|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Paradoks [1] Author of this text: Jerzy Neuhoff
W książce „Wielki Zegar Wszechświata", na stronie 135, jej autor, Edward Dolnick, przedstawia interesujący paradoks.
Otóż, w wiekach XVI i XVII, rozwój nauki następował równolegle z rozwojem dwóch ważnych narzędzi badawczych, teleskopu i mikroskopu. Oba te przyrządy
pomogły bliżej rozpoznać strukturę naszej części Wszechświata, jeden w skali makro, drugi mikro; można powiedzieć, że nauka przyspieszała rozwój narzędzi
badawczych, a narzędzia — rozwój nauki. Uczeni, którzy zaczęli z nich korzystać, oszołomieni odkryciami, ukazującymi, z jednej strony złożoność Kosmosu i
niepojętą dla nich precyzję jego działania, a z drugiej, niezwykłe bogactwo życia istniejącego nawet w kropli wody, oraz niesłychanie dokładne
przystosowanie żywych organizmów do środowiska a ich organów do spełniania poszczególnych funkcji życiowych, zgodnie doszli do wniosku, że wszystko to musi
być dziełem najdoskonalszego projektanta, krótko mówiąc — Wszechwiedzącego Stwórcy. W tej sytuacji łatwo było teologom interpretować wszystkie odkrywane
fakty, niezależnie, czy dotyczyły ruchu planet i komet, czy anatomii zwierząt i roślin, jako namacalne, widoczne gołym okiem potwierdzenia słuszności
wcześniej ukutych argumentów o pierwszej przyczynie i o celowości, w tym celowości istnienia świata, a na nim człowieka.
Wszystko, ich zdaniem, przemawiało też za tym, że cokolwiek istnieje na Ziemi, zostało stworzone z myślą o człowieku, zaś nakaz czynienia jej sobie poddaną
i obowiązek panowania nad rybami morskimi, ptactwem oraz nad wszelkimi zwierzętami, jak o tym można przeczytać w I rozdziale księgi Genesis, aczkolwiek
nałożone jeszcze w raju, przed grzesznym upadkiem, obowiązują także po wypędzeniu z Edenu.
Tak na marginesie dodałbym, iż poglądu, że wszystko istnieje dla człowieka, wtedy oczywistego, dziś znacznie rzadziej przywoływanego, można się i obecnie
doszukać w opiniach, że wszystko, co naturalne, jest najlepsze. Tak więc, według niektórych, najlepszymi lekami na wszelkie dolegliwości są zioła lub leki
z nich sporządzone, nie ma lepszych włókien nad bawełnę i wełnę, kiedyś jeszcze sądzono, że tylko naturalny kauczuk może służyć do produkcji opon
najwyższej jakości. Nikt jednak nie dowodzi wyższości tam-tamów nad telefonem.
Skutki tej jednomyślności uczonych, rzeczywistej, ale czasem nieco udawanej, były jednak zupełnie różne, inne dla fizyki, inne dla biologii. „Dla fizyków
pogląd ten prowadził bezpośrednio do idei, że Bóg jest matematykiem, oraz do postępu. Dla biologów — prowadził w ślepą uliczkę i uniemożliwiał odkrycie
ewolucji" — pisze autor. I to jest ten paradoks.
O ile spoglądanie w Kosmos, a zwłaszcza wypatrywanie w nim zmian, wymaga długotrwałych i skrupulatnych obserwacji oraz wnikliwego porównywania wieloletnich
zapisów, to równie wnikliwe obserwacje świata roślin i zwierząt są, pozornie, znacznie prostsze. Co ciekawe i ważne, to zmienność w świecie roślin i
zwierząt, która powinna być łatwo zauważalna, jednak była z jakichś względów pomijana, wręcz ignorowana. Można powiedzieć, że przyrodnicy owych czasów,
tylko gapili się na otaczający świat, zamiast mu się przyglądać, w rezultacie tego teoria ewolucji pojawiła się dwieście lat po newtonowskich prawach
dynamiki i prawie powszechnego ciążenia.
