|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Dlaczego jestem przeciwko religii? Author of this text: Roman Zaroff
Wielokrotnie w listach do „Horyzontu" czy też na grupie
dyskusyjnej PL.SOC.RELIGIA przeróżne pobożne osoby zadawały mi pytanie
dlaczego jestem zagorzałym przeciwnikiem religii. Zdarzali się też ateiści,
którzy twierdzili, że niepotrzebnie tracę czas i zawracam sobie głowę
zabobonami. Na pytania te zawsze starałem się odpowiedzieć w miarę dokładnie i zgodnie z moimi przekonaniami i sumieniem. Przeglądając te pytania i moje
wypowiedzi doszedłem do wniosku, że
powinienem je wszystkie zebrać i stworzyć z nich artykuł. Artykuł mający na
celu danie wszystkim zainteresowanym usystematyzowanej i pełnej odpowiedzi
dlaczego właściwie to robię.
Jako sceptyk, racjonalista i materialista jestem przeciwny wszystkim
przejawom religii nie dlatego, że mam osobisty uraz do czyichś urojonych bóstw,
ale dlatego, że uważam skutki religii, zwłaszcza zorganizowanych i monoteistycznych za społecznie szkodliwe. Religia jest jedną z odmian
filozofii życia, ale filozofii, którą nazywam „filozofią zastępczą"
lub „pozorną". Z socjologicznego punktu widzenia religie powstały
jako element integrujący wczesne ludzkie społeczności oraz jako próba wyjaśnienia
zjawisk wybiegających poza nader ograniczoną wówczas ludzką wiedzę. Niewątpliwie w społeczeństwach łowiecko-zbierackich i neolitycznych rolników tę właśnie
rolę religie spełniały. Czasy się jednak przez ostatnie 8 tysięcy lat nieco
zmieniły i religie stały się czymś innym.
We współczesnym kontekście religie są filozofiami zastępczymi z tego
powodu, że nie wyjaśniają rzeczywistych materialnych i fizycznych przyczyn
zjawisk. Religie nie opierają się na jedynej dostępnej nam metodzie analizy
zjawisk, to znaczy obserwacji przewidywaniach powtarzalności się pewnych
zjawisk jako weryfikacji naszych wniosków. Nie opierają się też one na
metodologicznym, restrykcyjnym i statystycznie znaczącym, naukowym systemie
testowania naszych hipotez. Po prostu wyjaśnienia i wytłumaczenia zjawisk
przez religię są natury metafizycznej, zazwyczaj produktem urojeń, zwykłym
oszustwem cwaniaków lub w najlepszym przypadku niedouczonym chciejstwem. Z realiami nie mają one nic wspólnego. Z reguły ich twórcy w swym sprycie
obwarowują swoje urojenia murem niepodważalnego dogmatu. Już samo to świadczy o ich słabości. Marne i podejrzane są filozofie, które swoich racji nie bronią
argumentami, a zakazami ich podważania, obwarowując się klątwami i płonącymi stosami.
Szkodliwość idei niepopartych faktami można zobrazować w następujący
sposób. Gdy zepsują się nam hamulce w samochodzie nie należy zmieniać żaróweczek
świateł stopu i pojechać dalej w góry z błogim przeświadczeniem kretyna,
że problem został rozwiązany. Efekt takiego działania jest łatwy do
przewidzenia. Takie właśnie rozwiązania proponują nam religie. Gorzej, swe
zazwyczaj starożytne „mądrości", próbują przykładać do jakże
odmiennego świata współczesnego. W świecie ludzi dorosłych, aby rozwiązać
jakiś problem najpierw należy poznać jego rzeczywiste a nie urojone lub
chciane przyczyny. Dopiero znając je można podjąć próbę rozwiązania
problemu lub zaradzić złu. Zamiast tańczyć „taniec deszczu" prosząc
bożka o opady, na pewno jest lepiej wcześniej zbudować tamę lub kanał
irygacyjny. Zamiast odprawiać egzorcyzmy (jak robi to sam Papież-Polak), lub
palić „diabelskie sługi", jak to jeszcze w początkach XIX wieku
robiono, należy chorych psychicznie leczyć. Zamiast prześladować
„grzeszną" pannę z dzieckiem, należy kobiecie w trudnej sytuacji życiowej i małemu dziecku zrekompensować utrudniony start w życiu itd., itp. Podobne
przykłady ze wszystkich dziedzin życia i historii można by mnożyć w nieskończoność.
