Outlook on life »
Kult własnego zdania czyli fanatyczny demokrata Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Żyjemy w społeczeństwie z założenia otwartym na własne zdanie.
Własne
zdanie to piękna rzecz i powinniśmy pielęgnować jego wzrost, niwelując wciąż
jeszcze liczne faktyczne bariery dla tegoż wzrostu.
Ponieważ
jest to teza banalna dla każdego liberała i demokraty, więc nie ma potrzeby, bym
kontynuował tę myśl.
Obecnie
interesuje mnie kwestia granic posiadania własnego zdania bądź opinii. Często
bowiem spotykam ludzi, których określiłbym mianem fanatycznych demokratów,
którzy uważają, że w demokracji mamy prawo do własnego zdania na każdy temat.
Formalnie tak, prawo bowiem słusznie nie wytycza tych granic. Powinien je
natomiast wytyczać rozsądek.
Naturalne
bariery własnego zdania wytycza przede wszystkim wiedza specjalistyczna, ale
także ograniczoność ludzkiej wiedzy.
Jeśli w danej kwestii wymagana jest wiedza specjalistyczna, której ja nie posiadam, to
oczywiście nie silę się na własne zdanie, tylko idę za zdaniem tych, którzy ową
specjalistyczną wiedzę posiadają.
Ludzka
wiedza nie jest jednak statyczna, a rozwija się m.in. poprzez formułowanie
nowych hipotez i kwestionowanie dotychczasowej wiedzy. Tym samym w każdej
dziedzinie specjalistycznej są różne opinie, jednak kształt naszej wiedzy
określany jest przez tezy podzielane przez największą liczbę osób posiadających
wiedzę specjalistyczną z danej dziedziny. Jest to porządek metodologiczny dający
nam największą pewność, że postać naszej wiedzy będzie najbliższa prawdzie.
Siłą
jednak rzeczy część opinii marginalnych bądź mniejszościowych z danej dziedziny
specjalistycznej wychodzi poza specjalistów i cyrkuluje w społeczeństwie.
Czytamy je wszyscy, co nam pokazuje, że dziedzina nie jest martwa, lecz się
rozwija. Niestety, wiele osób — laików w danej dziedzinie — uważa, że spośród
cyrkulujących kontrtez mogą sobie wybrać te, które w ich przekonaniu są
najlepsze. Dodatkowo jeszcze wielu laików formułuje własne tezy na temat
wymagający specjalistycznej wiedzy i puszcza je w obieg, nadając im życie.
Takie są
jednak skutki uboczne społeczeństwa informacyjnego i trzeba się z tym pogodzić.
Jedynie rzeczy, które nie działają nie mają żadnych skutków ubocznych.
Naturalnie w zdrowym państwie nikt nie będzie prawnie zakazywał przyjmowania jakichś
poglądów dlatego, że są głupie. Tym niemniej, aby móc samodzielnie kształtować
sobie zdanie w temacie wymagającym wiedzy specjalistycznej, trzeba mieć ową
wiedzę specjalistyczną. Laik, nawet obserwujący z zewnątrz co się dzieje w danej
dziedzinie, nie ma kompetencji merytorycznych nie tylko do tworzenia hipotez ale i do wybierania, która z hipotez jest lepsza.
Sformułowałbym następującą złotą regułę, którą bym nazwał zasadą pokory
metodologicznej:
Na temat
wymagający wiedzy specjalistycznej, nasze zdanie opieramy na zdaniu dominującym
wśród specjalistów. Nie mamy bowiem kompetencji merytorycznych do wyrabiania
sobie zdania autorskiego ani do wybierania zdań marginalnych w danej dziedzinie.
Kierując
się tą regułą mamy największą pewność, że nasza wiedza i nasz światopogląd ma
najsolidniejsze podstawy. A jeśli chcemy osobiście brać udział w rozwoju wiedzy w danej dziedzinie, to zostańmy w niej specjalistą, formułujmy hipotezy i przekonujmy do nich większość specjalistów. Ogromna większość dziedzin jest
otwarta dla każdego. Mitem jest, że każdy ma jakąś swoją dziedzinę „do której
został stworzony". Talent również jest przereklamowany.
W moim
przekonaniu, nie powinniśmy z uznaniem czy akceptacją odnosić się do sytuacji w której laik nonszalancko przekreśla dorobek danej dziedziny, być może dodatkowo
osłaniając się tym, że w demokracji każdy ma prawo do własnego zdania i że
kiedyś także większość ludzi nie chciała dać wiary Kopernikowi. Zachowanie takie
określam kompleksem chłopka roztropka. Chłopek roztropek kształtuje swoje zdanie z reguły na tekstach internetowych podczytywanych tu i ówdzie, filmikach z youtube, czasami na jakiejś książce. Towarzyszy mu głębokie przekonanie, że bez
przemęczania się jest w stanie odkryć prawdę niebanalną.