Przyczyną tego opóźnienia było, według autora, niedocenianie konieczności skoncentrowania się właśnie na tych zmiennościach, będących nieodłączną cechą
ożywionego świata. Zmienność ożywionego świata, wyrażająca się w częściowym tylko podobieństwie osobników tego samego gatunku, nawet wśród rodzeństwa,
oznaczała pewną przypadkowość, co dla uczonych tamtej epoki oznaczało niedopuszczalną zgoła anarchię, nie do pomyślenia wobec wszechwiedzy Stwórcy. Jeśli
nawet komuś świtała myśl o innej możliwości, bo zdawano sobie sprawę z faktu, że niektóre rasy zwierząt i roślin zostały celowo wyhodowane, to również nie
do pomyślenia było, aby mogło się to dokonać samo, w sposób przypadkowy, w świecie istniejącym, jak sądzono, dopiero około 6000 lat. Zmiana perspektywy
widzenia świata nie była, więc, rzeczą łatwą, trzeba było czekać, aż inne odkrycia zasieją różnorakie wątpliwości, co do niektórych, głoszonych dotąd
prawd.
W wieku XVII czy XVIII nie było właściwie podstaw do poważniejszego, merytorycznego, nie licząc argumentów filozoficznych, kwestionowania prawd biblijnych,
przynajmniej nie wskazywały na to żadne odkrycia kształtujących się dopiero nauk ścisłych, więc i ewolucja z doborem naturalnym musiała czekać na lepszą
sposobność dla swego ujawnienia. Jeszcze w ostatnich latach XIX wieku William Thomson, późniejszy Lord Kelvin, twierdził, że Ziemia istnieje nie dłużej niż
40 milionów lat, bo tyle czasu trwałoby jej stygnięcie, a 40 milionów to jednak znacznie mniej niż setki milionów, nawet miliardy, o których mówił Darwin.
Dopiero odkrycie promieniotwórczości wskazało na nowe źródło ciepła, tkwiące w głębi Ziemi, które jego rachunki, skąd inąd bardzo ścisłe, skorygowało i
Lord Kelvin zmienił zdanie.
Dziś, gdy wiedza zarówno fizyków jak i biologów, jest o wiele pełniejsza, te dwie nauki, właściwie ich dość szczegółowe dyscypliny, kosmologia i fizyka
cząstek elementarnych, oraz genetyka, nadal pełnią rolę twierdz, w których usadowiły się tzw. naukowe dowody istnienia Boga. Tak, jak wtedy, również dziś
te same odkrycia prowadzą do dwu różnych odpowiedzi na pytanie o swoją 'pierwszą przyczynę', pod tym względem nic się od czasów Newtona i Levenhuka, moim
zdaniem, nie zmieniło. Co się zmieniło, to chyba tylko to, że w kosmologii zadziałanie owej 'pierwszej przyczyny' odsunęło się w czasie o kilkanaście
miliardów lat, zaś w biologii, chwila pojawienia się człowieka o kilka milionów lat. Mało też kto, gotów jest twierdzić, że Adam został ulepiony z jakiegoś
mułu, a Ewę sklonowano z jego żebra, choć uznanie, że jesteśmy potomkami jakichś afrykańskich małpoludów nie każdemu mieści się w głowie. Te odmienne
odpowiedzi nie powstrzymują jednak nowych odkryć, dokonywanych przez uczonych wszystkich możliwych wyznań i odmian racjonalizmu, więc nie kryją w sobie
poważniejszego niebezpieczeństwa utknięcia nauki w miejscu.
W innych dziedzinach podobnej sytuacji właściwie nie ma. Od biedy można coś takiego jeszcze znaleźć w chemii biogenetycznej, gdzie prowadzone są badania
nad syntezą prebiotyczną.
Zupełnie wolne od takich usiłowań są, jak mi się zdaje, nauki humanistyczne i społeczne. Nie widać tego np. w naukach prawnych, choć bez przerwy słyszymy,
że 'prawo naturalne', czasem awansowane do rangi 'prawa boskiego', powinno być podstawą wszelkich państwowych systemów prawnych. Z badań nad historią prawa
nie wyprowadza się jednak wniosku o istnieniu „Pierwszego Prawodawcy", co poniektórzy tylko przyjmują, jako fakt oczywisty, że on istniał zawsze i w swoim
czasie nadawał wybranemu ludowi korzystne dla tego ludu prawa. Mimo powoływania się na te boskie prawa, nikt jednak, spośród osób to głoszących, nie ma
zamiaru zbyt literalnie je wprowadzać, ani nie stosuje ich w osobistej praktyce. Oczywiście, nikt także głośno nie zapewnia, że w państwach rządzących się
prawem boskim zapanuje jakaś wyśniona praworządność, chociaż, w tle, takie sugestie pobrzmiewają. Nie trzeba zbytniej wyobraźni, aby domyślić się, jaki
będzie główny filar tego prawa, to znaczy, czego ono będzie dotyczyło, z pewnością jednak można twierdzić, że kraj taki też nie będzie wolny od morderców,
gwałciciel, pijanych kierowców, prostytutek a nawet zwykłych złodziei i łapowników.
