The RationalistSkip to content


We have registered
200.044.511 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
« Articles and essays  
O melancholii, śmierci i bogactwie życia [2]
Author of this text:

Translation: Andrzej Szwatoński

Keats zrozumiał, że cierpienie i śmierć to nie aberracje, które powinny zostać obłożone klątwą, ale niezbędne części pełnowymiarowego życia, osobistej historii, na którą składają się liczne skrajności kosmosu. Wyrzekając się klęsk i śmierci godzimy się na życie niepełne, pozbawione kreatywności i piękna. Keats przyjął swoją śmierć, a więc mógł żyć.

Przyjmując podwójną postawę — doznając śmierci a zarazem wykraczając poza nią - Keats cierpiał i jednocześnie wyzwolił się już od tego uczucia. Kwestię oddziaływania na siebie koherencji i inkoherencji rozwinął w jednym z najbardziej znanych listów, napisanym w 1819 roku: „Nie rozumiesz, że Świat Bólu i zmartwień jest niezbędną szkołą dla Inteligencji, że tworzy Duszę?" Tymi słowami daje do zrozumienia, że abstrakcyjny rozum może się rozwinąć w postać odbierającą świat pełnym sercem tylko dzięki długotrwałemu okresowi smutku i cierpienia.

W innym znanym liście, tym razem z 1818 roku, Keats porównuje ludzkie życie do „okazałej Rezydencji z Wieloma Apartamentami." Stwierdza, że aby rozwiązać wielką tajemnicę życia trzeba cierpieć „Nędzę i Zgryzotę, Ból, Chorobę i ucisk." Poddając się tym dolegliwościom, przenosimy się z „Komnaty Dziewiczej Myśli", obszaru naiwności, w ciemniejsze korytarze, rejony głębokich przeżyć. Dopiero tutaj możemy znaleźć natchnienie dla poezji, poezji, która bada niezgłębione sfery życia. Także w tym liście Keats pokazuje, że jest całkowicie świadomy okrucieństwa świata, lecz także, że jest gotowy przyjąć ten sam ból, który przepełnia wszystko dookoła. To tak, jakby przynależał do świata, ale był poza nim, doznawał smutku, ale także mógł wyjść poza niego.

W „Odzie do Melancholii"* z 1819 roku Keats zachęca, abyśmy uśmierzali nasz smutek przy pomocy substancji odurzających, bo tylko one, jak "cień za cieniem, sen ci niosąc, gdy się skupią,/ Twej duszy czujną wiecznie boleść ci zagłuszą." Kiedy będziemy świadomi naszej mrocznej strony, może na nas spłynąć „przypływ melancholii", dogłębne doświadczenie tymczasowości życia, ale także jego piękna. Jednak z tym przypływem melancholii sprawa jest skomplikowana. Może on spaść z nieba „podobnie chmurze, która łez kroplami,/ Wraca życiu więdnących kwiatów mdłe postacie", a więc melancholia przynosi nie tylko łzy, ale i orzeźwiające opady. Tak też się dzieje, deszczowa chmura „wzgórz zieleń kwietniowymi kryjąc całunami" przynosi życie.

Jak inaczej możemy nazywać ten przypływ, jeśli nie głębokim doświadczeniem przynoszącym melancholię, jeśli nie niezwykłym uczuciem, które poprzez smutek łączy nas z wibrującym pulsem życia? Pozbawieni domu i szczęścia odczuwamy to, co najistotniejsze: nie zadowolenie czy pocieszenie, ale autentyczne współuczestnictwo w grze między śmierdzącymi trupami a śpiewającymi lemurami. Ten „przypływ" wprawia w drżenie nasze dusze.

Dopiero wprowadzeni w ten nastrój jesteśmy w stanie zrozumieć związek między pięknem i śmiercią. Keats radzi: „Nasyć smutek swój pięknem róży w brzasku poranka,/ Tęczą, którą rozbite o brzeg rodzą fale,/ Pełnią kształtów bogatych w kulistych peoniach." Mówi dalej, że gdy nasza „kochanka" "spłonie gniewem", powinniśmy ująć jej rękę „gdy drży w szale" i karmić otchłań naszego smutku „w jej oczu niezrównanych toniach." Każde z tych zaleceń ukazuje jak melancholijna dusza doświadcza czegoś cudownego, ale także przelotnego. Tak wygląda związek między melancholią, pięknem i śmiercią.

