« Oblaci... oblatani w kantach
Duchowni zakonu oblatów oszukali niemieckiego
fiskusa na kilkadziesiąt milionów DM. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi prokuratura w Koblencji — pisze o tym szeroko niemiecka prasa.
Kiedy burze wiosenne przejdą już nad
miasteczkiem Niederheim, a aleja prowadząca do miejscowego zamku zazieleni się
pączkami kasztanów, mnisi z zakonu św. Mikołaja imprezują na całego. Przez trzy
dni piwo leje się strumieniami, a stoły uginają się od ciężaru tortów. Namiot,
czyli miejsce tego garden party, jest zawsze pełen, a do tańca przygrywa na
ludowo klasztorna orkiestra. Ponad 20 policjantów wkracza do akcji,
kiedy braciszkowie zakonu Maria Immacolata zapraszają na zabawę z okazji Zielonych
Świątek. 20 wolontariuszy pomaga przy toczeniu piwa z beczek, a później przy
wleczeniu członków zabawy, aż im ręce chcą odpaść — 10.000 gości dziennie
to nie byle co.
Jednak najpiękniejsze święto dla przełożonego
zakonu po Zielonych Świątkach to czas liczenia pieniędzy. Zakonnicy mają przecież
obowiązek podzielenia się tą radosną nowiną z biednymi. Oni sami nie mogą posiadać
żadnej prywatnej własności. Jeśli jednak chodzi o zakonMarii Niepokalanego
Poczęcia, bracia są nad wyraz interesowni.
Regularnie, dwa tygodnie po Zielonych
Świątkach, przybywa do zakonu finansista diecezji Alfons Willemsen z Mainz.
Świadom tego, że opat zakonu miał zawsze przygotowane trzy obszerne listy: jedną — dochodów z zabawy, drugą — wydatków i trzecią pod tytułem „Nie
podliczone".Nad tą ostatnią przełożony pochylał się szczególnie
chętnie, bowiem na niej widnieją kwoty, które omijają urząd podatkowy i płyną
prosto do kasy zakonu.
"W dobrych latach było to nawet
70.000 DM" — opowiada Willemsen. Przez 10 lat zarządzał i pomnażał,
jako ekonomista diecezji, pieniądze braci. Pakował je do zwykłej reklamówki i jechał do Mainz. Tam lądowały w kasie pancernej.
Kiedy ojciec Willemsen wystąpił w
styczniu z zakonu (ponieważ nawiązał intymne stosunki ze swoją sekretarką),
zaczęła mu ciążyć na sumieniu sprawa podatków. Finansowe triki, które przejął
po poprzedniku i które sam wymyślał, nie mogły pozostać bez konsekwencji, mimo
że forsa klasztorna odegrała tu tylko niewielką rolę.
Według firmy kontroli gospodarczej
„Ergo", na którą powołuje się tygodnik „Stern", cwani
mnisi oszukali niemieckiego fiskusa w ciągu 10 lat na kilkadziesiąt milionów
marek!
W zeszłym roku, w kwietniu, Willemsen
dobrowolnie zgłosił się do prokuraturyoraz izby skarbowej Urzędu Finansowego w Mainz. Zakonnicy cprowadzili swoje ciemne interesy poprzez dwie firmy.
Pierwsza to spółka z o.o. Towarzystwo Misjonarskie Oblatów z Hunfeld.
Spółka z o.o., właścicielka wszystkich gruntów i nieruchomości zakonu, nie miała
żadnych wpływów. Wszystkie transakcje finansowe przeprowadzane były z ulgami
podatkowymi przez Związek Oblatów.
Teraz, po wyjawieniu przezeksfinansistę
tajemnicy, grozi mu utrata uprawnień przysługujących stowarzyszeniom wyższej
użyteczności publicznej. „To byłaby dla zakonu całkowita katastrofa" — mówi Willemsen. Niestety, stało się trochę inaczej. Z okazji Zielonych
Świątek zakon założył drugi związek pod nazwą Przyjaciele Święta Zielonoświątkowego,
aby wolne od podatków obroty podwoić do 60 tysięcy DM. Osoby badające tę sprawę
uważają to za niedopuszczalne.
