|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Antyklerykalizm czy antykatolicyzm? Author of this text: Maciej Psyk
Antyklerykalizm to, etymologicznie i podług słownika, dążenie do
uniezależnienia życia publicznego od wpływów kościołów. Na przykład
postulaty usunięcia religii ze szkół publicznych czy utrzymywania kościołów z ich działalności gospodarczej i darów wiernych są prostą egzemplifikacją
poglądów antyklerykalnych. Czy to wyczerpuje zjawisko? Wydaje się, że nie.
Byłoby tak, gdyby klerykalizacja była jedynym, co można im zarzucić. Co na
przykład z ukrywaniem przed wymiarem sprawiedliwości pedofilów poprzez
przenoszenie ich z miejsca na miejsce i wysyłanie na drugi koniec świata dla
ochrony przed aresztowaniem, co ma pełne poparcie Watykanu a biskupi są
dymisjonowani nie za tę wprost mafijną praktykę, ale dopiero, kiedy skala
protestów zagraża interesom Watykanu? Co chociażby z celibatem, który jest
pedofilii — chyba już choroby zawodowej kleru — główną przyczyną? Są
to sprawy, które leżą w gestii kościoła, jednocześnie wywierając bezpośredni
wpływ na ludzi znajdujących się poza nim.
Tego typu spraw, w których konflikt powstaje z tego powodu, że kościół
katolicki (by zatrzymać się na nim) jest jedynym dysponentem zmian, ale — ze
szkodą dla społeczeństwa, niekatolików a także i samych katolików — nie
dokonuje ich, są bodaj dziesiątki. Należy
podkreślić, że jest to coś zupełnie innego niż proste niezgadzanie się z czyimiś poglądami, np. oczywistą niechęcią hierarchów wobec
antyklerykalizmu. Oprócz już wymienionych dwóch wymienię jeszcze osiemnaście
kolejnych:
1) chrzest
noworodków;
2)
przyjmowanie przez papieża nowego imienia, niczym król oraz przypisanie
sobie tytułu Boga;
3)
zanieczyszczona woda w kropielnicach, o jakości kloacznej;
4) zakaz
rozwodów;
5)
negatywne skutki spowiedzi (w skrajnym przypadku usankcjonowanie
czynienia zła);
6)
negatywne skutki wiary w piekło (wykształcenie okrucieństwa);
7) zakaz
antykoncepcji, powodujący co roku śmierć kilku milionów osób (wg WHO);
8) istnienie
Watykanu jako państwa;
9)
dyskryminacja kobiet, antyfeminizm, walka z prawami kobiet;
10)
sprzeczność z nauką;
11)
sprzeczność z demokracją;
12) „zakaz myślenia",
antyintelektualizm;
13)
erotomańskie opętanie seksem, powodujące wielodzietność, wczesne
macierzyństwo, rozwody, zubożenie, odebranie radości życia;
14)
całkowite pozbawianie godności ludzkiej przez upowszechnianie samoponiżenia;
15)
wyłudzanie pieniędzy na odpusty i płatne modlitwy w różnych
intencjach;
16)
prymitywna wiara w relikwie, w tym uznanie relikwii organicznych;
17) kult
cierpienia, gloryfikacja symbolu dehumanizacji jakim jest krzyż;
18)
sprzyjanie korupcji w państwie, przez całkowite skorumpowanie wewnątrz.
Z pewnością
ta lista nie wyczerpuje wszystkiego, co można by na niej umieścić. Wszystkie
kwestie są w mniejszym czy większym stopniu szkodliwe a szczególnie szkodliwe
wydają się być punkty 3-14. Są na liście sprawy, które można łatwo
zmienić przy odrobinie woli czy to przez papieża czy to przez sobór (1-8 oraz
celibat). Innych nie zmieni żaden papież i żaden sobór (9-18 oraz mafijna
mentalność). Nawet jednak kwestie podatne na zmiany wywołują furię kardynałów — faktycznych beneficjentów stosunków w kościele — jeśli tylko o nich
wspomnieć. Dzieje się tak ponieważ to oni są władni do ich dokonania, a ta
zmiana nie leży w ich interesie lub wprost jest szkodliwa dla tej grupy. Tak
oto grupa zaledwie około dwustu osób ze szczebla kierowniczego, może kilku
tysięcy jeśli włączymy w to biskupów, konserwuje system czerpiąc z tego
profity ze szkodą dla miliarda ludzi!
