|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Nieudane autodafe [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Tej
teologicznej antropologii zadaje kłam moralne
postępowanie ateistów. Obywając się bez Łaski Bożej, a mimo to postępując
moralnie, przywraca się człowiekowi w praktyce tę godność,
której pozbawiła go alienacja religijna. "Nie można twierdzić -
powiada Vanini — że tym, co człowiekowi właściwe /../ są występki,
natomiast cnoty są człowiekowi czymś obcym /../; ponieważ człowiek, jako człowiek
jest istotą rozumną, posiadającą umysł". /../
W Amphitheatrum
Vanini przytacza rozumowanie Cycerona, według którego trzeba wybierać między
wiarą w istnienie Opatrzności Bożej, a uznawaniem wolności
ludzkiej woli. Jeżeli postępowaniem ludzi kieruje Bóg, to nie istnieje
ani wolność, ani godność człowieka. A jeśli ludzie są rzeczywistymi
sprawcami swoich czynów, to w świecie ludzkim nie ma dla Boga miejsca. Dlatego
św. Augustyn powiedział: „Cyceron, pragnąc ludzi uczynić wolnymi, uczynił
ich bezbożnymi".
Występując w obronie godności człowieka, Vanini wysuwa jeszcze
jeden argument przeciwko koncepcji Boga jako stwórcy człowieka. Gdyby tak
rzeczywiście było, że istota ludzka różni się od zwierząt nieśmiertelną
duszą, którą otrzymuje nie od swego ojca, lecz od Boga, wówczas człowiek — zdaniem Vaniniego — byłby mniej godny szacunku od psa, bo pies jest
prawdziwym ojcem swoich szczeniąt, a człowiek nie miałby możliwości
przekazania własnej duszy swemu potomstwu.
Dowodem
radykalizmu przeprowadzonej przez Vaniniego krytyki religii jest jego stosunek
do postaci Jezusa /../ U Vaniniego — chyba po raz pierwszy w nowożytnej
kulturze europejskiej — postać Jezusa ulega radykalnemu przewartościowaniu,
zarówno w dialogach, jak i w ustnych wypowiedziach w czasie procesu i po
procesie. Postaci Jezusa przeciwstawił Vanini postać antychrysta,
którego określał jako nowego prawodawcę, mogącego położyć kres
religii chrześcijańskiej. Religię chrześcijańską tworzyli prostacy, ludzie
niewykształceni i jest ona wyznawana, zdaniem Vaniniego, głównie przez ludzi
„ubogich duchem", ciemnych i zabobonnych. /../
Vanini
twierdzi, że w istnienie diabła wierzą tylko „ludzie zabobonni" /../ a więc
ciemny, prosty lud, który nie znając
prawdziwych przyczyn niezwykłych zjawisk, ich źródeł szuka w siłach
nadprzyrodzonych, a więc w Bogu lub diable. Z ludzi prawdziwie mądrych nikt
nie wierzył — twierdzi Vanini — w istnienie diabłów /../ Wprawdzie o istnieniu diabła poucza nas Pismo święte,
ale: /../ „Żaden argument — pisał Vanini — nie przemawia za
istnieniem demonów, ani dobrych, ani złych, ani w świecie podksiężycowym,
ani ponad księżycem".
Szkoda,
że pośród tych, którzy go osądzili i skazali na śmierć, nie znalazł się
żaden sprawiedliwy, który by powiedział wzorem Poncjusza Piłata: „Nie
znajduję żadnej winy w tym człowieku". Bo zaiste jakichże to strasznych
zbrodni dopuścił się ów filozof, że zdaniem sędziów prześwietnego
trybunału zasłużył na śmierć? Wyjawił mechanizmy władzy (w tym religijnej) oparte na kłamstwie i oszustwach głoszonych pospólstwu jako prawdy
objawione? Władzy, która od zawsze wykorzystywała (i wykorzystuje nadal)
ludzką naiwność i łatwowierność, aby budować na niej swoją potęgę i panować
nad umysłami ludzi. Jak się okazuje, jest to od zawsze największym przestępstwem nigdy nie tolerowanym przez jakąkolwiek z władz; ani polityczną ani duchową (szczególnie duchową, o czym
najdobitniej świadczy historia religii). Dalej autor tak pisze:
„Vanini
żył z pracy własnego umysłu i dotkliwie odczuwał własną zależność od
ludzi bogatych. Twierdził, że żyjemy w takim świecie, gdzie: "złoto jest
najwyższym bytem, od którego zależą wszystkie inne byty". Przeprowadzona
przez Vaniniego krytyka religii była w rzeczywistości krytyką stosunków społecznych i politycznych. Głównymi oskarżonymi są — przed trybunałem jego krytyki — władcy, których nazywa oszustami. To oni wymyślają prawa, a sami nie
podlegają żadnym prawom. Kiedy są słabi składają społeczeństwu różne
przyrzeczenia, a ledwie poczują się silni, ani myślą o dochowaniu przyrzeczeń.
