Philosophy » » »
Hiperborejska Polska według Nietzschego [2] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Polska kobieta jako pierwsza równouprawniła się politycznie w 1863 roku i dla wszystkich było to wówczas oczywiste. Dekret z 1918 jedynie stwierdzał to
post factum, po półwieczu, gdyż dopiero wtedy Polska mogła wreszcie zacząć stanowić o sobie. Polki dostały prawa polityczne nie dlatego, że „it's 1918",
lecz dlatego, że same się upodmiotowiły, i to nie w walce z mężczyznami, lecz z zaborcą. Polki mają swoje prawa nie dlatego, że mają je Angielki czy
Francuzki, lecz dlatego, że zasłużyły na nie.
Propaganda komunistyczna spreparowała absurdalną tezę jakoby to dopiero komunizm wyzwolił polską kobietę — wsadzając ją na traktor. W istocie komunizm
jedynie kontynuował proces, który swoje korzenie miał w kulturze sarmackiej.
Szczególne znaczenie polityczne kobiety w Polsce ujawniło się także w II wojnie światowej. Jedna z Polek, Krystyna Skarbek, została wówczas jednym z
liderów angielskiego wywiadu. Warto dodać, że po wojnie Skarbkowa została przez Anglików potraktowana podobnie do wszystkich Polaków walczących o Anglię -
została zepchnięta na margines. Po demobilizacji dostała głodową „odprawę" 100 funtów (roczna przeciętna płaca wynosiła wtedy ok. 3000 funtów), pracowała
później jako pokojówka i sprzedawczyni. Dziś Anglicy przyznają, że to ona
zainspirowała agentki, kobiety Bonda.
O ile jednak postkomuna jest po prostu śmieszna wywodząc z PRLu równouprawnienie polskiej kobiety, o tyle prawdziwa antykultura przybyła tutaj wraz z
transformacją i przenoszeniem do Polski zachodniej wojny kulturowej, która pod sztandarami walki o równouoprawnienie narzuciła nam kolejny fundamentalizm
obyczajowy. Zachodnia walka o równouprawnienie sięgnęła absurdalnego projektu „wyzwolenia z płci" (gender). Polska sama z siebie dała kobietom równość i
partycypację. Zachodnia moda kulturowa przekonuje, że najlepiej się kobieta równouprawi de facto przestając być kobietą. Dokładnie to samo dotyczy
równouprawnienia homoseksualistów. Polska dawała tutaj rozsądną wolność, nie karząc nigdy nikogo za preferencje seksualne. Zachód odbił się od bandy
prześladowania i leczenia homoseksualizmu do bandy homoinkwizycji kulturowej.
Jest oczywiste, że terror politycznej poprawności wokół religii antydyskryminacyjnej w finale zakończy się źle zarówno dla kobiet, jak i homoseksualistów,
gdyż próbuje on rozwiązywać swoje dawne patologie za pomocą wojny kulturowej. Jej dalszy przebieg z pewnością grubo jeszcze zaskoczy wszystkich wyznawców
tejże religii.
Odkodować dawną Polskę
Odpowiedzią na te wszystkie bolączki jest kultura polska, która zawsze umiała znajdywać złoty środek w ewolucji kulturowej. Naturalnie, nie chodzi o tę
obecną postać kultury polskiej, która w dużej mierze jest stopem dawnego miejskiego tygla z prozachodnim hurraoptymizmem. Przeszczep współczesnego
zachodniego fundamentalizmu obyczajowego zaczyna wykazywać symptomy odrzucenia ciała obcego i na zasadzie prostej negacji wykształca się postać
fundamentalizmu ze strzałką w przeciwną stronę: wojnie o genderowe odpłciowienie przeciwstawiana jest kultura neopurytańska, która jest tak samo obca
Polsce jak i obecna rewolucja obyczajowa na Zachodzie.
By odkować dawną Polskę trzeba sięgnąć do dwóch kluczowych korzeni: kultury ludowej i kultury sarmackiej.