Te powiązania prowadzą do kilku wniosków. „Wieczna boleść" przenikliwej melancholii może skutkować przejmującym doznaniem, „przypływem". Ten ważny moment wyrasta z poznania natury rzeczy: Życie wyrasta ze śmierci, śmierć pozwala wzrastać życiu. To poznanie inspiruje melancholię, dodaje jej energii życiowej. Nasila też ból i podkreśla, że: Wszystko, nieważne jak piękne, musi zginąć. Melancholik nie szuka ucieczki, ale jeszcze bardziej docenia świat, ponieważ wie, że wszystko kiedyś umrze. Ciesząc się urokiem świata, melancholik sam pragnie tworzyć piękno, upamiętnić własne cudowne doświadczenie ulotności powabu świata.

Melancholia, w znacznie większym stopniu od zwyczajnych dolegliwości czy słabości woli, jest niemalże cudownym zaproszeniem do wyjścia poza banalny status quo i poszukiwania nieodkrytych jeszcze możliwości istnienia. Bez melancholii świat zamarzłby, stałby się tak przewidywalny i zimny jak metal. Jedynie z pomocą nieprzemijającego smutku ten umierający świat może się zmienić, ożyć na nowo i ruszyć do przodu.

Nie ma w tym metafizyki, nie jest to też jakieś czcze gadanie pokroju New Age. Wręcz przeciwnie, moje stwierdzenia idealnie pasują do naszego bylejakiego świata, o czym przekonujemy się każdego dnia. Kiedy, kierowani ułudą szczęścia, chwytamy się mocno takiej czy innej ideologii, świat nagle staje się statyczny i zwarty, ze sztywnym podziałem na to, co słuszne i na to, co niesłuszne. W ten sposób świat staje się nieciekawy, martwy. Jednak kiedy pozwalamy, aby melancholijny nastrój zagościł w naszych sercach, wszechświat, wcześniej martwy, powraca niespodziewanie do życia. Skończone prawa rozpadaj się w nieskończone możliwości. Szczęście przestaje mieć znaczenie. Chcemy czegoś więcej: radości z życia. Melancholia jest jak iskra elektryczności, która wstrząsa nami, pobudza nas do życia.

Melancholia przeciwstawia się prostemu „albo-albo" status quo. Świetnie odnajduje się w niezbadanych miejscach wspólnych różnych opozycji, w „zarówno-jak i również". Oferuje nowe spojrzenie na relacje między opozycjami, zwłaszcza tak krańcowo przeciwstawnymi jak życie i śmierć. Sprzyja poszukiwaniu i nazywaniu tajemniczych powiązań między antynomiami. Uwalnia nas od sztucznego ograniczenia do rzeczywistości aktualnej, przywraca nam niewinność i sprawia, że znów możemy zajmować się tym, co potencjalne. Taka chwila wytchnienia od zasady przyczyna-skutek odświeża nasz stosunek do świata, otwiera przed nami znakomite perspektywy, napełnia energią nasze serca i umysły.

W istocie świat przez większość czasu jest nudny i poddany kontroli jakby z przyzwyczajenia. Wszystko wydaje się dobrze znajome, wyświechtane, powtarzalne. Wtedy pojawia się coś, co Keats nazywa przypływem melancholii i nagle nasza planeta znowu staje się ciekawa. Zasłona codziennej powtarzalności znika. Przed nami mienią się nieznane możliwości. Zostaliśmy wezwani, by przecierać niezbadane szlaki łączące nas z naszym otoczeniem. Wezwano nas, byśmy stali się kreatywni.

Dlaczego mimo tych wszystkich zalet melancholii psychiatrzy i psychologowie starają się „wyleczyć" depresję, jakby to była straszna choroba? Oczywiście osoby cierpiące na poważną depresję — ci, którzy mają skłonności samobójcze lub znajdują się na skraju psychozy — wymagają silnych leków. Ale co z tymi, których opanowała łagodna lub umiarkowana depresja? Czy ci potencjalni wizjonerzy i innowatorzy powinni eliminować melancholię przy pomocy pigułek?

