Reading room »
Szatańska sprawiedliwość [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Pewnego razu Bóg zawołał do siebie dyżurnego anioła i polecił mu
wezwać natychmiast archanioła Gabriela.
— O ile wiem Panie,… archanioła Gabriela wysłałeś z jakimś ważnym
poleceniem na drugą stronę galaktyki — odparł ten, stojąc przed Stwórcą
wyprostowany jak struna. Bóg skrzywił się nieznacznie.
— A tak,… rzeczywiście! Wobec tego wezwij natychmiast archanioła Michała! -
polecił mu, czyniąc niecierpliwy gest dłonią.
Dyżurny anioł pochylił głowę i patrząc gdzieś pod stopy Stwórcy,
odparł:
-
Ale jego też akurat nie ma,… ćwiczy swe zastępy aniołów w odległym
rejonie nieba o,… — nie skończył, bo Bóg przerwał mu gwałtownie:
— A niech to! Kiedy któregoś potrzebuję, dziwnym trafem albo są zajęci, albo
ich nie ma! -
Dyżurny anioł stał z pochyloną głową i nie odzywał się. Bał się
nawet spojrzeć w oblicze Stwórcy. Ten po chwili uspokoił się i spytał:
-
To który z archaniołów jest na miejscu? I akurat wolny? — dodał zjadliwym
tonem.
— O ile wiem Panie, archanioła Rafała też nie ma,… ale jest Szatan… -
odparł dyżurny anioł z pewnym wahaniem, bo choć Szatan już od jakiegoś
czasu nie był archaniołem, to zawsze jednak. Bóg skrzywił się nieznacznie i rzekł niezdecydowanie: — Szatan mówisz? No dobrze, niech będzie Szatan. Tylko
pospiesz się! — i nieomal wypchnął anioła za drzwi sali tronowej.
Kiedy Szatan zameldował się u Stwórcy, ten bez zbędnych wstępów powiedział:
-
Jest taka sprawa; Muszę być obecny w drugim końcu wszechświata, aby tam
stworzyć nowy świat… -
-
Przecież ty Panie jesteś wszechobecny w swoim dziele, czyż nie? — przerwał
mu niezbyt grzecznie Szatan, wpatrując się uważnie w jego oblicze. Bóg
zniecierpliwiony machnął ręką.
-
Jestem! Jestem! Tyle, że nie w jednakowym stopniu. Nie będę ci teraz tłumaczył
na czym to polega. Nie przerywaj i słuchaj! Więc choć j e s t e m
obecny wszędzie… — położył nacisk na wyraz „jestem".
-
Tam muszę poświęcić więcej uwagi, bo to ma być coś extra! Ty więc na
czas mojej nieobecności dopilnujesz ziemi, aby ludzie znów nie wyskoczyli z czymś głupim… — przerwał i dodał ciszej jakby do siebie:
-
Wystarczy ich tylko z oczu spuścić na chwilę… — pokręcił głową do
swych myśli i kładąc swoją ciężką dłoń na ramieniu anioła, rzekł:
-
Masz więc przypilnować ludzi,… ja niedługo wrócę… -
-
Może za tydzień? — spytał Szatan z ledwie dostrzegalnym uśmieszkiem.
-
Może,… a dlaczego tak uważasz? — spytał Bóg podejrzliwie.
-
Ee,… nic! Tak tylko pomyślałem. — odparł ten wymijająco. Nie było
tajemnicą, że Bóg z reguły więcej czasu nie poświęcał na stworzenie świata,
niż jeden tydzień. Taką miał zasadę? Któż to może wiedzieć...
-
No, dobrze! A więc pilnuj i uważaj na wszystko! Zwiększę ci do tego zadania
twoje możliwości, tylko pamiętaj; nie wykorzystaj ich niewłaściwie! — położył
swoją dłoń na głowie anioła i ten poczuł jak spływa po nim jakieś dziwne
ciepło. Mimowolnie zamknął oczy, a gdy je otworzył Boga już nie było.
Został sam.
Gdy Stwórca wrócił po tygodniu — co było do przewidzenia — zastał
Szatana niezwykle podekscytowanego. Jąkając się z przejęcia, rzekł on:
-
Panie,… wprowadziłem pewne poprawki do twojego dzieła! — Boga aż
„zamurowało". Spojrzał na niego z niedowierzaniem, ściągając brwi, a jego spojrzenie stało się zimne niczym lód.