Czy jednak warto wracać do kultury dawnej Polski? Wszak komunistyczna szkoła i komunistycznie elity intelektualne przekonały nas, że jest to coś
zaściankowego i wstecznego! Nie chcę się znęcać nad PRL, gdyż pomimo że był ciałem obcym miał swoje jasne strony, pod niejednym względem bliższy był II RP
aniżeli próbująca się odwyływać do tego dziedzictwa III RP (która przyniosła Polsce najgorszą formę wojny kulturowej).
Kultura staropolska była tą kulturą, która stworzyła najbardziej awangardowy w swoim okresie system polityczny, którego śladem poszły praktycznie wszystkie
późniejsze systemy całego Zachodu. Jego istotą była nie tyle demokracja, co trzy fundamenty ideowe: wolność, równość i braterstwo — tak nieudolnie
implementowane na Zachodzie za pomocą Rewolucji Francuskiej.
Napisałem wyżej, że remedium na bolączki dzisiejszego Zachodu jest reaktywacja pryncypiów i kluczowych rysów ideowych kultury staropolskiej. Czyż nie jest
to jakaś gigantomachia i ułańska fantazja? W żadnym razie, tylko póki co tego nie dostrzegamy. Nie widzimy tego, że kultura staropolska nie tyle nie jest
zaściankiem, ale i ma olbrzymi niewykorzystany potencjał — co najmniej na Zachodzie.
Nasz kulturowy pas transmisyjny na Zachód nazywa się Nietzsche.
Nietzsche — podpalacz Zachodu
Nietzsche to generalnie coś niezrozumiałego i potężnego na Zachodzie. Nietzsche jest nie tyle myślicielem czy teoretykiem. Jest on kluczową siłą sprawczą o
charakterze antykulturowym. Kolejne fale antykultury, jakie niszczą (przeobrażają) Zachód to kolejne próby implementacji i odczytania filozofii
Nietzschego. Nie powinno ulegać wątpliwości, że ideologia nazistowska była inspirowana filozofią Nietzschego, nawet jeśli jego wyznawcy negują ten fakt.
Podobnie Nietzchem inspirowany jest postmodernizm. A jednak w żadnym razie nie można powiedzieć, że Nietzsche był protonazistą czy
protopostmodernistą. Nietzsche był jedynie filozoficznym młotem, który rozbijał kulturę Zachodu.
Nazizm zdemolował Zachód moralnie. Po nazizmie ludzie Zachodu nie są już w stanie myśleć o sobie, jako wyjątkowych moralnie. Przede wszystkim przestaliśmy
naiwnie postrzegać nowoczesność i technologiczny postęp. Postmodernizm zniszczył resztki kulturowe, które ostały się po nazizmie. Zdolność do snucia
metanarracji, czyli de facto kształtowania cywilizacji.
Nietzsche w rzeczy samej stał się nowym ewangelistą Zachodu, gdyż ten przekształca się zgodnie z logiką filozofii Nietzschego. Rozbicie moralności,
rozbicie religii, rozbicie światopoglądów, rozbicie społeczeństw — wszystko to idzie w kierunku, jaki wytyczył Nietzsche.
Nawet aktualne pseudosekularne multikulti jako żywo wyjęte z „Antychrysta". Jaki obraz religijnych wartościowań mamy w tym dziele?
Istnieją trzy typy dekadentyzmu religijnego: buddyjski — pozytywny, Chrystusowy — neutralny oraz chrześcijański — negatywny.
Dekadentyzm buddyjski jest pozytywny, gdyż „jest stokroć chłodniejszy, prawdziwszy, obiektywniejszy" i ma on warunki naturalne: „Warunkiem buddyzmu są
łagodny klimat, ogromna delikatność i swoboda w dziedzinie obyczaju, nieobecność militaryzmu, jak również to, że istniały stany wyższe".
