|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Dlaczego obawiam się krzyża w miejscach publicznych Author of this text: Radosław S. Czarnecki
Uzasadnieniem
tolerancji jest świadomość
złych
skutków skrępowania cudzej swobody
Tadeusz Kotarabiński
Sprawa krzyża w polskim Sejmie znów zajęła krajową opinię publiczną. I to głównie za sprawą wyroku Sądu wydanego jako odpowiedź na wniosek grupy
posłów Ruchu Palikota. Posłowie
domagali się opinii Sądu w przedmiotowej sprawie. Ich zdaniem obecność krzyża
na sali obrad plenarnych polskiego parlamentu narusza ich dobra osobiste.
Ponadto uważają, że obecność krzyża w parlamencie jest niezgodna z konstytucją, konkordatem oraz ustawą o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Andrzej
Rozenek z RP przekonywał, że
politykom ugrupowania chodzi głównie o to, by Sąd wypowiedział się, czy w przestrzeni publiczno-państwowej dopuszczalna jest obecność symboli
religijnych.
Chciałbym się zająć jednak jednym ,mało poruszanym (przy wszystkich
słusznych kontrowersjach jakie podnosi strona laicka i zwolennicy neutralności
światopoglądowej państwa polskiego) aspektem owego zagadnienia. Ale ad
rem.
Warszawski Sąd oddalając pozew
siedmiu parlamentarzystów argumentował,
iż obecność krzyża w tym miejscu
jest zgodna z "zakotwiczeniem w zwyczaju", ukształtowanym przez ostatnie 16
lat. Posłowie RP zapowiedzieli apelację. Wyrok jest więc
nieprawomocny. Przed wydaniem wyroku Sąd — już na pierwszej rozprawie — oddalił
wszystkie wnioski dowodowe powodów, włącznie z ich przesłuchaniem. Uznano,
że w ogóle nie doszło do naruszenia w całej sprawie dóbr osobistych siedmiu
powodów w postaci swobody sumienia. Według Sądu, obecność symbolu
religijnego w przestrzeni publicznej, w tym w Sejmie, nie narusza swobody
sumienia. Jak mówiła sędzina Alicja Fronczyk w uzasadnieniu wyroku, jako ateiści
posłowie RP mogli z tytułu obecności krzyża w Sejmie odczuwać "dyskomfort",
ale dla naruszenia dóbr osobistych najważniejsze są kryteria obiektywne,
czyli społeczna ocena. Dodała, że większość społeczeństwa nie uważa, by
kwestia krzyża w Sejmie "wymagała
jakiegokolwiek rozstrzygnięcia".
Tym samym Sąd oddalił pozew w tej sprawie uznając, że obecność krzyża w miejscu publicznym nie narusza swobody sumienia. Jednocześnie zwrócił uwagę
parlamentarzystom na ich nietolerancję.
Triumfujący zwolennicy sprzęgnięcia sacrum
i profanum w przestrzeni publicznej podkreślają nagminnie
nierozerwalność kultury polskiej (i europejskiej) z chrześcijaństwem, a tym
samym immanencję obecności krzyża jako symbolu
nie tyle religijnego co kulturowo-cywilizacyjnego przynależnego Europie.
Między innymi takiej argumentacji użyły posłanki Kempa, Wróbel czy poseł
Hofman. Przy okazji tej sprawy po raz kolejny środowiska religiantów
politycznych dały wyraz „mowie nienawiści" i „praktycznemu
zastosowaniu" miłości bliźniego (powiedzenie posłanki Kempy o grupie
wspomnianych posłów RP, "że ten kto
krzyżem wojuje od krzyża ginie" jest tego najlepszym wyrazem).
Na początek drobna dygresja — nad wejściem sejmowym wisi nie krzyż
lecz krucyfiks. To są dwa różne symbole (różnic nie trzeba tłumaczyć,
znaczenia i symboliki także). O ile krzyż można jeszcze uznać za religijne, w sensie uniwersalnym, znamię wiary oraz jakiś — niesłychanie daleki
holistycznie czy kulturowo — element cywilizacji
ogólno-ludzkiej (to znamię znaleźć
możemy w wielu religiach i wierzeniach, a ryte w kamieniach krzyże pochodzące z różnych kultur oraz epok spotykamy od celtyckiej Brytanii po Indie i od
Skandynawii po południowe krańce Australii), o tyle krucyfiks jest
przyporządkowany jedynie pewnym, wąsko określonym denominacjom chrześcijańskim. Z punktu widzenia ateisty, agnostyka, osoby religijnie indyferentnej (a także z płaszczyzny wielu nie-katolickich wierzeń religijnych) krucyfiks może być
postrzegany jako narzędzie zadawania okrutnej śmierci człowiekowi.
