|
|
Religions and sects » Buddism
Ofensywa Orientu [2] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Warto zaznaczyć, że w religii tej Nietzsche cenił najbardziej nihilizm, który był mu bliski; ponadto dla niego to najgorsze chrześcijaństwo zaczyna się od Pawła, w Jezusie widzi wiele cech podobnych do Buddy, przypomina mu on "jakiegoś Buddę". Przy odrzuceniu chrześcijańskich zniekształceń tej postaci, docierając do jej ewangelijnej psychologii zarysowują się zdumiewające zbieżności. Budda potępiał przywiązanie do życia, pragnienie doznań, uleganie namiętnościom, gdyż wszystko to, powodując cierpienia, utrudnia osiągnięcie zbawienia — nirwany, czyli wygaśnięcia. Podobny cel głosił Jezus — wyrzeczenie się namiętności, w błogim umiłowaniu Boga. Religia, kult były mu całkowicie obce. Dostrzega to również Nietzsche: "Sprzeciwiam się, by w typ Odkupiciela wpisywano rysy fanatyka (...) Wiara taka nie gniewa się, nie gani, nie broni się: nie wyciąga "miecza" — (...) Wiara ta nie nadaje sobie także formuł — ona żyje, broni się przed formułami. (...) Wśród Hindusów posługiwałby się on pojęciami systemu samkhyam, wśród Chińczyków pojęciami Lao-tsego — i nie odczułby przy tym żadnej różnicy. — Można by, z niejaką tolerancją terminologiczną, nazwać Jezusa "wolnym duchem" — który nic sobie nie robi z wszystkiego, co ustalone: słowo zabija wszystko, co ustalone, zabija. Pojęcie "doświadczenie życia", znane tylko Jezusowi, sprzeciwia się wszelkiemu słowu, wszelkiej formule, wszelkiemu prawu, wszelkiej wierze, wszelkiemu dogmatowi. (...) Nie wolno się tu pomylić, choć ogromna jest pokusa, która kryje się w chrześcijańskim, tzn. w kościelnym przesądzie: taka symbolika par excellence pozostaje poza wszelką religią, poza wszelkimi pojęciami kultu (...) Nie obiecuje się błogości, nie wiąże jej z jakimiś warunkami: błogość jest jedyną realnością — wszystko inne to znaki, dzięki którym można o niej mówić… Następstwo takiego stanu projektuje się na nową praktykę, właściwie ewangeliczną praktykę. Momentem, który wyróżnia chrześcijanina, nie jest "wiara": chrześcijanin działa, wyróżnia się odmiennością działania. Wyróżnia się tym, że ani swym słowem, ani w swym sercu nie sprzeciwia się człowiekowi, który jest wobec niego zły. (...) Że na nikogo się nie gniewa, nikogo nie lekceważy. Że ani nie pokazuje się w sądach, ani nie daje się zaangażować ("nie przysięgać") Że w żadnym razie, nawet w przypadku dowiedzionej niewierności żony, nie rozstaje się z nią (...) Rozliczył się z całą żydowską doktryną pokuty i pojednania; wie, że jedynie dzięki praktyce życia można się czuć "bosko", "błogo", "ewangelicznie", stale czuć się "dzieckiem Bożym". Drogą do Boga nie jest "pokuta", nie jest "modlitwa o przebaczenie": jedynie ewangeliczna praktyka prowadzi do Boga (...) Głęboki instynkt, który dyktuje, jak należy żyć, aby czuć się niebiańsko, aby czuć się "wiecznym", podczas gdy wszelka inna postawa nie pozwala czuć się niebiańsko: jedynie to jest psychologiczną realnością "zbawiania". — Nowy sposób życia, nie zaś nowa wiara… (...) Już samo słowo "chrześcijaństwo" jest nieporozumieniem — w istocie rzeczy, był tylko jeden chrześcijanin, który umarł na krzyżu. "Ewangelia" umarła na krzyżu. Co odtąd zwie się "ewangelią", jest już przeciwieństwem, tego, czym on żył: "złą nowiną", dysangelium. Jest to aż absurdalnym fałszem, gdy za odznakę chrześcijanina uważa się jakąś wiarę, np. wiarę w odkupienie przez Chrystusa: chrześcijański charakter ma tylko praktyka chrześcijańska, życie takie, jak życie tego, który umarł na krzyżu… (...) zdziczały kult tych rozchwianych dusz nie utrzymał już owego ewangelicznego zrównania wszystkich jako dzieci Bożych, o którym uczył Jezus"
Wracając jeszcze do tego jedynego pożądania na jakie może sobie buddysta pozwolić: nirwany i unikania cierpienia. Słusznie zauważyła Lynn Margulis, wybitny biolog amerykański: "Bierność buddyzmu przypomina mi zastygłą rezygnację" . Jest w tym wszystkim coś głęboko nieludzkiego, jeśli się tak można wyrazić. Cząstką człowieka jest i będzie cierpienie — immanentna część naszego życia. Tak bardzo, że Anatol France mógł sformułować "najkrótsze dzieje ludzkości": "Ludzie rodzili się, cierpieli i umierali" . Podobnie namiętności są znamieniem człowieka. Można je kiełzać, ale nie zniszczyć. Wówczas również wyrzekamy się odpowiedzialności za nasze człowieczeństwo, tak jak człowiek, który znając trudy codziennego, rodzinnego życia ucieka w mury klasztorne.
