|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Errare humanum est Author of this text: Jerzy Neuhoff
Już
książę Talleyrand był świadom tego, że bywają błędy gorsze niż
zbrodnia. A tu nagle czytam komunikat Komitetu Naukowego European Environment Agency mówiący,
że „Unia Europejska popełniła poważny błąd",
bo jej polityka „zakładająca promowanie biopaliw oparła
się na "poważnym" błędzie w obliczaniu emisji gazów
cieplarnianych skojarzonych z paliwami". Taka
wiadomość każdego może zwalić z nóg, ponieważ od ładnych kilku lat
wszyscy, no prawie wszyscy, tzn. niektórzy uczeni, trzeba przyznać, że dość
liczni i dobrze zorganizowani, i niektórzy politycy, głosili konieczność
wprowadzenia biopaliw jako sprawę życia lub śmierci naszej cywilizacji, a wtórowały
im także media, choć też nie wszystkie i niekonsekwentnie. Na wszystkie
strony też grzmieli na ten temat rozliczni ekologiści.
Ale gdzież
tu zbrodnia?, — zapyta ktoś zaskoczony. Wystarczy jednak przejrzeć tytuły
artykułów prasowych, np.
w The Daily Telegraph z 2008-07-22 lub w Gościu Niedzielnym z 2008-04-30, by przekonać się, że od początku niektórzy traktowali biopaliwa,
jako wielkie oszustwo a nawet, jako
zbrodnię przeciwko ludzkości. Przytaczam tu najdrastyczniejsze określenia,
trafiały się artykuły z nieco łagodniejszymi sformułowaniami, ale całą
sprawę uznających za przynoszącą więcej szkód, niż pożytku. Przeciwko
biopaliwom wypowiadali się nieliczni uczeni, twierdzący, że ocieplenie
jest normalną klimatyczną fluktuacją, której wszystkich przyczyn jeszcze nie
jesteśmy świadomi. Wypowiadali się także politycy, nawet sam
Jeffrey Sachs uznał, że szkodzą one zaopatrzeniu w żywność i przyczyniają
się do wzrostu jej cen, jednak te głosy tonęły w ogólnym rozgardiaszu.
Zazwyczaj traktowano je, jako głos paliwowego lobby, zainteresowanego w utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, z natury rzeczy wrogiego wszelkiemu postępowi, a nawet całej ludzkości.
Jeśli więc komunikat Komitetu Naukowego potraktować
poważnie, to powinien on wywołać zastanowienie nad źródłem i ewentualnymi
skutkami tak poważnego, naukowego i politycznego błędu.
Przyczyną całej historii z biopaliwami jest głoszona
od kilkunastu lat teza, właściwie to hipoteza,
że postępuje ocieplenie klimatu wywołane przez cywilizacyjną działalność
człowieka. Nie jest to, jak już wspomniałem, teza bezdyskusyjna. Tu nasuwa mi
się uwaga, że jednym ze źródeł nieporozumienia, może być nieuprawnione używanie
słowa 'teoria'. Proszę zaważyć, dziś prawie nie słychać, że ktoś ma
takie lub inne wyjaśnienie lub coś przypuszcza, że jakieś wyjaśnienie jest
jednym z wielu możliwych wyjaśnień. Nie, każdy od razu ma swoją TEORIĘ. Że
ta 'teoria' niczego nie wyjaśnia, albo jest wręcz bezsensowna, to nikogo
nie martwi. Każde urojenie od razu awansuje do rangi teorii, czasem spiskowej,
czyli jeszcze groźniejszej od błędnej.
Z
jakichś względów przeważył pogląd, że to jednak nasza zachłanność względem
bogactw naturalnych planety wraz z niczym nieokiełznaną żądzą zysku są
wszystkiemu winne. Szybko zorganizowały się liczne i autorytatywne gremia
zaniepokojonych wizją katastrofalnej przyszłości i rozpoczęły walkę z nadciągającym niebezpieczeństwem. Sięgano po liczne przykłady z historii,
świadczące o tym, jak brak rozwagi, czasem elementarnego rozsądku, szybko
wywołał problemy, z którymi pokolenia nie mogą sobie poradzić. Ot choćby
króliki w Australii, wycinka lasów w Himalajach, zaorywanie prerii w Ameryce,
barszcz Sosnowskiego, kanał Wołga-Don i jeszcze sporo innych przykładów można
przytoczyć, jako ilustrację ludzkiej głupoty. Nie można więc dopuścić,
tym razem w skali globalnej, do katastrofy, przy której tamte problemy okażą
się mało znaczące, taką tezę lansowano na wszystkie możliwe sposoby.