Gdybym miał
sąsiada nieprzestrzegającego zasad współżycia społecznego i nie mógłbym
nic z tym zrobić, bo na przykład żyłbym w republice bananowej a uciążliwy
sąsiad byłby komendantem policji, to trudno żebym darzył go szacunkiem. Tak
samo jest ze szkodliwymi (nie
bezsensownymi, jak „jedzenie Jezusa" czy wielce tajemnicza natura Trójcy Świętej,
ale właśnie szkodliwymi) skutkami religii katolickiej. Nie można nic
zrobić, by je powstrzymać czy choćby ograniczyć (nawet w kraju laickim) a jednocześnie wywierają one wpływ na setki milionów ludzi, de facto — na cały świat! Nie mają jednocześnie związku z antyklerykalizmem, jeśli nie mamy nadać temu słowu zupełnie innego
znaczenia. Krytyka tych zjawisk nie jest
antyklerykalna. Jest sprzeczna z wolą osób kierujących katolicyzmem a więc
jest antykatolicka. Takie ramy poglądów antykatolickich są analogiczne
wobec niechęci do innych sił politycznych i społecznych. Np. można nie lubić
prezydenta czy innych rządzących i mieć poglądy im przeciwstawne. Takie
osoby jeśli uważają, że rządy, którym podlegają są dla nich niekorzystne
wychodzą protestować na ulicę, a nawet palą kukły nielubianych polityków.
Protesty mogą mieć gwałtowny przebieg gdyż jeśli nie ma on kipieć podskórnie,
jego przebieg musi być adekwatny do niezadowolenia protestujących a rządzący w demokracji nie mogą doprowadzać obywateli do ostateczności. Upowszechniło
się nawet przyzwolenie na tak radykalne formy protestu jak głodówka, okupacja
budynku, przykucie się kajdankami czy rzucenie w obwinianego tortem. Tak więc odebranie antyklerykałom prawa do naszkicowanej powyżej
postawy antykatolickiej byłoby odebraniem prawa do protestu z której korzystają
wszyscy inni, którzy w czyimś postępowaniu widzą dla siebie zagrożenie.
Byłoby to powtórzenie sytuacji robotników z XIX wieku, których chlebodawcy nie uznawali prawa do strajku i posługiwali
się policją do spacyfikowania strajku, nawet za cenę ofiar śmiertelnych. Więcej — protesty czy krytyka mają na celu wywarcie nacisku (np. przez rosnące
koszty strajku) na powstrzymanie czy wymuszenie pożądanych zmian. Protestujący
uważają więc, że ich protest coś przyniesie — i często tak się dzieje,
nawet jeśli zawiera się kompromis. Tymczasem taki protest wobec nauki i postępowania
kościoła w ogóle nie przynosi żadnych efektów. Wystarczy przypomnieć choćby
„encyklikę o pigułce", którą Paweł VI przyjął przy konsternacji
katolików na całym świecie i protestach naukowców. Jeśli np. kobieta uważa,
że kościół jest wrogiem praw kobiet, prawa reprodukcyjnego i powoduje
pogorszenie pozycji jej płci, to jedyne co może zrobić to wystąpić z kościoła i ewentualnie piętnować go to limerykiem, to manifestacją, to znowu
happeningiem, a więc jedynie w ramach wolności słowa. Jest więc w dużo
gorszej sytuacji niż gdyby choćby żądała podwyżki! Tylko w ramach wolności słowa i manifestowania przekonań mogą
antyklerykałowie protestować przeciwko kościołowi.
Pozostawanie
li tylko przy literalnie rozumianym antyklerykalizmie bez odniesienia do
„paliwa ideologicznego" tej postawy jest jedynie pietyzmem konstytucyjnym i to o ile konstytucja zawiera zapisy z których można wyprowadzić postulaty
antyklerykałów! Taka postawa wyklucza dyskusję z ludźmi kościoła a nawet
odbiera antyklerykalizmowi jego tożsamość. Każdy program polityczny wynika
bowiem z określonej ideologii. Zachować
wszystko to, co częściowo przedstawiono w dwudziestu punktach jedynie za cenę
powstrzymania się przed klerykalizmem byłoby w obecnej sytuacji dla samego kościoła
prawdziwym marzeniem! Np. dowolny klub parlamentarny wie a przynajmniej
powinien wiedzieć, że nie jest jego celem zawłaszczenie państwa w ramach TKM,
posłowie nie powinni tworzyć prawa, które ma służyć ich partii i im osobiście,
nie powinni pobierać diet za posiedzenia na których ich nie było etc. Czym byłby
klub przeciwników politycznych, którzy zwracaliby uwagę jedynie na te zupełne
oczywistości? Bodaj jakąś zewnętrzną komisją rewizyjną! Jedynym
problemem jest nazwa „antykatolicyzm", który kościół chciałby utożsamić z drugim, wybitnie pejoratywnym znaczeniem. Proponuję roboczo zastąpić ją
neutalnym określeniem „poglądy przeciwstawne nauce kościoła".