Bracia oblaci w sprawach finansowych
byli nad wyraz pomysłowi. W okręgowym i miejscowym banku Borken otworzyli konto
pod wzruszającą nazwą „Konto dla miłosiernych", aby na nim zbierać
datki na „Misję Natychmiastowej Pomocy". Jak wspomina Willemsen,
konto owo było dostępne dla osób prywatnych, u których wystąpiła progresja podatkowa.
Nadwyżki pieniężne można było zakamuflować jako rzekome pożyczki. Zakonnicy
wystawiali nawet ofiarodawcom pokwitowania, a jeśli ci chcieli swoje pieniądze z powrotem, szybki je przelewali. Jednak bardzo chętnie zatrzymywali odsetki.
W miejscowości Willich od 1960 roku
inny zakon oblatów jest właścicielem Gimnasium św. Bernharda. „Mieliśmy
szkołę, która nic nie kosztowała, zupełnie nic" — twierdzi Willemsen,
ponieważ — jak się okazało — był to kolejny trik zakonników. Udawali
bowiem, że są biedni jak myszy kościelne.
Jako prowadzący szkołę powinni pokryć
tylko 6 procent wszystkich kosztów personalnych i technicznych (natomiast 94
procent finansuje rząd krajowy), jedna nawet z tego udało się im wymigać. Jeżeli
bowiem zarządzającemu brak środków, szkołę dofinansowuje miasto, z pieniędzy
podatników. W przypadku gimnazjum św. Bernharda chodziło o niebagatelną kwotę
około 500 tysięcy DM rocznie.
Tego było już za wiele, prokuratura
wszczęła śledztwo, bo o biedzie tych żądnych pieniędzy zakonników nie może być
mowy. Tylko w 1996 roku zakon dysponował 50 mlnDM w gotówce, papierach
wartościowych i złocie.
Przy tego rodzaju zdrowej sytuacji
finansowej okazyjne prywatne pożyczki zbytnio mnichom nie ciążą. Tak na przykład w Kaarst wybudowano z pieniędzy zakonu dom wartości 1,5 mln DM. Właściciel,
brat wysoko postawionego oblata w Rzymie, nie dołożył według Willemsena do 1996
r. ani feninga. Zapłacił zaledwie 40 tysięcy marek na rok jako „odsetki",
na co jest pokwitowanie.
Sam Willemsen nie mógł oprzeć się
pokusie, aby choć z część tych płynących jak lawina pieniędzy, nie przekazać
swojej ukochanej.
„Wpadłem na pomysł aby otworzyć
konto w PAX Banku w Mainz. Którym wyłącznie ja mogłem dysponować" —
wyznał w prokuraturze w Koblencji. — „Na to konto miały wpływać
pieniądze, które mnie osobiście zostały przekazane, a którymi później, omijając
biurokrację, wsparłem zakonnika z Wrocławia, bo ten potrzebował nowej glazury
do kościoła. Zgody diecezji nigdy na to nie dostałem" — mówi Willemsen.
Nie otrzymałby jej pewnie także na
zakup segmentu w Mainz, który nabył w 1993 r. za 485 tysięcy DM. „Później
przekazałem kupiony dom mojej obecnej towarzyszce życia" — opowiada
Willemsen. — Cena kupna nie była uzgodniona".
Najwyższy brat, prowincjał Alfred
Schellman, starał się ograniczyć szkody. On i jego prowincja nie brali udziału w żadnych manipulacjach. „Ta czarna owca to Willemsen. Jeśli do jego zwolnienia
rzeczywiście wyjdą jakieś nieprawidłowości, odpowiedzialny za to jest tylko
on".
„Prowincjał zakonu oblatów nie
wyrwie się tak łatwo z tej afery" — twierdzi przedstawiciel kontroli
gospodarczej z Bonn. Sprawa trafi do odpowiednich organów, zajmujących
się przestępstwami podatkowymi.
A prokuratura prowadzi dochodzenie
przeciwko „Willemsen i inni".
Dzisiaj wesołym zakonnikom nie w głowie
świętowanie. Ich zwierzchnicy rozważają, czy nie zrezygnować z zielonoświątkowej
zabawy.
Za
„Das Weisse Pferd"
Tłum.
Anna Olejnik
« (Published: 03-08-2002 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1730 |