Nie
skończyło się na apelach, pisaniu listów i petycji, zaczęto wskazywać
liczne środki zaradcze. Do sprawy przyłożyli się też politycy, kierowani
zapewne różnymi intencjami, także dobrymi i szlachetnymi, którzy
potraktowali hipotezę o wpływie człowieka na klimat, jako bezdyskusyjny
dogmat, zaś uczeni różnych specjalności, zainspirowani nową tematyką i polityką, wzięli się raźno do pracy i mogliśmy czytać, co chwila o różnych
rewelacjach.
Odkrycia i wynalazki zaczęły sypać się jak z rękawa. Receptą na niedobory energii
miały być np. mielone meduzy i bałtyckie algi, które Szwedzi wraz z nami
chcieli wykorzystać do produkcji biogazu. Japończycy wzięli się za odpady żywnościowe,
których jest u nich zatrzęsienie i zaczęli także przetwarzać je na
biopaliwo, które wkrótce miało zastąpić tradycyjne. Ogłoszono także o konstrukcji samochodu napędzanego mieloną kawą.
Paliwa
miano też uzyskiwać ze śmieci, skórek pomarańczy i gazet, a winogrona napędzać
weneckie autobusy. Palenie tytoniu, co zrozumiałe samo przez się, też
może być źródłem energii, zwłaszcza, gdy zastosuje się zmodyfikowany genetycznie tytoń.
Ponieważ zwierzęta hodowlane wytwarzają sporo
metanu, który ulatnia się do atmosfery przyczyniając się do zwiększania
efektu cieplarnianego i to znacznie bardziej niż dwutlenek węgla, wzięto
się za zwierzęce odchody i np. Holendrzy zbudowali sobie elektrownię spalającą krowie placki.
A były też rewolucyjne
odkrycia — paliwo z moczu. Łatwo obliczyć ile się marnuje tego cennego
surowca, a że można na tym zrobić dobry interes wiedział już cesarz
Wespazjan.
Nie
zabrakło i wątków politycznych. Biopaliwa miały być polską receptą i odpowiedzią na gnębiący nas moskiewski dyktat gazowy. Zaczęła się, więc
rysować perspektywa położenia na łopatki Rosji i to do 2020 roku, przynajmniej taką wizję roztaczała „Gazeta Prawna" w kwietniu 2009 roku.
Chciano też wykorzystać do
produkcji biopaliw reaktory jądrowe, ale to nie wzbudziło specjalnie entuzjazmu przeciwników
tej energetyki. Miano także wytwarzać olej napędowy z grzybów, dotąd tylko
marynowanych, zastanawiano się ile kilometrów da się przejechać na łyżeczce
cukru. Trochę tylko zdenerwowali się Meksykanie, ponieważ wszystko to, co służy
dotąd produkcji tequili zamierzano przeznaczyć na biopaliwo.
Atmosferę
dodatkowo podgrzało przyznanie Alanowi Gore’owi Nagrody Nobla za jego wkład w ochronę klimatu. Niestety, niektórzy nie byli zachwyceni tą nominacją i może
właśnie z tego powodu zaczęto się wnikliwiej przyglądać całej sprawie.
Sprawy
nabrały jednak takiego rozmachu, że jeszcze w zeszłym roku Komisja Europejska
uznała, iż w 'zieloną' energię należy zainwestować co najmniej 50 mld euro do 2020 roku. Niby to specjalnie dużo nie jest,
ale co niektórzy zaczęli grymasić, bo nie bardzo było wiadomo, skąd te
pieniądze wziąć, a tu zaczęły się problemy z Islandią, Grecją, Portugalią, a inni także zaczęli ustawiać się w kolejce. Trochę więc zapał zaczął
stygnąć. Pojawiły się też unijne
dokumenty ujawniające szkody ekologiczne powstające dzięki biopaliwom.
