|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Dzięki Vaclavowi Havlowi jestem przeciwko ACTA Author of this text: Andrzej Wendrychowicz
Naczytałem się okropnie dużo o ACTA; analiz zawartych tam paragrafów, sprawozdań z protestów, oświadczeń urzędowych, wypowiedzi ekspertów, komentarzy
internautów....
Sam omal
stałem się ekspertem, ale to wcale nie ta wiedza przesądziła o moim stosunku do
ACTA. Przesądziła o tym lektura
tekstów Vaclava Havla, zawartych w tomie
Vaclav Havel, Siła bezsilnych i inne eseje, wydanym tuż przed śmiercią
Autora przez Agorę. Siłę bezsilnych
Havel napisał w swoim górskim Hrádečku w październiku 1978 roku, czyli 34 lata
temu, a więc przed erą Internetu, a dokładnie przed jego dotarciem do Europy
Wschodniej.
Pośród wielu fundamentalnych problemów podniesionych w tym
eseju Havel rozważał, czy można zreformować system „posttotalitarny" (tak go
nazywał).
Liczne dawne
doświadczenia uczą, że ani „reforma" ani „zmiana" same przez się niczego nie
gwarantują. I ostatecznie jest nam przecież wszystko jedno, czy z punktu
widzenia tej lub owej doktryny system, w którym żyjemy, można nazwać
„zmienionym" czy „zreformowanym"; nam chodzi o to, by można było żyć w godności,
by system służył człowiekowi, a nie człowiek systemowi … (str.116)
Ale też w demokracji zachodniej Havel nie widział
błogostanu:
W społeczeństwach
demokratycznych, gdzie człowiek nie jest gwałcony tak jawnie i okrutnie,
politykę ten zasadniczy zwrot dopiero czeka i coś niecoś będzie tam jeszcze
musiało ulec pogorszeniu, zanim zrozumie ona tę konieczność.
(str. 131)
Czy już nam — społeczeństwu demokratycznemu — dosyć się
pogorszyło, żeby diagnoza Havla się sprawdziła?
Finansowo pewnie nawet sporo polepszyło, ale gwałcenie swobód
obywatelskich i demokratycznych postępuje cichcem nieustannie. ACTA są tego
przejawem i dowodem z ostatniej chwili. Zgadzam się z Havlem całkowicie, że
jakiekolwiek reformowanie i/lub zmienianie nie ma sensu. ACTA nie można
rozpatrywać w oderwaniu od systemu. ACTA jest elementem całego systemu
tłamszenia ludzi, który należy odrzucić w całości. Nie tylko ACTA, ale cały
system. Cały system rzekomej ochrony nas, obywateli, przed rzekomymi
zagrożeniami.
Niezliczona liczba kamer śledzi nas na ulicy, na parkingach
centrów handlowych, w windach biurowców, w każdym już sklepie, w szkole. A to
wszystko jakoby wyłącznie dla naszego bezpieczeństwa. Każda nasza rozmowa
telefoniczna jest rejestrowana. Zbierają nasze odciski palców i obrazy tęczówki, w trosce żeby nikt nie podrobił naszego paszportu. Nadano nam liczne numery
ewidencyjne — PESEL, NIP, REGON. Mogą zlokalizować z dokładnością do kilkunastu
centymetrów nasze miejsce pobytu za pomocą GPS. Myślę, że wystarczy raz dostać
mandat karny od drogówki, żeby przy okazji na stałe wylądować w policyjnych
rejestrach. Jest rejestr samochodów, jest kierowców. Banki też mają wszystkie
nasze dane nie tylko personalne, bo przy okazji kredytu każą wypełniać obszerne
ankiety profilujące ich klientów. A teraz mamy ACTA, jakoby tylko po to, żeby
władza jakaś tam, gdzieś tam rzekomo chroniła naszą, twoją i moją własność
intelektualną.
Gdzieś zobaczyłem w necie zabawną, ale jakże pouczającą
wypowiedź aktywisty protestów przeciwko ACTA, zacytuję ją z pamięci.
