|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Neandertalskie chabry. O religii, pożądaniu i narkotykach [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Poniższy tekst jest kontynuacją tekstu pt. Biologia przekonań.
"Iluzje
są nam potrzebne, gdyż oszczędzają bólu i pozwalają cieszyć się przyjemnościami.
Musimy więc bez skargi zaakceptować momenty, w których zderzają się z rzeczywistością,
rozsypując się w kawałki."
Sigmund Freud Spis treści:
Teologiczny neuroleptyk
Szaman w koloratce
Czy Adam był neandertalczykiem?
Anatomia wiary
Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu?
Wiara jako poezja uczuć
Religia a miłość
Religia: opium czy ecstasa?
Pobożne neuromodulatory i układ rąbkowy
a) Opioidy i serotonina
b) Dopamina
Praktyczne korzyści z neuroteologii
Na początku był chaos, jak
wiadomo. Z chaosu wyłonił się umysł i zaczął wszystko porządkować,
układać, nazywać, kategoryzować, opisywać prawami i prawidłowościami. Z umysłu wyłonił się bóg… , bogowie, demony, duchy… Jak umysł
stworzył boga? Czy było tak jak pisał Tadeusz Konwicki: „...to my, ludzie… stworzyliśmy Boga. Nie w siedem dni, ale przez
wieki lodowców i tropików..., przez wieki złe i dobre,… przez całą naszą
człowieczą wieczność stworzyliśmy mozolnie, z bólem, z męką naszego
Boga, miłosierdzia o dobra, aby nas uchronił przed złem wszechświata, żeby
nas uchronił przed nami"? Czy może nieco inaczej?
Teologiczny neuroleptyk
Pisze się, że dzięki neuroteologii wiemy
jedynie tyle, jak przeżywamy religię biochemicznie, nie mówiąc nic o charakterze tych przeżyć, tj. rzekomo nie wiemy nic o tym czy przeżycia te
powoduje wyłącznie nasz organizm, czy też siła zewnętrzna, którą ma być
bóg. Neuroteologia mówi nam jednak dużo więcej, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez wnioskowania.
1. Nie
ma żadnej wspólnej treści tych doświadczeń, które występują u najróżniejszych
osób ze wszystkich możliwych zapewne kultów na ziemi, a nawet ludzi
niewierzących. Podobny jest tylko ich relaksacyjny charakter i wrażenia.
Każdy doświadcza spotkania z mocami ustanowionymi przez jego rodzimą
doktrynę. Katolik może w czasie takiego przeżycia spotkać św. Pafnucego, a hindus rozpuścić się w Brahamanie. Zarazem jednak wrażenia będą
podobne. Dlaczego? Ponieważ budowa naszego mózgu nie zależy od doktryny.
Pewien jogin tak opisywał swoje przeżycie: „Wszystko w pewnym sensie
jest duchowe, wszystko jest w pewnym sensie Jednym czyli Bogiem, Bóg to Światło.
Bóg to energia, to wszystko co jest i wszystko co nie jest, Bóg to Prawda,
to Wiedza, Bóg to ostateczna rzeczywistość, Bóg to Miłość, Bóg to
Ja, Bóg To Ty, Wszechświat do Bóg doświadczany, Bóg to Świadomość.
Proponuję żebyś posłuchał głosu swojego serca, a więc głosu swoich
uczuć, czyli głosu swojej Duszy. Ja i Ty to Jedno, jest tylko Jeden z Nas." A jakże podobny jest opis katolika, który jednak nie doznał
Jednego, lecz Jezusa: „Zalało mnie przerażenie i wtedy poczułem jakby
obok mnie Jezusa (...) Gdy przebywałem w tym bezkresnym oceanie Miłości
Bożej poznałem, że ta Miłość Jest we mnie i nigdzie poza sobą jej
nigdy nie znajdę. (...) Cóż to jest ogień niebieski?! Ogień niebieski,
który ani nie parzy, ani nie spala jest cudowny. I każdy kto ma piękne
serce już tym ogniem intensywnie płonie. Można tego doświadczyć. Lecz w tym stanie człowiek ziemski może przebywać tylko chwilkę bo umarłby z ekstazy — niepojętej miłości. Wszystko jest w nas. I ogień niebieski i chwała zbawionych i Bóg — MIŁOŚĆ — cały bezkres Boga. Jestem (jesteśmy)
energią. Wiem jaka to energia bo byłem w niej z jednym ze stanów
mistycznych — stałem się tą energią (ogniem). To jest niepojęta
wszechobecna energia przepojona moją świadomością i świadomością każdego
kto w pełni w niej uczestniczy tak subtelna, że prawie nie do odczucia na
naszym poziomie." (Mieczysław)
2. Bada okoliczności w jakich pojawiają się religijne doznania,
czyli „spotkania z bogiem", wykazując, że są one głównie:
a) patologiczne:
zaburzenia w płatach skroniowych mózgu, np. przy padaczce skroniowej,
pojawia się często tzw. „zespół ferworu religijnego", dotknięci tą
chorobą miewają czasami silne przeżycia mistyczne w czasie swych napadów. Z kolei badania nad chorobą Alzheimera dowodzi, iż chorzy wykazują
mniejsze zainteresowanie religijne, co spowodowane jest uszkodzeniem
obszaru limbicznego biorącego udział w religijnych przeżyciach
b) traumatyczne:
różne urazy psychiczne
c) ekstremalne: w stanach śmierci klinicznej, w wyniku dłuższych stanów lękowych i stresogennych, braku snu, pod wpływem zmian w polu magnetycznym Słońca,
itp.