Wskazywano, że np. biodiesel i inne 'ekologiczne' paliwa, mają fatalne konsekwencje dla tropikalnych lasów i mokradeł. W końcu wyszło na jaw, że coś jest nie tak, w Afryce zdrożała żywność, lasy poszły pod topór, a ekologiści zaczęli
miotać się w sprzecznościach, chcieliby ratować lasy i hamować ocieplenie,
ale jak tu się pozbyć biopaliw, które miały być na to lekarstwem, bo
przecież z samochodów nikt, nawet ekologiści, nie mają zamiaru rezygnować.
Coraz głośniej zaczęto mówić,
że biopaliwa są sposobem na eksport głodu do Afryki, że strona ekonomiczna
nie jest taka znowu różowa, że paliwa odnawialne prowadzą do zwiększania stężenia dwutlenku węgla w atmosferze, zamiast je zmniejszać, przyspieszają więc efekt cieplarniany.
W każdym razie
Unia Europejska zmieniła swoje stanowisko
dotyczące procentowego udziału biopaliw w ogólnym rynku surowców do 2020
roku; z 10 procent obniżono, do 6, co stało się sygnałem ostrzegawczym dla
wszystkich entuzjastów.
Uczeni
raz po raz się mylili — powie ktoś obznajomiony z historią nauki i przytoczy kilka mniej lub bardziej znanych przykładów, od Ptolemeusza poczynając, a na Einsteinie kończąc. Zgoda. Ale do tej pory mylili się zazwyczaj
pojedynczy uczeni i ich nieliczni zwolennicy, teraz mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, o globalnym zasięgu i konsekwencjach. Najprawdopodobniej
pomyliły się całe wielkie grupy, bo przecież różne apele, aby rządy coś
zrobiły z postępującym ociepleniem, podpisywały setki uczonych. Mamy więc
nowe ilościowo zjawisko.
Trzeba
zauważyć, że w ciągu minionych 20-30 lat znacznie zwiększyła się liczba
uczonych zajmujących się globalnymi zjawiskami przyrodniczymi. O ile w latach
50. i 60., badaczy spędzających życie na Antarktydzie czy Spitsbergenie można
było spisać na jednej kartce i traktować jako kosztownych, ale w gruncie
rzeczy nieszkodliwych dziwaków, to obecnie każde państwo stara się mieć w różnych,
niezbyt atrakcyjnych okolicach własną stację naukową, po oceanach pływa
coraz więcej statków badawczych, a w amazońskiej dżungli chyba mieszka więcej
biologów i etnografów niż rodowitych Indian. Ta zmiana zainteresowań i priorytetów naukowych wynika z prostego rachunku spodziewanych korzyści i niewątpliwych
strat, jakie przynoszą niewykryte w porę kataklizmy. Dlatego liczba wulkanologów,
klimatologów, sejsmologów, glacjologów i innych, dotąd egzotycznych,
specjalistów tak znacznie wzrosła.
Skutki
odkryć, a w końcu takie się pojawią, w tych dziedzinach, będą miały
ogromne znaczenie społeczne i gospodarcze, niekiedy o globalnym zasięgu. Jak
silna jest wiara w sens ich pracy i jaka presja na natychmiastowe wyniki świadczy
choćby proces, jaki wytoczyli sejsmologom mieszkańcy L'Aquili o niezapowiedziane trzęsienie ziemi. Ten proces pokazuje, że ludzie chętnie
wierzą w wszechmoc nauki, jeżeli tylko może im to przynieść korzyść,
mniej zaś w to, że włos z głowy nikomu nie spadnie bez boskiej woli.
Podniesienie
temperatury na całym globie, wizja głodu, huraganów, lawin, powodzi i tsunami
jest dość denerwująca, tym bardziej, że wszechobecni reporterzy telewizyjni
pokazują nam to wszystko w sposób nader widowiskowy. Rzecz dziwna, ale
powodzie, trąby powietrzne, lawiny błotne a nawet trzęsienia ziemi, które
dotąd zdarzały się tylko w Indiach, Peru czy Japonii, nagle wystąpiły także
we Wrocławiu, Bogatyni albo koło Bełchatowa lub częstochowskim powiecie,
czyli miejscach dotąd pod tym względem niewyobrażalnie spokojnych, niczego
przyrodzie nie winnych.
