|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture » Etnology
Śmierć w polskiej kulturze ludowej [2] Author of this text: Joanna Żak-Bucholc
Krótko
podsumowując tę część rozważań wypada podkreślić powiązanie obrazu
uniwersum i najważniejszych rytualnych czynności, a także cech
antropomorficznego wizerunku Śmierci (kategorie ten
i tamten świat, granica, obcość). Przy
czym śmierć postrzegać można w kilku płaszczyznach: „kosmicznej"
(cykle pór roku, zima jako śmierć), społecznej (śmierć dotyka rodziny oraz
całej wspólnoty, i cała wspólnota bierze udział w obrzędzie pogrzebowym) i wreszcie jednostkowym — poszczególnego człowieka. Co jednak zmieniło się w takim sposobie widzenia śmierci? O najważniejszych zmianach powiemy poniżej.
Zmiany
znaczeń, śmierć na opak?
Wiemy
już zatem, że to jak postrzegano śmierć, jak ją rytualizowano, jak sobie ją
wyobrażano ma związek z ogólną wizją świata panującą w kulturze. Jeśli
zatem zmieni się podstawowy obraz świata, zmianie ulec mogą poszczególne
elementy. I tak się stało. Wraz z procesem, który możemy określić jako
desakralizację świata, wraz z dominującym coraz wyraźniej naukowym
paradygmatem, po części zastępującym dawne wizje uniwersum, przekształceniom
ulegają dotychczasowe obrazy śmierci. Autor obszernej pracy Człowiek i śmierć Ph. Aries uważa, że choć śmierć zmieniała się wciąż w ciągu
tysiąclecia, to tak powoli, że ludzie tych zmian nawet nie dostrzegali — teraz
zaś (od XIX w.) nastąpił prawdziwy przewrót [ 20 ].
Wszystkie niemal znaczenia uległy odwróceniu. Nie bez przyczyny autor ostatnią
część swojej pracy poświęconej okresowi od XIX do XX w. zatytułował Śmierć
na opak. I powiada, iż dziś mamy do czynienia z „dziką śmiercią",
nie oswojoną, swoistym przeciwieństwem śmierci oswojonej — wypracowywanej
przez setki lat od starożytności po XIX wiek.
Podobnie
rzecz postrzega inny autor, J. Barański (Śmierć i zmysły...). Konkluduje on, że u schyłku XIX w. mają miejsca kulturowe
zmiany, związane z włączeniem lekarza w proces umierania [ 21 ].
Medycyna niejako zawłaszcza umieranie, śmierć i … zwłoki człowieka.
Rysuje nam się zatem obraz śmierci zmedykalizowanej. Ten proces narasta od
XVII w., kiedy to powstaje instytucja szpitala ogólnego. Fakt ten miał określone
skutki, z których pierwszym była społeczna izolacja. Szpital separuje chorego
czy umierającego człowieka od rodziny. Druga konsekwencja hospitalizacji to
to, iż ciało człowieka, w tym człowieka martwego, dawniej objęte pewnym tabu,
zostało poddane dyscyplinie medycznej, stało się niejako posłuszne
lekarzowi, który ma prawo nie tylko je dotykać, ale i ingerować w nie.
Podlega oto „szkiełku i oku", oglądowi badacza, staje się
przedmiotem nauki empirycznej (rzecz jasna, nie bez związku z nurtami
naukowymi, rozwojem kartezjanizmu, empiryzmu, potem — koncepcji Newton'owskich,
na bazie których pojawia się swoisty mechanistyczny ogląd ciała). Rozpoczyna
się proces, która „powołuje" racjonalny dyskurs nad ciałem
ludzkim. W tym też okresie (XVII, XVIII w.) powszechne stają się sekcje zwłok — dokonywane nieraz przy wcale licznym audytorium. Ale były to sekcje na ciałach
skazańców — jeszcze wciąż bowiem utrzymywał się tradycyjny pogląd, że
penetrowanie ciała po śmierci jest karą, aktem zadawania bólu zmarłemu.