Stąd najwięcej doznań „boga"
miało miejsce w klasztorach, w czasach klęsk (dżumy), katastrof (trzęsienia
ziemi) i wojen (wzrasta poczucie zagrożenia, niepewności i strachu). Czy więc
„bóg przychodzi" tylko wówczas kiedy nasz umysł jest zamroczony
(czynnikami egzogenicznymi lub endogenicznymi)?
Podobna wizja, jak można przypuszczać na podstawie tego co nam mówi Biblia,
była udziałem św. Pawła. Najpierw był on prześladowcą chrześcijaństwa,
lecz w czasie podróży przez pustynne tereny do Damaszku doznał iluminacji:
„z prędka oświeciła go światłość z nieba. A padłszy na ziemię, usłyszał
głos do siebie mówiący…" (DzA 9,2); w liście do Koryntian pisze: „Jeżeli
trzeba się chlubić — choć co prawda nie wypada — przejdę do widzeń i objawień Pańskich. Znam człowieka w Chrystusie (mówi o sobie — przyp.), który
przed czternastu laty — czy w ciele — nie wiem, czy poza ciałem — też nie
wiem, Bóg to wie — został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek — czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, /też nie wiem/, Bóg to wie — został
porwany do raju i słyszał tajemne słowa" (2 Kor 12,1 i n.). „Porwania do
nieba" to przypadki często opisywane przez mistyków.
Jedna z osób opisująca mi swoje doświadczenie boga pisała: „Kiedyś byłem
osobą która traktowała religię jako mit. W okresie kiedy studiowałem dzięki
polskim lekarzom o mało się nie przekręciłem. Operator był na kacu i źle mnie zoperował. Po operacji ok. 6-7 mies. chorowałem ciągły ból i bezsenność, piłem i zapijałem estazolam żeby zasnąć. W końcu postanowiłem
skończyć ze sobą, studiowałem medycynę więc załatwiłem sobie odpowiednie i pewne tabletki, wszystko zaplanowałem na zimno, nie bałem się śmierci,
nienawidziłem Boga. I w dniu gdy kląłem na czym świat stoi, z postanowieniem, że będzie to mój dzień ostatni przeżyłem coś, co zmieniło
mnie jak za dotknięciem różdżki. Przyszedł do mnie Jezus, wiem że to brzmi
dziwnie, nie widziałem Go, ale czułem, że jest w pokoju tak jak wiesz, że
ktoś jest w pokoju nawet jak go nie widzisz, przepełniała mnie miłość,
nigdy nie czułem się tak kochany jak wtedy, nie potrafię tego wyjaśnić było
to bardzo piękne i mocne przeżycie. Jestem lekarzem więc złapałem się za
podręczniki szukając rozumowego wyjaśnienia sprawy, pytałem kolegów
psychiatrów i nie potrafię tego zrozumieć i wyjaśnić. Jezus żyje i zmartwychwstał — nie naruszy mojej pewności nic i jestem gotowy oddać za
Niego życie, niezależnie jak zachowują się Jego kapłani."
3. Znajomość
okoliczności daje z kolei podstawy do uzupełnienia tej wiedzy przez
ewolucjonistów: dlaczego doszło do wykształcenia się
„religijnego" reagowania organizmu na sytuacje krańcowe i nienormalne? Mózg nasz został tak ukształtowany przez dobór naturalny w
wyniku ewolucji — przeżycie religijne uspokaja, daje błogość, często
poczucie euforii, pozwala oderwać się od sytuacji zagrażającej bytowi
lub trudnej do zniesienia.
4. Profesor
Ryszard Legutko pisze: „Cóż bowiem się stanie, że dowiemy się, iż w czasie religijnych uniesień w naszym mózgu dzieją się takie a takie
procesy? Może kiedyś, w przyszłości, będzie można wywołać w sobie
podobne przeżycia przez stymulację owych procesów" [ 1 ] Otóż Newsweek nie
opublikował wszystkich osiągnięć neuroteologii, bowiem już w czasie
kiedy p. Legutko pisał te słowa, naukowcom udało się wywołać mistyczne
przeżycia przez stymulację (hełm Persingera). I to jest bardzo ważki
argument, bowiem nie wiemy wprawdzie na pewno, z przyczyn obiektywnych, że
bóg ich nie wywołuje, lecz wiemy już, że człowiek może te przeżycia
wywołać — człowiek może sprawić, że inny człowiek dozna
„spotkania z bogiem". Czy nie jest to wiedza, która skłania do
pewnych opinii? David Noelle pyta: „Jak możesz ufać
takim przeżyciom, skoro, dzięki nauce, możemy przekonywująco imitować
oblicze Boga?"
Twierdzi się ponadto, że neuroteologia przekazuje jedynie wiedzę o tym
jak funkcjonuje mózg przy religijnych uniesieniach, podobnie jak przy
setkach innych aktywności mózgu. Legutko pisze dalej: „Przecież podstawę
neurologiczną mają również nasze intuicje matematyczne. Co wnosi — można
zapytać — do naszej wiedzy matematycznej, do oceny jej wartości
informacja, że w trakcie jej tworzenia nasz mózg zachowuje się tak, a nie
inaczej? Czy to znaczy, że matematyka jest zależna od swojej
neurologicznej podstawy? Że gdyby mózg ludzki był skonstruowany inaczej i działał w inny sposób, to dwa plus dwa nie byłoby równe cztery? Czy
sens miałyby neuromatematyka, neuroetyka, neurosztuka? Oczywiście, że
nie. Jaki zatem sens może mieć neuroteologia?" Otóż jest to bardzo słaby
kontrargument. Bo raz, że nie doznajemy matematycznych uczuć. Dwa, że wkładając
hełm na głowę nie spowodujemy, że tępak rozwiąże równanie różniczkowe,
sprawimy natomiast, że ateista „spotka boga".
