|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Kreator [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Czyli potrzeba punktu odniesienia
W 1951 roku Kościół Katolicki oficjalnie uznał model Wielkiego Wybuchu za zgodny z Biblią. Wcześniej, tenże sam Kościół akceptował i uznawał geocentryczny model
Ptolemeusza za obraz Wszechświata zgodny z Pismem Św.,… ponieważ jego wielkim
plusem było pozostawienie poza sferą gwiazd stałych, wiele miejsca na niebo i piekło. "W 1981 roku Kościół Kat, zdecydował się zaprosić grupę ekspertów i zasięgnąć
ich rady w sprawach kosmologicznych. Papież powiedział nam, że swobodne badanie
ewolucji Wszechświata po Wielkim Wybuchu nie budzą żadnych zastrzeżeń
Kościoła, lecz od zgłębiania samego Wielkiego Wybuchu należy się powstrzymać,
gdyż chodzi tu o akt stworzenia, a tym samym o akt boży. "
Stephen W. Hawking
Nieprawdą jest, iż na początku był chaos.
Skąd on by się wziął? Nieprawdą jest także, iż na początku był wodór /profesorze
Ditwurth/, albo, że było światło /profesorze Sedlak/, a nawet i to jest nieprawdą,
iż na początku Bóg stworzył Niebo i Ziemię /nieznany autorze tego prastarego
mitu umieszczonego w Księdze Rodzaju/. Albowiem wzmiankowany wyżej akt kreacji
był rezultatem przemyśleń Boga nad sensem swego istnienia. Zatem najbliższe
prawdy wydaje się być twierdzenie, iż na początku było jednak słowo. Słowo — a więc wyartykułowana myśl stwórcy.
To było właściwym początkiem wydarzeń, które zaowocowały potem stworzeniem wszechświata,
świata i nas samych.
Ale nie uprzedzajmy faktów. Było to tak:
… "Jestem, który jestem… ale co to znaczy?… że jestem to pewne… ale
właściwie dlaczego?… myślę więc jestem… no tak, to jest pewien argument…
ale co poza tym?… czy to znaczy, iż gdybym nie myślał — nie byłoby mnie?…
ciekawe… wygląda na to, że nie mogę przestać myśleć, bo … ee!… dość tych
głupot!… pomyślmy o czymś poważniejszym;… kim jestem?… chyba sobą… ale
co to oznacza?… jestem bytem świadomym swego istnienia… phi!… też mi wielkie
odkrycie?!.. a co jeszcze mogę o sobie powiedzieć?… hmm.., zastanówmy się…
ale zaraz, dlaczego ja tak o sobie mówię w liczbie mnogiej? Jest mi z tym raźniej?...A,
nieważne...
Przede wszystkim, skąd się wziąłem?.., nie wiem… nie wiem?… chyba, istniałem
zawsze… ale to nie jest odpowiedź na powyższe pytanie. A zatem skąd się wziąłem?… z przyczyn naturalnych, czy może zostałem stworzony przez jakąś wyższą istotę?,..
ale po co?… a poza tym skąd ona się wzięła?… nie!… takie rozumowanie do
niczego nie prowadzi!… zatem muszę uznać, iż nie wiem skąd się wziąłem?!,..
na to wygląda… no dobrze, zostawmy na razie ten problem.
Jak długo istnieję?… odkąd pamięcią sięgam zawsze byłem… a właściwie zawsze
jestem … a więc przynajmniej tu nie ma żadnej wątpliwości. Ale zaraz, zaraz…
mogło przecież tak być, iż kiedyś zaistniałem jednak, ale bez świadomości początku...
czy to możliwe?… hmm… a kto to może wiedzieć, jeśli ja tego nie wiem?…
no dobrze, jedźmy dalej; czy jestem istotą najwyższą?… względem czego?… w jakiej hierarchii wielkości lub wartości?… bez odpowiedzi zatem… czy jestem
świętością?… o, wygląda na to, że wyłącznie świętością!… dobre i to!…
jaką zajmuję przestrzeń?… jednym słowem — jaki jestem duży?.., a może wcale
nie jestem duży?… ale jak to sprawdzić?… chyba znów pytanie bez odpowiedzi!?..
to się zaczyna robić zbyt irytujące!… no dobrze,… później się nad tym .