Wreszcie koniec XIX w. i początek XX dla doznań związanych ze śmiercią
staje się przełomowy. Otoczenie chorego to już nie Śmierć stojąca obok łóżka,
ksiądz i rodzina — akcent przesunął się na postać lekarza — reprezentanta
wiedzy racjonalnej, który ma „moc" mierzenia się ze śmiercią, zaś
śmierć częstokroć traktowana jest jako wynik przegranej nauki medycznej, nie
zaś konieczność egzystencjalna, a tym mniej — „boski wyrok". Śmierć
traci znamiona metafizyczne, sakralne, jest zdarzeniem wyłącznie medycznym. A jednocześnie najczęściej to lekarz i pozostali pracownicy szpitala, który
stał się główną „areną" umierania, są tymi, którzy towarzyszą
ludziom w odejściu. Społeczność uczestnicząca w pielęgnacji chorego (i
potem obrzędach pogrzebowych), liczniejsza ongiś wśród warstw ludowych,
mniej liczna w miejskich, kurczyła się nieustannie, i w końcu ogranicza się
do niewielkiego kręgu rodziny, albo i tylko pary małżeńskiej. Zaś szpital
stał się powszechnym miejscem chorowania i umierania — miejscem „samotnej
śmierci", jak pisze Aries (s. 560). Samotność umierania i nowy stosunek
do ciała ludzkiego składają się na zjawisko, które możemy nazwać
„prywatyzacją" ciała (i umierania). „Ciało staje się intymną
własnością człowieka (...). Im bardziej prywatna stawała się śmierć, tym
słabsze były społeczne formy jej doznania" [ 22 ].
Jak się jednak wydaje, proces prywatyzacji śmierci nie może być widziany
tylko jako wynik medykalizacji umierania (czy nawet szerzej — rezultat naukowego
paradygmatu). Wydaje się, że nie bez związku są tu pewne ogólne procesy
kulturowe -wspomniane już
odsakralnienie świata, które wyraża się między innymi także jako rodzaj
„pęknięcia" między światem a człowiekiem, człowiek bowiem coraz
bardziej staje się indywiduum — i tylko nim. Na dobre czy na złe współczesny
człowiek staje się coraz bardziej człowiekiem „osobnym", prywatnym, a jego celem jest nie tyle uczestnictwo we wspólnocie, ile dążenie do
„bycia sobą". Przekłada się to rzecz jasna na derytualizację życia w ogóle, a formy rytuałów (w szerokim pojęciu tego słowa) ulegają erozji.
Rytuał jako swoista „bariera" pomiędzy światem, społecznością a jednostką traci swą rolę „oswajania" rzeczywistości, wzorca
radzenia sobie z nią. W naszych czasach mówi się często o atomizacji społecznej — i rzeczywiście formy działań integracyjnych (jak np. właśnie rytuał) są
coraz uboższe [ 23 ].
Rytuał nie odsyła już ku wyższej rzeczywistości, ponadjednostkowej. Wspólnota
nie pomaga przekroczyć „się"; pośrednie ogniwa między światem a „mną" zanikają. Człowiek staje wobec świata indywidualnie. Czy
dlatego nie można oprzeć się wrażeniu, że nam trudniej jest pogodzić się
ze śmiercią (bliskiego i hipotetyczną — własną)? Straciliśmy oręż, i jedyną obroną zostało spychanie śmierci albo w kategorię fikcji (jak w kulturze masowej, głownie w filmach, w których aż nadto łatwo zabija się
ludzi...), albo w milczenie [ 24 ].
Jednocześnie
zmienił się stosunek do ciała „w ogóle". Kult młodości,
kulturowy nacisk na dbanie o ciało, kondycję i urodę, „dyktat"
higieny — wszystkie te zjawiska nie mogły nie wywrzeć wpływu na obraz śmierci.