Kiedyś mała Zosia
wycięła sobie kwiatuszka z kolorowego pisemka, wkleiła do pamiętnika i prosiła
koleżanki o wpisywanie się pod kwiatkiem. Teraz mała Zosia będzie musiała
uzyskać zgodę artysty, który namalował kwiatuszek, a jeśli bez tego wklei go do
pamiętnika i puści ten pamiętnik w obieg po koleżankach, będzie ścigana za
nielegalne rozpowszechnianie ukradzionej wartości intelektualnej.
Przesada? Ależ skąd. Mała Zosia może trafić do poprawczaka
za taką zuchwałą kradzież. ACTA są kolejnym dowodem, że system zniewala ludzi,
że to oni są dla systemu, a nie odwrotnie.
Nie chodzi już tylko o gwałt na pojedynczym człowieku. To
samo dotyczy całych państw. Kiedyś wszystkie i małe i wielkie kłopoty,
nieszczęścia kwitowano stwierdzeniem: bóg tak chciał. Teraz kłopoty całych
państw tłumaczy się: rynki uznały, że..., rynki straciły zaufanie..., rynki
to, rynki sio… A kto to są te rynki? Czy to aby nie jest niewielka grupa
mega spekulantów finansowych? Czy to nie są prezesi wielkich banków, które
ratuje się przed bankructwem za pieniądze podatników, po czym ich szefowie
przydzielają sobie milionowe premie noworoczne? Polecam świetny film o tym
towarzystwie, pt. Chciwość.
Na mocy ACTA pójdzie na spalenie każda partia ubrań z przyszytą nielegalnie metką znanej marki. Metki nie można odpruć, a ubrania
przekazać do przytułka, trzeba je koniecznie zniszczyć. Jakoś nikt nie chce
pamiętać, że ta znana marka kupiła za bezcen bawełnę w Bangladeszu, zleciła
szycie w Azji, w fabryce zatrudniającej dzieci, przyszyła swoją bardzo znaną i chronioną metkę i sprzedała ubrania z kilkusetprocentowym przebiciem. Teraz ACTA
zadba o to, żeby ten jej bandycki interes nadal się kręcił.
Kiedyś prawa autorskie chroniono przez kilka lat od
publikacji dzieła. Teraz są chronione nawet przez 70 lat od śmierci autora.
Sławny Autor już dawno leży w grobie i jest mu całkiem wszystko jedno. Teraz
kasę zbierają nawet nie jego spadkobiercy, tylko spryciarze, którzy te prawa
zawczasu przytomnie wykupili.
A kto ściga „złodziei" wartości niematerialnych? Ano
ścigają autorzy ACTA, czyli prawnicy. Jeśli się wyda, że Zosia nielegalnie
puściła w obieg wycięty z gazety kwiatek, dopadną ją i z rodziców zedrą ostatnią
koszulę — bo przecież za dzieci odpowiadają rodzice. W Stanach kasta prawnicza
robi już od dawna kolosalne pieniądze. Ich polscy koledzy szybko się tego uczą.
Na przykład zjawia się taki przy szpitalnym łóżku ofiary wypadu drogowego i dostaje od niej pełnomocnictwo na ściągnięcie ze sprawcy odszkodowania. Jak jest
dobry, odszkodowanie może być ogromne. Ofiara dostaje z tego parę groszy, a większość kwoty kasuje jurysta. Co to ma wspólnego z ACTA? Tylko na pierwszy
rzut oka nic, ale to są doskonale do siebie pasujące elementy tego
„postdemokratycznego" (per analogia do Havlovego „posttotalitarnego"),
neoliberalnego systemu.
Pomysłodawcy ACTA zrobili jednak wielki błąd. Zgubiła ich
chciwość. Zadarli z potężnym przeciwnikiem, z użytkownikami Internetu. Zabrakło
im wyobraźni — widocznie nie przeczytali eseju Havla — jak wielka jest siła
bezsilnych. W pierwszym odruchu, głównie młodzi ludzie, poszli na ulicę
protestować przeciwko odebraniu im przez ACTA ich wirtualnego świata. Ale szybko
dostrzegli, że nie o paragrafy ACTA tylko chodzi.
