|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Nasza świetlana przyszłość [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Wielki Mistrz przerwał na chwilę swój wywód i upił parę łyków
krystalicznego płynu, ze stojącej przed nim szklanicy. Na sali panowała zupełna
cisza, w której słychać było tylko ciche trzaski migawek aparatów
fotograficznych i brzęk kostek lodu, kiedy stawiał ją na stole. Inni członkowie
Wysokiej Rady szeptem wymieniali między sobą uwagi, inni natomiast przyglądali
się uważnie dziennikarzom, jakby chcieli zapamiętać ich twarze.
Po chwili Przewodniczący dał znak aby kamery zwróciły na niego swe
obiektywy i wziąwszy ze stołu leżącą przed nim księgę, uniósł ją do góry,
odwracając we wszystkie strony tak, aby wszyscy mogli się jej dokładnie
przyjrzeć. Aparaty i flesze poszły w ruch, a on zaczął mówić:
-
Aby nasze działania były skuteczne, postanowiliśmy odwołać się do naszych
starych, sprawdzonych metod walki ze złem, a pomoże nam w tym zbożnym dziele ta oto księga.
Przyjrzyjcie się jej dobrze; czy wygląda ona na jakąś niebezpieczną,
tajemniczą księgę? Nie! Gdyż jest to zacny i wielce zasłużony podręcznik,
zatytułowany „Młot na czarownice", napisany przez dominikanów Heinricha
Kramera i Jacoba Springera. Tyle, że na nowo przełożony, poprawiony z uwzględnieniem
współczesnego kontekstu kulturowego, z cyfrowo obrobionymi rycinami, na
dodatek poświęcony przez naszego umiłowanego Ojca Świętego. Jest to więc
ze wszech miar nowoczesna pomoc w rozeznawaniu i pokonywaniu zła, które tak
bardzo rozpanoszyło się ostatnimi czasy, wypełniając stare proroctwa mówiące o znakach jakie mają się pojawić na ziemi w dniach ostatnich, poprzedzających
pojawienie się Antychrysta.
Aby wspomóc to zbożne dzieło, Ojciec Święty przysłał nam jedną z największych relikwii chrześcijaństwa — obrzezany
napletek naszego Pana, Jezusa Chrystusa, przechowywany w złotem zdobionym
relikwiarzu w kształcie,.. to zresztą nieistotne. Dziękując tym szczodrym
darem, iż tak pięknie w naszym kraju ponownie rozkwitł, zaniedbany już
ostatnio kult relikwii. Z taką pomocą
nie sposób przegrać tej odwiecznej walki ze złem, które niechby nawet
przybierało najbardziej zwodnicze i podstępne formy, to i tak zostanie
pokonane. Zakończmy więc to spotkanie wspólną i żarliwą modlitwą. A tych,
którzy chcieliby spełnić swój święty, obywatelski obowiązek wobec Kościoła,
orazswego państwa i donieść o zauważonych przez siebie symptomach opanowania kogoś przez złego ducha,
zapraszam za kwadrans do sali obok. Idźcie bracia w pokoju i niech Bóg was
prowadzi przez życie. Amen.
Po dłuższej chwili ciszy, podczas której wszyscy się modlili, dźwięki
wzniosłej symfonii wypełniły całą salę i tak oto zakończyła się ta
bezprecedensowa konferencja, którą relacjonowały wszystkie nasze media w najlepszym czasie oglądalności.
-----//-----
Myślicie, że przesadziłem? Że moje czarnowidztwo jest nieuzasadnione? A czy nie jest tak, że ocena danego problemu jest zależna od kontekstu,
który bierze się pod uwagę podczas jej dokonywania? Jakiż jest więc ten
kontekst historyczny (tak, o niego właśnie chodzi), iż każe mi on wyciągać
takie pesymistyczne wnioski? Najlepiej go zarysował (jego całość jest zbyt
obszerna, aby ją przedstawić w tym krótkim tekście) Władysław Kopaliński w swej interesującej książce „Drugi kot w worku", w rozdz. „Chorzy umysłowo i my":
"Normalny, rzeczowy stosunek do chorego umysłowo /../ jest obecnie
jedną z oznak kultury kraju, wynikiem długotrwałej walki między dwiema potężnymi
siłami. Pierwsza z nich to przeżytki różnych przesądów, metafizycznych
wniosków różnych filozofii, dogmatyzmu różnych teologii, dosłownej wykładni
różnych świętych ksiąg, zwłaszcza Biblii, składających się na
domniemanie, że choroby umysłowe są w głównej mierze skutkiem opętania
przez demony.
