Pod adresem Woltera pada często zarzut ze strony Polaków, że
szkodził on Polsce, że — opłacany — sprzyjał i pochwalał kroki carycy
Katarzyny. Ale cóż z tego że nie popierał Polski? Ja na jego
miejscu też bym nie popierał. Sami Polacy mieli z tym wielkie
problemy i raczej też nie popierali, spiskując z kim tylko się
dało. Co dopiero Francuz, wielki myśliciel, jakże mógł on popierać taki kraj ?!
To był obowiązek każdego Polaka-obywatela,
ale nie cudzoziemca, który może co najwyżej darzyć inny naród
sentymentem z racjonalnych pobudek, których jednak Polska nijak
nie mogła Wolterowi podówczas dostarczyć. On przecież w Polsce krytykował
przede wszystkim anarchię i nietolerancję, zgubną dla Polski. W poemacie O
prawie przyrodzonym pisał:
"Polak równie w swych czynach jak w mówieniu śmiały
Słowem jednym bieg Seymu zatrzymuje cały"
Krytykował więc to co było złe, chwaląc zjawiska pozytywne.
Zachęcał do reform, chwalił to, co służyło interesowi Rzeczypospolitej. W powiastce Człowiek o czterdziestu talarach czytamy:
"Wszystkie owe wzory ciekawości
, wiedzy i smaku znikły niebawem wobec wielkiego widowiska, jakie cesarzowa
rosyjska i król polski dali światu. Podnieśli właśnie zmiażdżoną ludzkość,
ustanowili wolność sumień na przestrzeni o wiele obszerniejszej niż dawne
cesarstwo rzymskie. To dobrodziejstwo wyświadczone rodzajowi ludzkiemu, ten
przykładny dany tylu dworom, które uważają się za wielce polityczne,
uczczono, jak na to zasługują. Pito na zdrowie carowej, króla-filozofa i prymasa-filozofa, i życzono im wielu naśladowców."
Chwalił więc króla Stanisława
Augusta i prymasa Michała Poniatowskiego za walkę z ciemnotą poprzedniej
epoki, za wątki oświeceniowe w ich rządach. Wprawdzie dał się zwieść
Katarzynie, która celowo go mamiła, aby zyskać jego pióro, lecz miał on
taką słabość, a errare humanum est — jak wiadomo…
Wiadomo, że kręgi reformatorskie wielbiły Woltera, nie mając
mu niczego za złe, dlaczegóż dziś więc mielibyśmy potępiać to, że
Wolter krytykował Rzeczpospolita „nierządem stojącą"? Przecież to
zasługa samych Polaków. Król Stanisław August Poniatowski odnosił się do
Woltera z wielkim szacunkiem. W liście do Mniszchowej pisał: „Chyba już do grobu wezmę z sobą tę przykrość, że taki człowiek żył w moich czasach, a ja nie zdołałem go poznać… Wyobraź sobie, że wyjechałem z Berlina w dniu, w którym on przyjechał, w roku 1750, wyobraź
sobie!…". Niebywale uradowany król polski, że Wolter pisze doń osobiście, odpisuje:
„Panie! Każdy człowiek, czytać umiejący, powinien się uważać za nieszczęśliwego, jeśli ciebie nie widział. Gdyby król, mój poprzednik, żył o rok dłużej, widziałbym Rzym i Pana".
W jeszcze większej zażyłości był z „Jego Polską Mością" — innym polskim królem, Stanisławem Leszczyńskim. I ten nie szczędził
Wolterowi pochlebstw. To z pewnością jedna z ciekawszych postaci polskich.
Warto tutaj poczynić pewną dygresję, aby — słowami francuskiego autora — choć
parę słów powiedzieć o tym polsko-lotaryńskim królu i jego dworze.