Można sobie bez trudu dośpiewać przypuszczalne wyjaśnienie tego dziwu — prawo boskie dotyczy zupełnie czego innego, a człowiek ma wolną wolę, z której
korzysta w niewłaściwy sposób. Zresztą, nie trzeba sobie niczego wyobrażać. Przez parę wieków istniało przecież Państwo Kościelne, a gdzie jak gdzie, ale
tam chyba obowiązywały owe enigmatyczne 'prawa boskie', ale i tam sprawiedliwość bardzo często sięgała po całkiem świeckie środki wychowawcze, bo
niepokornych nie brakowało, a prawo boskie trzeba było uzupełniać ludzkim, czasem bardzo nieludzkim. Państwo to skurczyło się nadzwyczajnie, jednak nawet w
tym, nielicznym, jak na przeciętne europejskie, społeczeństwie, zdarzają się raz po raz wszystkie powszechnie znane występki, a bywa, że i zbrodnie. Samo
istnienie czy wprowadzenie jakiegoś prawa, zazwyczaj zakazu, jak widać, niczego w praktyce nie zmienia.
Historia ludzkości, przynajmniej ta pisana przez historyków, nie wskazuje, moim zdaniem, aby 'prawo boskie' dotyczyć miało wszystkich sfer życia. Jak do
tej pory, nikt nie dowodzi, że np. taki Attyla zasłużył na swój przydomek „bicza bożego" z racji powierzenia mu tej dziejowej roli przez boskiego
prawodawcę. Co prawda, co poniektórzy kaznodzieje głoszą, że jakieś tam drobne, a jeszcze lepiej, potężne trzęsienie ziemi lub tsunami są dobitnym
świadectwem gniewu bożego, wcześniej była to przykra nauczka, jakiej doświadczyli mieszkańcy Sodomy i Gomory, spowodowanego licznymi bezeceństwami
ludzkości, niekoniecznie tej akurat grupy, którą ten dopust doświadczył, ale epidemia grypy z lat 1918-19, nie była uznana za boskie ostrzeżenie, może
dlatego, że pochodziła z katolickiej Hiszpanii. Poglądy tego rodzaju nie znajdują jednak zrozumienia, nawet wśród współwyznawców owych kaznodziei, ponieważ
psują pieczołowicie kreowany wizerunek najmiłosierniejszego i opiekuńczego Ojca.
Ten paradoksalny stan rzeczy w odniesieniu do fizyki i biologii, od którego rozpocząłem, trwa, jak mi się zdaje, nadal, choć w znacznie łagodniejszej
postaci. W fizyce postęp jest tak wielki, tak zauważalny, niemal codzienny, bo każdy nowy elektroniczny gadżet, każdy nowy aparat w gabinecie
fizykoterapii, a wszystko to wyrasta z fizyki, są tego namacalnym dowodem, że trudno byłoby bronić tezę, iż któraś religia jej rozwój hamuje, choć nie
każda jej sprzyja. Były tu pewne nieśmiałe próby, bo łowy na „boską cząstkę" wzbudzały gdzie niegdzie obawy, iż fizycy sięgają za daleko. Na szczęście,
fizyka cząstek elementarnych osiągnęła taki poziom zaawansowania i abstrakcji, że, o co tam chodzi, nie wszyscy rozumieją, nie wyłączając biskupów. Na
domiar złego, a może dobrego, już pojawiają się głosy, że jest to dopiero pierwsza z całego zestawu boskich cząstek, który został do odkrycia, więc do
„prawdziwej boskiej cząstki" jest jeszcze daleko. Sądzę, że głosiciele tego poglądu, nie czynią tego bezpodstawnie, tylko po to, aby wprawić dzisiejszych
odkrywców w zakłopotanie. I pomyśleć, że już ponad 100 lat temu pewien filozof, dziś nieco zapomniany, a jeśli przypominany, to z zupełnie innych okazji,
mówił o niewyczerpalności elektronu. Mało kto mu wtedy wierzył.
1 2 Dalej..
« Publishing novelties (Published: 20-01-2014 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9548 |
|