|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Nic nie dokładacie do kopalń, to kopalnie nam dokładają Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Robert Biedroń, który usilnie kreuje się na „polskiego Macrona", postanowił
przed świętami wzniecić nieco hejtu na polskich górników. Tysiące jego fanów
powiela w mediach społecznościowych „fake newsa" o tym, jak ciężkie miliardy
topimy na dokładanie do polskich kopalń. „Rząd dopłaca do kopalni 10 mld zł
rocznie — to 10 tys. miesięcznie na każdego górnika".
Są to informacje wyssane z palca, a dokładnie rzecz ujmując -
spreparowane
za pieniądze Greenpeace'u. Choć od lat zwolennicy likwidacji polskiego
górnictwa powielają bzdury o miliardach jakie rzekomo dokładamy do polskiego
górnictwa, prawdziwe dane liczbowe mówią, że to nie my dokładamy do górnictwa,
lecz górnictwo dokłada do wspólnej kasy.
Według
raportu
NIK w latach 2007-2015, a więc w najgorszych pod względem zarządzania latach
dla polskiego górnictwa, kiedy kopalnie osiągnęły skumulowaną stratę netto ponad
-1,1 mld zł, całkowita pomoc dla górnictwa wyniosła 7,3 mld zł. Nie rocznie,
lecz niemal za całą dekadę. W tym samym okresie górnictwo wniosło w formie
różnych płatności publicznoprawnych kwotę 64,5 mld zł.
Jeśli będziemy się upierać, by do kosztów, jakie ponosimy na górnictwo dodać
koszt emerytur górniczych, to w rzeczonym okresie doliczyć trzeba 58,4 mld zł.
Wówczas całkowita suma wsparcia dla górnictwa w najgorszych latach wyniosła 65,7
mld zł. Zatem nawet w okresie, kiedy kopalnie były na minusie 1,1 mld zł,
całkowite koszty polskiego górnictwa wyniosły zaledwie 1,2 mld zł. A zatem nie
jak głosi Biedroń — 10 mld zł rocznie, lecz 0,13 mld zł rocznie!
Podkreślmy, że te koszty dotyczą najgorszego okresu — w roku 2015 sektor
górniczy osiągnął dno ze stratą 4,5 mld zł. W roku 2017 górnictwo węgla
kamiennego wypracowało już zysk netto 3,6 mld zł. Zatem dziś nawet przy
niesłusznym doliczaniu do kosztów emerytur górnictwo dokłada nam miliardy a nie
je pochłania.
Dlaczego doliczanie kosztów emerytur jest niesłuszne? Dlatego otóż że koszty te
nie wynikają z tego, że tak wiele kosztują nas górnicze emerytury, lecz są
pokłosiem radykalnej redukcji przemysłu węglowego. Pokrycie tzw. niedoboru
środków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na wypłatę emerytur i rent górniczych
wynosi ok. 6,5 mld zł rocznie. Ów niedobór to różnica między sumą rent i emerytur dla byłych górników a sumą składek aktualnych górników. W roku 1990 w polskim górnictwie pracowało 388 tys. ludzi, w 2017 — 83 tys. ludzi. Drastycznie
redukowana liczba czynnych górników w coraz mniejszym stopniu jest w stanie
bieżącymi składkami pokrywać emerytury dynamicznie rosnącej rzeszy emerytów
górniczych. Nawet jeśli uznamy, że proces redukcji zatrudnienia jest racjonalny,
musimy rozumieć, że nasze dopłaty do górniczych emerytur nie wynikają z żadnych
przywilejów, lecz z radykalnej redukcji zatrudnienia. Wcześniejszy wiek
emerytalny górników nie jest żadną formą przywileju — ze względu na trudne
warunki pracy górnicy żyją krócej i nigdzie na świecie nie przechodzą na
emeryturę tak późno jak np. urzędnicy. Zrównanie wieku emerytalnego nie byłoby
zniesieniem przywileju, lecz wprowadzeniem dyskryminacji wobec górników.
Nie możemy więc beztrosko doliczać niedoboru FUS dla górników do kosztów
górnictwa, gdyż wynika on przede wszystkim z procesów wygaszania branży. Poza
tym pamiętajmy, że zjawisko niedoboru FUS dotyczy nie tylko górnictwa, lecz
większości zawodów. Według danych ZUS niedobór FUS w 2019 wyniesie ok. 49 mld
zł. Ów niedobór nie wynika przecież z tego, że mamy za wysokie emerytury, lecz
jest pokłosiem zjawisk makrospołecznych i musi być pokryty z budżetu państwa.
