Niestety kinezjologia dośc dobrze zakorzeniła się w polskiej edukacji - ale to nic dziwnego skoro ma "błogoslawieństwo" tylu instytucji. Znajomośc wiedzy krytycznej wobec wspomnianej metody jest dośc nikła, jak zauważyłem. Aha - zbawienna moc kinezjologii wymaga także picia dużych ilości wody - "wiem od specjalisty" (to ta tańsza częśc kinezjologii):-)

Wiedzy krytycznej na temat kinezjologii nie ma przeważająca większość pedagogów i psychologów również (znam to z własnego podwórka), dlatego też tego typu publikacje powinny być szeroko rozpowszechniane. Dziękuję autorowi za artykuł i "Zakazaną psychologię" :)

Doprawdy nie mam słów oddających moje uznanie dla tego co dr Witkowski robi, co zresztą oddałem w recenzji jego książki. Takie odsiewanie pseudonauki od nauki jest niezbędne zwłaszcza w dziedzinach rodzących "uduchowionych guru", takich jak psychologia, czy socjologia.

Jako absolwent UŚ, studiujący tamże psychologię w latach 2003-2008, muszę jednak uczciwie dodać, że z kinezjologią w trakcie studiów się nie zetknąłem. Być może gdybym zamiast psychologii menagerskiej i klinicznej wybrał specjalizację psychologii zdrowia, wychowowawczej lub podobnej, dane było by mi poznawać tajniki tej "cudownej metody". Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło, więc na bazie mojego subiektywnego i niepełnego doświadczenia mogę zaryzykować stwierdzenie, że na dzień dzisiejszy jest to instytucja wolna od tej pseudonauki.

Prosząc o wybaczenie multipostowania, dodaję małą korektę do mojego wcześniejszego stwierdzenia. Google udowodnił mi, że się  myliłem, znajdując kinezjologię w programie zajęć pedagogiki roku akademickiego 2006/2007 (<cite>www.pedagogika.us.edu.pl/pol/ECTS.doc), także tutaj (</cite><cite>www.weinoe.us.edu.pl/.../Asystent%20osoby%20niepelnosprawne-I.doc) i np  filii uniwersytetu śląskiego w cieszynie.

Nie jest tego dużo, ale jednak istnieje. Bardziej przerażające są np strony pokroju szkoleniapedagogiczne.wordpress.com/nasi-trenerzy i profile np </cite>Joanny Zwoleńskiej, autorki książki popularyzującej kinezjologię, nota bene polecanej na forach pedagogicznych uniwersytetu śląskiego.

(hmmm, ctr+I i ctr+b szaleją, wyrywając się spod kontroli niczym nasmarowana mydłem ostryga, której już nie da się złapać, nawet jeśli próbuje się po wielokroć - dlaczego, to pytanie do modów strony)

Zamiast kinezjologii edukacyjnej MEN powinien zastanowić się nad wprowadzeniem zajęć z mnemotechnik (które są rozwijane od starożytności dodajmy) jako obowiązkowego przedmiotu już w podstawówce - oszczędziło by to wielu dzieciom męk związanych z zapamiętywaniem na siłę materiału, bo to jest obecnie największy problem z uwagi na to, że ilość informacji które do nas trafiają nieustannie się zwiększa (uczmy ludzi jak się uczyć).
Co więcej, w metodach takich jak metoda skojarzeniowa, zakładek, pokojów rzymskich czy mapach umysłu nie ma żadnej magii, są proste i niesamowicie skuteczne (co można łatwo zweryfikować) w przeciwieństwie do mistycznych tajników kinezjologii edukacyjnej. Dziwi mnie, że nikt jeszcze w tym kierunku nie podjął żadnych kroków.

Witam. Byłem uczestnikiem zajęć z tzw. kinezjologii w ramach programu studiów pedagogicznych. Ze wspomnianą w tekście ekspertyzą PAN zadawałem pytania prowadzącej zajęcia co spowodowało u niej gwałtowny skok ciśnienia... Efekt? Na zaliczeniu dostałem tylko 3.

