|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Osaczanie niewierzących [1] Author of this text: Radosław S. Czarnecki
Polska
to nie jest kraj przyjazny dla niewierzącego
Świat
bez Boga stracił czubek, środek,
zdeformował
się.
A ludzie zatracili poczucie
tego
co jest ważne.
Dorota Masłowska
Jeśli czołowi polscy celebryci, ludzie sztuki, kultury, dziennikarze
podkreślają permanentnie w swych wypowiedziach przywiązanie do wiary
religijnej — w Polsce jest to oczywiście katolicyzm zarówno jako ostoja
„polskości" jak i główny aktor pokonania komunizmu — i to w sposób
bezwarunkowy, to widać jaki wymiar ma to osaczenie „Innego" (w wymiarze
psychologicznym, kulturowym, w sposobie narracji płynącej z mainstreamu do
przeciętnego obywatela Polski). „Innego" pojmowanego przede wszystkim jako
niewierzącego, ateisty, agnostyka czy anty-teisty. Nad Odrą, Wisłą i Bugiem
panuje kiepski klimat — jak na razie — dla odmienności poznawczej i antynomicznych interpretacji świata, dla odszczepieńców światopoglądowych
(zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy wiary religijnej). Smutno to skonkludować — ale sytuacja takiego „Innego" atakowanego przez agresywne religianctwo
pogarsza się. Wspomniane osaczenie, opresja, napór
tężeją.
Jeśli
ostatnio takiego zdecydowanego coming
outu dokonali cytowana wcześniej Masłowska, Muniek Staszczyk (czyli ludzie
sceny i literatury posiadający zazwyczaj — tak się dzieje w krajach kultury
Zachodu — poglądy liberalne), a także dziennikarki Dorota Gawryluk [ 1 ],
Katarzyna Kolenda-Zaleska [ 2 ]
czy Brygida Grysiak [ 3 ]-
które po raz kolejny prezentują się jako nietolerancyjne, jednoznacznie określające
się światopoglądowo osoby (i wypowiadające się na te tematy w sposób
autorytatywny i misyjno-propagandowy), to trzeba się zastanowić dlaczego nasz
kraj przeżywa na naszych oczach taką kontrrewolucję obyczajowo-świadomościową? Tak swoiście pojętą kontrreformację?
[ 4 ].
Dlaczego iluminacje religijne i to w formie manifestacyjnej dewocji czy
bigoterii rodem ze Średniowiecza mają wyznaczać trendy kulturowe, obowiązującą
obyczajowość, mają być wzorem i modelem do
powszechnego — zdałoby się powiedzieć — naśladownictwa? Czy mają, jak w epoce „złotej wolności szlacheckiej" (XVII-XVIII w.) i szalejącego
jezuityzmu barokowego, być jedynym drogowskazem kulturalno-mentalnym dla
polskiego społeczeństwa?
Nie
wszystko tłumaczy rola religii i Kościoła w trwaniu narodowych tradycji,
podtrzymywaniu języka i obyczajów immanentnych „polskości" w okresie
zaborów, wojen światowych czy PRL-u. Nie
jest też dostatecznym argumentem dla tak daleko posuniętej infiltracji
religijnej w nasze codzienne życie, znaczenie instytucji Kościoła w przełomie
lat 1980-89, ani tym bardziej apologetycznie wyolbrzymiana rola Jana
Pawła II w upadku systemu komunistycznego. Zresztą — jak sądzę — to
wszystko jest fetyszyzowaniem i przecenianiem wynikających z pobudek
religijno-serwilistycznych, przy jawnej inspiracji instytucji Kościoła budującego
tym samym swój mit niezależnej i bezstronnej siły reprezentującej całe bez
mała społeczeństwo wobec opresyjnej władzy i ustroju.
Powszechne jest narzekanie w naszym kraju na brak mistrzów intelektu i moralności, wzorców postępowania czy tzw. guru, stanowiących może nie
absolutny autorytet (bo w demokracji coś takiego jest niemożliwe i wykluczone), ale drogowskaz w życiowej drodze. Jeśli jednak gros
osób publicznych, nie tylko polityków lecz przede wszystkim ludzi mediów,
nauki, kultury, sztuki podaje swe prawdy i doświadczenia za objawione ze strony
sił metafizycznych, popiera te rozwiązania swym światopoglądem religijnym (i w tym momencie jest to już teza bezdyskusyjna) to Oświecenie śpi, racjonalizm
zapada głęboko w niebyt, realizm poznawczo-naukowy odkładany jest do lamusa.
