|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Catholicism » History of Church »
Słowiańskie wystąpienia antykościelne [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Ekspansja chrześcijaństwa na Słowiańszczyznę w IX-XI
wieku musiała prowadzić nieuchronnie do zniszczenia wszelkich rodzimych wierzeń,
jakie dotąd wytworzyła i jakimi żyła. Chrześcijaństwo triumfujące nie
toleruje współistnienia religii, wierzeń i bogów. Zrazu spotkało się to ze
zdziwieniem tolerancyjnego politeizmu. Kiedy jednak zrozumiano, że jedyny
rodzaj stosunków na jaki skazuje chrześcijaństwo jest śmiertelną walką,
przywiązani do „religii ojców", czyli po prostu do tradycji i swoistego kręgosłupa
ideowo-kulturowego, podjęli walkę. Nie ulega wątpliwości, że opór przeciw chrześcijaństwu
wśród Słowian był poważny. Biskup Thietmar przekazuje nam przykładowo, jak
wyglądał opór w diecezji marseburskiej, jak podaje „najspokojniejszej" w regionie. Otóż chrystianizowani tam Słowianie, którym kazano klepać
niezrozumiałe im modlitwy (jak Kyrie eleison), drwili sobie zmieniając
słowa: "Aby łatwiej nauczać powierzone swej pieczy owieczki, biskup Bozo
spisał słowo Boże w języku słowiańskim i polecił im śpiewać Kyrie
eleison, wskazując na wielki płynący stąd pożytek. Ci nierozumni Słowianie — zżyma się biskup — jednak przekręcili te słowa gwoli szyderstwa na
pozbawione sensu ukrivolsa" (II,36). W tym czasie w diecezjach mniej spokojnych rodzimowiercy
dysponowali zdecydowanie mniejszą skłonnością do żartów. Thietmar opisuje
nieco dalej wielkie powstanie słowiańskie ludów niedawno nawróconych
na chrześcijaństwo, które miało wybuchnąć w 983 r. na północy
Połabia. Oddajmy głos biskupowi: "Zaczęła się ta zbrodnia 29
czerwca od wyrżnięcia załogi w Hobolinie i zniszczenia tamtejszej katedry. W trzy dni potem zjednoczone siły Słowian napadły, w chwili gdy dzwoniono na
jutrznię, na katedrę brenneńską… Jej… pasterz Folkmer uratował się na
czas ucieczką, jej zaś obrońca Teodoryk wraz z rycerstwem ledwie uszli tegoż
dnia przed wrogiem. Duchowieństwo tamtejsze dostało się do niewoli, Dodilo zaś,
drugi pasterz tego biskupstwa, który, uduszony przez swoich, leżał od trzech
lat w grobie, został zeń wyrzucony. Te chciwe psy obrabowały go z szat
pontyfikalnych, które na równi z ciałem nie uległy dotąd najmniejszemu
zepsuciu, a następnie rzuciły go bez żadnego szacunku z powrotem do trumny.
Cały skarb kościelny został rozgrabiony i wiele krwi się polało w sposób
pożałowania godny. Zamiast Chrystusowi i jego zacnemu rybakowi Piotrowi zaczęto
oddawać cześć różnym bożkom z diabelskiej herezji poczętym i tę żałosną
zmianę pochwalali nie tylko poganie, lecz także chrześcijanie… Po tych
wypadkach Słowianie zniszczyli klasztor św. Wawrzyńca w mieście Kalbe, a następnie ścigali naszych uciekających jak pierzchliwe jelenie. Nasze bowiem
grzechy przydawały nam strachu, a im męstwa". O tym jaki był wymiar tej chrystianizacji świadczy łatwość z jaką chrześcijanie z tych terenów zamienili narzucany im monoteizm na "bożki, z diabelskiej herezji poczęte". Skoro co do tych bożków zgadzali się
zarówno tamtejsi "poganie" jak i chrześcijanie, musiał to być jakiś twór
synkretyczny, może jakieś bóstwa wykreowane z wpływem wierzeń chrześcijańskich? Warto dodać na marginesie, że już od czasów papieża
Grzegorza I (590-604) Kościół przyjął politykę eksterminacji rodzimych
wierzeń, która sprzyjała mieszaniu się różnych elementów i wchłanianiu
niektórych zwyczajów i wierzeń „pogańskich" przez Kościół. Dla
skuteczniejszego wytępiania pamięci o dawnych kultach papież ten zalecał