Wyrugowany w Rzeczpospolitej z korony na rzecz Sasów, przenosi się do
Lotaryngii. "Był to dobry król i dobry człowiek — pisze Jean Orieux. -
Lotaryńczycy, którzy z początku krzywo nań patrzyli, pokochali go w końcu
tak, jak Stanisław ze swej strony ich kochał, a jego królowanie pozostaje
jednym z najlepszych momentów historii lotaryńskiej. Stanisław panował nie
panując: rządami zajmował się wyznaczony przez Wersal francuski intendent,
pan de la Galaiziere. Stanisław nie należał do tych, którzy rywalizowaliby z nim o władzę. Zachował dla siebie tylko prawo czynienia dobra. Jego dwór był
uroczy, wszyscy byli tam ze sobą za pan brat, dobrze się znali, byli uprzejmi i mili, bez takiej napuszoności jak w Wersalu. (...) Król Stanisław
otoczył się postaciami żywcem wziętymi z jakiejś uroczej operetki. Miał
przede wszystkim metresę, jedną z najpiękniejszych kobiet w Europie, której
sława nie ujęła słodyczy ani dowcipu — była nią markiza de Boufflers...
Dla przeciwwagi miał Stanisław spowiednika, jezuitę, ojca Menou (...) król
dzielił serce między te dwie istoty, przy czym jezuita kosztował go więcej
od faworyty. (...) Oboje toczyli wojnę i wychodząc ze mszy dobry król 'zadawał
sobie wiele trudu, by pogodzić metresę ze swym spowiednikiem' (...) [Metresa]
nie była bynajmniej sawantką, dlatego też przezywano ją 'Lubieżną Niewiastą'.
Dla faworyty był to większy tytuł do chwały niż docentura. W rozmowie i w sądach
wykazywała nieomylny gust, jej elegancja zaś była iście wersalska. W oczach
Woltera miała poza tym swego rodzaju nadludzką cnotę, żyła bowiem,
najzwyczajniej w świecie, w całkowitym oderwaniu od pojęcia grzechu i wierzeń
religijnych. Stworzyła dla siebie i dla swego otoczenia atmosferę niczym nie
zmąconego szczęścia, w której Wolter oddychał pełną piersią. Ułożyła
sama dla siebie takie oto epitafium:
Grobowiec ten wystawiono
Pewnej Lubieżnej Niewieście
Co, by mieć rzecz zapewnioną,
Swój raj urządziła wcześniej.
(...) Król Stanisław miał także karła. Był on taki malutki, że czasem
wsadzano go w pasztet, a krojąc pasztet na stole uwalniano filigranowego człowieczka,
który dreptał między kieliszkami i półmiskami. Mógł mówić, co chciał, i miewał niekiedy napady złego humoru; jego wrzaski i przekleństwa sprawiały
uciechę dworowi. Któregoś dnia zgubił się na łące: trawa była dla niego
lasem. Jego sława dotarła aż do Wersalu. Pani de Pompadour dziwiła się, że
nigdy nie zdołał nauczyć się katechizmu i nikomu nie udało się przekonać o istnieniu Boga. W tym środowisku biedny karzeł potrzebował wielu łask, by
wznieść się samemu na takie wyżyny. Nazywał się Bébé. Tak oto wyglądał
dwór Stanisława. Wszystko na nim było tak dobrotliwe. (...) Kiedy nasze dwie
znakomitości [tj. Wolter i Emilia du Chatelet] przybyły do kompletu na dwór w Luneville, wszyscy szaleli z radości — oprócz spowiednika." [ 1 ]
Wróćmy jednak do Woltera. O tym, że nie szczędził on
pochwał polskim kręgom oświeceniowym świadczą także jego utwory...
[ 2 ]
List do człeka łączącego smak z umiejętnością i umiejącego cenić
uczonych
Ty,
co roztropnie łącząc potrzebne z przyjemnym, Z rozrywek do prac idziesz pośpiechem
wzajemnym,
Jak mi jest miło widzieć, że na twe
staranie
Początek swój nauki biorą i wzrastanie.