Religie świata nie mają żadnych rzeczywistych osiągnięć, którymi mogą
się poszczycić. Na przestrzeni historii poniosły one sromotną klęskę, próbując
naprawić świat i ludzi. Poniosły fiasko właśnie dlatego, że urojone oparte
na klechdach doktryny i dogmaty, niedopuszczające krytyki czy innego zdania,
oferowały rozwiązania bez zrozumienia przyczyn problemów opierając się na pozornych ich wytłumaczeniach. Choć na
pewno istnieli nieliczni ludzie kościoła,
którym przyświecała idea robienia dobra, a nie monstrualna chciwość, żądza
władzy czy choroba psychiczna. Mówiąc krótko, religie poniosły klęskę, bo
próbowano zmieniać żarówkę zamiast zreperować hamulce. Racjonalne,
sceptyczne i naukowe podejście do problemów ludzkości i świata, nie jest
automatyczną receptą na naprawę świata, człowieka, czy ogólną szczęśliwość.
Zapewne nauka i racjonalizm nie są w stanie rozwiązać wielu problemów,
czasem stwarzając nowe, niekiedy gorsze. Jednak naukowe, empiryczne podejście
do spraw jest niestety, ze wszystkimi swymi, niedociągnięciami i błędami,
jedyną metodą a to dlatego, że szuka ono rzeczywistych przyczyn zjawisk.
Metodą, która na podstawie realiów a nie urojeń próbuje znaleźć rozwiązanie
na postawione sobie pytanie. Warto pamiętać, że w pobożnym średniowieczu
„wymodlono" średnią wieku życia wynoszącą poniżej 40 lat. W oparciu o osiągnięcia współczesnej nauki czytający ten tekst mają przed
sobą średnio 80 lat życia.
Czasem pytano mnie dlaczego ludzie nie mogą sobie żyć w świecie swoich
urojeń jeśli tego chcą. Ależ mogą sobie żyć w świecie urojeń, bo jest to
osobista sprawa każdego człowieka. Niezależnie co sobie o takim światopoglądzie
myślę — nic mi do tego. Problem polega na tym, że jak pokazuje historia właśnie
religianci zawsze i wszędzie próbowali narzucić swój światopogląd siłą,
prześladując a często i mordując (np. Inkwizycja, wyprawy krzyżowe) osoby
myślące odmiennie. Głośne zaprzeczanie temu, z czym wielokrotnie się spotkałem,
jest śmieszne z tej prostej przyczyny, że jako zawodowego historyka nie mogą
mnie raczej uczyć historii ministranci, rydzykowcy i „oazowi intelektualiści".
To że stosy dzisiaj nie płoną nie jest zasługą żadnego kościoła a efektem laicyzacji życia zapoczątkowanej w Oświeceniu. Epoce, w której
elity intelektualne świata odrzuciły światopogląd oparty na mitach i zabobonach a oparły go na naukowych racjonalnych przesłankach. Dzisiaj w świecie
zachodnim religia jest zmarginalizowana praktycznie rzecz biorąc do folkloru i
Św. Mikołaja z prezentami. Ale religie same nie uległy zreformowaniu i sadzę,
że gdyby mogły wciąż rozniecałyby stosy dla heretyków. Próby kleru i religiantów w polskim sejmie czy rządzie narzucenia współczesnemu państwu
ustawodawstwa opierającego się na doktrynach chrześcijaństwa są tego właśnie
przykładem. Na szczęście Goryszewscy, Niesiołowscy i Rydzyki tego świata
nie mogą „rozwinąć skrzydeł" we współczesnej Europie. Gdyby
mogli nie mam wątpliwości, że byliby gorliwymi inkwizytorami.