Rozpostarte w cierpieniu na krzyżu ciało jest tego
widomym znakiem i symbolem. I nie chodzi tu już o kwestie estetyczne czy moralne. Chodzi o określoną
perspektywę historyczną i kulturową (odmienną zdecydowanie od argumentacji
jakoby krzyż — tu krucyfiks — był elementem kulturotwórczym, przesłaniem
niosącym miłość bliźniego i pojednanie).
Krucyfiks jest katolickim aksjomatem prawdziwości tej nauki.
Potwierdzeniem jednej prawdy zawartej w przesłaniu Jezusa i kontynuatorów -
jakoby — jego wykładu. Doktryna katolicka w tej mierze nie pozostawia złudzeń. A jak ma się polska praktyka do tych kontrowersji i zapewnień wspomnianych
religiantów politycznych oraz argumentacji zastosowanej przez Sędzinę Alicję
Fronczyk ?
Gdy spotyka się kilkanaście osób w ramach wspomnień z minionych dawno
lat studenckich oczekiwać można dysput na różne tematy, ale prowadzonych na
określonym poziomie intelektualnym, emocjonalnie zrównoważonych, pozbawionych
fanatyzmu i chęci wpływania na interlokutorów celem zmiany ich poglądów.
Tolerancja i zrozumienie a priori
winne towarzyszyć zarówno takim nostalgicznym spotkaniom jak i poziomowi
dyskusji. Zwłaszcza kiedy towarzystwo zna się nie rok, nie dwa, nie trzy i nie
raz organizowało zjazdy z okazji „okrągłych" rocznic ukończenia studiów.
Widać jednak, że polaryzacja stanowisk na tle wiary religijnej w naszym kraju
sięga głębiej niźli się wydaje. Fundamentalizm religijny i związane z nim
postawy nietolerancji oraz zacietrzewienia, a także misyjność chrześcijaństwa dają znać o sobie nawet przy takich
okazjach.
Wydawać by się mogło, że w tak zażyłym i znanym sobie wzajemnie
gronie nikt nikogo nie będzie pouczał, nikt nikomu
nie będzie czynił przytyków na temat jego niewiary religijnej, i odstępstwa
od polskości (pojmowanej tradycjonalistycznie i wiązanej li-tylko z katolicyzmem), nikt nie będzie próbował wywierać presji na drugiego w przedmiocie zmiany poglądów — zwłaszcza na temat wiary, a nade wszystko nie
będzie uważał,
że Polacy-katolicy mają misję nawrócenia swych koleżanek i kolegów na
chrześcijaństwo, na prawdziwą wiarę, aby zapewnić im zbawienie wieczne i móc
się z nimi spotkać w zaświatach.
Wydawać by się mogło, że w tak wykształconym gronie — całość
towarzystwa ma cenzus ukończenia wyższej uczelni państwowej i tytuły co
najmniej magistra (niektórzy są po doktoratach) — podstawowy kanon modernizmu mówiący, że wiara religijna jest rozdzielna od
wiedzy naukowej, od nauki, od teorii życia społecznego, jest niepodważalnym
pewnikiem. I że
jest to fakt normalny i oczywisty w cywilizowanym, nowoczesnym
świecie. Tak samo jak stwierdzenie, iż religia to efekt określonej
historii, procesów społecznych, politycznych, kulturowych i cywilizacyjnych,
dziejów regionów, państw i narodów.
Jest ona przedmiotem badań nauki zwanej religioznawstwem, która to gałąź
wiedzy wyewoluowała z filozofii i jest sumą interdyscyplinarnych dociekań czy
rozważań. Religia w takim ujęciu traktowana jest jako część życia społecznego, a nie fenomen transcendentnego
pochodzenia, nadziemskim zjawiskiem czy emanacją boskiej woli.
Uczestniczyłem z końcem ub. roku w takim spotkaniu. Kilkanaście osób,
które ukończyły ponad 35 lat temu Uniwersytet Wrocławski, a mieszkają we
Wrocławiu (i okolicach), regularnie spotyka się raz na kwartał. Większość
moich koleżanek uczestniczących w tych spotkaniach to nauczycielki (czynne
albo emerytowane).
Podczas dyskusji i lekko żartobliwej wymiany zdań na wymienione wyżej
tematy część z nich poczuła się obrażona. I dała temu w ostrej formie
wyraz — ich "uczucia religijne"
zostały silnie dotknięte. Podczas dyskusji zadałem pytanie jednej z urażonych, o co w zasadzie chodzi, dlaczego nasze ateistyczne i agnostyczne poglądy, krytyka z pozycji nauki i wiedzy empirycznej religii,
są ich
zdaniem niedopuszczalne i obrażają ich
"uczucia religijne".