Ty z każdą z nich obcując co dzień
poufale,
Kładziesz na równoważną ich szacunek szalę:
Poważasz sprawiedliwie Melpomeny jęki,
Lecz wesołej jej Siostry nie mniej lubisz
wdzięki. W ręce bystrej Uranii kładziesz cyrkle złote,
Dłuta, pędzla i smyczka chwalebną ochotę.
Hojność twoja rozumna z skutkiem zagrzać
umie,
Do wszystkiego się skłaniasz, prawdziwy
rozumie!
Nadto nędzne i nudne życie ten prowadzi,
Kto tylko w jednej rzeczy cały smak posadzi:
Ledwie z suchej nauki dziki algebrzysta
Tyle po ciężkim głowy łamaniu korzysta,
Że wie ledwie, co mu rzekł nauczyciel
szczery,
Iż szesnaście do ośmiu są jak do dwóch
cztery; Z niewiadomości swojej pyszniejszy tym
bardziej,
Zaraz N a r u s z e w i c z e m i T r e m b e
c k i m gardzi,
Ani go Bonafini swym głosem poruszy -
Nie znają tych powabów twarde jego uszy;
Mając rozum więzami częstych liczb okuty
Chce, aby same były w Polszcze P o c z o b u ty.
Nie mniej głupie i dumne dziecko Apollina,
Co nam w kradzionych swoich wierszach
przypomina,
Co sto razy, od niego zawsze lepiej pono, W tylu dziełach, przed tyło wiekami mówiono;
Do swej kochanej Muzy szczere wziąwszy serce,
Inne wszystkie nauki trzyma w poniewierce:
Archimedes i Newton u niego cieślami,
Chciałby Arystotela przełożyć wierszami.
Za talar przedający jad swój z przewrotnością,
Praw opak tłumaczonych pyszny wiadomością,
Patron, szczekacz obrzydły z wyprawną paszczęką,
Co mu krzywoprzysięstwo każde idzie ręką, Z innych wszystkich uczonych uszczypliwie
szydzi, A zrobiwszy manifest nic nad się nie widzi.
Godnością jubilata srodze najeżony,
Niedzielny kaznodzieja wrzeszczy jak szalony:
"Do mnie chodźcie! — każdy mi przyzna bez
zatargi,
Żem lepszy jak Lachowski, mocniejszy od Skargi;
Wszak zawsze jedno każdej powtarzam
niedziele,
Wiecie, że treść najprostszą na trzy części
dzielę;
Do mnie! w kim jest zbawienia swej duszy
ochota!
Dwadzieściam subtelnego lat wykładał Skota,
Na pamięć- em się uczył Tomasza Akwina,
Jeźlim go nie rozumiał, to nie moja
wina."
Tak to zbytecznie w własnej sztuce zakochani,
Bezecni, lud gromadzą próżny, szarlatani;
Lud o swoje niedbały, cudzych spraw ciekawy,
Co dla zabicia czasu chce tylko zabawy;
Lud głupi, któremu to dawno powiedziano,
Że temu klaszcze w wieczór, komu gwizdał
rano.
Inaczej postępuje sobie człek poczciwy:
Zawsze w sądzeniu swoim bywa sprawiedliwy, A których w sobie widzieć nie może przymiotów,
Jeśli się w drugich znajdą, szacować je
gotów.
Nim Twórca górnych niebios wszechmocny tchem
dzielnym
Wieczną duszę w człowieku osadził śmiertelnym,
Rozmaitych rodzajów potworzył zwierzęta:
Orła z wzrokiem, żeby go słuchały ptaszęta;
Pawia, żeby roztaczał w tęcze ogon długi;
Wilka zaś dla rozboju, konia dla usługi;
Psa wiernego, by zwierzę rączym krokiem ścigał, I osła leniwego, by ciężary dźwigał, I byka ryczącego, owieczkę beczącą,
Wdzięczną synogarlicę na puszczy jęczącą,
Którą, nieprawdziwego trzymając się
zdania,
Dotychczas mieli ludzie za model kochania.