5. Wyjaśnia w jaki sposób mózg generuje poczucie czyjejś obecności (sense of
presence), co tłumaczone jest jako spotkanie z Bogiem, z Jezusem, Maryją,
świętymi, itp. Mamy w mózgu dwa „komplety" struktur, „dwa ja",
albo inaczej: dwa poczucia siebie: z lewej i z prawej. Nie są to „ja
jednakowe". To z lewej jest dominujące u większości ludzi. Tam powstaje
język (jak wiadomo pierwszy lokuje się w polu Broca, kolejne gdzie
indziej). Staje się ono dominujące wówczas kiedy nauczymy się w dzieciństwie
mówić. Po prawej stronie następuje odpowiednio przeciwległe
„odbicie" rzeczy ze strony lewej, tam mamy pozajęzykowe poczucie nas
samych. Zazwyczaj nasze „dwa ja" pracują w „tandemie" ze sobą,
aktywność obu półkul jest zsynchronizowana. Czasami jednak układ ten
ulega „rozstrojeniu" (np. podczas zaburzeń w płatach skroniowych — temporal
lobe transients, TLT), albo zostaje w taki stan wprowadzony (hełm
Persingera). Kiedy to się dzieje, doświadczamy siebie, prawego, jako
drugie ja (już bez cudzysłowu) lub poczucie kogoś innego pochodzącego z zewnątrz. (Prawica udaje Boga?...). Jest to tzw. doświadczenie gościa, które
pojawia się jako uczucie, że nie jesteśmy sami, albo że ktoś nas
obserwuje. Niektórzy mogą czuć obecność kogoś w pomieszczeniu. W czasie tego przeżycia stymulowane są obszary limbiczne w płatach
skroniowych, w szczególności amygdala (powiązana z emocjami) i hipokamp
(powiązany z pamięcią autobiograficzną, o sobie). Jeśli intensywność
tego przeżycia jest znaczna, pojawiają się różne niezwykłe zjawiska, w zależności do tego jakie obszary mózgu są przyczyną „rozstrojenia".
Jeśli dotyczyć będzie obszarów „wizualnych" może doświadczyć
wizji, jeśli dotyczyć będzie pól językowych, może usłyszeć głos,
muzykę, szum. Jeśli chodzi o aspekt uczuciowy, to rozkładają się one na
ekstremach: w zależności od tego, które „centrum emocjonalne" (amygdala)
zostanie bardziej uaktywnione, ten-drugi-ktoś zostanie odebrany
„demonicznie" lub „anielsko" — jednego „odwiedzi diabeł",
drugiego — anioł, Bóg, czy ktoś podobny. („How
the brain creates the experience of God", Todd Murphy, współpracownik dra Persingera)
Wyróżniamy kilka rodzajów doświadczeń
„mistycznych", m.in.:
a)
Kosmiczną jedność, zanurzenie się w ekstazie (unity with the
universe)
b)
Poczucie obecności kogoś (sense of presence)
c)
Przeżycia ze stanów śmierci klinicznej (Near-Death
Experiences; zob. więcej: str. 2153)
Szaman w koloratce
Kiedy homunkulus został homullus'em
dusza jego była jeszcze zbyt wątła by udźwignąć jaźń, inaczej mówiąc
świadomość nazbyt często wprawiała go w nerwowość. Myślę...
jestem… ale czym jestem? cóż wiem ja? — musiał zapytać w owym
czasie (jak udowodnił ojciec Dembołecki w 1633 r. Adam z całą pewnością władał
językiem polskim). Sam ten fakt musiał przyprawiać go o zmarszczki, ale prócz
dylematów filozoficznych miał przecież jakże ważniejsze dylematy
egzystencjalne. Przedwczoraj coś w wodzie pożarło Ewę… Wczoraj jasność z góry zmiotła szałas, a dziś sąsiedzi zjedli mi Abla… Trzeba budować
nowy szałas i szukać nowej Ewy,… ale to już trzeci raz z rzędu i zaczynam
mieć tego wszystkiego dosyć!...
Świadomość musiała się jakoś bronić
przed tym, nauczyć się uciekać od rzeczywistości, w zapomnienie, w chwile
oderwane. Nawyk ucieczki mógł wytworzyć w mózgu system odpowiedniego
reagowania — zalewania świadomości stanami błogości; te stany błogości
to zanik jaźni, poczucie rozpłynięcia.
Może było tak, a może inaczej, w każdym
bądź razie nie mogło to trwać w oderwaniu od intelektu. Stało się tak, że
pierwszy lub któryś z pierwszych mistyków został szamanem.
Pomagał pobratymcom wprawić się w euforyczny stan — by wzmocnić, leczyć,
poprawić samopoczucie. Nauczał jak dotknąć sacrum i odlecieć
do nieba. Był jednak przede wszystkim pośrednikiem. Przy dźwiękach bębnów, w tańcu wchodził w trans, w którym odbywał „magiczny lot" do nieba,
celem nawiązania kontaktu z duchami, do których niewielu miało bezpośredni
przystęp. Szaman przestał być jedynie praktykiem, dając swemu rytuałowi
teoretyczną podbudowę.
W kontekście neuroteologii dr Michael
Winkelmann analizuje rolę szamana dla ludzkiej cywilizacji i człowieka.
