|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Atena i piraci - powiastka filozoficzna [3] Author of this text: Jerzy Drewnowski
Ale to nie wszystko. W kilku
miejscach nie uszła mej uwagi innego rodzaju
krzątanina. Coś jakby ciche i pracowite przygotowania do ulicznych
demonstracji. Gdzie tylko na pokładzie zrobiło się wolne miejsce od zabawy,
bijatyk, pracy i tanecznych podskoków,
zaraz zbierała się młodzież i starsi z wielkimi plecakami na ramionach. I rzeczywiście, niebawem jak spod ziemi wystrzeliły kolorowe transparenty z wielkimi napisami. O głodzie, handlu zdrowiem,
zabijaniu świata. Ale najczęściej powtarzało się hasło, że świat nie
należy do Hermes-Aresa. Zaraz też wyskoczyły ponad głowy tłumu karykatury
podwójnego bóstwa. Niesione na długich tyczkach,
wykonane z jakiejś lekkiej masy, chyba papierowej. Przerażające i ohydne — całe skąpane w krwi i żółci, poowijane w imitacje ludzkich kiszek i innych
wnętrzności. Popatrzyłem na twarze demonstrujących: były spokojne i mimo wyrazu
zdecydowania — łagodne.
Jak łatwo zgadnąć, spokój nie
trwał długo. Nagle pojawiają się
policjanci i żołnierze, pod osłoną wielkich przezroczystych tarcz. Odwracam się
tyłem, bo wiem, co nastąpi. Kiedy tumult ustaje i znowu odważam się patrzeć,
wybuchają kolejne protesty, jednocześnie w wielu miejscach. Twarze młode
obok starych, ludzie różnych
zawodów i kolorów skóry trzymający się za ręce. Mówcy z braku
trybun — jedni na ramionach drugich. Mówią jasno, dobitnie, zrozumiale.
Między innymi — o niezliczonych możliwych sprzymierzeńcach na statkach i okrętach całego świata.
Wszystkie sylwetki w tłumie nieco pochylone pod ciężarem plecaków. Właściciele
co pewien czas sięgają do nich, wydobywają coś ze środka i wręczają
sąsiadom. Wytężam wzrok i widzę, że jest to zwykła, zawinięta w śniadaniowy papier, kanapka z serem. Z białym serem jak ten, od którego kruki i wrony stają się mądre.
Potem znowu wojsko i policja,
tumult, wrzawa, krzyki. I chyba dla odwrócenia uwagi świąteczna muzyka. 'Cicha
noc, święta noc' rozlega się z megafonów, tak głośno, że można zwariować.
Zastanawiam się, jak długo protestujący wytrzymają to wszystko, i żal mi ich
ogromnie. Tym bardziej, że w wielkiej ludzkiej masie rozpoznaję twarze
dawniejszych demonstrantów, których już zdążyłem polubić. Niektórzy, oczywiście,
posiniaczeni, pokrwawieni lub mokrzy, ze zmierzwionym włosem. Ale — rzecz
osobliwa — prawie wszyscy oddychają tak spokojnie i oszczędnie, jak rzadko który
człowiek. Głęboko, powoli, możliwie długo zatrzymując powietrze w płucach. Jakby
miało im starczyć na całe życie. W pewnym momencie, gdy tak patrzę na nich
zadziwiony, przypominam sobie napis na jednym z transparentów.
'Choćby do końca świata albo jeszcze dłużej!'.
Ogarnia mnie radość, może
wskutek gorączki i przeżyć nadmierna i nieuzasadniona. I rzeczywiście chyba
przedwczesna. Bo oto z jednego z otwartych okien pobliskiego Instytutu Wolności i Demokracji wypada uniesiona
porywem wiatru i krąży dość długo
nad ulicą, by wylądować w końcu na
zewnętrznym parapecie naszego okna, zadrukowana kartka. „Zalecenia w sprawie
kontroli wszelkich plecaków i kanapek z białym serem w aspekcie możliwych…"
Chcąc widzieć lepiej, wykonuję szybki ruch do przodu i z całej siły uderzam czołem w okienną szybę. Z dotkliwego bólu zaciskam zęby i zamykam
oczy. Kiedy je otwieram i wyglądam na zewnątrz, nie dostrzegam ani ludzi, ani
wielkiego statku z podobizną pięknej Europy u dziobu, ani w ogóle niczego z poprzednio widzianych rzeczy. Tylko swoją, przysypaną świeżym śniegiem, radomską
ulicę w półmroku. Z kulawym psem z sąsiedztwa i znajomym pijakiem, który jak
zwykle o tej porze sika pod latarnią.