Człek dopiero instynkta każdego poznawał,
Imię im przyzwoite i prace nadawał.
Pewien się Francuz [ 3 ] czynić lękając
wyboru,
Losem kości urzędy dawał swego dworu:
Foryś czasem u niego został sekretarzem,
Zadziwiony kapelan musiał być kucharzem,
Lokaj, że był marszałkiem, szczęścia nie
obwinił,
Stangret dziękował, że go podskarbim uczynił.
Jeżeli Kaligula w upodlonym Rzymie
Koniowi swemu nadał konsulowskie imię,
Mniej był szalony od tych, którzy zaufanie
Swoje w nikczemnym ludzi pokładają stanie.
Prawda, że mało zasług, a wiele urzędów,
Lecz może na ukryty przymiot nie ma względów?
Może Cycero jaki lub Wirgili nowy
Miesza wapno i cegły nosi do budowy
Albo, niewolniczymi obciążeń roboty,
Nad przepisaniem cudzej męczy się ramoty?
Ślepy los, władca ślepy ludzi zaślepionych,
Nigdy się dróg nie może trzymać
przyrodzonych,
Lecz tak się zawsze stara i jest mu to miło,
Zęby nigdy na swoim miejscu nic nie było.
List o równości losu ludzkiego
[FRAGMENTY]
Bez
zazdrości, Trembecki, widzi twoje oko
Bogactwami nadętą dostojność wysoką,
Ani się twój wzrok blaskiem fałszywym łudzi:
Świat jest sceną, na której znaczniejsza część
ludzi,
Pysznych, głupich, nieczułych, wyniosłych,
szalonych,
Tytułami Wielmożnych albo Oświeconych
Pragnie stan swój uzacnić, ukryć duszę podłą;
Darmo by wzrok mój próżność ich i głupstwo
bodło:
Wszyscy równi na świecie, odmienna powłoka
Nie potrafi omamić przezornego oka.
Mówią, że przed Pandory puszką tu na ziemi
Wszyscy ludzie i stany bywały równemi;
Toż samo jest i teraz. Mieć jednakie prawo
Do szczęścia nie jestże to dość równą
postawą?
Spójrz no na tę gromadę pracowitych chłopów,
Nim się plennych z pól swoich doczekają
snopów,
Jak się pocąc lemieszem twardą ziemię orzą;
Chcąc ją żyzną uczynić wnętrzności jej
porzą.
Tu dla wód sprowadzenia z pracą biją rowy,
Tu z lasu wożą dęby rosłe do budowy.
Nie Koryl to ni Dafnis, łańcuchem kwiecistym
Związani, pod róż krzakiem siedząc gałęzistym, O czułości z Ismeną prowadzą rozmowy.
Błażej silny i Sobek rubaszny i zdrowy,
Których ręka pracowna ciężki pług podźwiga,
Jeden drugiego w pracy codziennej wyściga.
Kaśka najpierwsza z sierpem, Błażej
pierwszy z kosą,
Ten cały dzień bez czapki, ta cały dzień
boso,
Cierpliwie znoszą, szczerze pracując i żywo, I mrozy tęgie w zimie, i upały w żniwo.
Śpiewają jednak sobie fałszywymi tony
Piosnki proste, które im pasterz nieuczony
Chodząc z fletnią za trzodą cabanów
powiadał;
Nie te jednak, co Feba Adiutant [ 4 ] ich składał.
Smaczny sen, pokój, czerstwość, zdrowie
zawsze młode
Mają za swe ubóstwo i prace w nadgrodę.