zastanowię… co jeszcze?… czy jestem sam, czy jeszcze ktoś inny prócz mnie
istnieje?.., wydaje mi się, że jednak jestem samiuteńki… ale skąd ta pewność?…
nie wiem… a więc to tylko przypuszczenie… nie za dużo aby tych przypuszczeń i pytań bez odpowiedzi?.. ..., powinienem przecież wiedzieć wszystko!… dlaczego
tak uważam?… czuję, że jestem wszechwiedzący… ale co to oznacza?… wiedzę o wszystkim i w każdym czasie… to dlaczego do cholery nie potrafię odpowiedzieć
na niektóre pytania dotyczące mnie samego?!.., a poza tym, skąd mogę mieć pewność,
iż wiem wszystko?… ech!… zaczyna się to robić coraz bardziej zagmatwane!…
no nic!… jedźmy dalej..., może później to się wyjaśni… jakie mam możliwości?…
chyba nieskończone… a więc mogę wszystko?… naprawdę wszystko?… ale skąd
to mogę wiedzieć?.., przecież, aby mieć pewność pod tym względem, musiałbym
wpierw wszystko zrobić i dopiero wtedy mógłbym powiedzieć, iż na pewno wszystko
mogę… a więc co?… jestem wszechmocny, czy nie?… czuję, że jestem… ale
czy to dostateczny powód aby mieć pewność?… czy być czegoś pewnym, oznacza
automatycznie być w prawdzie?… hmm… jakby to można potwierdzić empirycznie?...
czy na przykład mógłbym stworzyć drugiego siebie?… albo swoje przeciwieństwo?…
może by tak spróbować?… eee… lepiej nie!… nie wiadomo co by z tego mogło
jeszcze wyniknąć!… myślmy zatem dalej!… gdzie ja się znajduję?… czy jest
jakaś przestrzeń prócz mnie samego?… nic takiego nie widzę… ale to oznacza,
iż nie znajduję się w żadnym konkretnym miejscu… a jeśli tak — to i mnie nie
ma!… ech!… chyba mnie logika zawodzi… przecież czuję, że jestem… no i myślę… a więc jestem na pewno!… a zatem co z przestrzenią?… a gdzie
jest powiedziane, iż ja muszę istnieć w konkretnej przestrzeni?… właściwie
nigdzie… no więc, o co chodzi?… wynika jasno, iż przestrzeń nie jest mi
konieczna do istnienia… a więc przynajmniej ten problem się wyjaśnił; istnieję
nie w przestrzeni. A czas?… co z czasem?… jeśli istnieję — to znaczy, iż trwam w czasie…
ale czy to oznacza, iż to ja mu podlegam, czy też mam
nad nim władzę?… gdyby ja jemu — to podlegałbym przemijaniu … a czy tak
jest?… nie jestem pewien… a czego jestem pewien?… iż jestem bytem, dla
którego nie istnieje czas przyszły ani przeszły, dla którego jest zawsze teraz
… no właśnie!… wygląda na to, że to jednak ja mam władzę nad czasem!…
zatem, czy czas może istnieć poza mną?… a przestrzeni?… a materia?… niezmiernie
interesujące problemy… czy w ogóle jest cokolwiek poza mną?… wygląda na
to, że nie… to straszne!… sam jeden, bez początku i bez końca, wiedzący
prawie o wszystkim i mający prawie nieskończone możliwości!… ale po co mi
to wszystko?… po co wszechwiedza, skoro nie ma jej na co spożytkować?.., po
co wszechmoc, skoro nie ma na co jej wykorzystać?… do czego mogą mi się przydać
te atrybuty mojej osoby?… może by tak co zrobić?… ale co?… pomyślmy…
może to wyniknie samo, z głębi mojego jestestwa… co jeszcze mogę o sobie stwierdzić?…
czy jestem szczęśliwy?… a czymże jest szczęście?… możliwością spełnienia
swych pragnień i potrzeb… w takim razie chyba jestem, skoro wszystko mogę…
hmm… jakoś nie czuję tej rozpierającej mnie szczęśliwości… dziwne… czy
jestem mądry?.., ba! muszę być chyba, mądry!… a niepojęty?… eee!… to już
chyba lekka przesada!… ja w każdym bądź razie pojmuję siebie… chociaż właściwie,
jeśliby wziąć pod uwagę te pytania bez odpowiedzi, to chyba nie całkiem… lepiej
dajmy temu spokój!… czy jestem dobry czy raczej zły?… nie mam pojęcia!…
chyba, dobry… ale skąd to przekonanie się bierze?… nie wiem.., tak mi się
wydaje… a doskonały?… czy mogę powiedzieć o sobie, iż jestem doskonały?… i to jeszcze pod każdym względem?… powiedzieć mogę, ale czy to będzie prawda?…
sam nie wiem… za dużo tych niewiadomych!… okazuje się, iż więcej o sobie
nie wiem, niż wiem!… niesłychane!… więc może jestem miłosierny?… kochający?…
może jestem… ale w stosunku do kogo?… przecież miłość i miłosierdzie mogą
istnieć tylko w relacji do obiektu, który się darzy tymi uczuciami… a więc
jak mogę przypisywać sobie te stany uczuciowe, będąc sam jeden?… mogę tylko
przypuszczać, iż potencjalnie jestem kochającym i miłosiernym bytem… ee!…
