|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Czynniki wiarotwórcze a świetlana przyszłość Author of this text: Andrzej S. Przepieździecki
Problematyka celowości i skuteczności walki z uprzywilejowaną pozycją Kk na przykładzie indoktrynacji religijnej oraz miłości do mamony bliźniego.
W tej kwestii napisano wiele rozpraw zarówno religioznawczych jak i socjologicznych. Jednak niektóre już opisane omówię mimo, że inni autorzy
na pewno zrobili to lepiej.
Różnice między czynnikami religio-twórczymi a wiaro-twórczymi.
Moja córka razem z całą jej klasą poszła do I komunii, bo wszystkie dzieci
szły i gdybym jej uniemożliwił uczestnictwo w tej uroczystości, to ona byłaby
wprost nieszczęśliwa. Takie działania to czynniki religiotwórcze, które
nie mają żadnego związku z wiarą w Boga. Jest to skutek działania kleru,
tradycji religijnej no i niewątpliwie rzeczywistej chęci dzieci do
uczestnictwa w tej atrakcyjnej szczególnie dla dziewcząt imprezie.
Jeśli jednak dziecko mówi: jak zrobiłam źle to Bozia mnie ukarała i zachorowałam — to już jest dowód wiary w Boga.
Dość zasadniczym warunkiem wiary w cokolwiek jest odpowiedni poziom
intelektualny człowieka. Bez trudności znajdziemy dzieci w wieku trzy do pięciu
lat, które wierzą w to, że raz do roku Święty Mikołaj schodzi z nieba na
ziemię i grzecznym dzieciom przynosi prezenty. Wśród dzieci siedmioletnich jeż
trudno znaleźć pociechy wierzące w Świętego Mikołaja. Natomiast nie budzi w nich żadnych zastrzeżeń opowieść księdza katechety o tym, że tradycja
ubierania choinki w Boże Narodzenie pochodzi stąd, iż przed tą stajenką w której Matka Boska urodziła Jezusa rosły właśnie takie choinki, mimo, że
jest to nonsensem i historycznym, i botanicznym. Jednak, jeśli ta wiara nie budzi
sprzeciwu także u absolwentów szkoły podstawowej, to już jest inne
zagadnienie. Tutaj mamy do czynienia z wiarą przez zaniechanie. Zaniechanie
dociekań. Mnie się wydaje, że jest to ogromnie ważny czynnik wiarotwórczy, a raczej czynnik dopuszczania wiary w Boga. Znam wielu ludzi, których wysoki
poziom intelektualny pozostaje w pozornej sprzeczności z wiarą w prymitywne
tezy tejże wiary. Mówię o pozornej sprzeczności, ponieważ ci ludzie z reguły
takiej konfrontacji nie przeprowadzają — konfrontacji zasad wiary ze zdrowym
rozsądkiem i konsekwencją logiczną.
Tutaj dochodzimy do pewnego zaskakującego wniosku: malejące zainteresowanie
religią w społeczeństwie jest czynnikiem wiarotwórczym, a przynajmniej wiaro
zachowawczym. Gdyby ogół ludzi wierzących deklaratywnie, naprawdę się
religią interesował, to w swych rozważaniach nie mogliby nie zauważyć mnóstwa
nonsensów, błędów logicznych i prymitywnych przekłamań. Ale nikt, no
prawie nikt, się wiarą w istnienie Boga tak naprawdę nie interesuje. Zaś ten
brak zainteresowania sensownością wiary w istnienie Boga stanowi czynnik wiaro
zachowawczy.
Artykuł ten piszę dlatego, że wiem, iż ludzie religijni są idealnie odporni
na wszelkie rozsądne argumenty ateistów. Z tego powodu należałoby się
zastanowić jakie czynniki (środki? metody? sposoby?) mogą tu być skuteczne.
Tutaj chyba mocno się zapędziłem! Przecież naprzód należałoby określić
cel, następnie zastanowić się nad sensownością realizacji tego celu, a dopiero później nad doborem metod.
Otóż w stosunku do dorosłych ludzi wierzących, odwodzenie ich od wiary uważam
za niecelowe bez względu na użyte środki. Jeśli dorosły człowiek wierzy w Boga, to widocznie jest mu z tym dobrze, a nie wiemy czy w razie zmiany światopoglądu
byłoby mu lepiej.
Natomiast na pewno są celowe i konieczne inne dwa kierunki działania. Pierwszy
to przeciwdziałanie indoktrynacji. Już od przedszkola uczy się dzieci religii, a więc w okresie kiedy to młody człowiek nie posiada jeszcze w ogóle możliwości
krytycznego osądu podawanych informacji, równocześnie nie stwarzając żadnych
możliwości dotarcia do umysłu dziecka wiedzy o istnieniu światopoglądów
innych niż religijny. Dotyczy to nie tylko przedszkola. Taki sposób postępowania
jest celowy, zrozumiały i oczywisty w dyktaturach totalnych. Tak było i w III
Rzeszy, i w Rosji — zarówno carskiej, jak i w tej komunistycznej.