Jeźli Błażej ze zbożem jedzie do Warszawy,
Nic go tumult nie wzruszy ani miejskie wrzawy;
Uszy na nie zatyka, nic go tu nie łechce,
Szumnych uciech warszawskich poznać nawet nie
chce. I kiedy Damis, serce niosąc w upominki,
Od brunetki przenosi gust swój do blondynki,
Intrygami miłości bawi się ustawnie,
Kryć musi skłonność swoją, nie chce kochać
jawnie,
Żyje brzydko, od pięknej nie kochany żony,
Od metresy, dla której ją rzucił,
zwiedziony,
Porzuca miłą Egie dla Kloryndy płochej,
Cierpieć musi ustawne wymówki i fochy -
Błażej, silny i zdrowy, daleko wierniejszy,
Powraca do swej Kasi coraz miłośniejszy,
Zawsze ją równie wierną i piękną zastaje,
Podarki jej, choć proste, szczerym sercem
daje.
Nie trzeba mu na kredyt żebrać u Rycharda [ 5 ]
Fraszek, na których widok cnota, zrazu harda,
Kokietek naszych musi ustąpić powoli;
Błażej czym innym serce swej Kasi zniewoli.
Sztuka i natura
"Nie
zrównasz dziełom mej ręki -
Rzekła do Natury Sztuka -
Piękność przez cię wydana mej pomocy
szuka;
Ode mnie biorą przyjemność twe wdzięki.
Płeć skażoną przez ciebie odżywiam bielidłem,
Ukrywam marszczki oblicza,
Przeze mnie stara kwoka często jest pieścidłem,
Jam dyktowała wiersz Naruszewicza."
Tak z Przyrodzenia Sztuka śmiała się
najgrawać I świat chciał jej się poddawać.
Na odpowiedź Natura Elżbietę stworzyła:
Sztuka się ze wstydu skryła.
A Madame
la marquise d'Usse
Pierwszym wspominanym w tych utworach Woltera Polakiem był
Adam Naruszewicz (1733-1796). Polski senator, poeta i publicysta
„sponsorowany" przez króla. Podobnie jak i Wolter był królewskim
historiografem, który wdrażał nowoczesną, oświeceniową metodę do tej
dziedziny, odrzucającą legendy i zmyślenia ku pokrzepieniu serc. Został
redaktorem „Zabaw przyjemnych i pożytecznych", które stały się głównym
organem publicystycznym słynnych „obiadów czwartkowych". Uznawany był
za „następcę Kochanowskiego" oraz za tego, który po upadku czasów
saskich podniósł rangę polskiej poezji i zbratał ją z „Muzami znad
Sekwany". Znana jest jego satyra Chudy literat, w którym ukazuje ciężki
los ludzi pióra:
Któż się nad tym zadziwi, że wiek jeszcze głupi?
Rzadko kto czyta księgi, rzadko kto je kupi. (...)
Mam dosyć ukarania, wszystkom stracił marnie,
Żem się na mecenasy spuścił i drukarnie.
Te ostatni grosz za druk z kalety wygonią,
Tamci dość nagrodzili, kiedy się pokłonią.
Niepokupny dziś rozum; trzeba wszystko strawić,
Kto go chce na papierze przed światem objawić.
Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni, A nie masz, kto by ściągnął rękę do kieszeni.
Nie masz owych skutecznych ze złota pobudek;
Więcej szalbierz zyskuje albo lada dudek,
Co pankom nadskakiwa lub co śmiesznie powi,
Bo on za swe rzemiosło podarunki łowi, A ty, biedny, swe pisma, opłaciwszy druki,
Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki (...)
Gdybyć to kupowano księgi! To by przecie
Człowiek jaką łachmanę zawiesił na grzbiecie.
Każdy chce darmo zyskać: już bym mu ustąpił
Rozumu, byle tylko za papier nie skąpił.
Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał,
Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał. (...)
Nie przesądzając racji Naruszewicza, warto jednak Woltera
tutaj ukazać jako kontrprzykład (choć dla Francji). W swych pamiętnikach napisał:
„Widziałem tylu ludzi pióra biednych i pogardzanych, że dawno już doszedłem do wniosku, iż nie powinienem powiększać ich liczby".
Jak postanowił, tak też uczynił. Zob. więcej: Książę
Poetów — nowoczesnym bizensmenem.
