|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
W co wierzą ateiści Author of this text: Marcin Punpur
Wracając
samochodem, przypadkowo natknąłem się na audycję w Programie 3 Polskiego
Radia, pod nieco sensacyjnym tytułem: w co wierzą ateiści? Jak można się
domyślić jej przedmiotem była kwestia niewiary oraz sytuacji niewierzącego w świecie bez boga. Oprócz głosów samych ateistów, co ciągle jest rzadkością,
wystąpił prof. Zbigniew Mikołejko, znany religioznawca i namiętny miłośnik
tzw. „wózkowych". Profesor Mikołejko zaprezentował własne
stanowisko, które określił mianem agnostycyzmu oraz odniósł się krytycznie
do pozostałych postaw, wykazując ich rzekome powinowactwo i słabości. Jako,
że mnie nikt nie zaprosił, chciałbym skorzystać z okazji i podzielić się
kilkoma uwagami na powyższy temat.
Zacznijmy
od wyjaśnienia terminu agnostycyzm. Agnostycyzm można rozumieć przynajmniej
dwojako. Z formalnego punktu widzenia oznacza stanowisko, w którym wstrzymujemy
się od wiary bądź niewiary w bóstwo, z powodu braku wiarygodnych źródeł
czy danych pozwalających na weryfikację jego istnienia. W drugim, bardziej ogólnym
sensie, można mówić o postawie wątpiącej, sceptycznej, świadomej ograniczeń
związanych z ludzkim poznaniem. Etymologia grecka, a-"bez", gnosis -
„wiedzy", wyraźnie to sugeruje. A zatem agnostyk to ktoś, kto w sprawach metafizycznych wstrzymuje się od głosu, przyznając się do niewiedzy i niepewności na te tematy.
Jak
wszystkie nurty filozoficzne, tak i ten ma swe źródło w starożytnej Grecji,
gdzie bywał głównie kojarzony ze sceptykami, a także Sokratesem. Z czasem
idea ta zaczęła służyć jako oręż walki z ignorancją i nietolerancją Kościoła,
który wywierał presję na naukę i dosłowną interpretację Biblii.
Agnostycyzm T.H. Huxleya, wydaje się być konsekwencją tego typu sytuacji.
Bernard Russell z kolei, wahając się miedzy ateizmem a agnostycyzmem napisał
kiedyś tak:
„Jako
filozof, jeśli mówię wyłącznie do publiczności składającej się z filozofów, powinienem określić siebie jako Agnostyka, ponieważ nie uważam,
że istnieje rozstrzygający argument, który udowadniałby nieistnienie Boga. Z drugiej strony, jeśli miałbym wywrzeć odpowiednie wrażenie na zwykłym człowieku z ulicy, powinienem powiedzieć, że jestem Ateistą, ponieważ kiedy mówię,
że nie mogę udowodnić nieistnienia Boga, powinienem również dodać, że nie
mogę udowodnić zarówno nieistnienia bogów Homerycznych". (Am I An
Atheist Or An Agnostic? 1947).
Nie
wiadomo do kogo zwracał się prof. Mikołejko w audycji, ale swoje stanowisko
określił bez wahań jako agnostyczne. Uznał, że skoro nie mamy innych narzędzi,
poza wewnętrznym przekonaniem by uznać istnienie boga lub go obalić, należy w tej sytuacji poddać się i pozostawić tą kwestię nierozstrzygniętą.
„W sprawie boga nie można mieć pewności". Co zatem pozostaje?
Zdaniem profesora możemy po prostu usytuować się pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi, co wiąże się z otwartością na wszystkich i tolerancją,
jakiej brakuje stronom tego konfliktu. Profesor ponadto uważa, że agnostycyzm,
jest postawą najbardziej godziwą ze wszystkich, ponieważ „nie ma w sobie
pewności, za to sporo zwątpienia".
W audycji
znalazł się również komentarz na temat tzw. nowego ateizmu. Nurt ten został
skrytykowany za to, że jego zwolennicy, zdaniem zaproszonego gościa, również
postulują pewną wiarę i jest to najczęściej wiara albo w moc Nauki albo
Rozumu, bliska tej z XIX wieku i podobnie jak ta religijna nie znosząca
sprzeciwu i krytyki. W ten sposób rodzi się nowy fundamentalizm, jeśli nie
taki sam jak w tradycyjnych religiach, to niewiele się od niego różniący.
Na końcu
prof. Mikołejko, w pewnej sprzeczności z głoszonym wcześniej stanowiskiem,
zdradza, że jemu jest najbliższy taki rodzaj chrześcijaństwa, w którym
wiara w Boga jest tożsama z zaufaniem do Niego. Wiara, w której nie dyskutuje
się o akcie stworzenia, czy też „o tym, co było pierwsze jajko czy
kura", lecz najprawdopodobniej, bo nie pada rozwinięcie tej myśli, rozważa
się problemy natury egzystencjalnej.