budowę kościołów chrześcijańskich w tych samych miejscach co dawne świątynie „pogańskie". Stale zwraca uwagę pogardliwe odnoszenie się do Słowian u Thietmara, którzy tak czy inaczej są kimś pośledniejszym niż Niemcy. Z kolegi Słowianin- niechrześcijanin to dla Thietmara „pies", „głupek"
itp. Kościół od samego początku umacniał system niewolniczy tam gdzie on
występował. Dodał do niego jedynie zróżnicowanie w traktowaniu niewolników
wyznania chrześcijańskiego i „niewiernych", wprowadził też obostrzenia w sprzedawaniu w niewolę ludzi względem ich wyznania. O niewolnikach na służbie
Kościoła w opisywanym okresie Kronika Thietmara wspomina na końcu Ks. VI,
przy okazji wychwalania króla Henryka za jego dary na rzecz diecezji
marseburskiej: "król Henryk wzbogacił nasz kościół licznymi użytecznymi
darami, w szczególności aparatem do odprawiania nabożeństw; poza tym z każdej
włości, jaką posiadał w Turyngii i Saksonii, dał nam po dwóch niewolników". Ponieważ dalsza część walk z 983 r. miała się zakończyć
pomyślnie dla wojsk chrześcijańsko-biskupich, zatem Thietmar opisuje to w kategoriach walki bogów: "Gdy już wszystkie miasta i wsie aż do rzeki
zwane Tongera padły ofiarą niszczycielskiego ognia i rabunku, nadciągnęło
od strony Słowian więcej niż trzydzieści pieszych i konnych oddziałów, które z pomocą swoich bożków i przy dźwięku poprzedzających je trąb wojennych
nie zawahały się przed spustoszeniem reszty, same nie ponosząc przy tym żadnej
straty. Nie uszło to uwagi naszych. Zebrali się razem z innymi biskupi Gizyler i Hildiward, margrabia Teodoryk oraz grafowie Rykdag, Hodo, Binizo, Fryderyk,
Dudo i mój ojciec Zygfryd. W sobotę o świcie wysłuchali wszyscy mszy św. i skrzepili ciało i duszę świętym sakramentem, po czym rzuciwszy się z ufnością
na idących ku nim nieprzyjaciół, rozgromili ich tak, że tylko garstka ich
zdołała uciec na sąsiednie wzgórze. Zwycięzcy chwalili Boga, cuda sprawiającego
we wszystkich dziełach swoich" (III,17-19). Po tym pamiętnym powstaniu roku 983 co jakiś czas wybuchały
kolejne powstania słowiańskie. W tłumieniu powstania z 997 r. wyróżnił się
bohaterstwem biskup Ramward. Oddajmy znów głos Thietmarowi: "Na wieść o buncie Słowian [cesarz] wyruszył do kraju Stodoran, który nazywa się także
krajem Hobolan i spalił go oraz złupił doszczętnie, po czym jako zwycięzca
powrócił do Magdeburga. Z powodu tej wyprawy nieprzyjaciele urządzili wielki
najazd na Bardangun, lecz zostali przez naszych odparci. W bitwie tej brał
udział biskup z Minden Ramward, który uchwyciwszy krzyż w swe ręce, wysunął
się na czoło wojowników przed chorążymi i dodał im ducha do walki"
(IV,29). Słowianie nie pozostali dłużni, puścili bowiem z dymem klasztor w Hillersleben i uprowadzili tamtejsze mniszki (IV,52). Thietmar nie podaje jednak
jaki był dalszy los mniszek. Nie można jednak wykluczyć, że zamknięte
niczym w więzieniu kobiety, odebrały „uprowadzenie" jako oswobodzenie. W tym samym czasie Słowianie połabscy zasadzili się na
innego biskupa, zawiadującego jednym z grodów obronnych Marchii Północnej. "Kiedy
Słowianie zaprosili go do układów [arcybiskup] Gizyler, nie przeczuwając
podstępu, wyjechał z grodu z małym tylko orszakiem… Nagle doniósł mu
jeden z towarzyszy, że z lasu wypadli nieprzyjaciele. Obie strony rzuciły się
do walki; arcybiskup, który tu przybył na wozie, ledwie uciekł wierzchem na
koniu bez cugli… Zwycięscy Słowianie obrabowali bez przeszkód poległych i żałowali tylko, że wymknął im się arcybiskup" (IV,38). Był to ten
sam biskup, który doprowadził wcześniej do rozgromienia zjednoczonych sił słowiańskich w bitwie nad Tongerą. Wyjątkowo nieudolnym czy może raczej pechowym