Twierdzi on, że praktyki szamańskie, rozpatrywane w kontekście ewolucji, były
kluczowym elementem dla powstania współczesnego homo sapiens jakieś 40
tys. lat temu. „Szamani pomagali ludziom uzyskać wiadomości i rozwijać nowe
formy myślenia. Szamanizm także dostarczył technik uzdrawiania i osobowego
rozwoju, zawierania sojuszy i tworzenia grupowej solidarności." Szamanizm to
przede wszystkim technika duchowa, praktyka mistyczna
Było to wszystko, jak przypuszczam, bardzo
pożyteczne dla ludzkości, a z całą pewnością dla szamanów. Nie można wątpić,
iż szaman szybciej wyćwiczył swój intelekt na tyle, by mógł on nieco
podfrunąć powyżej tych, których praktyk swych nauczał i ich udzielał.
Poczuł, że ma władze i na horyzoncie zamajaczył mu widok w którym on -
jako ten co ma kontakt z duchami — znajduje się na szczycie łańcucha
pokarmowego. Ale szaman nie był zły. Zapewniał wszak ludziom opiekę bóstw z którymi obcował, opędzał duchy złe, umacniał więzy społeczne, uzdrawiał
chorych metodą o niebo lepszą niż Kaszpirowski, odganiał klęski żywiołowe,
przepowiadał przyszłość, wiódł dusze do krainy zmarłych. Był pożyteczny,
nic tedy dziwnego, że kunszt swój doskonalić postanowił.
Przyszedł dla szamanów czas na
rozumowanie prakseologiczne. Pierwszych dwóch szamanów, którzy uzgodnili
swoje teratologie zostało pierwszymi na świecie księżmi. Pierwszą religię
założono chwilę później, kiedy zdogmatyzowano wyobraźnię. Od tamtego
czasu wytworzonych zostało dziesiątki tysięcy obrządków religijnych,
miliony bogów, miliardy aniołów i diabłów, tryliony innych duchów.
Kiedyś msza wyglądała w ten sposób,
że zbierała się gromada wokół ogniska wraz z szamanem, a jego kler urządzał
spektakle, śpiewy religijne, powtarzanie formułek. Tancerze w maskach
odgrywali role bogów i herosów. Wierni poruszali się w takt nadawany
przez księdza-celebransa, intonując rytualne odpowiedzi. To wszystko
trwa po dzień dzisiejszy, choć nieco zmieniła się forma i treść. Systemy
filozoficzne powstały znacznie później, dlatego właśnie Sienkiewicz mógł
napisać: „Wszystkie systemy filozoficzne mijają się jak cienie, a msza po
staremu się odprawia".
Czy Adam był neandertalczykiem?
Praktyki religijne i świadomość nie są
tym co wyróżnia wyłącznie nasz gatunek. Pierwsze formy religijnych obrzędów
były już obecne u neandertalczyków (pojawiły się ok. 250 tys. lat
temu, zniknęły 40-30 tys. lat temu). Zadziwiająco duży był mózg
neandertalczyka — 1600 cm3 tkanki, czyli więcej niż u homo sapiens.
Neandertalczycy opiekowali się starymi i chorymi osobnikami, mieli obrządek
pogrzebowy, przechowywali czaszki przodków, występował także rytualny
kanibalizm.
Prawdopodobnie wierzyli już w życie zagrobowe. W Shanidarze (Irak) odkryto grób neandertalczyka, który sześćdziesiąt tysięcy
lat temu został ozdobiony siedmioma gatunkami kwiatów, prawdopodobnie po to,
aby oddać cześć szamanowi. [ 2 ]
Neandertalczycy zniknęli z powierzchni
Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu. Zniknęli, ale jak? Być może przykra to dla nas
prawda i naukowcy starają się tłumaczyć, że niekoniecznie być tak musiało,
ale: "Podobno człowiek
był jako australopithecus łagodnym roślinojadem niczym wielkie małpy
szerokonose, ale zlazłszy z drzewa jął gnać za zwierzyną, bo mu przyszedł
apetyt na filety i zmięsożerniał do tego stopnia, że zjadł brata
neandertalczyka. Obrońcy mówią, że wcale nie zjadł i w ogóle homo
sapiens nie zabił hominem neanderthalensem, a tylko 'wyparł go' z niszy życiowej. Wyparł, ale nie w grób?" (Lem) W tym miejscu nasuwają się
jeszcze pewne spostrzeżenia: skoro homo neandertalensis zniknął z powierzchni Ziemi ok. 40-30 tys. lat temu, czyli niedługo (względnie oczywiście)
po tym, jak pojawił się współczesny homo sapiens, a skoro — biorąc
pod uwagę tezy dra Winkelmann — zasadniczą rolę konsolidacyjną i organizacyjną dla przełomu człowieczeństwa 40 tys. lat temu przypisuje się
szamanowi, tedy znaczyłoby to, że w neandertalskim endlosung to
szamanom przypadła czołowa rola. Mówiąc inaczej: krucjaty naszych księży
to nie żaden wynalazek, lecz byłaby to tradycja sięgająca czasów paleolitu, a okres oddzielający paleolit środkowy i górny to czas pierwszej ludzkiej
krucjaty. Wprawdzie nie byłoby to prowadzone w kontekście różnic w wierze,
czy celem nawracania neandertalczyka, było to po prostu „wyparcie z niszy życiowej".
Anatomia wiary
"Czemu paplesz o Bogu?
Cokolwiek mówisz o Nim, jest nieprawdą"
Mistrz Eckhart, czołowy katolicki mistyk
Należy podkreślić, że sfera wiary nie
wypływa bezpośrednio z religijnego uczucia. Religia i wiara to bardzo różne
pojęcia. Sfera wiary to sfera intelektualistyczna i swoje źródło ma w wyobraźni,
jako interpretacja doznania. Jeżeli duchy istniały przed szamanem, on
je w każdym razie zaczął porządkować. Już nie tylko to co aktualnie czaiło
się na człowieka było duchem. Szaman duchami zaludnił świat. Tym samym
zainicjował tę wspaniałą dziedzinę wiedzy, którą zwiemy teologią.