Pierwszy
zarzut jaki można postawić agnostycyzmowi, jak i zresztą każdej formie
radykalnego sceptycyzmu, jest jego abstrakcyjność, kuriozalne oderwanie od
realiów życia i pewna praktyczna niekonsekwencja, co warto podkreślić w przypadku postawy podnoszącej konsekwencję do rangi fetysza. Słusznie pyta
Richard Dawkins dlaczego nie ma agnostyków w kwestii istnienia wróżek. Ich
sytuacja ontologiczna jest taka sama jak chrześcijańskiego boga, to znaczy nie
potrafimy podać, ani też sobie wyobrazić możliwych warunków wiarygodnego
testu na jego bądź jej obecność. Wróżki bowiem mogą być niewidzialne i w
ogóle posiadać cechy, które nie śniły się filozofom. Jak można przeczytać w szkockim manuskrypcie z 1691 r. pod wdzięcznym tytułem Tajemnicze Królestwo
Elfów, Faunów i Wróżek:
„(...)mówi
się, że wróżki są istotami pomiędzy Człowiekiem a Aniołem, tak jak kiedyś
myślano o demonach; inteligentnymi płynnymi duchami, potrafiącymi zmieniać
światło w swoich ciałach, przypominającymi naturę skondensowanej chmury, które
najlepiej widać o zmroku. Te istoty są tak giętkie przez swoją delikatność,
że potrafią pojawiać się i znikać dla przyjemności."
Na czym
zatem polega różnica? Prawdopodobnie na tym, że od niemal dwóch tysięcy lat
istnieje potężna instytucja, która skrzętnie chroni i podtrzymuje mit
jednoosobowego Boga, a wróżki muszą bronić się same. Ta instytucja wymaga
powagi i rewerencji wobec Boga, a wróżek nikt poważnie nie traktuje. Poza
tym, Bóg jest jeden, a wróżek mnóstwo, tak mi się przynajmniej wydaje. A może
chodzi o to, że Bóg jest ważniejszy niż wróżki, bo przecież stworzył świat,
człowieka i cała etyka opiera się na nim. Bo przecież bez Boga wszystko
wolno, a z Bogiem wolno tylko niektóre rzeczy. A bez wróżki nikt płakać nie
będzie. No chyba, że elfy, ale ich istnienia przecież też jeszcze nikt nie
udowodnił.
Stwierdzenie,
że nasza wiedza na temat świata nadnaturalnego, a zatem wykraczającego poza
nie tylko empirię, ale także racjonalne zasady, które rządzą naszym
poznaniem, jest niepewna, to stwierdzenie mocno przesadzone, gdyż my tej wiedzy
po prostu nie mamy i mieć nie możemy, bo już sama jej komunikacja byłaby
problemem. Albo coś jest albo czegoś nie ma. Albo ktoś jest w ciąży albo
nie jest. Jeśli nie jesteśmy wróżkami nie możemy być pomiędzy. Jeśli to
jest fundamentalizm, to jest to fundamentalizm potrzebny.
Za
sofistyczną sztuczkę należny uznać również pogląd mówiący, ze niewiara
to tez wiara lecz w nieistnienie boga. Jeśli bowiem przyjąć tego typu logikę,
to jesteśmy skazani „wierzyć" we wszystko, nawet największe absurdy i w żadnym wypadku nie powinniśmy się czuć lepszymi od ich autorów. Poza
tym czy wiara, nie oznacza zawsze postulowanie istnienia czegoś? A czy dowód
na istnienie owego czegoś nie spoczywa na postulującym owo coś. Tak jak w praktyce sądowniczej dowód na istnienie zbrodni ciąży na oskarżającym. Bo
gdyby miało być na odwrót i trzeba by szukać dowodów na swoją niewinność,
to jedno jest pewne, źli ludzie staliby się jeszcze gorsi, a dobrzy mieli by
sporo dodatkowych zajęć.
Zresztą
taka postawa jaką przyjmuje prof. Mikołejko jest naprawdę wdzięczna.
Ustawianie się w środku, w pozycji umiarkowanego arbitra, pomiędzy zwalczającymi
się stronami, z jednej strony zrównuje te strony, sprowadzając je do tego
samego mianownika, a z drugiej radykalizuje ich stanowiska. Od tego już
niedaleko by zrównać Dawkinsa z fanatykiem wysadzającym się w powietrze, choć
pewnie, gdyby dać wybór profesorowi, wolałby raczej wypić herbatę z angielskim uczonym, niż być witanym przez Allaha w zastępstwie ciemnookich
dziewic.
I tu
dotykamy sedna sprawy. Wiara to nie jest abstrakcyjna zabawa w Pascalowski zakład
czy równanie logiczne, z którego nic nie wynika. Wiara ma praktyczne
konsekwencje, z którymi musimy się mierzyć na co dzień, nawet jeśli wierzącymi
nie jesteśmy. Agnostyk, zawieszający sąd w sprawie istnienia boga, musi zająć
stanowisko wobec indoktrynacji religijnej młodzieży w szkole, butnej postawy
biskupów i presji wywieranej na polityków, pedofilii w Kościele oraz
restrykcyjnej etyki seksualnej, przynoszącej poważne szkody społeczne. A to
tylko problemy z własnego podwórka, na świecie bowiem pod szyldem religii
dzieją się rzeczy znacznie gorsze. Czy agnostycyzm, kojarzony z indyferentyzmem poznawczym, nie prowadzi logicznie do indyferentyzmu społecznego?
W co
wierzy zatem ateista? Ateista wierzy, że jest możliwy świat bez boga i że
taki świat jest lepszy dla ludzi, że nie musimy wierzyć w miłosierną,
wszechmocną istotę by postępować słusznie, ani, że ta istota wyłącznie
może dostarczyć sensu naszemu istnieniu. Poza tym ateista, przynajmniej taki
jak ja, wierzy, że nawet jeśli, ktoś nie podziela powyższej wiary, może bez
przeszkód żyć tuż obok i liczyć na szacunek, bo człowieka nie da się
sprowadzić wyłącznie do jego wiary czy niewiary w to czy inne bóstwo. Jeśli
zatem wierzący podziela chociaż to ostatnie przekonanie to i wróżki nam nie
są potrzebne.
« (Published: 13-09-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9271 |
|