»
Komu atomowkie, komu? Author of this text: Borys Korczak-Sielicki
Lata temu, w Warszawie, tuż przy knajpie na Żelaznej, róg
Pańskiej, zaraz przy bazarze, stał typ z bielmem na oku, który wskazując rząd
buteleczek z ciemnym płynem, ustawionych na małym stoliku, zachwalał: „Każda
panna, wdowa, czeli też inna mężatka, za jedyne pięć złotych, atomowy i skuteczny środek na odciski posiadać powinna". Zmieniły
się czasy i świat stał się bardziej skomplikowany. Nie ma już typa z „atomowym środkiem na odciski", jest natomiast rynek na głowice jądrowe.
Hasła kupieckie jednak się nie zmieniły: „kraj duży, mały, średni czy
taki sobie, atomowkie posiadać powinien".
Sprzedawca — skośnooki, a środki — to głowice atomowe. Towar idzie, bo wiadomo, że
jedyne kraje, na które USA nie napadają to te, które posiadają broń atomową.
Do sprzedania na azjatyckim rynku wystawiono też tajemnice siedmiu systemów
broni nuklearnej, zerżnięte z tajnych komputerów w Los
Alamos.
Trzy
nowe giganty: Chiny, Indie i Pakistan nie boją się amerykańskiej interwencji.
Nie boi się jej również Federacja Rosyjska, Izrael, Syria i kilka innych małych
krajów. Izrael ostatnio przyznał, o czym wtajemniczony świat wie od lat, że
posiada broń nuklearną, której tak na prawdę nie jest w stanie użyć
przeciw bliskim sąsiadom bez porażenia swej własnej ludności.
Ustawiają
się przy stoliku sprzedawcy nawet alianci USA, członkowie NATO, którzy z podejrzeniem patrzą na „Wielkiego Brata", z zapałem mordującego mały
kraj — Irak, w imię szerzenia demokracji.
Jedynym
sposobem zachowania swej niezależności będzie w XXI wieku posiadanie choćby
kilku dobrze działających rakiet z głowicami atomowymi, a już, jak kogo nie
stać, to choćby małą bombą neutronową. Powinna wystarczyć.
Rzesze
ongiś niezatrudnionych fizyków z dawnego Związku Sowieckiego już otwierają
konta w pokaźnych bankach szwajcarskich i Isle of Man.
Na
całym Bliskim Wschodzie powstają laboratoria i instytuty, gdzie językiem
potocznym stał się rosyjski. Amerykańska agresja przeciw Irakowi stworzyła
przyczynek, dla którego kraje do tej pory niezainteresowane w rozwoju broni
nuklearnej kierują swe zainteresowania w tym właśnie kierunku.
Amerykańskie
plany zawojowania Bliskiego Wschodu zagrażają interesom innych państw, które
ze strachem przyjmują zapewnienia prezydenta Busha o wprowadzaniu
„demokracji" w stylu amerykańskim.
Otwiera
się wiec rynek dla szczęśliwców, którzy już posiadają, lub mają posiadać
bron nuklearną.
Otwarty
rynek nuklearny zapewnić może Chinom, Rosji, Indiom, Pakistanowi i innym
niewyczerpane źródło dochodów, przerastających możliwości Banku Światowego.
Chiny
od lat rozwijały w swych laboratoriach technologie rakiet dalekiego zasięgu — DF-41 napędzane paliwem stałym, eliminującym nieudolności i niski zasięg
rakiet napędzanych paliwem płynnym.
W
ostatnich latach technologia chińska posunęła się dramatycznie do przodu,
dzięki zminiaturyzowaniu rakietowych urządzeń i poprzez wprowadzenie amerykańskiej,
kradzionej technologii W-88, pozwalających na umieszczenie kilku głowic
atomowych w jednej rakiecie.
Amerykańscy
eksperci oceniają, że Chiny posiadają w tej chwili technologie rakiet
dalekiego zasięgu, będących w stanie trafić w zachodnią część USA. Po
zastosowaniu W-88 będą one w stanie trafić i w Nowy York, i w Waszyngton.
Ostatnio
Chiny wypróbowały swoje możliwości zestrzeliwując swego starego
komunikacyjnego satelitę, krążącego w odległości około 500 mil od ziemi.