Chyba na
obiektywizm i chłodną analizę w tej materii musi przyjść czas wspólnie z dogłębną laicyzacją i desakralizacją polskiego życia codziennego, a publicznego — przede wszystkim. Ale
czy mamy na to czas?
Cytują
Dorotę Masłowską — patrz
motto — różni dziennikarze,
publicyści, rozpływając się nad powrotem metafizyki, transcendencji, duchowości
pojmowanej tradycyjnie (czyli teistycznej) bo duchowość humanistyczna,
ludzka, oświeceniowa, uniwersalna przecież ich zdaniem nie istnieje. Cieszą
się, że to Polska wyleczy Europę z agnostycyzmu, narzuci jej swój styl
duchowości, swoje wartości. Spowoduje powrót do dawnej tożsamości i wartości.
Sarmackich, kontrreformacyjnych, przed-nowoczesnych. Bo już kiedyś pewien
polityk — czy pamiętamy dziś który (był wówczas niezwykle prominentną
personą na firmamencie życia publicznego III RP) — zadekretował w 1993 roku,
iż "..… nie ważne czy w Polsce będzie
kapitalizm, wolność słowa, czy w Polsce będzie dobrobyt. Najważniejsze, żeby
Polska była katolicka" [ 5 ].
Widome iluminacje religijne (obserwować to można było zarówno podczas
wizyt papieskich w Polsce jak i w okresie przed i bezpośrednio po śmierci Jana
Pawła II) oraz światopoglądowy konserwatyzm widoczne są nad Wisłą i Odrą od
dawna. Jednak ta dzisiejsza kontrreformacja pogłębia się coraz bardziej,
zagarniając kolejne płaszczyzny życia, nie tylko publicznego, ale
codziennego, starając się modelować i wpływać czynnie na postawy,
zachowania, mentalność oraz spojrzenie na świat Polaków. To zjawisko groźne i stanowiące zagrożenie dla demokracji oraz podstawowych wolności
obywatelskich. Inne poglądy niźli ortodoksja katolicka w projekcji
polsko-tradycjonalistycznej, są piętnowane, stygmatyzowane, określane
inwektywami i pojęciami pejoratywnymi. Dialog i współpraca są w takiej
atmosferze — nawet nad zagadnieniami nie zahaczającymi o światopogląd czy
przekonania religijne lecz mieszczące się w najszerzej pojętym bonum
communae — niemożliwymi.
Prof.
Zbigniew Mikołejko, znakomity filozof, religioznawca i płodny myśliciel,
akademik z PAN, stawia retoryczne pytanie; czy współcześni Polacy są zdolni
do zadawania sobie pryncypialnie egzystencjalnych pytań, czy są zdolni do
refleksji nad ludzkim bytem i podstawowymi dylematami życia [ 6 ]. I tu rodzi się właśnie wątpliwość-
czy zbyt nikła obecność pierwiastków sakralnych, teistycznych, zbyt uboga i wąska jakość „przebóstwienia" naszej rzeczywistości (krytycy ze środowisk
teistycznych mówią o braku wartości, upadku zasad, dechrystianizacji i kryzysie kultury europejskiej będącej de
factoich zdaniem tworem chrześcijaństwa) jest tego powodem czy raczej
lichość edukacji w Polsce, marność polskich elit nie-dość-oświeconych
(to historyczna zaszłość i niedostatek Oświecenia, przy jednoczesnym
znaczeniu kontrreformacji ciągle dającej znać o sobie), tradycjonalizm i konserwatyzm poparty potęgą (w świadomości polskiego społeczeństwa)
katolicyzmu i Kościoła wpływają głównie na taki akurat stan rzeczy?
Chodzi o genezę tej pustki w mentalności współczesnych Polaków.
Mikołejko uważa, że katastrofa intelektualna naszego kraju zaczęła
się gdzieś około 1600 roku, gdy młodzież szlachecka zamiast na uniwersytety
(miejscowe czy europejskie) poczęła zapisywać się — i pobierać nauki
(kształtowanie osobowości, mentalności, sposobu patrzenia na świat) -do
jezuickich kolegiów jakie w okresie kontr-reformacji poczęły powstawać na
terytorium I RP jak „grzyby po deszczu". Otwartość, uniwersalizm,
podstawowe zagadnienia egzystencji — czyli: wątpliwości i sceptycyzm (nie
obarczone talmudyczno-scholastycznym piętnem nauki Kościoła) ustąpiły
miejsca swojskości, sarmatyzmowi, katolicko-polskiej przaśności. Jezuityzm
wpoił w elitę niechęć do zadawania pytań, do mnożenia wątpliwości, do
krytycyzmu wobec narzuconych z Rzymu dogmatów, do niezależnego (od religii)
poznania. Autorytet, idolatria, bezrefleksyjność, ciasność umysłu
skierowanego jedynie na zaświaty — to wszystko stało się płaszczyzną myślenia
Polaków. I czy coś w tej mierze się zmieniło, dziś po 300 latach w sposób
zasadniczy ?