krzewicielem „słowa Bożego" był biskup czeski Adalbert, który na chrzcie
otrzymał imię „cieszącego wojów" — Wojciecha. Biskup ten
najpierw poniósł klęskę ewangelizacyjną w swej diecezji ("Gdy nakłaniając
swe owieczki do posłuszeństwa wobec przykazań Bożych nie mógł ich odwieść
od błędów zadawnionej bezbożności, wyklął je wszystkie i podążył do
Rzymu, aby się wytłumaczyć z tego kroku przed papieżem", Thietmar), po
czym zrezygnował z pasterzowania i zaszył się w klasztorze. Kiedy kolejny raz
zapragnął przekonywać do wiary, trafił do pogańskich Prusów u których
musiał dopuścić się jakiegoś ciężkiego przewinienia tudzież profanacji,
gdyż stamtąd już nie wrócił ("Gdy potem z upoważnienia tegoż papieża
usiłował poskromić dusze Prusów wędzidłem słowa Bożego, przeszyto go włócznią i odcięto mu głowę", Thietmar). Jego towarzysze wrócili bez szwanku do
siebie. U schyłku XI w. Szczecinianie mieli oświadczyć
biskupowi Ottonowi Mistelbachowi: "U was, chrześcijan, pełno jest
łotrów i złodziei; u was ucina się ludziom ręce i nogi, wyłupuje oczy,
torturuje w więzieniach; u nas, pogan, tego wszystkiego nie ma, toteż nie
chcemy takiej religii! U was księża dziesięciny biorą, nasi kapłani zaś
utrzymują się, jak my wszyscy, pracą własnych rąk" (Żywot świętego
Ottona). Stąd też akcja chrystianizacyjna na Pomorzu spotykała się z gwałtowną
reakcją. W Wolinie św. Otton postanowił zdobyć doznającą czci świętą włócznię,
tamtejszy symbol zwycięstwa. Jak podaje Żywot z Prüfening: "Kiedy
tymczasem wielebny… biskup wspaniale przemawiał do ludu, oto szaleniec z tłumu,
pełen wściekłości, rzucił się na świętego kapłana i świeżo ułamanym
drzewem , ...tak silnie go uderzył, że ten padł na ziemię i zdawało się, iż
leży bez duszy. Plemię barbarzyńców do tego stopnia nad świętym kapłanem
Pańskim srożyć się nie lękało, że wyrządziło mu poważną krzywdę słowami i razami, i w końcu wypędziło go ze swych granic" (II,6-7). Tymczasem
biskup mógł sobie gratulować, że nie podzielił losu św. Wojciecha. Następnie
szukał szczęścia w Szczecinie. Niestety! "Atoli plemię barbarzyńskie,
trwając w swojej dotychczasowej niewierze sięgało swoim zwyczajem do kijów i kamieni, tak że wiele razy rzuciło się na świętego kapłana z laskami i kamieniami" (II,8). Więcej szczęścia miał Otton w stolicy księstwa, w Kamieniu, gdzie pod bezpośrednim nadzorem księcia Warcisława "nawrócił
ku Panu trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt pięć osób płci obojga"
(II,4). Pomimo tego Pomorze nie zamierzało poddać się łatwo. Już w 1008 r. wygnany został biskup kołobrzeski, Reinberg, który "niszczył i palił świątynie z posągami bożków". Reakcja słowiańska obaliła
biskupstwo kołobrzeskie w roku 1015. Polski rodzimowierczy ruch oporu XI wieku Wraz z przyjęciem chrztu ludność polska została
zmuszona do przyjęcia szeregu nowych, nie zawsze zrozumiałych, obowiązków i zasad. Społeczeństwo obciążone zostało dziesięciną oraz „denarem św.
Piotra", czyli świętopietrzem. Doszło też wiele restrykcji obyczajowych i norm kościelnych (np. obowiązek uczestnictwa w mszy niedzielnej). Wszystko to
spotykało się z mniej lub bardziej nasilonym oporem ludności, wydaje się
jednak, że najbardziej konsekwentne zmuszanie do nowej wiary miało miejsce od
panowania Chrobrego. Z pewnością nie jest prawdą twierdzenie Deschnera
zawarte w Kryminalnej Historii Chrześcijaństwa, że „w Polsce najpóźniej w 968 roku założono biskupstwo w Poznaniu, które schrystianizowało kraj w przeciągu ledwie jednego dziesięciolecia" (t.5).
1 2 Dalej..
« (Published: 15-07-2006 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4916 |
|