|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture » Art » »
Dysputa [1] Author of this text: Lech Brywczyński
Dramat w jednym akcie
MOTTO:
Nieszczęsna dola cesarzy!
Nikt nie uwierzy, że wykryli skierowany przeciwko sobie spisek, dopóki nie zostaną
zamordowani.
Domicjan,
cesarz rzymski
OSOBY:
Julian Apostata, cesarz rzymski (Zobacz)
Glaukos
Kleombrotos
Legat
Trybun
Centurion
Dostojnik I
Dostojnik II SCENA PIERWSZA
Namiot
cesarski. W półkolu siedzą na stołkach słuchacze: Julian Apostata w purpurowym
płaszczu cesarskim i złotym wieńcu na głowie, Legat, Trybun, Dostojnik I i Dostojnik
II. Legat i Trybun mają na sobie rzymskie zbroje, zaś obaj dostojnicy — togi.
Naprzeciwko słuchaczy siedzą na podobnych stołkach filozofowie: Glaukos i Kleombrotos. W namiocie panuje cisza, wszyscy są zamyśleni. Po chwili Julian Apostata wstaje,
dając pozostałym znak, by nadal siedzieli. Spogląda na obu filozofów, pocierając
sobie dłonią brodę.
Julian Apostata: — (do Glaukosa i Kleombrotosa)
Wielkie dobro wyświadczyliście nam dzisiaj, szlachetni mężowie, racząc nas ciekawymi
wykładami. Spór, toczony w taki sposób i na tak istotne tematy, przynosi wam
zaszczyt. Niestety, dzisiejsza dysputa ma się ku końcowi. Wzywają mnie obowiązki,
żołnierze kończą już budowę umocnień wokół obozu. Muszę zaplanować trasę dalszego
pochodu w głąb Persji, wydać nowe rozkazy… Proszę więc was obu o krótkie podsumowanie
swoich poprzednich wywodów. Potem będziemy głosowali, któremu z was powinienem
przyznać nagrodę. Nawet jeśli wynik głosowania nie będzie się zgadzał z moim
własnym wyborem, podporządkuję się mu. Zaczynaj ty, Glaukosie! (siada,
uprzejmym gestem zapraszając Glaukosa do powstania)
Glaukos: -
(wstaje, zastanawia się przez chwilę) Temat sporu, jaki toczę
dziś z Kleombrotosem, to ludzkie życie: co jest jego istotą, co stanowi o jego
wartości, jak żyć, żeby być szczęśliwym? Nie tylko najłaskawiej nam panujący
imperator (kłania się Julianowi) ale i wszyscy pozostali, którzy
są tu dziś obecni, zdążyli poznać moje zdanie na ten temat i wiedzą, co jest
osią mojej filozofii. A jest nią jedno pojęcie: przyjemność. Każdy z nas poszukuje
przyjemności, chociaż nie wszyscy mamy odwagę przyznać się do tego… (przebiega
wzrokiem po twarzach słuchaczy) Na czym polega życie przyjemne? Aby
na to pytanie odpowiedzieć, trzeba podzielić nasze doznania na dwie sfery: przyjemność i ból. Do przyjemności zaliczam odbierane przez człowieka, miłe doznania, zwłaszcza
te, związane ze stołem i łożem, ale również rozkosze wyższego rzędu, takie jak
choćby słuchanie muzyki. Cielesne przyjemności są jednak istotniejsze niż duchowe — przecież nawet przyjemności duchowe polegają zazwyczaj na tym, że przypominamy
sobie rozkosze cielesne albo na nie oczekujemy! Można to twierdzenie rozszerzyć:
czy całe ludzkie życie nie jest oczekiwaniem na przemijające, ulotne przyjemności?
(przechadza się pomiędzy słuchaczami, wolno cedząc słowa) Ból podzieliłbym z kolei na przykrości cielesne, wynikające z chorób, ran lub tortur oraz rozterki
duchowe, których źródłem jest nasz niespokojny umysł. Ból jest-
niestety! — silniejszy, niż przyjemność: ten, kogo bolą zęby, nie cieszy się
smakiem wykwintnej potrawy, którą właśnie spożywa! (podnosi wskazujący
palec ku górze) Wniosek jest oczywisty: celem człowieka powinno być
unikanie bólu, bo uniemożliwia on doznawanie przyjemności… Z fizycznym bólem
sprawa jest oczywista. Staramy się chronić przed nim swoje ciało, a jeśli ból
już się pojawił, to próbujemy usunąć jego przyczynę. Wrogiem o wiele bardziej
podstępnym jest ten ból, który targa duszą: ból serca i umysłu. Bywa on równie
silny jak ten, który dręczy ciało, ale jest dużo trudniejszy do usunięcia! Tak,
tak… (przez chwilę milczy, smętnie kiwając głową) Jak może się
objawiać ta choroba duszy? A choćby tak, że człowiek martwi się nie tylko o siebie czy o swoich najbliższych, ale także o swoje miasto, o państwo czy nawet o całą ziemię i kosmos. Po co? Po co mieszać się do spraw publicznych? Jaka
korzyść może z tego wyniknąć? To, co dla ogółu korzystne, nie zawsze jest akceptowane
przez obywateli, a to, co zwodnicze i szkodliwe, jakże często bywa oklaskiwane.