Nic prostszego i naturalniejszego — we wczesnych stadiach cywilizacji — niż wiara w tajemnicze, świadome siły zła. Na człowieka spadały różne
troski i nieszczęścia. Nieznajomość praw fizycznych skłaniała go często
do przypisywania tych nieszczęść gniewowi bogów, albo jeszcze częściej, złośliwości
demonów. Zwłaszcza w wypadku chorób. Prawdziwe ich przyczyny są zwykle tak
skomplikowane, że można je było poznać dopiero po setkach lat badań
naukowych; dlatego przede wszystkim choroby tłumaczono działaniem złych duchów. A tym bardziej choroby psychiczne! Większość ludzkości mogła pojąć ich
istnienie tylko jako skutek interwencji szatańskiej.
A jednak już bardzo wcześnie, w Grecji i Rzymie, doszła do głosu
nauka. W V wieku pne. Hipokrates ustalił wielką prawdę, że wszelki obłęd
jest tylko chorobą mózgu. Otworzył w ten sposób okres humanitarnego stosunku
do chorych psychicznie, który miał przetrwać bez mała tysiąc lat /../ gdyby
tej tezy nie potępili później teologowie cytujący teksty biblijne, zaoszczędziłaby
ona chorym piętnastu wieków okrucieństw /../.
Dobroczynne apostolstwo nauki zniszczyła jednak teologia, rozpoczynając
okres, który przyniósł niewypowiedziane tortury, psychiczne i cielesne,
setkom tysięcy niewinnych ludzi. Pod wpływem różnych religii Bliskiego
Wschodu, zwłaszcza jednak pod wpływem Biblii i nauk Platona, wiara, że szatan
jest sprawcą chorób psychicznych, przeniknęła do wczesnego Kościoła i utwierdziła się w najznakomitszych nawet umysłach. Typowym przykładem jest
tu papież Grzegorz Wielki /../ powiada on z całą powagą, że pewna
zakonnica, zjadłszy parę listków sałaty bez przeżegnania się, połknęła
diabła.
Najgorsze traktowanie obłąkanych rozpoczęło się jednak w teologicznej atmosferze Wieków Średnich. Ateizmem było nie tylko przeczyć
istnieniu szatana, ale też dopuszczać istnienie jakichś granic diabelskiej
potęgi. Wszyscy wielcy doktorzy średniowiecznego Kościoła, wraz ze św.
Anzelmem, Abelardem, św. Tomaszem z Akwinu i Wincentym z Beauvais, utrzymywali
zgodnie, że choroba umysłowa jest w głównej mierze opętaniem przez demony.
Powoływano się na cytat z 22 rozdziału Księgi Wyjścia: "Czarownikom żyć nie dopuścisz" /../.
Główną bronią przeciw mieszkającemu w chorych szatanowi był
egzorcyzm. Proceder ten uważano za jedną z przyczyn chwały Kościoła. Pewien
biskup z Beauvais wygonił z chorego pięciu diabłów i nawet spisał z nimi
umowę, że opętanego zostawią w spokoju. W 1583r. jezuici wiedeńscy
szczycili się wypędzeniem 12 652 diabłów przy pomocy egzorcyzmów. Prócz
nich stosowano biczowanie, torturowanie, wreszcie palenie na stosie chorego wraz z zamieszkałymi w nim diabłami. W wielu miastach Europy Środkowej stoją do
dziś „wieże czarownic", gdzie torturowano czarownice i opętanych, i „wieże głupców", gdzie więziono lżej chorych psychicznie /../ Tę samą
doktrynę opętania przejęły bez zastrzeżeń Kościoły protestanckie, Luter i Kalwin.
W pierwszej połowie XVII w., kiedy dawały się już niekiedy słyszeć
głosy protestu przeciw tej doktrynie, wynikające z niej okrucieństwa dosięgały
szczytów. Ocknienie nastąpiło najpierw we Francji /../ Decydujący był wpływ
filozofów francuskich z Monteskiuszem i Wolterem na czele. Wreszcie w 1768r.,
parlament Paryża ogłosił deklarację, że osoby opętane mają być
traktowane po prostu jak chore. Walka, w zasadzie wygrana przez Oświecenie
XVIII w., toczyła się jeszcze gdzieniegdzie aż do połowy XIX stulecia.