-
Co takiego?! — spytał oschłym tonem. Szatan momentalnie stracił cały
animusz, ale było już za późno; Musiał wyjaśnić Bogu swoje zachowanie.
Zaczął więc niepewnie:
-
Uczyniłem Panie doskonałą sprawiedliwość na ziemi… — przerwał, czekając
na reakcję Boga.
-
Ty? Na ziemi?! — Stwórca był chyba bardziej zaskoczony niż wkurzony.
-
Może jeszcze powiesz, że wśród ludzi? — spytał, jakby chcąc się upewnić.
-
No właśnie! O to chodzi, że w y ł ą c z n i e wśród
ludzi! — Szatan wbrew swojej chęci, lecz nie mógł ukryć zadowolenia z siebie.
Bóg wybuchnął głośnym śmiechem. Śmiał się długo i niepohamowanie, aż w końcu rzekł:
-
Trzymajcie mnie! On uczynił doskonałą sprawiedliwość w świecie ludzi?! No,
nie! Już dawno się tak nie ubawiłem! — znów zaczął się śmiać.
-
Zaledwie tydzień mnie nie było, a on już zdążył uczynić
d o s k o n a ł ą sprawiedliwość na ziemi! Ha! ha! — a gdy skończył
się śmiać skinął na Szatana i gdy ten podszedł blisko, położył mu rękę
na ramieniu, pytając:
— A w jakiż to sposób osiągnąłeś, mój ty mądralo? -
Szatan jeszcze nie pewny dalszej reakcji Boga, zająkując się czasem z przejęcia, począł mówić:
-
Kiedy Panie odszedłeś, udałem się na ziemię, aby z bliska jej pilnować.
Zobaczyłem wtedy z przerażeniem, że pośród ludzi dzieje się wiele
niegodziwości, wiele zła za które nikt nie ponosi zasłużonej kary.
Stwierdziłem, iż ludzie zachowują się tak, jakby nie mieli wcale s u m i e n i a , albo mieli je w stanie szczątkowym!
Pomyślałem sobie Panie, że to na pewno nie spodobałoby ci się. A więc
korzystając ze swoich uprawnień i z dodatkowej mocy jakiej mi udzieliłeś do
tej zaszczytnej misji, uczyniłem obowiązującym pośród ludzi takie prawo, które
powoduje u osobnika dokonującego karygodnego, niemoralnego czynu, tak silne w y r z u t y s u m i e n i a , iż jedynym lekarstwem, aby je uciszyć jest zaniechanie
czynienia zła teraz jak i w przyszłości, oraz dodatkową rekompensatę w postaci nawiązki z trzech dobrych uczynków. Podoba ci się Panie to rozwiązanie?
-
Stwórca pokręcił głową, jakby czemuś nie mógł się nadziwić, a potem spytał poważnym już tonem:
-
Więc według twojej koncepcji, to bardzo rozwinięte sumienie u ludzi,
determinuje ich zachowania? Powoduje, iż
m u s z ą być
dobrzy, choćby tego nie chcieli, bo inaczej zamęczy ich
p o c z u c i e w i n y ? -
-
Tak Panie! Jest dokładnie tak, jak to ująłeś! — odparł Szatan z dumą w głosie.
-
Pozostawia im ono choć niewielki margines swobody? — spytał Bóg, uważnie
przyglądając się aniołowi, spod swych siwych, krzaczastych brwi.
-
Absolutnie żadnego! Dlatego uważam — nie chwaląc się oczywiście — to
rozwiązanie za tak doskonałe! — odparł Szatan z wrodzoną skromnością.
-
Doskonałe mówisz? — pokiwał Bóg głową, a na jego obliczu pojawił się
zagadkowy uśmiech.
-
Zniewolenie ludzi do bycia dobrymi, wbrew ich woli, jest według ciebie doskonałym
pomysłem? A gdzie tu jest miejsce na ich w o l n ą w o l ę ?! Nie wspominając już nawet o tym, że dobre uczynki moralne
wykonywane pod
p
r z y m u s e m — choćby i wewnętrznym — są „funta kłaków" nie
warte, rozumiesz to, ty nie douczony demiurgu?! -
Szatan pochylił głowę, dopiero teraz pojmując, że nie pomyślał o wszystkim wprowadzając naprędce to „doskonałe" — jak mu się wydawało — prawo. Jego nieludzko piękne oblicze pokrył rumieniec wstydu.