(z przejęciem, gestykulując) Ilu szlachetnych ludzi poświęcało
się dla swoich rodaków, a nie zostało docenionych i zrozumianych? Jakże często
działalność publiczna wzbudza zawiść zamiast wdzięczności! Ten, kto troszczy
się o przyszłość społeczeństwa, żyje majakiem dnia jutrzejszego, bezpowrotnie
tracąc dzień dzisiejszy. Czy nie lepiej żyć chwilą, zamiast snuć wielkie plany?
Zajmowanie się polityką jest wypływaniem na wody głębokie i pełne wirów. Do
najczystszych intencji przyplątują się z czasem chore ambicje, zapiekłe animozje,
utajone powiązania; to tak, jakby klejnot wypadł nam z dłoni i utonął w bagnie.
Czy nie lepiej zachować ów klejnot naszych cnót dla siebie? Przyjemniej jest
przecież żyć w ukryciu, życiem ściśle prywatnym… A twórczość? (z lekceważeniem
macha ręką) I ona nie jest godna wysiłku. Poeta liczy na poklask, tworzy
przez całe życie… Co po nim zostaje? Czasem dwa, trzy wiersze, a najczęściej
nic. Miłość? Jeśli prowadzi do zaspokojenia, jeśli dostarcza więcej przyjemności,
niż bólu, obawy i rozterek, to zgoda. Ale jeśli jest odwrotnie? Wtedy trzeba
ją jak najszybciej wymazać z serca! (zatrzymuje się naprzeciwko Juliana,
mówi z naciskiem) Najgorszym, najniebezpieczniejszym wrogiem życia szczęśliwego
jest jednak wiara w bogów i wynikający z tej wiary strach o pośmiertny los ludzkiej
duszy. Niewielu jest ludzi, którzy są tego strachu pozbawieni. A przecież wystarczy
sobie powiedzieć: gdy ja żyję, śmierci nie ma, a gdy mnie nie ma, to śmierć
dotknąć mnie już nie może. Skoro nigdy nie spotkam się ze śmiercią, to czego
się mam bać? (z uśmiechem) Spójrzmy na świat, na naturę! Wszystko
wokół nas rodzi się i umiera każdego dnia, a my nawet tego nie zauważamy. Pogódźmy
się z tym, że istniejemy krótko! Nie liczmy naiwnie na życie wieczne w zaświatach.
Pragnienie nieśmiertelności jest śmieszne i niegodne mędrca, Kleombrotosie!
(wymownie spogląda na swego konkurenta) Z tego wszystkiego wyciągam
wnioski następujące. Zwalczmy w sobie nadmierne przywiązanie do życia i spraw
jego, usuńmy z naszego umysłu lęk przed bogami. Razem z bogami, usuńmy też lęk
przed śmiercią. Naszym życiem rządzi przypadek: jest on ważniejszy od ludzkich
zamierzeń i od rzekomej woli bogów. Ileż razy przypadek pokrzyżował wielkie
plany! Wiele przykładów mógłbym przytoczyć, ale nie czas teraz na to. (z
naciskiem) Celem człowieka powinno być zatem pozbycie się cierpienia i osiągniecie błogostanu, zwanego szczęściem. Taki błogostan jest odczuwany
przez zwierzęta, a zatem zgodny z naturą. Zwierzęta instynktownie szukają szczęścia
poprzez unikanie przykrości: nie troszczą się o sprawy publiczne, nie martwią
się o życie pozagrobowe, nie lękają się bogów...I dzięki temu są szczęśliwsze,
niż my. Spróbujmy im dorównać.
Kłania się cesarzowi, a potem siada na swoim stołku. Julian klaszcze, a wraz z nim pozostali słuchacze.
Potem cesarz daje dłonią znak Kleombrotosowi, by ten zabrał głos.
SCENA DRUGA
Kleombrotos wstaje,
kłania się cesarzowi, a potem przechadza się przez chwilę w milczeniu.