To
wszystko, w połączeniu z licznymi informacjami o stratach i ofiarach, także o cudownych ocaleniach, przechodzi w nową jakość społeczną, stwarza grunt
podatny do zbiorowych histerii, jak się okazuje, również wśród uczonych. A tą nową jakością może być zarówno głód wynikły z działania
niewidzialnej ręki rynku nakazującej zaorywanie pół uprawnych, w rzeczywistości
jednak kierowanej rachunkiem ekonomicznym i dobrze pojętym interesem własnym
każdego wolnego obywatela, jak i nowy podatek, rzecz nieoczekiwana i nielubiana, ściągany w imię narodowej albo i ogólnoludzkiej solidarności.
Wszystko to odbija się na oczekiwaniach społecznych a więc pociąga za sobą
działania polityczne, a który polityk nie zechce pokazać, kto tu rządzi,
nawet gdy chodzi o pogodę.
Ta
cieplarniana, ale i energetyczna panika przyczyniła się jednak do
zintensyfikowania badań nad wykorzystaniem, dawniej powiedzielibyśmy
'ujarzmieniem' energii słonecznej, geotermalnej, wiatrowej, pływów
morskich itd., więc w pewien sposób przyczyniła się do postępu naukowego i technicznego.
A
jakie mogą być skutki społeczne z nagłego odtrąbienia odwrotu od biopaliw i przyznania się do grubego błędu? Po pierwsze, straty tych, którzy już zaczęli
inwestować, a więc spadek zaufania do obecnych polityków i naiwna wiara w nowych, ogólnie rzecz biorąc, wzrost nastrojów rewolucyjnych w tych społeczeństwach.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby domyślić się, co to będą za politycy,
kogo wskażą jako winowajców całego zamieszania i jakie zaproponują środki
zaradcze.
Po
drugie, w społeczeństwach nieco mniej dotkniętych dolegliwościami
gospodarczymi, o ile takie naprawdę będą, pogłębi się sceptycyzm wobec
nauki, a to wykorzystają spirytyści dowolnej maści, od scjentologów po
wyznawców druidyzmu, jednym słowem pogłębi się regres cywilizacyjny w sferze świadomości, a to też wszystkie problemy zaostrzy, żadnego natomiast
nie załagodzi.
Z
pewnością to nie wszystko, mam jednak nadzieję, że żaden głoszący
globalne ocieplenie klimatolog nie zapłaci głową za swoje przepowiednie, ale i dotychczasowi sceptycy też z tego specjalnych korzyści nie będą mieli;
granty, a więc pieniądze, szybko się skończą.
Jeżeli
kaznodzieje hipotezy globalnego ocieplenia popełnili błąd, a coraz więcej na
to wskazuje, to można spytać, — dlaczego? Skwitowałbym to pytanie bardzo ogólnym
stwierdzeniem, że najpewniej ogólna wiedza na ten temat nie jest, jak dotąd,
wystarczająco pełna, by prognozy były wystarczająco wiarygodną podstawą do
podejmowania decyzji politycznych. Wygląda na to, że niektórzy wypowiadali się
zbyt kategorycznie, podczas gdy ogólny stan wiedzy nakazywał ostrożność ze
względu na rozbieżność ocen.
Problem
polega jednak na tym, tak mi się przynajmniej wydaje, że najtwardszy orzech do
zgryzienia będą mieli politycy: przecież zbyt długo nie da się kontynuować
błędnej polityki. Któregoś dnia zaczną na ten temat pisać dziennikarze,
najgłośniej oczywiście będą krzyczeć ci, którzy dotąd gardłowali o nadchodzącym Armagedonie, aż dziwne, że jeszcze nie zaczęli dąć w swoje trąby.
W
błędzie nie można długo trwać, trzeba będzie coś z tym fantem zrobić.
Nagłe wycofanie się zostanie ogłoszone przez przeciwników Unii jako
kompletna ruina jej politycznych fundamentów, konieczność jej szybkiego i dokumentnego demontażu, a tego nikt rozsądny, mam nadzieję, nie chce.
Nadzieję
pokładałbym w niektórych naszych eurodeputowanych, którzy nie takiego kota
potrafili obrócić ogonem we właściwą stronę, tyle, ze może im czasu
zabraknąć.
Z tej historii wynika też
pewien morał, wcale nie taki nowy ani oryginalny: tak dzieje się zawsze, gdy z nauki robi się ideologię lub ideologia staje się „nauką".
« (Published: 26-09-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2264 |
|