Biały
Dom dość wstydliwie przemilczał ten fakt, wiedząc ze raporty o chińskich dążeniach
do mocarstwowości istnieją od lat. Poza tym Chiny pękają w szwach.
Ewentualna strata nawet polowy ludności nie będzie kataklizmem dla Chin, wręcz
odwrotnie — wybawieniem.
Biały
Dom nie zwrócił uwagi na nieśmiały raport byłego doradcy ds. bezpieczeństwa
narodowego, Andy Bergera, i departamentu energetyki z kwietnia 1996 roku.
Zanim
to nastąpiło, grupa oficjałów łącznie z panem Trulockiem siadła za stołem
Bergera i poinformowała go, że wszystko wskazuje na to, iż Chiny dorwały się
do W-88. Tymczasem szpieg chiński siedział spokojnie w laboratorium w Los
Alamos. W międzyczasie obudziło się CIA i wystosowało do Bergera raport
wskazujący wiele innych wypadków szpiegostwa chińskiego w laboratoriach Los
Alamos. Raport CIA przekazany prezydentowi przez Bergera nadmieniał, że Chiny i Rosja pracują ręka w rękę nad rozwojem
technologii rakiet nuklearnych.
W
roku 1999 Bill Clinton stwierdził, że nic nie wiedział o raporcie. Mówiąc to
ściągnęły mu się brwi, zupełnie jak wtedy, kiedy powiedział: „Nigdy nie
miąłem żadnych stosunków seksualnych z tą kobietą. Panną Lewinsky". Nie
wiadomo natomiast, czy machał palcem.
Na
wiosnę 1997 Trulock nieśmiało nadmienił amerykańskim oficjałom, że ma
dowody wskazujące na szpiegostwo. Poprosił o rozmowę z Penaem — sekretarzem
energetyki, ale wyznaczono mu czas spotkania na cztery miesiące później, w lipcu 1997.
Poinformowano
Janet Reno o możliwościach infiltracji, ale Janet, wyspecjalizowana jedynie w
wysyłaniu czołgów przeciw małym religijnym grupom w Waco w Texasie i w
zabijaniu dzieci, nie przejęła się tym bardzo.
Pozna
jesienią 1997 NSC zaczęło mozolnie nakreślać plany akcji przeciw chińskiemu
wywiadowi. Clinton podpisał gotowy plan akcji w lutym 1998.
Przez
ten cały czas Wen Ho
Lee, chiński fizyk, specjalista od nuklearnego systemu
odpalania bomb wodorowych, spokojnie przekazywał amerykańskie tajemnice swej
chińskiej ojczyźnie.
Technika
przekazywania tych informacji była bardzo prosta. Dokumentacja broni
nuklearnych została przeniesiona z tajnego na niezabezpieczony komputer, a stamtąd droga stała się dostępna dla wszystkich, których stać na połączenia
internetowe — do Chin.
Chiny
oczywiście zaprzeczają posądzeniu o szpiegowaniu w USA. Faktem jest, że Pekin
zdobył i posiada nie tylko wiedzę o W-88 stosowaną na atomowych łodziach
podwodnych USA, ale również tajemnice rakiet wielokrotnego użycia z zastosowaniem wielogłowicowym. No i jak tu nie lubić Ameryki.
Wen
Ho Lee odbył jedenaście podroży do Chin w 1996. Wracał pełen nowego zapału
do swej podwójnej pracy, fizyka i szpiega.
Urwało
mu się to w marcu 1998. Wyrzucono go z pracy nie stawiając go jednak w stan
oskarżenia. Powiedziano mu wprawdzie oficjalnie, że został usunięty karnie
za szpiegowanie na rzecz ChRL. Wen Ho Lee spakował szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę, karnie oczekując aresztowania, które jednak nie nastąpiło.
Wen
Ho Lee zachował swoją wolność i nawet high security clearance przez
cały następny rok.
Radca
prawny Białego Domu, Charles
Ruff, po spotkaniu z FBI spotkał się z zastępcą
Janet Reno — Jamie Gorelick i chciał się dowiedzieć, co federalni zwiadowcy
wiedzą o nielegalnej kontrybucji Chin w kampanii wyborczej Billa Clintona.