To także zdaje się wynikać z desakralizacji — nie żyje się wszak dziś dla
życia wiecznego, nie traktuje się własnej egzystencji jako zaledwie
przygotowania do bytowania w zaświatach, żyjemy tu i teraz, dla siebie, nie
chcemy pamiętać, że umrzemy. Nie akceptujemy tym bardziej „ohydy"
śmierci, jej aspektu fizjologicznego. Śmierć ciała jak i ciało same poddane
zostało higienizacji. Aries zauważa, że śmierć już nie tylko wywołuje
strach, budzi wstręt, ale stała się wręcz nieprzyzwoita. „Tworzy się
nowy obraz śmierci; śmierci brzydkiej i ukrywanej (...)" [ 25 ].
Wtóruje mu Barański — "Związane z umieraniem i śmiercią obyczaje, które
dawniej upubliczniały śmierć, jak również czyniły ją przedmiotem społecznego
doświadczenia, zanikają i ubożeją" [ 26 ].
Autor nazywa tę „nową śmierć" o d w r ó c o n ą,jako że
odwróciła się dotychczasowa tradycja jej uobecniania, oswojonej rytuałem,
zwyczajem i wyobrażeniem, wkomponowanej przy tym w codzienne życie jednostki i społeczności.
Znamienne
jest coraz powszechniejsze zaniechanie żałoby. Jeśli już się ją
praktykuje, to (częściej jednak w miastach) ma ona charakter zupełnie
prywatny. Bólu dziś nie należy publicznie okazywać. „Jest to całkowicie
sprzeczne z tym, czego wymagano dawniej" [ 27 ].
Społeczeństwo wywiera nacisk — nowa forma odium? — i usuwa ze swego pola
widzenia śmierć i rzeczy z nią związane, w tym ludzi pogrążonych w smutku
przez stratę kogoś bliskiego [ 28 ].
Skutki tego, jak zauważa Aries — są z psychologicznego punktu widzenia
tragiczne, bowiem po pierwsze nie daje to szansy na przeżycie czegoś w rodzaju
katharsis, a z drugiej wokół rodziny zmarłego wytwarza się pustka — szczególnie
wokół ludzi starych. Nie trzeba dodawać, że w dobie dążenia do swoistej
„wiecznej młodości" ich status został mocno osłabiony w stosunku
do społeczeństw tradycyjnych.
Kodeksy
„dobrego życia" i „dobrej śmierci" zanikają (por. Aries,
s. 568). To co dziś nazywamy „dobrą śmiercią", niegdyś była uważana
właśnie za przeklętą — to śmierć w nieświadomości, najlepiej we śnie.
Pogodzenie się z losem, tak charakterystyczne dla m.in. kultury ludowej, dziś
jest udziałem niewielu. „Na ogół na wsiach nie ukrywano przed <słabującym>
starcem, że nadchodzi jego czas umierania" — pisze Zadrożyńska [ 29 ].
Świadomość umierania została jednak zastąpiona przez ukrywanie prawdy przed
chorymi (jak się powiada w żargonie medycznym: chorymi terminalnie), fałszywe
pocieszanie, swoistą infantylizację chorego, którego nie powiadamia się o jego faktycznym stanie. Nie ma zatem szans, jak dawniej, przygotować się do
swej śmierci [ 30 ].
W kontekście powyższych rozważań wielce użyteczna dla nas wydaje się być
książka H. Gerlich pt.Narodziny, zaślubiny, śmierć. Dotyczy ona co prawda Górnego Śląska i obrzędów w tradycyjnych rodzinach górniczych, ale — jak sama autorka
sugeruje — owe tradycje przenikają się z wiejskimi i, szczególnie jeśli
chodzi o warstwy niższe, wiele mają wspólnego z obrzędowością „typu
ludowego". Nas interesuje część poświęcona śmierci, tym bardziej, iż
autorka zwraca uwagę na rzecz obecnie nas zajmującą — na zmiany, jakie
zachodzą w obrębie wyobrażeń i obrzędowości ze śmiercią związanych.