To oni wprowadzają niewolę i wymyślają
religie, które tę niewolę umacniają i uświęcają.
To oni głoszą, że znajdują się
pod opieką „dwóch aniołów stróży" oraz „inteligencji niebiańskich",
przez które są rzekomo obdarzeni rozmaitymi cudownymi zdolnościami. Jednym z narzędzi jest kłamstwo, drugim terror, potrzebny zwłaszcza do tego, aby władca nie musiał się
obawiać, że oszustwo jego zostanie odkryte. Kłamstwo jest władcom tak
potrzebne, że bronią go mieczem i ogniem, aby zastraszeni grożącymi karami
filozofowie nie odważyli się odsłaniać prawdy.
Takiemu społeczeństwu, którego struktura budziła jego protest, Vanini
przeciwstawia własną wizję społeczeństwa".
Cesare
Vanini nigdy się nie wyparł ani nie odwołał swoich poglądów, a wręcz
przeciwnie; zakończył swoje życie specyficznym Credo,
aby nikt nie miał wątpliwości w co wierzy. Świadczy to, iż
niezachwianie i do końca wierzył, iż jego poglądy odzwierciedlają prawdę o mechanizmach władzy, którymi też (choć wg mnie, to przede wszystkim)
posługuje się religia. Bo tylko świadomość prawdy może nas wyzwolić. Vanini w Tuluzie szedł z uśmiechem na śmierć i nie odczuwał lęku,
ponieważ wiedział, że myśl jego kiedyś zatriumfuje. I co do tego miał rację;
jego myśl zatriumfowała i to gdzie? W łonie samego Kościoła katolickiego!
Otóż
Vanini jest autorem takiego oto rozumowania: „Świat jest taki, jakim go Bóg
zamierzył, jeśliby chciał aby był lepszy, byłby lepszy. Jeśli istnieje
grzech, widać, że Bóg tak chce, napisano bowiem, że wszystko czego chce może
zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy Go nazwać
albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom
swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał" (Jan
Parandowski Niebo w płomieniach).
Jak
wynika z powyższego Vanini dostrzegał ten oczywisty
paradoks teologiczny, rzucający się w oczy każdemu rozsądnie i logicznie
myślącemu człowiekowi: przy atrybutach,
które przypisuje się Bogu (wszechmoc, wszechwiedza, wszechobecność itd.)
niemożliwa jest sytuacja, którą za prawdę
przyjęła Biblia i nauczanie Kościoła kat. (innych także). Mianowicie
taka, iż Bóg miłując ponoć człowieka, chce dla niego jak najlepiej i robi
co może aby mu ulżyć w jego niedoli. Jednakże to sam człowiek jest sobie
winien, bo nie dość, że sprzeciwił się
Stwórcy w raju, to potem zamiast słuchać i wypełniać jego przykazania,
wolał kierować się w życiu swoją grzeszną
naturą, za co oczywiście Bóg musiał go nieustannie karać i przywoływać
do porządku. Jednak mając „związane ręce" wolną
wolą daną człowiekowi, nic nie mógł czynić wbrew niemu samemu. Jedno
tylko co Bóg mógł uczynić, to posłać swego Syna na męczeńską śmierć
na krzyżu, aby przez tę odkupicielską ofiarę zbawić
tych wszystkich, którzy w niego uwierzą.