Właściwym źródłem pokrywania owego niedoboru nie jest podwyższanie wieku
emerytalnego (Polacy mają dziś dwa razy
krótszą przeciętną długość życia po zakończeniu pracy zawodowej niż na
Zachodzie!), lecz uruchamianie potencjału polskich zasobów naturalnych oraz
aktywizacji (poprzez deregulację) polskiej przedsiębiorczości. Analogicznie z niedoborem FUS dla górników — nie wynika on z żadnych przywilejów, lecz jest
pokłosiem procesów makrogospodarczych.
Jeśli weźmiemy to pod uwagę, twarde dane powiedzą nam, że to nie Wy dokładacie
10 mld zł do górnictwa, lecz górnictwo dokłada Wam 6 mld zł rocznie. Jeśli zaś
będziecie się upierać, by obciążać górnictwo niedoborem FUS, to i tak wyjdzie
Wam, że w najgorszych latach bilans ogólny wychodzi na ok. zero, a w dobrych
latach aktualnych — wciąż to górnictwo dokłada do wspólnej kiesy.
Górnictwo to jednak nie tylko prosty rachunek dochodów i wydatków. To także
tania i stabilna energetyka a przede wszystkim luksus niezależności energetycznej kraju. Ten ostatni czynnik
jest newralgiczny dla okresów napięć geopolitycznych a obecnie żyjemy właśnie w takim okresie. Niezależność energetyczna nie jest kwestią najwyższej wagi dla
takich krajów, jak leżąca na wyspie Japonia, czy leżące za górami Węgry. Ale dla
Polski, która leży w jednej z najgorętszych na świecie stref zgniotu, jest to
rzecz najwyższej wagi. I ten luksus daje nam właśnie polski węgiel. Poziom
bezpieczeństwa energetycznego mierzy się zależnością od importu nośników
energii. Polskie uzależnienie od importu nośników energetycznych oscyluje na
poziomie 20%. Kraje unijne są zależne w aż 53%. Dzięki węglowi Polska jest
krajem bezpiecznym energetycznie.
Innym chwytem propagandy antygórniczej jest teza o rzekomym braku przyszłości
dla węgla. Dla węgla ma nie być przyszłości, bo bardzo nie lubi go aktualna
Komisja Europejska. Polityka unijna pod przewodem wiecznie pijanego Junkersa
jako żywo przypomina Federację Rosyjską doby Jelcyna. Unią trzęsie obecnie
pokolenie posuniętych w latach „dzieci kwiatów", którzy swą dawną motylą
filozofię życiową zastąpili motylą polityką energetyczną. Ona musi upaść. Nie
Unia, lecz ta polityka — wraz z odejściem tego pokolenia. Okaże się wówczas, że
nie zbawili wcale ludzkości, planety i klimatu, lecz dali się opleść rurociągami
Kremla. W ramach motylej polityki Europa wygasza przemysł węglowy oraz jądrowy i przechodzi na gaz ziemny.
Papież Franciszek w odniesieniu do europejskich procesów makrospołecznych użył
obrazowego porównania Europy do „bezpłodnej babci". Stan ten nie jest jakimś
fatum, lecz prostą konsekwencją tego, że ton jej polityce nadają „leśne dziadki"
pokolenia 68. Zmiana polityczna jest tuż za rogiem.
Twarde liczby mówią, że węgiel ma przed sobą mocną przyszłość. W latach
2006-2017 w Chinach uruchomiono 692 GW energetyki węglowej, setki dużych
elektrowni węglowych. W Indiach w tym samym okresie wybudowano 152 GW z węgla.
Obecnie rozwój Chin nieco zwalnia, więc zwalnia także rozwój sektora węglowego,
lecz przenosi się on do innych rozkwitających gospodarek azjatyckich. W 2016
roku energetyka węglowa zanotowała wzrost netto o 57 GW. W trakcie budowy jest
kolejne 220 GW. Wzrost dotyczy głównie dynamicznie rozwijających się krajów
azjatyckich. Nie bez przyczyny to Azja jest obecnie najdynamiczniej rozwijającym
się kontynentem. Europa jest w okresie dekadencji. Bez zdecydowanej zmiany,
Europa w coraz mniejszym stopniu będzie nadawała ton światowej gospodarce.
Pomimo wieszczenia schyłku węgla, zapotrzebowanie na ten surowiec w roku 2017
wzrosło o 1%. Carlos Fernández Alvarez analityk Światowej Agencji Energii
podaje: „przemysł węglowy doświadcza obecnie czegoś w rodzaju odrodzenia".
Węgiel jest najobfitszym zasobem energetycznym na planecie (udokumentowanych 892
mld ton), a przy tym nie potrzebuje rurociągów i innej kosztownej
infrastruktury, jak gaz czy ropa.