Zatem — choć dawne przeświadczenia nie zanikają całkowicie,
to jednak — jak powiadają zresztą sami informatorzy autorki — tracą na
znaczeniu. Śmierć postrzega się już raczej w kategoriach racjonalnych i biologicznych — a nie magicznych, co nie pozostaje bez związku z faktem, że
zasadnicza większość ludzi umiera w szpitalu [ 31 ].
Autorka zauważa, że do dziś (tj. do lat 80.) funkcjonuje nakaz, by przed śmiercią
człowieka spełniać każde jego życzenie, a jeszcze na początku XX wieku
dbano, by wszelkie kłótnie, nienawiści i krzywdy zostały — zgodnie z tradycją — zostały umierającemu wybaczone (wciąż wierzono, że jeśli się tego nie
dokona, to grozi to nawiedzeniem przez duszę zmarłego). Funkcjonował pewien
wzór zachowania wobec umierającego członka rodziny — należało nie utrudniać
umierania, nie płakać, nie przeszkadzać. Wykonywano jeszcze wciąż pewne
gesty rytualne — np. nawet jeśli bliski umarł w szpitalu, to rodzina zapalała w domu gromnicę. Powinności, które niejako „przynależą" do sfery
związanej z Kościołem nadal są przestrzegane (spowiedź przed śmiercią,
ostatnie namaszczenie). Także niektóre gesty z repertuaru czynności
magicznych nadal są aktualizowane w domu umierającego — np. zasłanianie
luster. „Jeśli się nie zasłoni, to zmarły weźmie kogoś ze sobą" — powiada informator autorki, choć sama autorka zdaje się powątpiewać, czy
istnieje jeszcze autentyczna wiedza dlaczego tak czynić należy [ 32 ].
Na oczy zmarłego kładzie się jak niegdyś monety — kiedyś miało to
zapobiegać śmierci kogoś innego z rodziny; dziś tłumaczy się ten gest względami
estetycznymi (wtórna racjonalizacja). Wkłada się też nierzadko monety do
trumny (czyniono tak, by zmarły nie zabrał pozostawionego dobytku), ale tłumaczy
się ten zwyczaj niejako tautologiczne: „bo tak się robi"
(ewentualnie jako ofiarę dla św. Piotra). Przeświadczenie, że zmarły widzi i czuje jeszcze w jakiś czas po zgonie nadal nie zanikło, dlatego ciało myje
rodzina (bo innych nieboszczyk wstydziłby się). Ale wody nie wylewa się już w określone, tradycją uzasadnione miejsca. Zanika zwyczaj nocnego czuwania
przy zmarłym. A choć stypa nadal obowiązuje, to tłumaczy się to
„racjonalnie" koniecznością ugoszczenia zmęczonych przyjezdnych.
Z kolei w artykule Zanikające zwyczaje i wierzenia związane ze śmiercią T. Gajda (pochodzący ze wsi Dębska Wola)
pisze: „Z dawnych zwyczajów i obrzędów pogrzebowych niewiele pozostało.
Wieś wstydzi się swej przeszłości i niższości wobec miasta". Dalej
konkluduje, iż nastąpiło szereg zmian pod każdym względem, jednak opisując
zwyczaje do okresu po II wojnie światowej, autor nie podaje na czym te zmiany
polegają; można się tylko domyślać, że następuje erozja tych elementów
obrzędowych i zwyczajowych, o których pisze (i które nie
odbiegają od tych, podanych wyżej) [ 33 ].
A obraz Śmierci? Śmierć jako Kostucha lub kobieta w białej szacie — są już
wyobrażeniami odosobnionym. Nie
wydaje się, by można było mówić już o jakimś ekwiwalencie, nowej postaci.
„Współczesność nie nosi w sobie wyraźnego wizerunku śmierci.
