesięcy
temu tamtejszy sąd nakazał jednemu z obywateli homofobów, który na tablicy
rejestracyjnej umieścił jeden z homofobicznych cytatów z Biblii, usunięcie
tego z samochodu. Poza tym skazał go na grzywnę nie bardzo dużej wysokości,
ale wystarczająco zniechęcającą. Jest to bodaj pierwszy, znany mi, przykład
tego, o czym była mowa, że państwo dobrze rozumiejące uprawnienia obywateli
może zacząć cenzurować Biblię, która w cywilizowanym świecie coraz częściej
jest traktowana, moim zdaniem słusznie, jako księga, która jest główną być
może inspiracją do tzw. hyde crimes, czyli przestępstw z nienawiści i powoli
demokracja jest na tyle poważnie rozumiana, że przesądy i tradycja
dyskryminacji, która do tej pory dominowała, przestają decydować o tym, co
wolno, a czego nie wolno.
P. Potrzebowski
(Rodzima Wiara): Dużo tutaj miałem okazję usłyszeć o prawach jednostki.
Coraz więcej, coraz bardziej jakichś wąskich spraw. Natomiast nie usłyszałem
ani słowa na temat praw narodu. My jesteśmy wyznaniem, które wyrosło razem z narodem i dla nas naród jest podmiotem. Naród rozumiemy zresztą szeroko — w rodzinie innych narodów. I jeśli chodzi o nasz stosunek do Unii Europejskiej,
można powiedzieć, że jesteśmy prekursorami, bo bierzemy udział i jesteśmy
współzałożycielami w szeregu inicjatyw ogólnoeuropejskich. Uczestniczymy w Rodowym Wiecu Słowiańskim i od 1998 r. w Światowym Zgromadzeniu Etnicznych
Religii, które obecnie obejmuje 12 wyznań etnicznych europejskich i jedno
spoza Europy — to są Indie. I tu jest rzecz najważniejsza. Uważam, że
prawa jednostki, np. demonstrowanie swoich upodobań seksualnych nie powinny
zagrażać interesowi narodu. Bo interes narodu, interes społeczności powinien
być stawiany wyżej od jednostki.
Czesław Janik:
Dziękuję bardzo. Kto z państwa jeszcze chce zabrać głos? Rozumiem, że nie
ma chętnych, głosy w dyskusji wyczerpaliśmy. Oddaję głos panu redaktorowi.
Proszę bardzo.
Redaktor Adam Cioch:
Jak wspomniałem — pojawiają się procesy, pojawiają się dyskusje publiczne i prawdopodobnie te dyskusje społeczne będą narastać. Jeżeli chodzi o wolność
jednostek — tutaj pan Barański to podniósł — rzeczywiście, sprawa jest
dyskusyjna. Ja nie przedstawiałem tej prognozy jako mojego credo, tylko mówiłem o pewnych tendencjach, które są i o pewnych problemach, które się z tym wiążą.
Na przykład rekolekcje powołaniowe do zakonów są organizowane również dla
osób niepełnoletnich — dla 15-, 16-latków. Ja sam, przyznam, byłem na
takich rekolekcjach. I w związku z tym uwaga: niepełnoletni jeszcze obywatel
jest poddany pewnego rodzaju agitacji. Czy powinien? Czy agitacja zakonna
powinna dotyczyć osób niepełnoletnich, skoro pójście do zakonu wiąże się z tak poważnymi konsekwencjami dla wolności, dla autonomii jednostki, dla jej
seksualności?
Później pan Potrzebowski wspomniał o prawie narodu. Myślę,
że naród ma prawo do samostanowienia. I to jest podstawowe prawo narodu.
Natomiast pytanie, kto miały w imieniu narodu zabierać głos, kto miały ten
naród reprezentować i mówić, co mu szkodzi, a co mu nie szkodzi? Czy np.
ekspresja czyjejś seksualności lub orientacji seksualnej narodowi szkodzi? Kto
miałby być tym głosem narodu? Kto miałby decydować o tym? I przywoływać
dane jednostki do porządku? Ja nie bardzo widzę, kto miałby takie prawo mieć.
Czesław Janik:
Dziękuję bardzo. Proszę państwa, w ten oto sposób dotarliśmy do końca
naszej konferencji. Rolą organizatorów w takim momencie jest po pierwsze podziękowanie
za aktywny udział wszystkim uczestnikom. Zarówno tym, którzy wystąpili z referatami jak i tym, którzy zabierali głos w dyskusji a także tym, którzy
jedynie chcieli z uwagą posłuchać, co inni mają do powiedzenia. I dotrwali
do końca. Żałuję tylko jednego, że ta dyskusja nie odbyła się wcześniej.
Ale myślę, że i tak swój efekt pozytywny przyniesie.
Oczywiście to, co się stanie w najbliższym czasie, w najbliższej perspektywie czasowej z dostosowywaniem polskiej sfery wyznaniowej,
polskich standardów do standardów międzynarodowych, europejskich jest w rękach
przede wszystkim polityków. A jakich obecnie mamy polityków w parlamencie, państwo
dobrze wiedzą. Mam nadzieję, że jednak w przewidywalnym czasie i to niezbyt
odległym — jeszcze za mojego życia — standardy obowiązujące w polskim
prawie wyznaniowym będą przynajmniej zbliżone do tych fundamentalnych zasad,
które ogłosiła Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, które mamy w Paktach
Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych, które wreszcie zawarte są w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.
Myślę, że obowiązkiem każdego, kto posiada choćby
minimalne możliwości, w tym również organizacji pozarządowych — a jedną z nich mam zaszczyt reprezentować — jest umożliwianie dotarcia, przybliżanie
wiedzy o stanie świadomości społeczeństwa. I to czyniliśmy właśnie
organizując tę konferencję. Mieliśmy wystąpienia wyważone i pełne emocji,
były omawiane problemy, co do których panowała zgoda, ale były też takie,
które wywoływały spory. Były też wystąpienia odbiegające od głównego
nurtu dyskusji. Rozumiem to. Bo jeżeli człowiekowi nie daje się powiedzieć
tego, co ma do powiedzenia, jeżeli człowieka nie chce się wysłuchać, to w końcu, jeżeli ma już taką możliwość, chce z siebie wszystko wyrzucić,
aby przejść swoistą katharsis. Nasza konferencja z pewnością ukazała różnorodność
wyznaniową i światopoglądową występującą w społeczeństwie.
Chcę zakończyć przypomnieniem sformułowanie, którym posłużył się
ks. prof. F. Lempa. Ksiądz profesor powiedział, że rząd Leszka Millera tak
pięknie bronił tradycyjnych wartości. Gdy to słyszałem, przemknęła mi
przez głowę myśl, że przecież Leszek Miller też już jest historyczną
wartością. Niepokoję się trochę, że również lewica, która miał
zaszczyt swego czasu reprezentować Leszek Miller, być może stanie się także
historyczną wartością. A to chciałbym odpukać w niemalowane drewno. Dziękuję
państwu jeszcze raz. Do zobaczenia na następnej konferencji. |