Kilkanaście wieków nieprzerwanej władzy zabobonu pozostawiło jednak ślady
na umysłach. Ludzie /../ nie całkiem jeszcze wyemancypowali się z pożałowania
godnej ciemnoty i przesądu".
No i co? Nadal uważacie, iż przesadzam? Że jest to dawne dziedzictwo
naszej kultury, które nie ma prawa się powtórzyć! Tak myślicie? Więc skąd
się biorą poglądy jak ten poniżej, wygłoszony (a właściwie wyartykułowany)
przez współczesnego filozofa katolickiego (z litości pominę jego
personalia), dotyczący co prawda św. Tomasza z Akwinu i jego „pełnego miłości"
podejścia do karania heretyków, ale zawierający wyraźne przesłanie dla
duchowych pasterzy naszego stada i nieskrywane marzenie o powrocie do starych i sprawdzonych metod krzewienia wiary?:
"A jednak po tylu wiekach, które minęły od tamtych czasów, gdy
czytamy dziś jego słowa, nachodzić nas mogą myśli smutne. Oto wygasły płomienie
stosów; mrok coraz większy cały świat ogarnia i nie dość, że pogan teraz
więcej niż chrześcijan, ale wszelkie herezje bezkarnie zachwaszczają pole
wiary i nikt nie ma siły ich powyrywać. Rodzi się bolesne pytanie, dlaczego
wolno każdemu głosić, co sam za prawdę uważa, choć przez to coraz więcej
ludzi odchodzi od Drogi, Prawdy i Życia, a cała cywilizacja życia chrześcijańskiego
staje się cywilizacją śmierci. Nie zabrakło przecież
drewna, by stosy układać; zapewne więc zabrakło żaru wiary, by je rozpalać
/../ dlatego ci, których obdarzył Bóg łaską wiary silnej, mają obowiązek podtrzymywania siłą słabnących, Tak więc jedno z dwojga: albo wyznajemy Prawdę, albo przyjmujemy postawę Piłata"
(pogrubienia w powyższym tekście są moje, zależało mi aby czytelnicy zwrócili
wyjątkową uwagę na te zdania, gdyż stanowią one swoiste kuriozum, w kontekście
„religii miłości" za jaką uważa się chrześcijaństwo).
Biorąc powyższe pod uwagę (jak i wiele jeszcze innej wiedzy
historycznej i religioznawczej, której nie sposób tu przedstawić), nie sądzę,
abym w moim fantazjowaniu posunął się zbyt daleko i zbyt pesymistycznie
przedstawił ten problem. To i tak jest „mały Pikuś" w porównaniu z tym
co ma do powiedzenia na ten temat historia. Najbardziej paradoksalne w tym „egzorcyzmowym
szaleństwie" jest to, że już z samej Biblii wynika, iż wyrzucanie złych
duchów z człowieka jest czynnością jałową i przynosi mu więcej szkody, niż
pożytku. Oto fragment z Biblii, który to poświadcza:
„Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach
bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do
swego domu, skąd wyszedłem", a przyszedłszy zastaje go niezajętym,
wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze ze sobą siedmiu innych duchów,
złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy
stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni" BT, Mt 12,43-45.
Czy to nic nie daje do myślenia tym egzorcystom, którzy tak pewni są,
że wykonują kawał dobrej i pożytecznej roboty?: Na miejsce jednego złego
ducha wyrzuconego z człowieka, wchodzi w niego osiem i to siedem z nich jest
jeszcze bardziej złośliwych niż ten pierwszy! Czy uwzględniając powyższe,
ci „naprawiacze" ludzkiej psychiki nie powinni w tej sytuacji zająć się
jakimś innym, bardziej sensownym zajęciem? Np. połykanie ognia w cyrku, wkładanie
głowy do paszczy lwa, lub inne zajęcia też powodujące dreszczyk emocji, a przy okazji nie szkodzące zbyt łatwowiernym i naiwnym ludziom?
1 2
« (Published: 19-09-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8360 |
|