Jeśli statystyki nie kłamią 15 procent Amerykanów jest nieszczęśliwych. Prawdopodobnie już niedługo, dzięki pomocy psychofarmaceutyków, melancholicy znikną zupełnie. Byłaby to niezrównana tragedia, porównywalna jedynie z zagładą kaszalota lub orła przedniego. Bez melancholików żylibyśmy w świecie, w którym wszyscy bezrefleksyjnie akceptowaliby status quo, w którym każdy byłby zadowolony z tego co otrzymał. Ziściłby się koszmarny sen warty pióra Philipa K. Dicka, powstałoby państwo policyjne Wiecznych Optymistów, kraina monotonii, która nie proponowałaby niczego nowego pod słońcem. Dlaczego zmierzamy w kierunku tak potwornego stanu?

Odpowiedź jest prosta: strach. Większość ukrywa się za maską uśmiechu, ponieważ boi się stawić czoła zawiłości i niejednoznaczności świata, jego straszliwemu pięknu. Pozostając bezpiecznie ukryci za maską sztucznego uśmiechu, tracimy szansę na spotkanie lęku towarzyszącego rozmyślaniu o tym, co może się zdarzyć, omija nas ta niepokojąca chwila, podczas której nic nie jest pewne, kiedy jedna rzecz może nagle przybrać dowolną formę.. Mimo, że ten niepokój, zwykle przed śmiercią, jest w ostateczności przeżyciem radosnym, jest wezwaniem do kreatywności, to jednak na początku uczucie zawieszenia w nieprzeniknionej pustce trochę przeraża. Większość z nas zazwyczaj ucieka od takiego stanu, próbuje odwrócić uwagę od rzeczywistości, zatracić się w optymizmie. Przywdziewamy nieautentyczność jak maskę lub przebranie, które ma nas ochronić przed pustką.

Aby wychować społeczeństwo w poczuciu totalnego szczęścia trzeba rozwinąć kulturę strachu. Naprawdę chcemy odrzucić naszą odwagę dla zwykłej radości? Jesteśmy gotowi zrzec się najistotniejszej części nas samych dla spokojnego snu, chwili błogości? Musimy oprzeć się próbom uwiedzenia przez bezmyślne poczucie szczęścia i jakimś sposobem zachować nasz smutek. Musimy znaleźć sposób — nie będzie to łatwe — aby pozostać tym, kim jesteśmy, a jesteśmy melancholijni.

Doznając smutku, który jest tak samo konieczny jak oddech, musimy także zaakceptować fakt, że świat jest nam nienawistny: Jesteśmy wiecznie niekompletni, stanowimy odprysk jakiejś niepojętej całości. Nasza niedokończona natura — nigdy nie jesteśmy prawdziwie realni, zawsze stanowimy niejednoznaczną potencjalność — sprawia, że nasze życie to nieustanna walka, zmaganie, którego wynik jest nieznany. Ale ta pustka, która stanowi przedłużenie naszego życia, jest także naszym wybawieniem. Bycie ledwie częścią całości zmusza nas do ciągłej walki o transcendencję, do szukania wyjścia poza naszą naturę. Ta walka jest zawsze świadectwem wolności, wolności wyboru jednej drogi zamiast innej. Z jednej strony zmaganie to jest wyczerpujące — wymaga skupiania nieustannej uwagi na naszym tajemniczym i niestabilnym wnętrzu — ale z drugiej strony jest także fascynującym, nieustannym badaniem wyszukanych zagadek Bytu.

Wyrzekając się szczęścia wychodzimy naprzeciw uniesieniu. Niekompletność jest wezwaniem do życia. Fragmentaryczność jest przejawem wolności wyboru. Radość z powodu niemożności poznania wszystkiego w pełni sprawia, że możemy nieustannie wyobrażać sobie wzniosłość bez przyczyny. Obrzeża poznania są zarazem skrajem egzystencji. To jest właśnie to uniesienie, które powoduje książka będąca na ukończeniu, ale która może nigdy nie być ukończona, swoisty niedoskonały i wewnętrznie sprzeczny tekst, nieustannie powracający jak zmierzch.

*Fragmenty wiersza J. Keatsa „Oda do Melancholii" w tłumaczeniu Gustawa Wolffa.

Tekst oryginału.

Esej pochodzi z książki Erica G. Wilsona pt. Against Happiness: In Praise of Melancholy.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czyn Breivika wyzwala potrzebę mówienia
Syryjskie stygmaty i smoleńskie prawdy

 Comment on this article..   See comments (6)..   


« Articles and essays   (Published: 10-08-2011 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Eric G. Wilson
Profesor literatury angielskiej na Wake Forest University.
 Private site
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 2113 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)