Błąd zrobili nie tylko twórcy ACTA, zrobili go też
politycy. Nie połapali się, że robiąc dobrze wielkim korporacjom wszelkiej
maści, okropnie się podłożyli swoim wyborcom. Na naszym polskim podwórku,
premier rządu, zachłyśnięty zasiadaniem po raz drugi na fotelu władcy,
powiedział kilka słów za dużo, że nie pozwoli na jakiekolwiek, czyjekolwiek
podskakiwanie i podpisze ACTA. Panie Premierze, całkiem stracił Pan polityczny
węch. Coś mi się widzi, że chyba nie ma już teraz szans ani na posadę premiera
po raz trzeci, ani na zamieszkanie w Belwederze.
Ale nie tylko premier się podłożył. Skompromitowali się też
posłowie i ci z Europarlamentu, i ci z Sejmu. Biedaczyska podobno nie wiedzieli
za czym głosowali. Dyscyplina partyjna — tłumaczyli — nie można się wyłamywać.
To kto w końcu tu rządzi? Nie wyborcy, lecz partie polityczne. A w partiach
rządzą ich autokratyczni przywódcy. To oni układają listy wyborcze. Wybory już
dawno nie są wyrazem woli narodu, tylko „przyklepaniem" decyzji personalnych
kliku najpotężniejszych polityków. Czy dlatego ludzie nie chodzą na wybory?
Jakaś część nie idzie ze zwykłego lenistwa, ale chyba większość nie ma już
zamiaru przykładać ręki do takiej pozorowanej demokracji.
Cudowną odskocznią od tych wszystkich spraw i szalbierstw „posdemokratycznych"
jest dla ludzi (odgrywających na co dzień przydzielone im role wyborców,
podatników, pracowników) jest Internet. Nie chodzi nawet o dostęp do jego
nieprzebranych bogactw, chodzi o to, że tam internauci są naprawdę wolnymi
obywatelami, są u siebie. To jest ich dom, ich państwo. ACTA chce im to odebrać. I w tym momencie nie ma żadnego znaczenia brzmienie poszczególnych paragrafów.
Politycy, prawnicy, prezesi wielkich firm, korporacje twórców wszelakich
postanowili brutalnie wkroczyć do naszego świata na plecach ACTA. I się
przeliczyli.
Trwają spekulacje, czy protest przeciwko ACTA jest ruchem
obywatelskim, czy to są narodziny jakiegoś trwałego sprzeciwu przeciwko
systemowi? Czy to są faktyczne, a nie tylko deklaratywne narodziny społeczeństwa
obywatelskiego? Nie wiem, chociaż bardzo bym chciał, żeby tak było. Lektura
eseju Vaclava Havla Siła bezsilnych
pozwala żywić nadzieję, ba, nawet przekonanie, że myszka i klawiatura komputera
jest dostatecznym uzbrojeniem nas, ludzi bezsilnych wobec „postdemokratycznego"
systemu, że jesteśmy silniejsi niż rynki, niż politycy, niż armie prawników.
Czytając Havla zrozumiałem, dlaczego muszę być przeciwko ACTA. I jestem przeciwko.
Na koniec jeszcze dwa zdania. Gdzieś wyczytałem, zobaczyłem
lub usłyszałem, że Niemcy dowiedziawszy się o polskich masowych protestach
przeciwko ACTA mówili, że dopiero dzięki nam zaczęli się nad tym zastanawiać i powoli przyznają nam rację. Czy możemy się rozmarzyć, że tak jak przeskoczenie
przez płot najsławniejszego elektryka świata było symbolicznym początkiem końca
systemu „posttotalitarnego" tak masowe polskie protesty przeciwko ACTA będą
początkiem końca systemu „postdemokratycznego"?
Pomarzyć
dobra rzecz...
« (Published: 08-02-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7748 |
|