Japonia ma obecnie 90 elektrowni na węgiel i w najbliższej dekadzie liczbę tę
planuje powiększyć o ponad 30. Dodajmy, że nowoczesne elektrownie węglowe wcale
nie są smoluchami. Przykładowo w Japonii czy w Chinach budowane są elektrownie
węglowe, które mają niższy poziom emisji aniżeli gazowe.
O perspektywach ekonomicznych dla węgla:
World
Finance: The fire still burns for the coal industry (5 lipca 2018)
Boston
Consulting Group: Why Coal Will Keep Burning (29 marca 2018)
Nie jestem dogmatycznym wyznawcą energetyki węglowej. Potencjalnie moglibyśmy
oprzeć naszą energetykę na zupełnie innym miksie — pod warunkiem, że byłyby to
zasoby oraz technologie krajowe. Mamy bogate złoża gazu łupkowego, lecz nie mamy
odpowiednich do warunków geologicznych technologii jego pozyskania.
Mamy też bogate złoża geotermalne, lecz nie robimy zbyt wiele dla ich
uruchomienia. Duża część społeczeństwa uważa geotermę za formę kościelnego
zabobonu, tylko dlatego, że wszedł w nią Tadeusz Rydzyk. Union of Concerned
Scientists wskazuje, że zasoby ciepła zgromadzone na głębokości do 10 tys. m
zawierają 50 tys. razy więcej energii, aniżeli całe światowe zasoby ropy i gazu
ziemnego. Pięćdziesiąt tysięcy! Podejście do geotermy może ulec zmianie, gdyż
promuje ją obecnie Bank Światowy
(The
World Bank: Geothermal Energy is on a Hot Path, 3 maja 2018) oraz Google
(Google
Creates Dandelion To Promote Geothermal Energy).
O całkowitej niewiarygodności i irracjonalności krajowej ekopropagandy świadczy
prosty fakt, że w sposób zmasowany stawia ona na wiatraki i solary, choć zasoby
wiatru są u nas znacznie gorsze niż Europy Zachodniej a zasoby słońca bez
porównania gorsze niż Europy Południowej. Mamy natomiast bogate zasoby
geotermalne, które z kolei cieszą się znikomym zainteresowaniem zielonych. Ruch
ten jest generalnie formą informacyjnej wojny energetycznej. W rozwiniętych
społeczeństwach informacyjnych, do których się zaliczamy, główne wojny toczą się
nie o nasze ciała, lecz o nasze umysły. To co w korpomediach uchodzi za
nowoczesne i postępowe nie zawsze takim musi być.
Energetyka jest fundamentem gospodarki. W ramach PRL oraz transformacji ku
PRL-bis nasza gospodarka została skolonizowana przez zewnętrzne mocarstwa,
zarówno państwowe, jak i ponadnarodowe. W sensie gospodarczym nie jesteśmy
państwem niepodległym. Węgiel jest obecnie najwyrazistszym zalążkiem polskiej
niepodległości gospodarczej. Nie tyle fundamentem, co właśnie zalążkiem.
Trwająca od stanu wojennego nieustająca walka z polskim górnictwem zdławiła
znaczną część potencjału energetycznego Polski. Choć węgiel wciąż przynosi
Polsce miliardy złotych, jego potencjał został mocno zdławiony nie tylko przez
wygaszanie kopalń, ale i nade wszystko przez brak znaczących modernizacji
technologicznych oraz mafijną formę zarządu. W Polsce, która ma jedne z największych na świecie złóż węgla, występuje kuriozalne, wielkie zjawisko tzw.
ubóstwa energetycznego, związanego z patologiczną dystrybucją węgla. Jak
podkreśla Wiesław Blaschke, kierownik Zakładu Ekonomiki i Badań Rynku
Paliwowo-Energetycznego PAN: „Marża pośredników sięga czasami 250 proc."
Dopóki nie rozwiniemy alternatywnych krajowych źródeł energii, energetyka
węglowa jest polską racją stanu. Mówienie o jej likwidacji bez owych realnych
alternatyw jest formą sabotażu gospodarczego, próbą dokończenia całkowitej
kolonizacji polskiej przestrzeni gospodarczej. Wszystko obecnie wskazuje na to,
że ton XXI wiekowi nadawać będzie Azja a nie Europa. Azja rozwija wszelkie
możliwe źródła energii, ale węgiel jest dla niej bardzo ważny. Jego
przetwarzanie energetyczne może być niezwykle wydajne dzięki rozwojowi
podziemnego zgazowania. Można go także w pełni pogodzić z wyznawaną w Europie
ekoreligią, dzięki rozwojowi czystych technologii węglowych. W najbliższych
dekadach mogą zostać wynalezione zupełnie rewolucyjne źródła energii. Nie
spieszmy się więc z transformacją energetyczną. Rozwińmy to, co mamy.
« (Published: 24-12-2018 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 10238 |
|