|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Największa batalia - aborcja
"Jeżeli
matce wolno zabić własne dziecko, cóż może
powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?"
Perełka intelektualna Matki Teresy, stanowiąca jej
najważniejsze przesłanie o pokój na świecie,
wygłoszone w czasie odebrania pokojowej nagrody Nobla
Siedmiolatka czyli kto ukradł Polskę — Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1997, rozdział: Od dialogu do krucjaty
„Jeszcze w PRL-u Kościół jednoznacznie i zdecydowanie domagał się rygorystycznego
zakazu aborcji, bez względu na okoliczności. W III Rzeczpospolitej całkowity
zakaz aborcji stał się jednym z głównych postulatów politycznych środowisk
radykalnie katolickich. Kiedy w parlamencie zaczęła się dyskusja na ten
temat, katoliccy fundamentaliści, albo raczej integryści, rozpętali
niezwykle emocjonalną kampanię przeciwko zwolennikom rozwiązań
liberalnych. Słowami "ludobójstwo", „zbrodnia",
„mordercy", „holocaust" określali obowiązujący stan prawny.
Domagali się nie tylko całkowitego zakazu, ale też karania więzieniem bez
względu na okoliczności wszystkich, którzy by się przyczynili do dokonania
aborcji, łącznie z ciężarnymi kobietami.
Aborcja
nie miała obrońców. Choć większość Polaków odrzucała głoszoną przez
Kościół tezę, że człowiek powstaje już w chwili poczęcia, nawet środowiska
skrajnie liberalne uznawały przerywanie ciąży za najgorszą formę
planowania rodziny. Spór dotyczył więc nie tyle samej aborcji, co skuteczności
zakazu, możliwości kontrolowania turystyki aborcyjnej i aborcyjnego podziemia,
które musiały się rozwinąć po wprowadzeniu zakazu, karania kobiet — zwłaszcza
ofiar gwałtu lub seksualnych nadużyć — często podejmujących decyzję pod wpływem
katastrofalnej sytuacji życiowej, oraz wyjątków dopuszczających przerwanie
ciąży. O ile katolicka większość szukała kompromisu nie tyle między różnymi
poglądami, co między opartymi na wartościach zasadami a realiami życia, o tyle integryści dominujący w partiach posługujących się katolickim
szyldem każdy aborcyjny kompromis uważali za zbrodnię.
Runda
pierwsza
„Kościół
zmobilizował wiernych do wysyłania do parlamentu listów z poparciem dla
projektu senackiego [nie
dopuszczający aborcji ze względów społecznych — przyp.] Zdołano
pod nim zebrać łącznie ponad 1,7 mln podpisów. Jednak wyniki badań opinii
publicznej w tej sprawie nie były korzystne dla przeciwników aborcji. Z przeprowadzonych w marcu 1991 r. badań wynikało, że jedynie 33% respondentów
opowiada się za ustawą, podczas gdy aż 59% jest jej przeciwnych"
(Dudek). Nie to jednak
okazało się największym ciosem. Katastrofalna porażka kościelnych miała
miejsce 17 maja 1991 r. — na 14 dni przed pierwszą wizytacją Karola
Wojtyły do III RP — Sejm nie zdołał wprowadzić zakazu aborcji. Co
gorsza zobowiązano rząd do opracowania programu oświaty seksualnej, co musiało
być "bolesnym ciosem
dla Kościoła, w tym zwłaszcza dla papieża Jana Pawła II"
(Dudek)
Dalsza
część wojny
Na
początku 1993 r. parlament obradujący pod presją manifestacji, oskarżeń o ludobójstwo i stałych pikiet pod Sejmem, uchwalił ustawę ograniczającą możliwość
przerywania ciąży. Ostatecznie pozostawiono możliwość dokonania aborcji, w przypadku gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, zagraża życiu matki lub gdy płód
jest poważnie uszkodzony.
Po
uchwaleniu ustawy prymas stwierdził, że jest to znaczący i pożyteczny krok
naprzód. Wydawać się mogło, że spór o aborcję mamy w zasadzie za sobą,
chociaż radykalni politycy katoliccy, a także niektórzy biskupi, potępili
decyzję parlamentu i w dalszym ciągu domagali się bezwzględnej ustawowej
„ochrony życia od chwili poczęcia", przez co rozumieli nie tylko
zakaz przerywania ciąży, ale też delegalizację tak zwanych wczesnoporonnych
środków antykoncepcyjnych.
Konflikt
wrócił jednak z jeszcze większą siłą, kiedy po wyborach parlamentarnych w 1993 r. większość w Sejmie zdobyli zwolennicy dopuszczenia aborcji ze
względów społecznych, to znaczy wtedy, gdy przyszła matka albo rodzice poczętego
dziecka znajdują się w szczególnie trudnej
sytuacji
życiowej. Gdy Sejm zaczął pracować nad liberalizującą poprawką, znów
ruszyła pełna emocji kampania protestu. Wróciły pod Sejm antyaborcyjne
demonstracje, pielgrzymki, pikiety. Pierwszą poprawkę liberalizującą
zawetował prezydent Wałęsa, a zwolennikom liberalizacji nie starczyło głosów
do odrzucenia weta prezydenta. Kiedy jednak prezydentem został Aleksander Kwaśniewski,
ponownie uchwalona liberalizacja mogła już wejść w życie.