Stworzył teologię, kiedy zaczął tłumaczyć swoje religijne stany świadomości i ubierać je w szatę. „Teoretyczną więc przyczyną lub źródłem religii i jej przedmiotu, boga, jest fantazja, wyobraźnia. Chrześcijanie określają
teoretyczną zdolność religijną słowem: wiara… Jeśli jednak bliżej
rozpatrzymy, co znaczy słowo 'wiara', okaże się, że tyle samo co wyobraźnia" [ 3 ].
Dlaczego jednak narodził się bóg? Jak
pisał Edward B. Taylor: jesteśmy istotami społecznymi, co narzuca nam skłonność
do wyjaśniania zdarzeń w kategoriach personalnych, nasze codzienne wyjaśnienia
rzeczywistości społecznej ekstrapolujemy na świat przyrodniczy. Wielu
kreacjonistów, kiedy słyszy, że coś powstało, wysuwa tezę: a zatem ktoś
to zrobił; kiedy się mówi, że wszechświatem rządzą prawa
przyrodnicze, mówią: ktoś je musiał nadać. Podobnie występuje silna
skłonność do takiego właśnie interpretowania zjawiska naszego życia.
Typowy człowiek zadając sobie pytanie o jego sens i znaczenie, chce poszczególne
narracje ciągu zdarzeń swej egzystencji wpisanej w kontekst społeczny, wpisać w metanarrację — wielką, nadrzędną opowieść: „Są przekonani, że
'Znaczenie Tego Wszystkiego' po prostu musi istnieć, a więc musi także
istnieć Ktoś, dla kogo to wszystko coś znaczy, Ktoś, kto to znaczenie
ustanawia, a nam zdradza rozmaite wskazówki do odczytania" (Don Cupitt). To
jest Genezis, albo teogonia psychologiczna stworzona przez człowieka dla jego
Boga-Opatrzność.
Podział na dobre i złe bóstwa wiązał
się z personifikacją Dobra i Zła. A dobro i zło wzięło się z wartościowania
czysto utylitarystycznego. Jak przedstawia to z przymrużeniem oka
S. Lem w Cyberiadzie: „Wyrosły mu uszy, żeby słyszał, jak
zdobycz nadciąga, a także zęby i nogi, żeby ją dogonił i zjadł. A jeśli
mu nie wyrosły, albo za krótkie były, jego zjedli. Stworzycielką rozumu jest
tedy ewolucja; cóż w niej bowiem Głupota i Mądrość oraz Dobro i Zło?
Dobro to tyle, kiedy ja kogoś zjem, a Zło, kiedy mnie zjedzą. Toż i z
Rozumem: zjedzony, że na to mu przyszło, jest głupszy od jedzącego, ponieważ
nie może mieć racji ten, kogo nie ma, a wcale nie ma tego, kto został spożyty."
Tak jak większość innych zjawisk jakie człowiek wówczas wyodrębnił, tak i zło oraz dobro uzyskało byt osobowy.
Wiara: pochodna uczuć religijnych czy rozumu?
"Aby wiara wasza nie
opierała się na
mądrości ludzkiej, lecz
na mocy Bożej."
1 List św. Pawła do
Koryntian, 2:5, BW
Oceny neuroteologii są nierzetelne. Nawet w tym samym numerze Newsweeka, w którym opublikowano artykuł o tej gałęzi
nauki, zaraz po nim zamieszczono komentarz, w którym Kenneth L. Woodward napisał
m.in.: "Neuroteologia utożsamia religię z doznaniami duchowymi, ale tylko
nieliczni doświadczą jej działania w praktyce. Mistyczne zjednoczenie z Bogiem jest udziałem zaledwie garstki wiernych." Zasugerował, że należałoby
chyba traktować neuroteologię jako ciekawostkę, zajmującą się badaniem
garstki mistyków, wierzy bowiem, jak sądzę, że pozostali wierzący, to teiści z rozumowania, że wiara to sprawa intelektualistycznego przekonania.
Warto zauważyć, że wówczas kiedy
traktowano wiarę jako przekonanie racjonalne palono na stosie heretyków, dziś
się już ich nie pali, a prawodawstwa cywilizowanych państw traktują
wierzenia w kontekście uczuć. Protestował przeciw temu Piotr Jaroszyński na
antenie Radia Maryja: "Do jakiego stopnia nastąpił upadek kultury
prawniczej, jeśli religia została zredukowana do poziomu uczuć (...) Czy
akcentowanie uczuć w odniesieniu do religii jest dziedzictwem
osiemnastowiecznego materializmu, dążącego do zrównania człowieka w reakcjach ze zwierzętami? (...) Religia została uznana za coś irracjonalnego,
nierozumnego, coś sprzecznego z rozumem, co może mieć miejsce tylko na
poziomie niższym, czyli irracjonalnych uczuć; i stąd dziś doszło do tego,
że musimy bronić religii przez obronę uczuć religijnych. Jakżesz to wypacza
całą istotę religii! (...) Broniąc religii musimy uważać aby nie wpaść w pułapkę sentymentalizmu, do której zapraszają nas współcześni obrońcy
tzw. praw człowieka"; mówiąc jednym głosem z kościelnym
intelektualistą o. J.A. Kłoczowskim, który przekonywał: "sentymentalizacja
wiary prowadzi do niebezpiecznych postaw, które możemy często zaobserwować, a które się wyrażają w określeniu — w moim przekonaniu nieszczęśliwym -
„uczucia religijne" , „obraza uczuć religijnych". Kiedyś ośmieliłem
się powiedzieć, że ja osobiście nie posiadam żadnych uczuć religijnych,
ale Ojciec Jacek Salij zgromił mnie niesłychanie surowo, tym niemniej wyrażam
się tak, ja mam słabo w każdym razie rozwinięte uczucia religijne, natomiast
bardzo mocno ugruntowane przekonania religijne. Wiara naprawdę nie jest zespołem
uczuć."