I tak, dla
przykładu, po każdej większej katastrofie, mamy w internecie wysyp całych
tabunów odkrywców Wersji Nieoficjalnych — poprzez „krytyczne" analizowanie
„fotek" z doniesień prasowych… na ogół zresztą niewysokiej rozdzielczości...
względnie filmików. Tak było po 9/11, jak i po wypadku smoleńskim.
Owszem,
teoria Kopernika do przyjęcia jej za element wiedzy potocznej potrzebowała kilku
wieków, lecz nie działo się tak z przyczyny oporu specjalistów od astronomii,
tylko przyczyn pozanaukowych. Dziś
także istnieją elementy wiedzy naukowej, które wciąż nie zdobyły sobie
powszechnego uznania społecznego.
Każdy może
krytykować dowolny element naszej wiedzy o świecie, tyle że wiedza ta jest czymś
nieporównywalnym z wiedzą czasów Odrodzenia, kiedy zaproponowano ideał
„człowieka renesansowego". Jej ilość i skomplikowanie są znacznie, znacznie
większe niż w czasach Kopernika czy Galileusza. Wraz z jej dalszym rozwojem
coraz bardziej w niepamięć odchodzi zjawisko odkrywcy-amatora.
Nie znaczy
to jednak, że od czasów renesansu zwęził się zakres przestrzeni w której w której formułować powinniśmy i możemy własne zdanie. Miejsce na własne zdanie
jest przede wszystkim tam, gdzie chodzi o wartości i wartościowania, a nie tam
gdzie chodzi o fakty.
Naturalnie
mamy różną jakość ustalania faktów w poszczególnych dziedzinach. Są takie, które
mają bardzo wysokie standardy metodologiczne, jak i dziedziny obarczone niemałym
marginesem błędu. Te pierwsze na zachodzie zwykło się określać mianem
hard science, te drugie -
soft science. Twarda i miękka nauka.
Tym niemniej nawet miękka nauka, to ciągle jednak nauka, i generuje ona lepsze
wyniki niż sądy zarozumiałych amatorów opętanych jakąś
idee fixe.
Ma to swój
wymiar etyczny, jeśli za wartość uznajemy dążenie do prawdy.
Fakt, że
nie ma prawd absolutnych, ale to nie znaczy, że nie ma żadnych standardów na
naszej drodze do prawdy. Jeśli więc mamy do czynienia z laikiem, który uparcie i nonszalancko odrzuca wiedzę, która ma status twardej nauki, to możemy z nim
pograć w piłkę, połazić po górach, lecz nie poszukiwać prawdy.
Warto mieć
też na uwadze, że poszukiwanie prawdy to przede wszystkim rzetelne pogłębianie
własnej wiedzy a nie dokonywanie odkryć.
Wybór pomiędzy ewolucjonizmem a kreacjonizmem nie jest kwestią wolności
sumienia, lecz wolności do bycia głupim. Nie jest to bowiem kwestia sumienia,
lecz twardej nauki. Nie jest to kwestia wartości,
lecz faktów. Ewolucja jest faktem i odrzucając go, postępujemy nieetycznie z punktu widzenia wartości dążenia do prawdy.
Nie na
wszystkie tematy można mieć własne zdanie z przyczyn obiektywnych. Ale są także kwestie w których nie można mieć nawet zdania cudzego. Ludzka wiedza, choć wciąż się
rozwija, jest niepełna i nie brak sfer w których póki co brakuje sensownej
ludzkiej wiedzy. Wiele z nich jest zagospodarowana przez irracjonalną wiarę. W takich sytuacjach na ogół jednak więcej odwagi wymaga przyznanie się do
niewiedzy.
Nie twierdzę, że powyżej zarysowany problem jest w naszym
społeczeństwie poważniejszy niż niedostatki własnego zdania. Wciąż wielka rzesza
ludzi jest zbyt leniwa lub uwięziona w klatkach ideologicznych i tradycjach, by
mieć własne zdanie w wielu sprawach w których mieć je mogą i powinni. Niemniej
jednak problem ten istnieje i narasta, zwłaszcza w jego naturalnym środowisku -
cyberprzestrzeni.
« (Published: 21-09-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8369 |