Przecież jest demokracja, mamy
wolność sumienia, wolność słowa. Na to dictum
owa osoba — zresztą bardzo spolegliwa i niezacietrzewiona, zdystansowana i ciepła
(tak ją do tej pory odbierałem przez lata znajomości) — wyrażając zapewne
mniemanie owych urażonych koleżanek (mogę
zapewnić, że powiedziała to w dobrej wierze) stwierdziła z pełnym
przekonaniem, iż "kochamy was i chcemy, abyście się nawrócili i abyśmy mogli się z wami spotkać na tamtym świecie".
Czyli nawet w takich relacjach międzyludzkich, w takich płaszczyznach życia
codziennego,
jest gdzieś w umysłach wielu katolików polskich zakodowana misja ich wiary
wobec „Innego" oraz kategoryzacja świata i ludzi na „My" — „Oni". I jak patrzę na prezentowaną tu sytuację, środowiska małego, znanego sobie
od dekad, środowiska ludzi bądź co bądź doświadczonych, wykształconych i inteligentnych (wielu z nas brało udział przez lata w edukacji kolejnych
pokoleń Polaków jako pedagodzy) muszę stwierdzić, iż prawdziwa
dyferencjacja Polaków, umysłów ludzi nad Wisłą, Odrą i Bugiem leży właśnie w tej sferze. I jest ona gigantyczna.
I rodzi się jeszcze jeden dylemat — jeśli tak do tych zagadnień
podchodzą środowiska bądź co bądź elitarne, to co wymagać od gminu? Bo sądzę,
iż opisany przypadek nie jest jednostkowym.
Uzasadnienie Sądu w sprawie krzyża / krucyfiksu w Sejmie ma wiele wspólnego z zaprezentowaną, osobistą poniekąd, sytuacją zaistniałą w moim mini-środowisku.
Otóż ów symbol religijny jest nie tyle kulturowym "zakotwiczeniem w zwyczaju", lecz rytem związanym z nawróceniem, z indoktrynacją, ze
specyficzną (bo mentalną) próbą zniewolenia. Ów
symbol religijny — przede wszystkim krucyfiks — przez swą jednoznaczną
wymowę i związek z określoną doktryną kilku chrześcijańskich denominacji
(zwłaszcza katolicyzmu) zaświadcza o „panowaniu" i obowiązku „nawrócenia"
Zwłaszcza kiedy widzimy go w urzędach państwowych lub samorządowych. Czy to
jest zgodne z zasadami
demokratycznego państwa prawa?
Chęć nawrócenia wiąże się zaś zawsze z hierarchizacją i kategoryzacją ludzi, zbiorowości, społeczeństw — ci, których mamy nawrócić
(albo, którzy nawrócić się mają) są a priori gorsi, bo „Inni". Jak to pogodzić z wolnością
sumienia i wyznania, z państwem prawa i równością wszystkich obywateli wobec
demokratycznego porządku ? Sędzina wydając taki wyrok poniekąd umyła ręce — zostawiając ów problem politykom (z czym wiąże się upokarzające część
społeczeństwa status quo) -
polskiego wymiaru sprawiedliwości wobec tych trudnych i poważnych,
jurydycznych decyzji.
Ja osobiście — w konfrontacji z mniemaniami "obrażonych
uczuć religijnych" moich koleżanek i decyzją Sądu — w owym symbolu wszechobecnym w Urzędach Państwa Polskiego i potrzebie "nawrócenia"
widzę nie tyle miłość i szacunek do godności osoby ludzkiej (o czym
nauka Kościoła katolickiego tak wiele mówi), ale
triumfalizm, imperializm i rządzę
panowania, zniewolenia „Innego". Potwierdzenie prawdziwości i słuszności swojego "JA" (indywidualnego i zbiorowego).
Na zakończenie warto w kontekście toczonych tu rozważań przytoczyć
trzy, pozornie tylko różniące się wypowiedzi. Otóż Tadeusz Bartoś (Jan
Paweł II — analiza krytyczna, Warszawa 2008), jak również Anna Pokorska i Tomasz Węcławski (Kolonizacja cudzego świata [w]: Tygodnik Powszechny z dn. 4.11.2007), taką sytuację uważają za źródło "przemocy
symbolicznej", niosące w sobie próbę redukcji wyobrażeń i sądów
drugiego człowieka — o odmiennym światopoglądzie — do własnego "horyzontu
poznawczego". Zaś dla księdza
Adama Bonieckiego obecność w Sejmie krzyża, jeśli komuś ona przeszkadza i kogoś obraża, jest niemożliwa.
« (Published: 21-01-2013 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Number of texts in service: 129 Show other texts of this author Newest author's article: Return Pana Boga | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8671 |
|