Prawda jest jednak inna, albowiem religia
jest znacznie mniej powiązana z intelektem, niż z uczuciami: wierzą więc ci,
którzy mają takie predyspozycje naturalne lub potrzeby psychologiczne, reszta
„wierzy" z przyzwyczajenia, z tradycji, z oportunizmu, z niechęci zmian.
Gdyby wiara miała zależeć od intelektu musiałoby to wówczas prowadzić do
wniosku takiego, że sprzyja jej mniejsza sprawność intelektualna, gdyż
istnieje zależność między poziomem wykształcenia i inteligencją a religijnością i wiarą w boga. [ 4 ]
Historyk idei Paul K. Conkin pisał: "W dzisiejszych czasach im wyższe ktoś
ma wykształcenie lub lepsze wyniki testów inteligencji bądź osiągnięć
akademickich, tym mniej prawdopodobne, że jest on chrześcijaninem". W jakiejś przynajmniej części potwierdza to więc opinię Giordana Bruna, iż
religia jest uproszczoną wersją filozofii dla mas.
Gdyby papieże nie znali tej prawdy
oczywistej, nie przestrzegaliby przed samodzielnym myśleniem, jak choćby Leon
XIII, który w encyklice Tametsi futura prospicientibus z dnia l
listopada 1900 roku nakazuje wiernym: "Niech będzie to rzeczą pewną, że w życiu chrześcijańskim umysł powinien się poddać całkowicie i dogłębnie
autorytetowi Bożemu. A jeżeli w tym poddaniu rozumu autorytetowi, duma umysłu,
która posiada w nas taką siłę, odczuwa przymus i cierpi z tego powodu, to
wynika stąd tym bardziej, że chrześcijanin powinien uginać się nie tylko w pokorze woli, ale również w wielkiej pokorze umysłu; (...) a więc rozum
nasz powinien, pokornie i wiernie, uginać się w posłuszeństwie Chrystusowi
do tego stopnia, aby uważać się za niewolnicę wobec jego boskości i władzy."
Apele te rozpoczęto już w Biblii i trwają po dziś dzień, kiedy w ostatniej encyklice tyczącej się rozumu, Jan Paweł II potępia "samowolę
ludzkiego osądu" i "przesadny racjonalizm".
Przypomina się też w tym miejscu „Podróż
22." Dzienników Gwiazdowych Stanisława Lema, który w świecie
science-fiction podróży międzyplanetarnych pomiędzy milionami zamieszkałych
planet, ukazuje nam również theology-fiction, czyli skomplikowaną
sytuację religii w tej skomplikowanej rzeczywistości. Oczywiście czcigodni
ojcowie zakonni prowadzą gorliwie misje chrześcijańskie wśród tubylców, którzy
generalnie okazują się bardzo naiwni i podatni na zasiew wiary, a jednocześnie
ich zbyt dosłowne traktowanie wszystkiego rodzi szereg kłopotów. Najgorsze
problemy sprawiają jednak niektóre obszary, gdzie nie tylko nie udało się założyć
sieci „gwiazdowych" parafii, ale i wiara doznaje straszliwych ciosów:
„Obszary te zamieszkują ludy o niesłychanie
wysokiej inteligencji — mówił ojciec Lacemon. — Głoszą one materializm,
ateizm i zalecają skupiać wszystkie wysiłki wokół rozwoju nauki, techniki i doskonalenia warunków życia na planetach. Posyłaliśmy do nich naszych najmędrszych
misjonarzy, ojców salezjanów, benedyktynów, dominikanów, ba, nawet jezuitów,
natchnionych głosicieli słowa bożego, mówców miodoustych; wszyscy, wszyscy
powracali ateistami!! (...) Był u nas ojciec Bonifacy, pamiętam go jako
jednego z najbardziej świątobliwych zakonników; dni i noce spędzał na modłach,
leżąc krzyżem, prochem były dlań wszystkie sprawy świata, nie znał innego
zajęcia jak odmawianie różańca, ani większej radości od mszy, a po trzech
tygodniach pobytu tam — tu ojciec Lacymon wskazał zalepioną część mapy -
wstąpił na politechnikę i napisał tę oto książkę! — Ojciec Lacymon podjął i natychmiast z obrzydzeniem rzucił na stół gruby tom. Przeczytałem tytuł: O sposobach powiększenia bezpieczeństwa lotów rakietowych. (...) Oni nie męczą,
nie przymuszają do niczego, nie torturują ani nie wkręcają do głowy śrubek,
tylko po prostu uczą, co to jest Wszechświat, skąd wzięło się życie, jak
się rodzi świadomość i jak stosować naukę na pożytek powszechny. Mają
dowód, z którego pomocą potrafią wykazać, jak dwa a dwa jest cztery, że cały
świat jest wyłącznie materialny. (...) Naiwni ci specjaliści amerykańscy;
awizują mi właśnie pięć ton książek i literatury opisującej okrucieństwa
wrogów wiary. O, żebyż oni zechcieli prześladować religię, żeby zamykali
kościoły, rozpędzali wiernych, ale niestety, nic podobnego, na wszystko
pozwalają: i na odprawianie nabożeństw, i na szkolnictwo duchowe, tyle że
rozpowszechniają swe dowody i teorie. (...) Obecnie mówi się w Rzymie o krucjacie w obronie wiary. (...) nie byłoby to złe; gdyby się wysadziło ich
planety, zburzyło miasta, spaliło księgi, a ich samych wytłukło do nogi, może
udałoby się ocalić naukę miłości bliźniego, ale kto ma pociągnąć na tę
krucjatę?"