Wiem, że nie zobaczę już
niczego. Dokładam drew do kominka,
zapalam dziadkową lampę na biurku. Mimo ogromnego emocjonalnego wyczerpania
siadam przy nim i zaczynam łączyć moje
notatki w całość — w zadane mi wypracowanie
na temat Europy i świata. Zmęczenie,
nie pozwala mi wymyślić żadnej zgrabnej tezy naczelnej. Jedynie tę, że o prawdziwej kulturze i cywilizacji świadczy najlepiej i najdobitniej sposób
traktowania najsłabszych. Piszę to, chociaż się obawiam, że moja
'pani od
polskiego', osoba — jak mówią — dobrze czująca wiejące wiatry, uzna to
moje twierdzenie za niewłaściwe i nieprzyzwoite; a w każdym razie za śmieszne,
banalne i przestarzałe, jak poglądy mego dziadka, który nie zna świata. Nie
zdobywam się na wyprzedającą polemikę z takim stanowiskiem.
Na dobitkę nie mam już siły
na formułowanie abstrakcyjnych myśli z wyjątkiem tych, które wpadły mi do głowy
kiedyś dawno temu. Próbuję je sobie odtworzyć, a poza tym ograniczam się do
opisania tego, co widziałem za oknem. I przyznaję w wypracowaniu otwarcie, że -
na ile potrafię to ocenić bez
termometru — piszę w gorączce już
dość wysokiej i proszę o wybaczenie błędów gramatycznych.
Przyznaję także, że ani nie
wiem, ani nie potrafię zgadnąć, co zdarzyło się później. I dodaję na
zakończenie, że sam chętnie bym się dowiedział, czy Hermes-Aresa zrzucono z cokołu i czy ponownie ustawiono na nim — w szyszaku, z tarczą i z dzidą — Atenę.
„Naszą wiecznie młodzieńczą patronkę mądrości i walki o dobrą sprawę".
Napisawszy te końcowe
wzniosłe i odważne słowa, zamykam zeszyt, siadam na fotelu.
Ostatni raz spoglądam na posążek na biurku — uśmiechamy się do siebie jak
starzy przyjaciele, obydwoje obolali i strasznie zmęczeni. Już przez sen słyszę
wracających do domu rodziców i czuję, jak ojciec — zauważywszy, w jak mizernej
jestem kondycji - bierze mnie na ręce i zanosi do
łóżka. Jak w podobnej sytuacji przed kilku laty, kiedy byłem znacznie
mniejszy, mniej poważny i przez to zapewne — znacznie lżejszy.
**
Po prawie dwunastu latach
rzecz się niejako powtarza. Znowu z biciem serca stoję
przed oknem, tym razem przed oknem mojego hotelu w Kairze. W lutym dwa
tysiące jedenastego roku. Podchodzę do okna i odchodzę. Nie chcąc opuszczać budynku, czytam na ekranie laptopa, przemyśliwam i analizuję odnaleziony tekst. Ale dlaczego
właśnie teraz, tutaj nad Nilem, tak daleko od rodzinnego domu? Nie tylko chyba
przez przymusową bezczynność od dość wielu dni, oczywiście, także przez ten
widok pobudzonych tłumów tam na dole na ulicy. I na pewno również przez mój
ówczesny młodzieńczo-dziecinny patos, odziedziczony może po ośmiu pokoleniach
ludzi rozmawiających na takie najtrudniejsze tematy. Lecz nie jest ważne, czy
był odziedziczony, wyczytany czy całkiem własny. Rzecz najważniejsza -
to mój obecny, skądkolwiek się bierze, strach o tych ludzi za oknem, że
nie jest chyba bezpodstawny.
Zbyt wiele się nam sprawdza
od ośmiu pokoleń. Co robić, co myśleć? Nie malować obrazów przeszłości, nie
badać jutra przez okno? Ani teoria, ani brak teorii nie pomogą tym razem. Co
będzie z tamtymi za oknem, o to chodzi wyłącznie, albo przynajmniej przede
wszystkim. Mieszają się myśli, czuję że mam gorączkę, rośnie upokorzenie, chce
mi się płakać. Ktoś puka do
pokoju...
5 lutego 2011
1 2 3
« (Published: 12-02-2011 )
Jerzy DrewnowskiUr.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych. Private site
Number of texts in service: 24 Show other texts of this author Newest author's article: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 918 |
|