Kleombrotos: — (mówi
półgłosem, jakby sam do siebie) Ciało, dusza, rozum… Do ciała
należą wrażenia, do duszy popędy, do rozumu zasady. Zdolność odbierania wrażeń
ma nawet bydło, nie może więc ona decydować o wartości ludzkiego życia… Dla
mojego przedmówcy ważne jest jednak tylko ciało. Gardzi on życiem twórczym -
uważa, że najwyższą rozkoszą duchową, daną człowiekowi, jest wspominanie zjedzonych
smakołyków i wypitego wina. Z takim rozumowaniem zgodzić się nie mogę i nie
zamierzam — to tak, jakby chorobę nazywać zdrowiem! Mój przeciwnik zachwala
szczęście ptaków i motyli, zachwala takie przyjemności, które są poniżej godności
człowieka. (głośniej, do słuchaczy) Czcigodny Glaukos odwraca
się i od życia, i od śmierci — proponuje wam radość bezmyślnego trwania. Radość
wynikającą nie z tego, że zrozumieliśmy świat, ale z tego, że nie chce się nam o nim myśleć. On uważa, że wystarczy uciec przed złem, zaszyć się w kąt, usunąć
ból, żeby osiągnąć szczęście. Jest w połowie drogi na szczyt, a wydaje mu się,
że osiągnął wierzchołek. (staje pośrodku, z powagą podnosi dłoń ku górze)
A bogowie? Co z nimi? Glaukos nawet nie próbuje udowodnić, że oni nie
istnieją — woli udawać, że ta sprawa go nie dotyczy. Utracił wiarę, jeszcze
zanim ją pozyskał. Po naszej śmierci, powiada, bogowie i tak zrobią z naszymi
duszami to, co uznają za słuszne, więc my nie zaprzątajmy tym sobie głowy -
dzięki temu nie będziemy się za życia martwić, a i umrzemy spokojniejsi. Zakłada
sobie po prostu, że bogów nie ma — zastępuje ich nowe bóstwo, wymyślone przez
Glaukosa — przypadek! Cokolwiek się dzieje, nie jest to wolą bogów, lecz wolą
przypadku. Czy jest to myślenie, godne mędrca? (kręci głową z niedowierzaniem)
Przypadek owszem, może mieć wpływ na nasz los. Ale wyciągać z tego wniosek,
że ślepy traf jest ważniejszy niż cnoty umysłu i charakteru — to już wielka
przesada. Nie! Czy można zagrać piękną melodię, szarpiąc struny jak się trafi, z przypadku? Czy zdołamy wznieść gmach wielki i piękny, który by wyglądał
jak cegłą pisana księga, jeśli będziemy budować bez planu, jak popadnie?
Czy z przypadkowych składników, w przypadkowy sposób, można ugotować smaczną
potrawę? Czy bez roztropności, bez miary, liczby i reguły można stworzyć dzieło?
Spytajmy wreszcie i o to: czy my, ludzie, jesteśmy w stanie cokolwiek
wynaleźć, nauczyć się czegokolwiek, skoro wszystko dzieje się — jak twierdzi
Glaukos — przez przypadek? (przez chwilę milczy, uważnie wpatrując się w twarze słuchaczy, jakby oczekiwał na odpowiedź) Nie trzeba odpowiadać
na te pytania, by stwierdzić, że cnoty, które przecież wywodzą się z naszego
rozumu, są ważniejsze, niż bezrozumny przypadek. Dlatego, moim zdaniem, także
działalność publiczna jest zajęciem szlachetnym i pożytecznym. Gdyby nie wysiłek
legionistów, urzędników i samego cesarza, nie moglibyśmy teraz debatować tu
sobie o rzeczach pięknych i wzniosłych, bo barbarzyńcy już dawno zdeptaliby
Imperium! (po chwili) Dzięki każdej formie życia twórczego i owocnego
możemy żyć tak, żeby nie mieć wątpliwości, że nie urodziliśmy się na próżno.
Możemy zarazem liczyć na przychylność bogów, na ich opiekę. (do słuchaczy, z naciskiem) A może jest tak, że dopiero po śmierci żyjemy życiem, jedynie
tej nazwy godnym? (na chwilę zawiesza głos, rozkłada ramiona w dramatycznym
geście) Może? Kto z nas może to wiedzieć! (uspokaja się, pogodnieje)
Drodzy przyjaciele mądrości, ja nie chcę tego, co byłoby dla mnie najprzyjemniejsze — chcę tylko tego, co przeznaczyli mi bogowie! Nie wiem, czy to jest to samo...
(milczy przez chwilę, a potem kłania się cesarzowi i siada na swoim miejscu)
1 2 3 Dalej..
« (Published: 26-08-2002 Last change: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Private site
Number of texts in service: 13 Show other texts of this author Newest author's article: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1850 |
|