Religia
jest więc zasadniczo pochodną uczuć. Bardzo ładnie ujął to kardynał J.H. Newmann (jeden z najwybitniejszych katolickich filozofów wiary): "Gdyby nie głos, który
wyraźnie brzmi w mym sercu i sumieniu widok świata uczyniłby ze mnie ateistę,
panteistę lub politeistę. (...) Żadna prawda, choćby najświętsza, nie
ostoi się wobec napaści rozumu: albowiem rozum zwraca się zwłaszcza w stronę
niewiary i gromadzi trudności". Rzeczywiste proporcje są zasadniczo
inne, niż przedstawiał to Woodward w swoim komentarzu. Wedle przeprowadzonych w 1971 r. badań przez instytut Gallupa, 31% Amerykanów przyznało się do nagłego
przeżycia religijnego, olśnienia, przebudzenia, objawienia. [ 5 ]
Wedle badań opinii publicznej w Polsce i na świecie można wysunąć
przypuszczenie, że ponad połowa wyznawców religii trwa w niej z przyczyn
oportunistycznych (mniej niż połowa uczestniczy regularnie w nabożeństwach,
spośród tych na wioskach wiele ludzi chodzi pod pewną presją społeczną).
To tacy ludzie, którzy zapytani udzielą wprawdzie odpowiedzi: „wierzący",
lecz wiara ta nie znajduje żadnego odbicia w ich życiu — jest to tzw.
praktyczny ateizm. Na tej więc podstawie możemy stwierdzić, że neuroteologia
zajmuje się religijnością zasadniczą i najważniejszą.
Jeśli nie jest to nawet przeważająca ilościowo liczba wyznawców religii, to z całą pewnością ci, którzy wprawiają w ruch krwiobieg religijnych wierzeń.
Przedstawiany przez czynniki kościelne wizerunek wiary jako kwestii
intelektualnej i rozumowej nie ma odbicia w rzeczywistości — jest pobożnym
życzeniem.
Owszem, są jednostki wierzące z przeświadczenia intelektualnego, przynajmniej stwierdzić można, że są tacy,
co deklarują się religijnymi racjonalistami. Postawa taka mogła być zrozumiała
przed czasami Kopernika, Galileusza, Newtona, a nawet Darwina, ale dziś
zrozumiałą nie jest. Sama religijność jak najbardziej, ale jako wyraz uczuć i emocji, ale nie rozumu. Przynajmniej nie rozumu opierającego się na
rzetelnej wiedzy o świecie. Bóg nie jest potrzebny do tłumaczenia
jakiegokolwiek aspektu rzeczywistości.
To tak jak z Tolkienem: niektórzy czytają
bo lubią tego typu literaturę, nastraja pozytywnie, pozwala oderwać się od
rzeczywistości, całe tabuny czytają bo czytać Tolkiena „wypada", bo
„wszyscy go czytają". Większość więc zaliczy książkę jak zalicza się
niedzielną mszę, znaczna część czerpać będzie z lektury bogate wrażenia
estetyczne i emocjonalne, tudzież odda się refleksjom. Wszyscy ją będą
chwalić. Jakaś część nawet w życiu codziennym będzie postępować kierując
się jej duchem. A kilka procent uwierzy, że to wszystko prawda. Prawda
rzeczywista, którą realizuje pragnienie. Pragnienie, aby było to prawdą.
Powiada słusznie Luter: „Wiara chwyta się rzeczy, która jest jeszcze na
wskroś nicością, i czeka, aby z niej powstało wszystko." A czym jest
rzeczywistość realizowana wiarą i pragnieniem? Mówi się na to
fatamorgana, miraż, złudzenie, omam, albo jakoś podobnie. Trwać w iluzji
jest przyjemnie, byle nie permanentnie.
Wiara jako poezja uczuć
Jeśli religijność zdefiniujemy jako
system przeżyć, to wiara będzie czymś jakby poezją dla nich. „Bóg jest
istotą urojoną, tworem fantazji; ponieważ zaś fantazja jest istotną formą
czy narządem poezji, można też powiedzieć, że religia jest poezją, że bóg
jest istotą poetycką" (Feurbach).
Don Cupitt, przedstawiciel nowoczesnej
teologii „po bogu", postuluje aby ukryty aspekt poetyczny religii wydobyć
na miejsce czołowe, gdyż inna teologia nie ma dziś racji bytu. Poetycka
teologia ma, wedle tegoż autora, nadać życiu głębszy sens, podbudowę,
energię i siłę twórczą. Ma pozostać religia, ale bez naiwnej wiary
kosmologicznej: „Na całym świecie religia zwiera szyki i wycofując się,
toczy bitwę, którą w końcu musi przegrać (...) Dopiero niedawno odważyliśmy
się otwarcie i bez ogródek opisać teologie, czyli systemy twierdzeń dotyczących
wiary, jako produkty działania twórczej wyobraźni". Przestrzega jednocześnie:
„trzeba jednak zachować ostrożność. Jeśli po prostu odwrócimy popularną
teologię i zamiast: 'Bóg stworzył nas na własne podobieństwo', powiemy:
'Stworzyliśmy Boga na nasze podobieństwo' — będzie to nadmierne
uproszczenie. (...) Można więc powiedzieć, że Bóg zaistniał dzięki
rozwojowi mówiącego o nim języka". Trafnie podkreśla to prorok Izajasz:
„Wiara tedy jest ze słuchania" [ 6 ].