Czy zna pan jakąkolwiek osobę, która była uczestnikiem zajęć z kinezjologii w dzieciństwie i może opowiedzieć o swoich doświadczeniach???

Widzi Pan.... ja znam. I to ja jestem tą osobą. I z mojego doświadczenia i 3 innych dziewczynek, które razem ze mną chodziły na te (niedrogie!) zajęcia odpowiadam: działa. Z ucznia rozkojarzonego, mającego trudności w zapamiętywania, otrzymującego ledwie mierne oceny, stałam się 5 uczniem. Nie przypominam sobie, aby moja prowadząca wplatała w program zajęć jakiekolwiek mistyczne anegdoty i tym podobne ubarwienia.

Cześć wszystkim.
Z całym szacunkiem dla autora tekstu, ale myślę , że osoby interesujace sie tym co dzieje się na świecie dostrzegają, że najlepsze osiągnięcia i/lub najwybitniejszego człowieka można zmieszać z błotem, a największe gó...o można wypromować na sam szczyt. Wystarczy wybrać odpowiednich "specjalistów" (tych nieprzychylnych lub przychylnych) by wypowiedzieli się na dany temat Przykładem może być obecna medycyna głównego nurtu, oferująca pacjentom leczenie farmakologiczne, które usuwa skutki, a nie przyczyny chorób.

Jest to promowane przez jakieś 95% lekarzy pracujących w służbie zdrowia, przez uczelnie światowe, instytucje itd. Łatwo uwierzyc, że to musi być prawda skoro takie "podmioty" (wymioty) za tym stoją. Specjaliści? Niby tak. Stoi za nimi biznes, laboratoria, nauka? Oczywiście. Jaka jest skuteczność leczenia, szczególnie chorób cywilizacyjnych/przewlekłych? Może nie zerowa, ale bardzo znikoma. I może mi ktoś wmawiać, że:
udowodnione naukowo, wszyscy się tak leczą, że ktoś tam się wyleczył.
Myślę, że większość osób, które kiedyś zachorowały na chorobę przewlekłą i miały przyjemność skorzystać z medycyny oficjalnej srodze się zawiodło.
Dlatego teksty, w których czytam, że metody takie jak NLP, Kinezjologia, OneBrain czy PSYCH-K są ściemą i nic nie warte, ponieważ naukowcy i światli ludzie naszych czasów tak mówią i to udowodnili wkładam sobie między pośladki i wiecie co z nimi robię... Odkąd pojawiła się fizyka kwantowa świat nauki w tym fizyki "tradycyjnej" stanął na rzęsach bo nagle ktoś miał czelność udowadniać, że założenia, stworzone przez "znamienitych" profesorów mogą być stekiem kłamstw w dziedzinie medycyny, fizyki, nauki w ogóle.

Przykład - Silnik EM Drive, szeroko przez świat nauki akademickiej wyśmiewany - jak to? To nie może działać, jednak okazuje się, że działa co przyznawać zaczynają coraz to kolejni naukowcy, którzy wcześniej byli na nie. Wynalazki prof. Łągiewki, i np. jego system pochłaniania energii zderzeń, który sprawił by, że koncerny motoryzacyjne w końcu zaczęły by produkować na prawdę bezpieczne pojazdy, nie musiały by pakować takiej kasy w systemy zabezpieczeń, tym samym pojazdy mogły by byc tańsze. Oczywiście naukowiec został zrównany z ziemią, wydymany, bo na tym wynalazku się tyle nie zarobi co na psującej się elektronice. Piszę to wszystko na spontanie, z głowy, dlatego wybaczcie za być może nie do końca piękną formę. Najważniejszy jest przekaz. To, że nauka tak mówi, to nie znaczy że jest to prawda. jak wszystko nauka tez ma dwie strony medalu. Tą fałszywą, w której się przemilcza różne niewygodne tematy - czyli nauka oficjalna. Druga to ta, która szuka prawdy, nieważne czy jest łatwa czy trudna, nie boi się zadawać trudnych pytań, nie boi się wyzwań, nie boi się przełamywać stereotypów i dotychczasowych założeń i taka naukę doceniam. A ty?