Wizerunek ów dopiero nabiera kształtów, wyłaniając się z przestrzeni
medycznej opieki szpitalnej" [ 34 ]. I dalej: „Formy percepcyjne wyobrażenia śmierci rozpadają się pod
naporem wiedzy racjonalnej, a z ich okruchów powstają nowe lęki przed śmiercią,
choć nie będą to wyobrażeniowe obrazy o jednolitej <fakturze> doznań
zmysłowych" (s. 102).
Zakończenie
Podsumowując,
należy powiedzieć, że śmierć niegdyś miała wiele poziomów, znaczeń,
otoczona była rozbudowaną symboliką — i były one względnie stałe i zintegrowane. Dziś nie mamy już do czynienia z tak koherentnym obrazem. Z jednej strony śmierć wydaje się być zredukowana do aspektu biologicznego. Mówi
się też, że zmarły będzie wciąż żywy „w pamięci". Jeśli zaś
idzie o aspekt eschatologiczny, to nawet jeżeli wierzy się, że „nie
wszystek umrę" wyobrażenia „życia po życiu" jawią się jako
przypadkowe, synkretyczne, niewyraźne. Wydaje się, że nawet tak mocno w Polsce zakorzeniona religia chrześcijańska w tym względzie nie dostarcza
wystarczająco mocnych przekonań, o czym świadczą np. wyniki badań, w których
tylko część wierzących w Boga wierzy jednocześnie w życie pozagrobowe, a w
piekło — niewielki odsetek [ 35 ].
(Aries powiada: „Obserwujemy również, że zupełnie przestało istnieć
piekło", s. 566). Za to coraz więcej Polaków wierzy w reinkarnację… I choć Polska to kraj tzw. wysokiego kontekstu, to jednak i tutaj przenikają
pewne treści kulturowe, związane (jak właśnie wiara w reinkarnację) z nurtami tzw. Nowych Ruchów Religijnych czy New Age’u. Warto też wspomnieć o cieszącej się dość sporą popularnością książce R. Moody’ego o „życiu
po życiu", opisującej wizje ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, a są one w ogólnych zarysach zgodne z zakorzenionymi wierzeniami, zatem jakby
na nowo dające nadzieję… Pozwólmy sobie w tym miejscu na nieco dłuższy
cytat idealnie nadający się jako rodzaj podsumowania: "Żyjemy w obrębie
kultury pod wieloma względami bezprecedensowej. Jedną z najbardziej niezwykłych
jej cech jest to, że nie wytworzyła ona własnej eschatologii, a ta, którą
odziedziczyła, coraz gorzej przystaje do pozostałych kultury tej elementów.
Innymi słowy — funkcjonują nadal
podstawowe elementy chrześcijańskiej wizji życia pozagrobowego, chrześcijańskich
rites de passage — lecz ich wyznawcy nie maja już tej niewzruszonej pewności,
że rytuały owe są właściwe, a wizja — prawdziwa. Treści religijne
coraz mniej — zdawałoby się — znajdują odzwierciedlenie i potwierdzenie w ich
życiu. Dlaczego miałoby być inaczej z ich śmiercią?" [ 36 ].
(Podkreślenie moje — J.Ż-B).
Inna
sprawa — to stopniowe przełamywanie „tabu" ciała martwego człowieka.
Od pokątnych sekcji zwłok, przez publiczne autopsje dokonywane w XVII w. (por.
Barański i Aries) po normalne dziś procedury sekcji zwłok. Desakralizacja
dotknęła zatem także naszego ciała. Nie jest ono już np. „darem
boga", ale mechanizmem posłusznym genom i socjalizacji (a mechanizm bada
się jak każdą inną rzecz). Nie
wydaje się od rzeczy, by postawić tu tezę, iż bez takiego przygotowania
gruntu, na które złożył się proces medykalizacji śmierci i nowy stosunku
do martwego ciała — jako „dawcy", nie byłaby możliwa
transplantologia. Niegdyś dość burzliwe debaty wokół tego zagadnienia umilkły i choć zdarza się czytać o nadużyciach (handel organami), to jednak w społecznej
opinii transplantacja organów została przez większość zaakceptowana, a nawet nacechowana pozytywnie.