jakoś to głupio brzmi!… ale taka jest prawda!… a propos… czy jestem sprawiedliwy?… w stosunku do kogo?...dla siebie, na pewno takt… ale to chyba nie o to chodzi?… a wspaniałomyślny?… ale też dla kogo?… tak!… wyraźnie widzę, iż czegoś
tu brakuje w tym wszystkim… no, oczywiście!.… że też wcześniej na to nie
wpadłem!… brakuje po prostu punktu odniesienia!.. to dlatego nie mogę
stwierdzić, czy jestem duży czy mały, bo nie mam się z czym porównać. Z tego
samego powodu nie mogę powiedzieć, czy jestem dobry, kochający, miłosierny i
litościwy, sprawiedliwy i wspaniałomyślny — ponieważ nie ma drugiej istoty, w stosunku do której mogłyby się przejawiać te moje — niewątpliwie piękne —
cechy!… i tu jest właśnie pies pogrzebany!… a więc czas najwyższy to zmienić!…
należy odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: czy lepsze jest jałowe trwanie
doskonałego bytu, który pomimo nieskończonych możliwości nic nie robi, poza
wspomnianym już trwaniem, czy też dzianie się ?… ciągły proces przemiany materii,
ewoluującej w czasie i przestrzeni z jednej formy w drugą, z jednego stanu w
inny,… aż po kres istnienia?… czy lepsza jest zastygła i zasklepiona sama w sobie doskonałość, nieprzemijalnego bytu istniejącego tylko dla siebie,…
czy niedoskonały — bo obleczony w materię i podlegający czasowi — proces przemiany
wszystkiego we wszystko?… czy lepsza jest doskonała jedność, czy niedoskonała
wielość?… jak to rozsądzić?… jakie racje i po czyjej stronie będą?.., taak…
to jest problem, nad którym trzeba się poważnie zastanowić..."
Byt, który my ludzie nazwaliśmy potem Bogiem, zastanawiał się przez jakiś czas.
Ile go mogło upłynąć?… chwilę tylko, czy całe eony?… a któż to może wiedzieć,
skoro nie było żadnego punktu odniesienia według którego możnaby go zmierzyć.
Ale to było wtedy całkiem nieistotne; czas ma znaczenie tylko dla tych, którzy
podlegają przemijaniu.
Po pewnym czasie, podjął on swój wewnętrzny monolog
— „A więc podjąłem decyzję: stworzę byt materialny, który będzie miarą mojej
wielkości… nazywał się on będzie Wszechświatem, albo Kosmosem. Umieszczę w
nim istoty rozumne, świadome swego istnienia,… ale także świadome mojej obecności.
To one będą mogły doświadczyć przejawów mojej dobroci, miłości do nich, miłosierdzia,
wspaniałomyślności a także mojej sprawiedliwości,… nie wspominając już o wielu
innych mych cechach, które mają rację bytu jedynie w odniesieniu do istot rozumnych…
będą one miały takie cechy natury, aby te wszystkie moje przymioty mogły się
zrealizować poprzez nich i umysł na tyle abstrakcyjny, aby uświadomić sobie
ideał, ale też i przepaść jaka ich dzieli od niego… czy zatem te istoty nie
będą mi bardziej potrzebne niż ja im?… jeśli nawet, to trzeba będzie tak urządzić,
aby to wyglądało odwrotnie… coś się wymyśli w międzyczasie… tak więc wpierw
wszechświat, a później zajmę się nimi. Osobiście… tak!… tak uczynię!…
jest tylko jeden problem; skoro niczego prócz mnie nie ma — z czego mam stwarzać
ten wszechświat?… z niczego?… a jak mi się nie uda?… nie jest to jednak
taka prosta sprawa: stworzyć coś, z niczego!… hmm… a może lepiej poświęcić
siebie na budulec przyszłego kosmosu?.. mój duch przenikałby ten zaistniały
byt i czuwał nad nim, a moje ciało posłużyłoby za materię wszechświata… wydaje
mi się, iż to jest niezły pomysł… niezły?… on jest bardzo dobry!… i jak
to ładnie wygląda: ja poświęcam siebie po to, by mogli inni zaistnieć! no, no!…
nie wpadajmy w przedwczesną euforię!… jeszcze nie wiadomo co z tego wyjdzie!…
ale zaraz, zaraz!… czy to przypadkiem nie będzie bolało?… hmm… mam nadzieję,
że nie… a jak coś nie wyjdzie jak powinno?.., co wtedy?… a co ma być?!… i tak prędzej, czy później wszystko powróci do stanu początkowego, czyli do
mnie!… nie ma się czym przejmować!… a zaryzykować warto; przynajmniej coś
się będzie działo… i co najważniejsze — do czegoś będę komuś wreszcie potrzebny!…
ktoś będzie potrzebował ode mnie łaski… już chociażby dlatego warto spróbować…
no więc co?… działam, czy trwam nadal?… od tej decyzji wiele zależy… trzeba
pomyśleć.."
1 2 Dalej..
« (Published: 25-07-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1418 |
|