Wspominany obok Naruszewicza Stanisław Trembecki (1739-1812)
był Wolterowi bliski nie tylko pod względem formacji światopoglądowej, ale i niejako „po fachu". Obaj przecież byli (także) nadwornymi
literatami, a także królewskimi szambelanami (Trembecki być może także
agentem królewskim). Choć to Wolter był wówczas Mistrzem, jednak i nasz
Trembecki był błyskotliwym erudytą. O ile jednak Wolter brał wynagrodzenie
od króla pruskiego, to Trembecki był „sponsorowany" przez Stanisława
Augusta Poniatowskiego. O ile jednak Wolter poza talentem pisarskim posiadł także
talent biznesmena, przez co potrafił się ekonomicznie wyemancypować, o tyle
Trembecki posiadał jedynie talent pisarski, a jako utracjusz, hulaka i niepoprawny hazardzista, wciąż potrzebował królewskiego wiktu. Trembecki był
skądinąd wart tego mecenatu, jako twórca i jako człowiek oświecenia z krwi i kości. "Był jednym z najwybitniejszych poetów klasycystycznych i osiągnął
znakomite efekty artystyczne w wierszach zbliżonych do dworskiego rokoka. Początkowo
czerpał inspiracje z dorobku Naruszewicza. Później wypracował własny
warsztat twórczy, który cechował plastyczny język oraz mistrzowska,
ekspresywna stylistyka i zróżnicowanie form wiersza. (...) Teksty zawarte w cyklu zatytułowanym Bajki niektóre Ezopa w guście La Fontaine’a ile możności
tłomaczone (1776) uznawane są za arcydzieła polskiej bajki
narracyjnej" [ 6 ] Głosił panslawizm. Szokował przekraczaniem norm
obyczajowych. Był wolnomyślicielem, racjonalistą i deistą, ale także
epikurejczykiem i libertynem. Kiedy przystąpił na służbę dworską, służył
swoim piórem w popularyzacji dzieła reform królewskich. Na polski grunt
„importował" Woltera, przetłumaczył jego tragedię Sierota chiński
(wyd. 1806), zaadoptował jego komedię Syn marnotrawny (wyd. 1779).
Został członkiem-założycielem Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
*
Czy więc Wolter, który swoją sympatią i pochwałami
obdarzał takich ludzi jak Stanisław August Poniatowski, Stanisław Leszczyński,
Michał Poniatowski, Adam Naruszewicz czy Stanisław Trembecki, zasługuje na
zarzuty, iż „szkodził Polsce"? Wolter niechętny był jedynie tej
Rzeczypospolitej, która nie zasługiwała już na szacunek oraz przetrwanie,
bo, jak zauważył Rafał Ziemkiewicz, „przegniła do imentu". Sławił
natomiast wszelkie wątki oświeceniowe w Rzeczypospolitej i gdyby była to ówcześnie
Rzeczypospolita Racjonalna — Wolter byłby oddał jej swoje pióro i serce…
Footnotes: [ 1 ] J.
Orieux, Wolter czyli królewskość Ducha, Warszawa 1986, s.335-338. [ 2 ] Poniższe trzy utwory oraz przypisy do nich podaję za Polską Biblioteką
Internetową. [ 3 ] Książę de Mazarin, mąż Hortensji, synowicy kardynała Richelieugo, [ 4 ] Imię, czyli tytuł, dany Jmć P. Bielawskiemu od ks. Minasowicza w Muzofilu
polskim [1776 ]. Piosnki jego są znajome: jedna, którą zrobił do Księżny
Generałowej Ziem Podolskich, na nutę Kuhurudzy dajte, powinna mu by, jako sam
powieda, nieśmiertelność upewnić; za drugą, do czarnych oczu, powinni mu by
statuę wystawić, jako sam powieda... Lecz cóż, kiedy się ludzie nie znają
na nich. [ 5 ] Kupiec na Krakowskim Przedmieściu. [ 6 ] B. Mazurkowa, Literatura polskiego Oświecenia,
Warszawa 2002, s.449. |