Zupełnie
czym innym jest postawa antykatolicka rozumiana jako wrogość, chęć
zniszczenia obiektów sakralnych, bądź fizycznej likwidacji kleru katolickiego
jako takiego ("per se", jak
mawiali starożytni). Tylko taka postawa wyczerpuje znamiona przestępstw z art.
256 KK: "Kto publicznie propaguje
faszystowski lub inny totalitarny
ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle
różnic narodowościowych, etnicznych,
rasowych, wyznaniowych albo ze względu
na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo
pozbawienia wolności do lat 2" oraz 257 KK: "Kto
publicznie znieważa grupę ludności albo
poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej,
wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza
nietykalność
cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia
wolności do lat 3". Nikt, kto żywi taką nienawiść nie może
nazywać się antyklerykałem! Jest to po prostu przestępca. Wydaje się, że
chrześcijańskim męczennikiem może być tylko osoba zabita właśnie z tych
pobudek a nie np. walcząca z bronią w ręku w wojnie domowej, choćby był to
sam kardynał. Tymczasem Jan Paweł II kanonizował księży, którzy zginęli w hiszpańskiej wojnie domowej w latach 30-tych XX wieku jako walczący po stronie
Franco. Powszechna krytyka tego wydarzenia (abstrahując tak od nieomylności
papieskiej jak i samej istoty kanonizacji rzecz jasna) pokazuje, że szczęśliwie
ta granica jest czytelna i ma się dobrze. Takiej postawy trudno szukać wśród
współczesnych antyklerykałów i w ogóle na lewicy. Osobiście nie znam
nikogo, kogo można by przypisać do tej kategorii i bardzo się z tego cieszę.
Nawet niedemokratyczny PRL trudno o nią oskarżyć. Walka między rządem a Episkopatem trwała o rząd dusz, a to różnica. Dopuścili się tego
bolszewicy i to dopiero po uczynieniu z komunizmu „religii ateizmu".
Dopuszczano się tego w Europie przed pokojem westfalskim w ponad stuletniej
epoce wojen religijnych. Przede wszystkim zaś „od zawsze" dopuszczał się
tego kościół rzymskokatolicki wobec wszystkiego, co napotkał na swojej
drodze: Żydów (chyba, że uznany, że zawinili tym, że „nie przyjęli Pana
Jezusa Chrystusa"), Indian (ale ich eksterminacja nie była grzechem, bo nie
mieli duszy), muzułmanów, pogan, katarów, albigensów, husytów, luteran,
unitarian, kościół polskokatolicki („Ojczyznę" potrafią odmieniać
przez wszystko na co gramatyka pozwala!), Świadków Jehowy i dziesiątków
innych sekt i odłamów, a ponadto potępił wolność słowa, sumienia i wyznania, francuską Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, ustrój republikański,
samodzielne myślenie, lampy uliczne (!) a nawet doszedł do takiej groteski, że
piętnuje szkoły karate, Harrego Pottera i programy ONZ dla Trzeciego Świata — wszystko tylko i wyłącznie z myślą o zachowaniu swojej władzy i wpływów.
Katolicyzm po prostu nie może postępować inaczej, bo przestanie być samym
sobą.
Pamiętajmy o tym, gdy ten czy ów biskup z ledwie maskowaną nienawiścią zbluzga nas za
krytykę pod swoim adresem a więc to, co jemu samemu nastręcza duże trudności.
« (Published: 02-04-2003 Last change: 26-08-2004)
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Number of texts in service: 91 Show other texts of this author Number of translations: 2 Show translations of this author Newest author's article: Monachomachia po łotewsku | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2382 |
|