Czy
powszechna dziś w naszym kraju bezrefleksyjna i manifestacyjna idolatria nie
jest przypadkiem funkcją porwania czasu i stałości? [ 7 ]
Tu wypada polemizować z Zygmuntem Baumanem, autorem tej konkluzji. Polska
idolatria i predylekcje ku niej pokaźnych rzesz społeczeństwa (w tym i elit)
mają swe źródło przede wszystkim w nie-nowoczesnym systemie edukacji, w braku poważnych dyskusji w mediach nad polifonicznością współczesnego
(zawsze zresztą tak było) świata, nad jego bogactwem i różnorodnością. To
jest podstawowa wartość płynnej nowoczesności jakiej dziś wszyscy doświadczamy, w jakiej współcześnie żyjemy.
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Dorota Gawryluk, Szczęście
po
trupach, [w]:Idziemy
nr30 (359) z dn.
22.07.2012 (tygodnik wydawany przy akceptacji diecezji warszawsko-praskiej ,
posiada imprimatur miejscowego biskupa) gdzie popularna dziennikarka Polsatu
krytycznie wyraża się o metodzie in vitro i argumentach osób będących zwolennikami tej metody zapłodnienia
(czyli de facto — leczenia bezpłodności). [ 2 ] Katarzyna Kolenda-Zaleska niezwykle ostro, autorytatywnie i bezrefleksyjnie (stając się po
raz kolejny misjonarzem i reprezentantem jedynie swojego światopoglądu
oraz przekonań religijnych) wypowiadała się o Marii Czubaszek i jej
wyznania dotyczącego doświadczeń aborcyjnych. Określenie "banalizacji
zła" — jakiej w tym przypadku używa Kolenda — jest utożsamiane z Hannah Arendt i jej słynną książką Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalizacji zła, (Kraków 1997). Jeśli poważna i mainstreamowa dziennikarka nie widzi tu analogii, czyniąc takie paralele
świadomie, jawnie staje po stronie wojującego fundamentalizmu katolickiego
spod znaku pro life. Jest wtedy
rzecznikiem określonych idei i kolonizatorem tych rozwiązań (a
przynajmniej próbuje być) w polskiej mentalności. [ 3 ] Jestem za życiem — tak twierdzi Brygida Grysiak w swej książce dotyczącej
macierzyństwa. Oprócz tak zdecydowanych poglądów określanych
eufeministycznie: pro life w towarzyszącym wydaniu owej
książce wywiadzie dla Gościa
Niedzielnego skrytykowała poglądy o aborcji Marii Czubaszek i Kazimiery Szczuki. Grysiak mówi
: ".… Kiedy czytam o radości z tego, że ktoś usunął dwie ciąże, a potem o tym, że to świetnie, że
ktoś w ten sposób przerywa tabu, to mnie to przeraża". A opinie
Szczuki na ten temat skwitowała oceną, iż to ".....nie
jest tak, jak pisze w swojej książce jedna ze znanych feministek, że
twierdzenie: aborcja jest morderstwem to metafora, a ten, kto traktuje
metafory dosłownie, musi być chory psychicznie. Nawet jeśli ktoś uznaje,
że zarodek to nie człowiek, ale zygota, to życia tej zygoty nie przerywa
się metaforycznie. Serce przestaje bić całkiem realnie". [ 5 ] Henryk Goryszewski reprezentujący wówczas
Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe [ 6 ] za: Zbigniew Mikołejko,
Wolne pytania, wolnych ludzi, [w]: Gazeta Wyborcza z dn. 10-11.11.2012, ss. 16-18 [ 7 ] Zygmunt Bauman, Społeczeństwo w stanie oblężenia, Warszawa 2007, ss.
198-203 « (Published: 15-11-2012 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Number of texts in service: 129 Show other texts of this author Newest author's article: Return Pana Boga | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8503 |
|