Powiedział on kłamliwie, że zbiera te informacje dla NSC. Kiedy dyrektor FBI
Frech dowiedział się o tym, nakazał FBI nie udzielać tych informacji
Clintonowi i jego ludziom. Frech zaproszony na Bliski Wschód stracił kontrolę
nad sytuacją. Janet Reno i Gorelick dostali w swoje ręce tajne dokumenty chińskiej
kontrybucji w wyborach prezydenckich.
Zmieniła
się administracja, i gdy laury prezydenckie uwieńczyły po raz drugi skronie
Busha, do dzisiejszego dnia nie wiadomo, ile kosztuje w Białym Domu licencja na
szpiegostwo. Powiadają, że niedrogo.
Zadziwiające
rodzinne i biznesowe połączenie rodziny Bin Ladena z rodziną Busha, wspólne
interesy w olbrzymim konglomeracie ropy naftowej w Texasie, stawiają pod
znakiem zapytania wiarygodność „walki z terroryzmem" i strzeżenia
tajemnic atomowych. Dość nierozgarnięty George Bush prowadzi świat do zagłady, a jego napad na Irak doprowadzić może do katastrofy cywilizacyjnej. Ostatnie
komunikaty donoszą, że Bush zupełnie poważnie rozważa możliwość
zaatakowania również Iranu.
Zadziwiający i niepokojący jest udział Polski w tej kowbojskiej awanturze.
Polska
historycznie nie była nigdy zaborcą i jej udział w „krzewieniu demokracji" w Iraku to czyste wyrobnictwo za garstkę soczewicy. Akt wojny w Iraku to zwykły
akt sił faszyzmu, który my Polacy tak dobrze pamiętamy z czasów wojny.
Palenie
czarownic i inkwizycja nie przysporzyły chwały chrześcijaństwu, krzyżacki
system jest w lamusie historii jako niechwalebna karta. Faszyzm, komunizm i inne
im podobne systemy zawaliły się, bo nie miały racji. Czy panowie Kaczyńscy będą
mieli dość narodowej dumy i honoru by powiedzieć NIE panu Bushowi?
Świat
się boi, więc powstaje nowa koalicja samoobrony: Chiny, Rosja, Indie, Iran i Korea Północna. Dołączyliby do tego konglomeratu islamiści, czerpiący
olbrzymie fundusze z szantażowania Arabii Saudyjskiej, która od lat okłada się
haraczem, by nie doświadczyć wojny domowej.
Ta
dziwna i zdesperowana koalicja to mieszanka wybuchowa o różnych interesach
narodowych, politycznych i globalnych. Kiedyś jednak atomowa rodzina może rozróść
się i wyjść poza ramy kontroli międzynarodowej. ONZ okazało się organizacją bez autorytetu i bez siły. Innymi słowami — Ratuj się, kto może.
Amerykanie nadchodzą.
« (Published: 04-02-2007 )
Borys Korczak-SielickiUr. 1939 w Wilnie. W roku 1964 uciekł z PRL do Danii przez "zieloną granicę". W latach 1973-1980 był podwójnym agentem: CIA, gdzie był odpowiedzialny za operacje w Europie Środkowej i Wschodniej, w ramach tego infiltrował KGB, gdzie doszedł do rangi majora. W roku 1981 został postrzelony w USA. Jako "kret" pracujący wewnątrz KGB został odznaczony przez Pentagon. W ostatnich latach był doradcą kongresmana Jamesa Trafficanta w amerykańskim Kongresie. Został uhonorowany medalem "Cold War Victory". W 1996 r. jako pierwszy były agent wytoczył CIA proces o odszkodowanie. Napisał książkę "The Dark Side of the Sun". W latach 60. i 70. publikował w paryskiej "Kulturze". Zna 11 języków. Żonaty od 1971 r., ma dwójkę dzieci. Hobby: szachy, polityka, historia i książki. Obecnie ma obywatelstwo amerykańskie i mieszka w Waszyngtonie. Private site
Number of texts in service: 5 Show other texts of this author Newest author's article: Z tarczą lub bez tarczy | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5254 |