The RationalistSkip to content


We have registered
204.319.266 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Atena i piraci - powiastka filozoficzna [3]
Author of this text:

Ale to nie wszystko. W kilku miejscach nie uszła mej uwagi innego rodzaju krzątanina. Coś jakby ciche i pracowite przygotowania do ulicznych demonstracji. Gdzie tylko na pokładzie zrobiło się wolne miejsce od zabawy, bijatyk, pracy i tanecznych podskoków, zaraz zbierała się młodzież i starsi z wielkimi plecakami na ramionach. I rzeczywiście, niebawem jak spod ziemi wystrzeliły kolorowe transparenty z wielkimi napisami. O głodzie, handlu zdrowiem, zabijaniu świata. Ale najczęściej powtarzało się hasło, że świat nie należy do Hermes-Aresa. Zaraz też wyskoczyły ponad głowy tłumu karykatury podwójnego bóstwa. Niesione na długich tyczkach, wykonane z jakiejś lekkiej masy, chyba papierowej. Przerażające i ohydne — całe skąpane w krwi i żółci, poowijane w imitacje ludzkich kiszek i innych wnętrzności. Popatrzyłem na twarze demonstrujących: były spokojne i mimo wyrazu zdecydowania — łagodne.

Jak łatwo zgadnąć, spokój nie trwał długo. Nagle pojawiają się policjanci i żołnierze, pod osłoną wielkich przezroczystych tarcz. Odwracam się tyłem, bo wiem, co nastąpi. Kiedy tumult ustaje i znowu odważam się patrzeć, wybuchają kolejne protesty, jednocześnie w wielu miejscach. Twarze młode obok starych, ludzie różnych zawodów i kolorów skóry trzymający się za ręce. Mówcy z braku trybun — jedni na ramionach drugich. Mówią jasno, dobitnie, zrozumiale. Między innymi — o niezliczonych możliwych sprzymierzeńcach na statkach i okrętach całego świata. Wszystkie sylwetki w tłumie nieco pochylone pod ciężarem plecaków. Właściciele co pewien czas sięgają do nich, wydobywają coś ze środka i wręczają sąsiadom. Wytężam wzrok i widzę, że jest to zwykła, zawinięta w śniadaniowy papier, kanapka z serem. Z białym serem jak ten, od którego kruki i wrony stają się mądre.

Potem znowu wojsko i policja, tumult, wrzawa, krzyki. I chyba dla odwrócenia uwagi świąteczna muzyka. 'Cicha noc, święta noc' rozlega się z megafonów, tak głośno, że można zwariować. Zastanawiam się, jak długo protestujący wytrzymają to wszystko, i żal mi ich ogromnie. Tym bardziej, że w wielkiej ludzkiej masie rozpoznaję twarze dawniejszych demonstrantów, których już zdążyłem polubić. Niektórzy, oczywiście, posiniaczeni, pokrwawieni lub mokrzy, ze zmierzwionym włosem. Ale — rzecz osobliwa — prawie wszyscy oddychają tak spokojnie i oszczędnie, jak rzadko który człowiek. Głęboko, powoli, możliwie długo zatrzymując powietrze w płucach. Jakby miało im starczyć na całe życie. W pewnym momencie, gdy tak patrzę na nich zadziwiony, przypominam sobie napis na jednym z transparentów. 'Choćby do końca świata albo jeszcze dłużej!'.

Ogarnia mnie radość, może wskutek gorączki i przeżyć nadmierna i nieuzasadniona. I rzeczywiście chyba przedwczesna. Bo oto z jednego z otwartych okien pobliskiego Instytutu Wolności i Demokracji wypada uniesiona porywem wiatru i krąży dość długo nad ulicą, by wylądować w końcu na zewnętrznym parapecie naszego okna, zadrukowana kartka. „Zalecenia w sprawie kontroli wszelkich plecaków i kanapek z białym serem w aspekcie możliwych…" Chcąc widzieć lepiej, wykonuję szybki ruch do przodu i z całej siły uderzam czołem w okienną szybę. Z dotkliwego bólu zaciskam zęby i zamykam oczy. Kiedy je otwieram i wyglądam na zewnątrz, nie dostrzegam ani ludzi, ani wielkiego statku z podobizną pięknej Europy u dziobu, ani w ogóle niczego z poprzednio widzianych rzeczy. Tylko swoją, przysypaną świeżym śniegiem, radomską ulicę w półmroku. Z kulawym psem z sąsiedztwa i znajomym pijakiem, który jak zwykle o tej porze sika pod latarnią.