Religianci zarzucając mi też czasem nietolerancję, co jest wierutną bzdurą
wynikającą chyba z niezrozumienia tego terminu. Dlatego tym osobom należy się
wyjaśnienie co to jest tolerancja. Tolerancja jest nie tylko akceptowaniem, że
ktoś ma inne poglądy, zwyczaje etc., czyli generalnie rzecz biorąc
akceptowaniem czyjejś inności. Tolerancją jest przede wszystkim niedyskryminowanie, nieprześladowanie i niezmuszanie innych do tego, żeby myśleli,
żyli i robili wszystko tak jak my. Ja akceptuję czyjąś inność i nikogo nie dyskryminuję, prześladuję czy zmuszam. Inna sprawa, że jeśli mam inną
opinię na jakiś temat to głoszę to co myślę. Tolerancja nie polega na
przyznawaniu komuś racji. Nic niestety na to nie poradzę, że wiarę uważam
za przejaw „intelektualnego zatwardzenia" na skutek prania mózgu w dzieciństwie. Nie ma to jednak wpływu na moją ocenę innych jako ludzi czy mój
stosunek do nich. Do niewielu moich oponentów dociera fakt, że ja naprawdę
oddzielam czyjeś poglądy od osoby, od człowieka je głoszące. Mam
serdecznych, wierzących przyjaciół, jednego nawet z samej Częstochowy a partnera brydżowego z ...samych Wadowic.
Wróćmy do nietolerancji religiantów i religii.
Nietolerancja jest niejako
wbudowana w religie monoteistyczne. Chodzi o to, że religie monoteistyczne z założenia
przyjmują, że wszystkie inne są w błędzie, i że istnieje tylko ich bóstwo.
Nieuchronnym następnym krokiem jest stworzenie „niepodważalnych"
doktryn i świętych dogmatów. Kolejnym, okrzyknięcie herezją każdego odstępstwa
od doktryn i dogmatów uznawanych przez obecnych najwyższych kapłanów. Nawet
jeśli twórcy takich religii, czy jej prorocy mieli szlachetną motywację
zrobienia wszystkim „dobrze", prędzej czy później znajdzie się
psychopata, zbrodniarz lub rządna władzy czy przywilejów jednostka, która
zacznie czynić innym „dobrze" na siłę przy pomocy miecza, stosu czy
choćby prześladowań. Jednocześnie rzesze wiernych wychowane w „jedynej
słusznej religii" stają się łatwo nietolerancyjne, fanatyczne i łatwe
do manipulowania (warto tu zwrócić uwagę jak bardzo przez swe oparte na
urojonych założenia, doktryny i dogmaty przypominają nam, na szczęście upadłą
już — komunę). Tak właśnie potoczyła się historia chrześcijaństwa i islamu. Podobnie klątwą i ukamienowaniem reagował judaizm, kiedy polityczna
sytuacja umożliwiała mu pokazanie prawdziwego oblicza monoteizmu. Dlatego też,
choć uważam wszystkie religie za społecznie szkodliwe, za najbardziej
szkodliwe uważam religie monoteistyczne. Z tego też powodu nie zwalczam na przykład buddyzmu czy hinduizmu, choć również
uważam, że opierają się na bredniach i zabobonach.