*
Czasami podnosi się: dlaczego odrzucasz, dajmy na to, ideę boga, skoro nie mogłeś jeszcze poznać wszystkich doktryn religijnych? Jednakże dobrze skomponowana doktryna religijna wcale nie będzie argumentem na rzecz jej założeń. Nie będzie przez to bardziej prawdziwa, lecz lepiej pomyślana. Złą perspektywę patrzenia przybiera ten, kto sądzi, iż błąd religii zasadza się na sprzeczności wewnątrz jej doktryny. System spójny nie powie nam więcej o słuszności mniemań z dziedziny religijnej transcendencji, metafizyki i bogów, niż system jawnie sprzeczny. Za to łatwiej wyzyska naszą łatwowierność i intelektualne lenistwo.
Jak wobec tego ocenić można pogoń za nowymi formami religijnych systemów na współczesnym "rynku duchowym"? Czy w istocie człowiek trzeźwo myślący może w obcych doktrynach religijnych znaleźć aż tyle nowych atutów, które znajdują się poza zasięgiem rodzimych złud? Jest to aż nader wątpliwie przy rzetelnej ocenie.
Że jest to moda świadczy choćby fakt, że jeszcze kilka dekad temu nie było takiego zachwytu wschodnimi wierzeniami, a religioznawca Reinach (bynajmniej nie zelota, ani nawet nie chrześcijanin) mógł je przedstawić takimi jakimi były w istocie. Pisał więc, że hinduizm jest religią "zapóźnioną i poniżającą" , że "...podzielił się na niezliczone sekty, zaludnił się bogami, boginiami, demonami do tego stopnia, że przypomina las zwrotnikowy. Kult zasadza się na czci zbyt często nieporządnej, fetyszów i bałwanów, z towarzyszeniem bicia w dzwony, iluminacyj, sypania kwiatów; muzyka wyje lub wzdycha, bajadery tańczą, głowy wpadają w zawrót, a straszliwy obraz męczarni piekła induistycznego nie wystarcza, by natchnąć wiernych szacunkiem dla obyczajów" ;i dodawał: "Co nam rezerwuje przyszłość? Religja Indów, pisał w 1858 Max Müller, jest religją zgrzybiałą i nie ma wiele lat życia przed sobą" . Zaś o buddyzmie tybetańskim lamów, który Wolter uważał najbardziej niedorzecznym kultem na ziemi, pisał Reinach: "Tybetowi narzucił buddyzm potworną teokrację która kładzie zaporę wszelkiej cywilizacji, wszelkiemu przenikaniu pojęć europejskich. (...) Pierwotna religja Tybetu była nadzwyczaj gruba, z koncepcjami totemicznemi, jak na przykład boga nieba, jadącego wierzchem ...na psie, małpy czczone w charakterze przodka, psów świętych, utrzymywanych w klasztorach lamów dla pożerania zmarłych, i z niesłychanym rozwinięciem najniższego czarownictwa. (...) ani jego zwierzchnictwo [tj. dalajlamy — przyp.], ani ekspedycja Anglików do Lhâssy (1904) nie doprowadziły do zniknięcia ekstrawagancyj lamaizmu. Mówiono często, że ze swymi wygolonymi księżmi, dzwonami, różańcami, młynkami do modlitw, bałwanami, wodą święconą, papieżami i biskupami, opatami i mnichami, procesjami i świętami, konfesjonałami, Czyśćcem, Piekłem, lamaizm jest karykaturą romanizmu ". Dziś za to słyszy się największą pieśń chwały i zachwytu.