Takie
zachowanie naszego Boga można by przyjąć za wiarygodne tylko wtedy, gdyby nie
posiadał on wyżej wspomnianych cech: gdyby nie miał on nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwości, gdyby nie znał całej
przyszłości swego dzieła i gdyby nie był w nim obecny
w każdym czasie i w każdym miejscu przestrzeni jednocześnie. Skoro jednak
Ojcowie Kościoła i najwięksi myśliciele chrześcijaństwa doszli do
przekonania (pod wpływem Ducha św., oczywiście, co zawsze podkreślają
teologowie), iż Bóg Jahwe, który jest przedstawiony w Biblii posiada cechy
Boga Absolutu, to niemożliwością jest wierzyć jednocześnie w scenariusz
Opatrzności bożej, wynikający z Biblii i nauczania Kościoła kat., bowiem doskonałość boża jest sprzeczna z jego ułomnością, wynikającą z tego scenariusza.
Logika
rozumowania Vaniniego opiera się na założeniu, iż skoro już wierzymy w Boga
Absolut (czyli doskonałego pod każdym względem), to należy przyjąć także konsekwencje
logiczne tej wiary, czyli uznać, iż wszelkie działania boże są zgodne z jego wolą i zamysłem i nic co istnieje w jego dziele, nie może być mu nieznane
nieskończenie wcześniej, zanim zaistniało w naszej rzeczywistości.
Jednym słowem; żadne boże stworzenie nie może czymkolwiek zaskoczyć swego Stwórcę, czy też czynić cokolwiek niezgodnego z jego wolą, o czym nieskończenie wcześniej by nie wiedział, jako jedyny autor tego dzieła. I to jest właśnie wyrażone w tej jego
konstatacji.
W
jaki więc sposób ta prawda, do której doszedł Vanini własnym rozumem, zatriumfowała w Kościele kat.? Otóż w 1870 r. (czyli ponad 2,5 wieku później) odbył się
powszechny Sobór Watykański I. To co orzekł ów sobór można sprowadzić do
następującej konstatacji: "Prawdą jest, że wszystko co Bóg stworzył,
strzeże i prowadzi, kierując od początku
do końca. Działa on w świecie nieustannie, a także współdziała
w każdej czynności stworzeń, jak również
w akcie fizycznym grzechu. Jednakże
bez dopuszczenia w świecie ludzi zła moralnego, czyli grzechu — nie mógłby się ujawnić boży przymiot, któremu na imię Miłosierdzie.
Bowiem dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, ujawniło się w pełni
miłosierdzie Boga przebaczającego. Zatem owo zło moralne służy również celowi wyższemu: chwale
bożej, którą widać przede wszystkim w jego miłosierdziu przez
przebaczanie,.. no i karanie grzeszników".
Tak
więc wygląda prawdziwe oblicze Opatrzności bożej względem ludzi, wg najwyższych
autorytetów religijnych: gdyby ludzkość nie była grzeszna z natury i ludzie nie grzeszyliby, Bóg nie miałby powodów do okazywania
im swego „miłosierdzia" przez przebaczanie win i grzechów, a co za tym
idzie ucierpiałaby też jego chwała, która
się uzewnętrznia w taki dziwny (logicznie biorąc) sposób. Ujmując to
inaczej: człowiek musiał upaść i
stać się grzeszny z natury po to,
by chwała boża mogła jaśnieć pełnym blaskiem. Także po to, aby Syn Boży
(będący jednocześnie swym Ojcem) mógł zostać Odkupicielem i Zbawicielem
grzesznej ludzkości, a tym samym stać się koniecznością
w krótkim i pełnym cierpienia
życiu człowieka.
Po
prostu nasz Bóg stworzył sobie taki rodzaj istot, które najbardziej
odpowiadają jego potrzebom,
a że przy okazji wmówił im winę za
wszelkie zło istniejące w jego dziele, to też jest
zrozumiałe; przecież nikt nie będzie oskarżał samego siebie o perfidię i złą wolę, prawda? Któżby chciał wierzyć w takiego Boga? Na ilu mógłby
wtedy liczyć wyznawców? Ale
najciekawsze jest to, że tę niechlubną prawdę o naszym Bogu, człowiek pojął
już prawie 400 lat temu, prawie półtora wieku temu potwierdził
ją Kościół swoim autorytetem,.. a wierni tegoż Kościoła i tej religii
żyją nadal tak, jakby to wszystko nie miało miejsca. Ciekawe ile jeszcze musi
upłynąć lat (lub wieków) aby dotarło do nich, że to co uważają za Prawdę jest w istocie kłamstwem, a to co biorą za kłamstwo — stanowi prawdę, tyle, że nie tą, w którą gotowi by byli uwierzyć.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 01-12-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9469 |
|