Mam przed sobą podręcznik dla klasy pierwszej szkoły państwowej ogólnopowszechnej, wydany w 1936 roku w Hamburgu. Zaraz na pierwszej stronie napis: Ta
Książka poprowadzi cię przez Życie dla Dobra Wodza, Rzeszy i twojego. To hasło
skierowane jest do dziecka, które przecież nie umie jeszcze czytać. Na następnych
stronach, a więc tam, gdzie uczy się dzieciaka pierwszych literek, widzimy
Hitlera we wszystkich możliwych sytuacjach i pozach nadających się do
spektakularnej ekspozycji: Hitler na koniu, Hitler za kierownicą luksusowego
samochodu, Hitler za sterami awionetki. Mały Hans czy Gerda oczywiście nie
wiedzą, że ich ukochany wódz nie potrafił nie tylko pilotować samolotu, ale
także nie umiał prowadzić samochodu, chociaż bardzo lubił nim jeździć.
Nawiasem mówiąc, chcąc jako dobry tatuś udostępnić tą rozkosz wielu
milionom nadludzi zalecił oszczędzanie na ludowy wóz, a Niemcy wiadomo naród i oszczędny i zdyscyplinowany, więc miliony Niemców odkładało swoje oszczędności
na zbudowanie tej fabryki samochodów dla każdego Niemca, no i zbudowali w pięknym
mieście Wolfsburgu, a potem czekali i czekali, aż wreszcie te upragnione
pojazdy zaczęły wyjeżdżać z fabryki. Ale o dziwo: były to wozy wyłącznie
dla mężczyzn, a nie dla niemieckich rodzin. Kolor był jakiś taki zielono-szary, okien brakowało, a z przodu wystawała lufa armaty.
Wróćmy jednak do tematu. W kilka miesięcy po ostatniej wycieczce papieża do
Polski, kiedy to wszyscy widzieliśmy zupełną niedołężność fizyczną Ojca
Świętego, oglądałem w księgarni ilustrowane zdjęciami kalendarze o najrozmaitszej tematyce. A więc były tam kalendarze z pejzażami, kalendarze o psach, o kotach, no i był jeden o papieżu. Styczeń ilustrowało zdjęcie JPII
na nartach. Na tym zdjęciu widzimy tego starego człowieka, zupełnie niesprawnego fizycznie, jak stoi lekko rozkraczony z nałożonymi na nogi nartami, z twarzą smutną, udręczoną cierpieniem.
Z rosnącym zainteresowaniem przeglądałem następne miesiące licząc, że w którymś z miesięcy letnich zobaczę papieża na deskorolce, ale takiego zdjęcia
tam nie było. Kalendarz ten wydała prywatna agencja fotograficzna i to moim
zdaniem jest działaniem normalnym, niebudzącym żadnych moich zastrzeżeń.
Ale jeśli miasto za swoje, to jest nasze pieniądze, nie pytając właścicieli
tych pieniędzy o zgodę, buduje pomnik papieżowi, to już jest granda. Jednak
powiedzmy szczerze: to bezprawie jest mało szkodliwe społecznie, bo ileż tych
pomników w Polsce postawiono? Nie ma o czym mówić.
Propagowanie papieża za pieniądze tych, którzy tego chcą (gdyby tak było)
to propaganda, ale nie indoktrynacja.
Indoktrynacją, i to o charakterze czynu karalnego, jest finansowanie
przez państwo polskie Kościoła kat. w Polsce we wszystkich jego działaniach:
przywileje podatkowe dla kleru są pogwałceniem równości wobec prawa.
Finansowanie ubezpieczenia księży ze skarbu państwa, a nie ze składek
ubezpieczonych, to ewidentny rabunek polskiego narodu. To samo dotyczy płacenia z państwowej kasy za naukę religii w szkołach, które służyć powinny
krzewieniu nauki, a nie wiary. Transmitowanie przez radio i telewizję publiczną
uroczystości kościelnych i nabożeństw (z czego niewątpliwie korzysta bardzo
wielu katolików) jest ordynarną indoktrynacją nie samo przez się, lecz z powodu wyeliminowania z tejże tv wszystkich audycji religioznawczych, światopoglądowych,
że już nie wspomnę o zupełnym braku audycji ateistycznych i antyteistycznych.
Jednak najważniejszą sprawą jest wprowadzenie do szkoły uczciwego
informowania dzieci i młodzieży o treści i podstawach poglądów
ateistycznych. Właściwie dla równowagi powinny być o tym specjalne lekcje,
ale ja zadowoliłbym się wprowadzeniem odpowiednich treści do podręczników
historii i programu nauczania tego przedmiotu.
To wszystko jako przeciwdziałanie indoktrynacji na rzecz stworzenia warunków
wolnego wyboru poglądów własnych.