Z kolei debata wokół eutanazji to wynik innej, jak się wydaje, tendencji, w której
dostrzec możemy rodzaj buntu, chęć odwrotu od totalnego zawłaszczania ciała
chorego przez medycynę, przejaw dążenia do „zwrócenia" choremu
jego prawa do decydowania o sobie. Trudno w tej chwili przewidzieć, jakim
wynikiem zakończy się ów spór w niedalekiej przyszłości.
Tak
więc stare wyobrażenia odchodzą w przeszłość, nowe formy kulturowego
traktowania śmierci budują się na naszych oczach… Choć rzadko zdajemy
sobie z tego sprawę.
1 2
Footnotes: [ 20 ] Ph. A r i e s, Człowiek i śmierć, Warszawa 1992, s. 550 [ 21 ] J. B a r a ń s k i, Śmierć i zmysły. Doznania, wyobrażenia, przemijanie, Wrocław 2000, s 8. [ 23 ] Wzorcem stało się uczestnictwo w konsumpcji, ale przecież to nie rodzi żadnej, poza chwilową i przypadkową, więzi [ 24 ] Kulturamasowa zresztą upodobała sobie pewien szczególny rodzaj śmierci — mianowicie zabójstwo, śmierć tragiczną, co zresztą widoczne jest także w sposobie podawania informacji w mediach. Trudno nie zauważyć, że jest to owa dawniej „przeklęta" śmierć, śmierć nagła [ 25 ] A r i e s, op. cit., s 558 [ 26 ] B a r a ń s k i, op. cit., s 112 [ 27 ] A r i e s, op. cit., s 556 [ 28 ] Ta swoista „moda" na wstrzemięźliwość uczuciową charakterystyczna jest raczej dla kultury anglosaskiej, choć zdaje się przenikać do innych krajów europejskiej, do Polski również, ale raczej do środowisk wielkomiejskich. Polska należy raczej do tzw. kultur wysokiego kontekstu, w których jednak bardzo liczy się tradycja. [ 29 ] Z a d r o ż y ń s k a, op. cit., s 256 [ 30 ] Chociaż wydaje się, że od czasu, kiedy Aries wydał swą pracę, zauważyć można pewne zmiany, by przywołać tylko funkcjonowanie norm obowiązujących w środowisku lekarskim, nakazujących dziś raczej nie taić nawet ciężkiego stanu przed pacjentem. Pod koniec lat 60. jakby od nowa dostrzeżono problem umierającego w szpitalu człowieka — nie bez udziału badań i książek np. E. Kubler-Ross i R. Moody’ego. Warto tez wspomnieć o ruchu powoływania hospicjów i postulatach godnej śmierci. [ 31 ] H. G e r l i c h, Narodziny, zaślubiny, śmierć, Katowice 1984, s. 97 [ 33 ] T. G a j d a, Zanikające zwyczaje i wierzenia związane ze śmiercią, „PSL Konteksty", nr 1-2 : 1986, s. 39 [ 34 ] B a r a ń s k i, op. cit., s. 34. Czy będzie to obraz człowieka spoczywającego na szpitalnym łóżku, oplątanego siecią medycznej aparatury, podłączonego do urządzeń reanimacyjnych — obraz wszak budzący lęk nie mniejszy niż tradycyjna Kostucha? [ 35 ] Autorka niestety w tym miejscu nie może powołać się na dokładne źródło, lecz tylko na własną pamięć, badania te publikowała „Gazeta Wyborcza". [ 36 ] K. G e b e r t, Skonać przed śmiercią, „PSL Konteksty" nr 1-2 : 1986, s. 17 « Etnology (Published: 09-09-2002 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 1883 |
|