-
Przepraszam Panie,… chciałem jak najlepiej. — wymamrotał skonfudowany w najwyższym stopniu, jeszcze niżej pochylając głowę. Stwórca
protekcjonalnie poklepał go po ramieniu i rzekł:
-
Wiem, wiem! Dlatego nie mam o to do ciebie żalu! Na przyszłość jednak zastanów
się głębiej, nim cokolwiek zmienisz w moim dziele! Nie pomyślałeś nawet
c z y m jest w istocie
to ludzkie sumienie, a powinieneś to wziąć pod uwagę. — odchodząc już i czyniąc dłonią gest, który niwelował to szatańskie prawo pośród ludzi,
dodał sentencjonalnie:
-
Nie wszystko jest takie proste, jakby się to mogło wydawać na pierwszy rzut
oka. Pamiętaj o tym, Luciferusie! — Szatan zapamiętał zapewne tę cenną
radę.
*
Minął jakiś czas /pamiętajmy, że w niebie inaczej on płynie niż na
ziemi, więc nie będziemy wdawali się w szczegółową chronologię/. I znów
sytuacja powtórzyła się nieomal tak samo dokładnie jak za pierwszym razem; Bóg
wybierał się w odległy kraniec kosmosu, aby stworzyć tam jakiś nowy świat i do pilnowania ziemi wezwał,… od razu Szatana, jakby chciał się przekonać,
czy znów będzie on próbował rozwiązać ten dręczący go problem
teologiczny.
I nie przeliczył się, bo gdy wrócił dokładnie po tygodniu, Szatan
przywitał się z nim i zaraz na wstępie pochwalił się:
-
Panie, tym razem zrobiłem to lepiej! Będziesz zadowolony z tej sprawiedliwości
jaką uczyniłem na ziemi! Jestem tego pewien! -
Bóg
spojrzał na niego ze sceptyczną miną, westchnął głęboko i rozkładając ręce,
powiedział: — Widzę, że i tak mnie to nie ominie! Mów zatem i miejmy to za
sobą. Co tym razem wymyśliłeś? -
-
Panie! Wziąłem twoje rady do serca i drugi raz nie popełniłem tego samego błędu!
Otóż teraz wpadłem na dużo lepszy pomysł; Zastosowałem zasadę
l u s t r a : to co kto daje, tyle samo otrzymuje,… i tak samo — uzupełnił
wyjaśnienie a widać było, że duma aż go rozpiera.
— A konkretnie? — spytał Bóg, poważnym już tonem.
-
No więc korzystając z uprawnień i mocy której mi udzieliłeś Panie, uczyniłem
obowiązującym pośród ludzi takie prawo, według którego każdy kto czyni
drugiemu jakiekolwiek zło, otrzymuje od losu taką samą odpłatę i w taki sam
sposób. Zważ Panie na daleko idącą sprawiedliwość tego prawa: nic mniej,
ale i nic więcej! Identycznie! -
Bóg słuchał w milczeniu, wpatrując się gdzieś w dal nieobecnym
wzrokiem, a minę miał nieodgadnioną. Szatan zaś ciągnął dalej:
— A więc: Gdy ktoś kogoś okrada — wkrótce sam zostanie okradziony, na taką
samą wartość. Jeśli uwodzi komuś żonę — jemu też ktoś żonę
uwiedzie. Ktoś dopuszcza się gwałtu — sam niechybnie też zostanie zgwałcony.
Kłamie i oszukuje- jemu również
odpłacą w ten sam sposób. Jest bezlitosny i okrutny dla innych — drudzy odpłacą
mu tym samym. Bije bliźnich — sam również zostanie pobity, jeśli zaś
zabije kogoś — sam zostanie zabity również! — przerwał by nabrać
oddechu, a że Bóg nie odzywał się ani jednym słowem, dokończył:
-
Jednym słowem: uczynione zło bliźniemu wraca do człowieka w tej samej formie i w takiej samej ilości. Więc zasadę „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe",
wcieliłem w życie po prostu! — dokończył zadowolony z siebie i czekał
pochwały.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 14-01-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3192 |