Wiem, że nie zobaczę już niczego. Dokładam drew do kominka, zapalam dziadkową lampę na biurku. Mimo ogromnego emocjonalnego wyczerpania siadam przy nim i zaczynam łączyć moje notatki w całość — w zadane mi wypracowanie na temat Europy i świata. Zmęczenie, nie pozwala mi wymyślić żadnej zgrabnej tezy naczelnej. Jedynie tę, że o prawdziwej kulturze i cywilizacji świadczy najlepiej i najdobitniej sposób traktowania najsłabszych. Piszę to, chociaż się obawiam, że moja 'pani od polskiego', osoba — jak mówią — dobrze czująca wiejące wiatry, uzna to moje twierdzenie za niewłaściwe i nieprzyzwoite; a w każdym razie za śmieszne, banalne i przestarzałe, jak poglądy mego dziadka, który nie zna świata. Nie zdobywam się na wyprzedającą polemikę z takim stanowiskiem.

Na dobitkę nie mam już siły na formułowanie abstrakcyjnych myśli z wyjątkiem tych, które wpadły mi do głowy kiedyś dawno temu. Próbuję je sobie odtworzyć, a poza tym ograniczam się do opisania tego, co widziałem za oknem. I przyznaję w wypracowaniu otwarcie, że - na ile potrafię to ocenić bez termometru — piszę w gorączce już dość wysokiej i proszę o wybaczenie błędów gramatycznych. Przyznaję także, że ani nie wiem, ani nie potrafię zgadnąć, co zdarzyło się później. I dodaję na zakończenie, że sam chętnie bym się dowiedział, czy Hermes-Aresa zrzucono z cokołu i czy ponownie ustawiono na nim — w szyszaku, z tarczą i z dzidą — Atenę. „Naszą wiecznie młodzieńczą patronkę mądrości i walki o dobrą sprawę".

Napisawszy te końcowe wzniosłe i odważne słowa, zamykam zeszyt, siadam na fotelu. Ostatni raz spoglądam na posążek na biurku — uśmiechamy się do siebie jak starzy przyjaciele, obydwoje obolali i strasznie zmęczeni. Już przez sen słyszę wracających do domu rodziców i czuję, jak ojciec — zauważywszy, w jak mizernej jestem kondycji - bierze mnie na ręce i zanosi do łóżka. Jak w podobnej sytuacji przed kilku laty, kiedy byłem znacznie mniejszy, mniej poważny i przez to zapewne — znacznie lżejszy.

**

Po prawie dwunastu latach rzecz się niejako powtarza. Znowu z biciem serca stoję przed oknem, tym razem przed oknem mojego hotelu w Kairze. W lutym dwa tysiące jedenastego roku. Podchodzę do okna i odchodzę. Nie chcąc opuszczać budynku, czytam na ekranie laptopa, przemyśliwam i analizuję odnaleziony tekst. Ale dlaczego właśnie teraz, tutaj nad Nilem, tak daleko od rodzinnego domu? Nie tylko chyba przez przymusową bezczynność od dość wielu dni, oczywiście, także przez ten widok pobudzonych tłumów tam na dole na ulicy. I na pewno również przez mój ówczesny młodzieńczo-dziecinny patos, odziedziczony może po ośmiu pokoleniach ludzi rozmawiających na takie najtrudniejsze tematy. Lecz nie jest ważne, czy był odziedziczony, wyczytany czy całkiem własny. Rzecz najważniejsza - to mój obecny, skądkolwiek się bierze, strach o tych ludzi za oknem, że nie jest chyba bezpodstawny.

Zbyt wiele się nam sprawdza od ośmiu pokoleń. Co robić, co myśleć? Nie malować obrazów przeszłości, nie badać jutra przez okno? Ani teoria, ani brak teorii nie pomogą tym razem. Co będzie z tamtymi za oknem, o to chodzi wyłącznie, albo przynajmniej przede wszystkim. Mieszają się myśli, czuję że mam gorączkę, rośnie upokorzenie, chce mi się płakać. Ktoś puka do pokoju...

5 lutego 2011


1 2 3 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Z ziemi egipskiej
Dlaczego jesteś ateistą?

 Comment on this article..   See comments (1)..   


«    (Published: 12-02-2011 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Jerzy Drewnowski
Ur.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych.
 Private site

 Number of texts in service: 24  Show other texts of this author
 Newest author's article: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 918 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)