Chrystus był według Nietzschego dekadentem, ale dość ciekawym, frapującym. Nietzsche w żadnym razie nie przenosi na Chrystusa nienawiści do
chrześcijaństwa. Przeciwnie uważa Chrystusa za upadłego Buddę, który znalazł się poza właściwym buddyzmowi środowiskiem naturalnym.
Dopiero chrześcijaństwo stało się formą wojującego dekadentyzmu — jako ostateczna konsekwencja „instynktu żydowskiego" („chrześcijanin może żywić
antyżydowskie uczucia, nie pojmując, że jest ostateczną konsekwencją żydowską"). Jako taki dekadentyzm chrześcijański, według Nietzschego, zniszczył
kulturę Zachodu.
Kościół katolicki coraz bardziej tracił jednak swoją dekadencką postać, aż w okresie renesansu, m.in. w okresie Borgiów, zaczął wyrastać na siłę niezwykle
pozytywną, wręcz pochodnię odrodzenia.
Niestety pojawiła się wówczas najgorsza forma chrześcijaństwa jaka została wymyślona: protestantyzm, która jest najgorszym źródłem obecnego zepsucia
Zachodu.
Najmniej zepsutą formą religii według Nietzschego jest islam.
Tak ujął to Nietzsche w apogeum panowania protestantyzmu na świecie u schyłku XIX wieku.
W tym samym czasie najgłośniejszy socjolog Max Weber sformułował tezę, że to protestantyzm był głównym źródłem siły Zachodu, głównym atutem Zachodu, który
stworzył jego potęgę ekonomiczną. Gdyby to Weber a nie Nietzsche miał rację, to dziś Kościół katolicki powinien wyparować, zaś protestantyzm powinien
kwitnąć.
Stało się coś dokładnie odwrotnego: największą ofiarą sekularyzacji stał się tradycyjny protestantyzm, nawet w Niemczech głównym napędem
kulturowo-politycznym stał się land najbardziej katolicki, czyli Bawaria.
Generalnie cały pejzaż religijny Europy Zachodniej wygląda dziś jak precyzyjna implementacja „Antychrysta":
- chrześcijaństwo usycha, ale głównie jego protestanckie formy;
- Kościół katolicki trzyma się mocno a jego rola polityczna rośnie, przy czym obecny papież nawiązuje do tradycji renesansowej;
- buddyzm jest bardzo modny wśród elit, nieprzypadkowo ten „stokroć prawdziwszy" system religijny umiłował Einstein a za nim intelektualna elita;
- islam jest najdynamiczniej rozkwitającą religią Europy Zachodniej.
Być może faktycznie jakiś prorok z tego bezbożnika? Chodzi o coś innego.
Nietzsche był (i jest) nie tyle genialnym analitykiem, co genialnym uwodzicielem. Swoimi słowami czarował kolejne fale intelektualistów zachodnich.
I nie tylko zachodnich, bo ma on również duży wpływ w Chinach (David A. Kelly, The Highest Chinadom:
Nietzsche and Chinese Mind, 1907-1989).
W świetle badań analitycznych jego tezy nie zawsze były trafne. Np. teza o niemilitarnej naturze buddyzmu jest kompletnie fałszywa — zarówno w świetle
historii, jak i współczesności. Buddyzm w Azji w sposób bardzo wyraźny wiązał się z walką, powstaniami, dziś najbardziej buddyjskie państwo azjatyckie to
wojskowy reżim birmański.
A jednak pomimo tego do dziś wśród zachodnich elit żyje kompletnie irracjonalne i fałszywe przekonanie o jakimś związku buddyzmu z pacyfizmem. Jest to
najlepszy dowód potęgi Nietzschego. Zachód uważa do dziś, że buddyzm jest systemem pacyfistycznym, bo tak odmalował go Nietzsche. Einstein uznał, że
buddyzm jest jakoś prawdziwszy w świetle nowoczesnej nauki, bo Nietzsche tak właśnie napisał. Największa rewolucja kosmologiczna — heliocentryzm — nie
został jednak dowiedziony w buddyjskiej Azji, lecz w katolickiej Europie.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 01-06-2016 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 10010 |