Wszystko
wskazuje więc na to, że do kolejnych wyborów znów pójdziemy podzieleni
konfliktem o aborcję. Okazało się, że kompromis w tej sprawie jest całkiem
niemożliwy, chociaż wszyscy — wierzę, że zupełnie szczerze — uznają aborcję
za zło. W gruncie rzeczy różnica polega na rozłożeniu akcentów. Jedni się
koncentrują na stworzeniu zakazu i karaniu winnych, inni chcieliby najpierw
ograniczyć przyczyny, dla których setki tysięcy kobiet decydują się na
aborcję.
Jestem
przeciwnikiem aborcji. Ale jestem również przeciwnikiem rozwiązywania tej
sprawy za pomocą kodeksu karnego. Po pierwsze dlatego, że straszenie więzieniem
to nie jest sposób budowania świadomości ludzi. Po drugie dlatego, że każda
nie akceptowana społecznie prohibicja prowadzi tylko do powstania podziemia i masowego łamania prawa. Mieliśmy tego doskonałe dowody w latach 80., kiedy władza
przy pomocy cenzury i ogromnej tajnej policji próbowała ograniczać w Polsce
wolność słowa, co doprowadziło głównie do powstania wielkiego podziemia
wydawniczego.
A
przecież sprawa aborcji jest nieporównanie bardziej złożona. Po pierwsze
dlatego, że podziemie aborcyjne i aborcyjna turystyka do krajów byłego Związku
Radzieckiego, gdzie pod rządami restrykcyjnej ustawy jeździły dziesiątki
tysięcy Polek, oznacza zagrożenie dla zdrowia wielu kobiet. Po drugie
dlatego, że alternatywą aborcji jest przecież urodzenie nie chcianego
dziecka.
Z
pewnością bywa tak, że dziecko zrazu nie chciane jest potem kochane. Ale są
to wyjątki, a nie mamy żadnego pomysłu, jak pomóc setkom tysięcy nie
chcianych, więc zaniedbywanych, nie kochanych dzieci. Zwolennicy radykalnych
restrykcji nie mają także realnego pomysłu na zapobieganie milionom nie
chcianych ciąż. Nie dają odpowiedzi na dramatyczne pytanie, jak pomóc
milionom „matek mimo woli", które już przed zajściem w nie chcianą ciążę
nie potrafiły sobie z życiem poradzić.
Wiem,
że musimy się z tym problemem uporać, ale trzeba go rozwiązywać z troską o ciężarną kobietę, poprzez zapewnienie jej odpowiedniej opieki, z troską o życie jej przyszłego dziecka i o ich poczucie bezpieczeństwa. Zakaz aborcji
niczego nie rozwiązuje. Restrykcyjna ustawa poprawia
tylko statystykę, ale statystyką nie warto chyba zawracać sobie głowy. Bo
wprawdzie w statystyce liczba aborcji spadła, czym zwolennicy restrykcji się
chwalą, ale każdy przecież rozumie, że statystyka nie rejestruje
nielegalnych aborcji. Skoro więc po wprowadzeniu restrykcyjnej ustawy nie
wzrosła liczba urodzeń, to znaczy że aborcja po prostu zeszła do podziemia.
To był jedyny — poza wielką polityczną awanturą i fałszywym poczuciem spełnienia
obowiązku — skutek wielkiej aborcyjnej wojny stoczonej przez integrystów.
Kiedy
to mówię, słyszę często, że prawo jest drogowskazem moralnym, że kodeks
karny kształtuje opinie ludzi na temat tego, co jest właściwe, a co niewłaściwe.
Nie jestem przekonany, że kodeks karny może być drogowskazem. Przeciwnie.
Jestem w stanie dowieść, że kodeks zawierający prawa społecznie nie
akceptowane jest odrzucany w całości, zmniejsza respekt dla innych przepisów i prowadzi do ogólnego lekceważenia prawa, chaosu, rozkładu państwa.
(...)
Zamiast tłumaczyć ludziom zło aborcji i proponować inne rozwiązania, ksiądz
prymas wolał mówić o zwolennikach referendum — czyli o mnie — że niosą
ducha budowniczych krematoriów. Tu się pojawił argument, że referendum
jest niemożliwe, bo nad sprawami bożymi, nad naturalnymi boskimi prawami się
nie głosuje. Więc społeczeństwo głosować nie może, a posłowie mogą.
Bo przecież bez głosowania w demokracji ustanowić prawa się nie da. Takie
podejście jest nie do przyjęcia dla społeczeństwa, które sobie wywojowało
demokrację w poczuciu, że walczy razem z Kościołem, zwycięża w dużej
mierze dzięki Kościołowi." (Kuroń)
Środowiska
antyklerykalne zwracały uwagę zaślepionym triumfalnymi nastrojami duchownym,
że zamierzają zamienić jeden totalizm na inny — uroczystości państwowe
przybierały charakter religijny, księża pojawiali się tam, gdzie można by
się ich najmniej spodziewać (wojsko, policja, i in.). Z zagrożeniem
klerykalizacji kraju walczyć poczęły m.in. Nie, Gazeta Wyborcza, Polityka,
Wprost.
« (Published: 20-07-2002 Last change: 04-05-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1299 |
|