Jednym z najbardziej fatalnych w skutkach nieszczęść jakie przydarzyło się
Europie była jej chrystianizacja. Wbrew kościelnej propagandzie, Kościół
nigdy nie był ostoją i strażnikiem resztek cywilizacji śródziemnomorskiej
choć wiele jej elementów wykorzystał na własne potrzeby. Nie widzę potrzeby
sypania przykładami jak cywilizacja śródziemnomorska stoczyła się w ignorancję i barbarzyństwo. Zwróćmy natomiast uwagę na pewną fundamentalną
sprawę. Antyczny świat greko-romański miał bez wątpienia wielkie osiągnięcia
filozoficzne, techniczne i naukowe. Oczywiście starożytnym brakowało
„bazy naukowej" i wiele ówczesnych wniosków było błędnych, jednakże
świat greko-romański wytworzył pewną atmosferę intelektualną w której myśl
ludzka nie była ograniczona religijnymi doktrynami i zakazami. Niezależne myślenie
było nie tylko cnotą, ale wartością samą w sobie. W efekcie, choć nie
wszyscy myśliciele owych czasów dochodzili do słusznych wniosków, do owych
wniosków wolno im było dochodzić. Ten intelektualny klimat stwarzał warunki w których cywilizacja ludzka miała potencjalne możliwości szybkiego rozwoju
nauki i myśli ludzkiej. Sytuacja diametralnie odmieniła się po
chrystianizacji. Prześladowanie heretyków, palenie „pogańskich" i heretyckich ksiąg rozpoczęło się już w IV wieku. Chrześcijaństwo ze swym
odrzucaniem spraw doczesnych i patentem na prawdę wytworzyło zupełnie inny
intelektualny klimat, a raczej jego brak. Wzorem stał się psychopatyczny
asceta, niepiśmienny prostaczek, tak zwany „człowiek boży",
fanatyczny misjonarz pół-analfabeta i warchoł-krzyżowiec. Zamiast rozprawiać o naturze materii czy algebrze, scholastycy rozprawiali o naturze bożka i o tym
ile diabłów zmieścić się może na czubku igły. Aż wstyd, że dzieła
Arystotelesa i większości antycznych myślicieli odkryła ponownie średniowieczna
Europa z arabskich tłumaczeń zrabowanych podczas wypraw krzyżowych. Dla
zaakcentowania powyższego stwierdzenia wystarczy chyba tylko jeszcze przypomnieć,
że w starożytnym cesarstwie rzymskim około połowy obywateli umiało pisać i czytać. Poziomu tego Europa nie osiągnęła do przełomu XX wieku a w średniowieczu
rzadko który monarcha potrafił się podpisać.
Reasumując, religijne doktryny oparte na przeróżnych prymitywnych, starożytnych
klechdach są niewątpliwie wdzięcznym tematem dla historyka do badań nad społeczeństwami
antycznymi. Natomiast jako zjawisko społeczne, zwłaszcza religie
monoteistyczne, są wybitnie szkodliwe ze względu na swój dogmatyzm,
doktryniarstwo, fanatyzm i nietolerancję. Religie oferują wiernym rozwiązania
pozorne, przynoszące praktycznie rzecz biorąc jedynie szkody społeczeństwu i jednostce. Zapaść cywilizacyjna jaką przeżyła Europa w średniowieczu jest
bezpośrednim skutkiem rozprzestrzenienia się chrześcijaństwa w Europie. Nie
mam również wątpliwości, że zwłaszcza religie monoteistyczne są, ze względu
na ich charakter, niereformowalne, a więc gotowe do nowych zbrodni gdyby nadarzyła
się okazja. Wydaje mi się więc, że powyższe powody są wystarczające, aby
zwalczać tego „cywilizacyjnego raka" jakim jest religia.
*
„Horyzont", Numer 8 (18), Brisbane, listopad 2000
« (Published: 03-03-2005 )
Roman ZaroffDoktor historii, mediewista. W latach 1999-2001 wykładał historię w University of Queensland (Australia), obecnie związany jest z School of Historical and Religious Studies w Monash University. Redagował pierwszy internetowy magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów - HORYZONT, istniejący w latach 1997-2001. Od wielu lat mieszka w Australii. Number of texts in service: 27 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego jestem ateistą a nie agnostykiem? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3970 |
|