Drugi kierunek działania, który ma szansę być skuteczny, tym razem
absolutnie niemający charakteru walki z wiarą w Boga ani nawet z religią, to
uświadamianie ludziom, że księża w Polsce robią z religii katolickiej
ogromny biznes. Niektóre, bardzo nieliczne przedsięwzięcia księży są
jawnie przez nich prowadzone. Ja znam osobiście jednego księdza proboszcza, który
przez wiele lat prowadził hodowlę bukatów, czyli byków opasowych. Jestem
przekonany, że robił to uczciwie i bez kantów. Mimo to ja mam do tego księdza
duże pretensje. On wykonywał wszystkie swoje czynności duchowne, a cały
pozostały czas poświęcał swojej hodowli, na czym robił duże pieniądze. Na
przykład sam mówił, że za zarobek z dziesięciu miesięcy kupił swojej
siostrzenicy mieszkanie i kompletnie je wyposażył. Takie postępowanie u księdza
uważam za wielce naganne i nawet niemoralne: Jeśli ten ksiądz naucza ludzi,
że życie to jest tylko droga do zbawienia lub piekła, jeśli zaleca czytanie
Pisma Świętego w którym z czterech cnót ewangelicznych najczęściej jest
wymieniane ubóstwo, jeśli Jezus człowiekowi, który go pytał jak ma postępować
powiedział: co masz sprzedaj, pieniądze rozdaj ubogim i idź za mną, to poświęcanie
swego czasu na gromadzenie mamony przez księdza uważam za hipokryzję.
Ogromna większość biznesów, których organizatorami i właścicielami są
księża nie jest na nich formalnie zarejestrowana. Luksus w jakim żyją księża
jest skrzętnie ukrywany. Zaś Kościół katolicki jest jedyną w Polsce
instytucją, która nie prowadzi księgowości i nie rozlicza się ze swoich
operacji finansowych. Ksiądz prymas Józef Glemp tłumaczył, że księża nie
mogą się rozliczać przed urzędem fiskalnym, bo każdy musiałby zatrudnić
księgową. Moja znajoma emerytka, która ma sześćset złotych renty i dorabia
sprzedawaniem biletów autobusowych i gazet na ulicy, musiała kupić kasę
fiskalną i w ten sposób się rozliczać, ale ksiądz tego robić nie może. Księża
robią wiele przekrętów, takich jak sprowadzanie samochodów niby do celów
duszpasterskich nie płacąc cła, a następnie tymi samochodami handlują. O tych sprawach w tym artykule celowo nie mówię, bo to są po prostu oszuści i kryminaliści a ja mówię tutaj jedynie o legalnych interesach prowadzonych w oparciu o przywileje dla kleru.
W ten sposób kler urasta u nas do rangi klasy uprzywilejowanych kapitalistów,
co jest sprzeczne z głoszonym przez nich posłannictwem. Ponieważ w Polsce
narasta nędza coraz szerszych mas społeczeństwa uważam, że uświadamianie
ludziom tego działania kleru i episkopatu, którego jedynym celem jest mamona,
stanowić może drugi czynnik skutecznego zwalczania niesprawiedliwości wynikającej
zarówno z uprzywilejowania kleru jak i braku wiary wśród księży w to co głoszą
maluczkim, a więc z ich hipokryzji.
Zarówno walka z indoktrynacją, jak i zlikwidowanie przywilejów Kościoła kat. w dziedzinie działalności komercyjnej księży jak też stosowanie w odniesieniu i do kleru, i do Kościoła kat. normalnych zasad rozliczeń
finansowych możliwe jest wyłącznie na drodze parlamentarnej.
Taki stan rzeczy prowadzi prostą, choć długą drogą do rewolucji. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że najmniej nieudana rewolucja, to jest
Wielka Rewolucja Francuska, choć niewątpliwie wniosła ewidentnie pozytywne
zmiany, to jednak ogromnym kosztem całego społeczeństwa.
Kiedy we Francji w przededniu rewolucji rozsądni ekonomiści, tłumaczyli, że
wystarczy ograniczyć wydatki dworu i administracji królewskiej o trzydzieści
procent, aby polepszyć sytuację najuboższych w stopniu zapewniającym święty
spokój, to otrzymali odpowiedź: ani o trzydzieści ani o jeden! Zamiast się
cofać pójdziemy do przodu. No i poszli na szafot.
W Polsce do rewolucji jeszcze daleko. Nędza jeszcze nie obejmuje wystarczająco
szerokiego kręgu mieszkańców miast, a co najważniejsze mnogość partii
politycznych i zupełna nieudolność partii rządzących przez ostatnie czternaście
lat zraża ludzi do organizacji politycznych w ogóle. A więc jeszcze nam
rewolucja nie grozi. JESZCZE!
« (Published: 12-10-2003 Last change: 26-08-2004)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2794 |
|