Jeśli ma ktoś większe niż przeciętne intelektualne aspiracje, a jednocześnie naturę religijną, może się z pewnością odnaleźć w doktrynie starej — pozostając w religijnej mistyfikacji nie dokłada przynajmniej do tego uległości nowym modom i kolejnym owczym pędom. Jestem tego samego zdania co Anatol France: "Być może jednak, że stare błędy nie są tak straszne, jak nowe, a jeśli już musimy dać się wodzić za nos, to lepiej chyba trzymać się złud, których ostrze stępiało (...) Owce winny znosić cierpliwie strzyżenie nożycami starego pasterza, bo może nastać młody, który im zedrze wełnę razem ze skórą". Jeśli już musisz być owcą, nie szukaj sobie nowej owczarni, gdyż nie jest to tego warte.
Fakt, że umysły ludzi takich jak Leszek Kołakowski mogły się odnaleźć w łonie katolicyzmu, świadczy najlepiej jeśli nie na rzecz katolicyzmu, to przynajmniej przeciw dalekowschodniej modzie, gdyż dowodzi, że żądza Orientu nie jest tożsamą z aspiracjami intelektualnymi współczesnych społeczeństw, lecz wyraża z jednej strony pewien pewien trend mody, a z drugiej wyjałowienie naszych systemów religijno-światopoglądowych. Ale czy automatycznie świadczy to o wyższości obcych systemów?
Względność krytyki rodzimej religii z punktu widzenia nowych fascynacji religijnych ilustruje dobrze wypowiedź pewnego Polaka-taoisty mieszkającego w Chinach, który pisał do mnie o sytuacji w Azji: "Rzeczywiście Kościół katolicki w Polsce nie zawsze robi to co jest zgodne z jego misją. Z wieloma elementami krytyki jako osoba wychowana w Polsce zgadzam się w stu procentach. Problem w tym, że dokładnie te same argumenty padają z ust ludzi na całym świecie krytykujących swoje "lokalne" religie: buddyzm, taoizm, islamizm itd tj.: arogancja kleru i mnichów, ich bezużyteczność, niechęć do ciężkiej pracy, żerowanie na społeczeństwie, ich bogactwo kontrastujące z biedą zwykłych ludzi itd. Obecnie chrześcijaństwo jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się religii, wielu Azjatów staje się chrześcijanami w wyniku rozczarowania swoimi rodzimymi religiami… Podobna rzecz dzieje się w Europie gdzie… wiele osób przechodzi na buddyzm…" Nie jest więc tak, że to Wschód ma tylko do zaoferowania Zachodowi nową religijność, jak utrzymują ludzie przejęci modą na wierzenia wschodnie. Religie wschodnie wielu wydają się atrakcyjne nie dlatego, że istotnie posiadają jakieś wyjątkowe walory w porównaniu z religiami rodzimymi, ale dlatego, że są po prostu nowe...
*
Nie należy głosu tego rozumieć jako sprzeciwu wobec religijnej różnorodności, gdyż dotyczy on tylko płytkich fascynacji współczesnych. O ileż wyżej można cenić religię będącą wytworem lokalnych warunków, niż taką która jest zaszczepiona z zewnątrz. Ta pierwsza jest przynajmniej czymś bardziej naturalnym — społeczność zamieszkała na danym obszarze, w danych warunkach klimatycznych i kulturowych tworzy sobie wierzenia będące odzwierciedleniem jej pragnień, potrzeb, wyobrażeń, wrażliwości, zdolności, etc. Dlatego właśnie wyżej oceniam dawne wierzenia "pogańskie" (jakże różnorodne!), niż chrześcijańskie zglajszaltowanie. Równie naturalny jest dla Japończyków szintoizm, co absurdalny Indianin w mitrze biskupiej. Reszta przesądów, szczepionych ludom sztucznie, zawsze będzie miała coś ze wrzodu, choć z pewnością z czasem mniej lub bardziej się doń przyzwyczajamy. To jest ta część religijności, która ma charakter stricte sekciarski — poprzez rozwiniętą machinę propagandy, tzw. ewangelizację i "misjonaryzm", dąży do zaszczepienia kultu i wierzeń "uniwersalistycznych", z pretensją optymalności dla wszystkich i wszędzie, niwecząc zarazem lub wchłaniając wierzenia lokalne i "naturalne".
1 2
« Buddism (Published: 28-08-2002 Last change: 11-06-2009)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1851 |
|