Nową koncepcję religii Don Cupitt definiuje tak: „...dookoła i wewnątrz
nas istnieje rzeczywiście niewidzialny, lecz zrozumiały świat — świat
duchowy. Ten niewidzialny świat — to świat słów i innych symboli. Cały
nadprzyrodzony świat religii jest mityczną reprezentacją świata języka.
Poprzez praktyki religijne społeczeństwo przedstawia i potwierdza rozmaite
sposoby, dzięki którym język buduje świat. (...) możemy i powinniśmy z dostępnego nam materiału tworzyć bez ograniczeń nowe znaczenia religijne,
praktyki, narracje. Teologia poetycka ponownie zmitologizuje naszą religię
(...) dzięki niej łatwiej nam będzie nie przejmować się tym, że wszystko
przemija; wskaże nam też, jak żyć żarliwie." [ 7 ]
Religia a miłość
Odnajdujemy istotne analogie między
zjawiskiem religii i miłości. Jeśli zgodzimy się, że uczucia religijne
pojawiły się jako neuroleptyki, jako odzew na lęk i ekstrema, to możemy
przeprowadzić analogię tego do uczuć miłosnych. Są one odzewem na potrzeby
trwania gatunku — wzbudzonym w szacie popędem realizacji „prokreacyjnego
posłannictwa". Również dla realizacji tego celu pojawia się ponęta
przyjemności. I tak samo w tym przypadku wytworzona została olbrzymia
mitologia miłości, spoetyzowane uczucie w tym co się zwie „romantyczność".
Jest faktem niezaprzeczalnym, że obie mitologie mistyfikują rzeczywistość — mniej lub bardziej.
Nietzsche
nie raz podkreślał, że uniesienie religijne i podniecenie seksualne są
niemal tożsame, analogiczna jest zresztą siła artystycznej ekspresji o charakterze miłosnym (oczywiście miłość rozumiemy zmysłowo), jak i religijnym. Ostatnio obie podupadły z racji demitologizacji obu tych sfer
ludzkiej aktywności. Warto jednak zauważyć, że miłość
jest „przypadłością" powszechną, zaś religia jedynie większościową.
Ponadto o ile mitologia miłości moim zdaniem wzbogacać może życie, o tyle
mitologia religijna często czyni je nieznośnym: nie sformułowano jeszcze
totalitaryzmu miłości. To jednak czysto subiektywna opinia.
Warto iść dalej tym śladem: skoro
uczucia te są tożsame, to muszą na siebie oddziaływać. Zauważymy więc, że
tak jest istotnie, i że są zasadniczo dwa rodzaje tych oddziaływań:
1)
Współtwórcze -
uczucia te mogą być wzajemnie podsycane i potęgowane. Połączenie doznań
erotycznych i religijnych występuje w części kultów; przejawiało się w takich zjawiskach jak kulty falliczne, bogiń miłości czy płodności, orgie
sakralne, świątynna prostytucja; w Grecji był Eros, bachanalia, którym często
towarzyszyły orgie, Afrodyta i jej hetery; wyjątkowy jest pod tym względem
taoizm, który drogę do przedłużania życia i nieśmiertelności widzi w stosowaniu odpowiednich reguł płciowego zespolenia kobiety i mężczyzny;
tantryzm głosił, iż z doznań erotycznych należy czerpać energię duchową;
hinduizm wydał Kamasutrę; romantycy również wiązali uczucie
religijne z miłosnym — nie tykając wszakże ciał kobiet;
2)
Konfliktowo-ekskluzywne -
buddyzm, a przede wszystkim chrześcijaństwo. Uczucia religijne tego typu dążyły
do zepchnięcia konkurencyjnych uniesień duchowych, żądając dla siebie całkowitej
wyłączności w dziedzinie sacrum.
Nieco
bardziej skomplikowana jest sytuacja islamu. Z istoty swej religia ta ma
charakter zbliżony do kategorii drugiej, lecz Koran przemieszany jest z liberalnym stosunkiem do uniesień zmysłowych, obiecując ponadto ponętne
hurysy w zaświatach. Zdzisław Wróbel tłumaczy to osobowością założyciela,
Mahometa, „który odznaczał się namiętną skłonnością do płci niewieściej,
rosnącą coraz bardziej jak przybywało mu lat. Poznanie biografii erotycznej
proroka pozwala więc zrozumieć tolerancyjny stosunek głoszonej przez niego
religii do potrzeb seksualnych mężczyzny i rygoryzm w stosunku do kobiet." [ 8 ]
Podejście
pierwszego rodzaju, jeśli nie prowadziło do dewiacji (co czasami występowało),
sakralizowało jednak seksualność, co do dziś istnieje w tradycjach religii
Wschodu. Podejście drugie, piętnując akt seksualny jako nieczysty i zło
konieczne, deprecjonowało i profanowało erotyzm. Prowadziło zarazem do nie
mniejszych dewiacji, jak choćby opiewane przez święte teksty akty
„rozbrojenia kusiciela" (autokastracji dokonał m.in. Orygenes), co zresztą
Jezus w Biblii aprobuje: "Albowiem są rzezańcy, którzy się tak z żywota
matki narodzili; są też rzezańcy, którzy od ludzi są urzezani; są też
rzezańcy, którzy się sami urzezali dla królestwa niebieskiego." (Mat.
19:12) [ 9 ] O ile więc w np. tantryzmie czyn taki zamykałby przystęp do „królestwa
niebieskiego" raz na zawsze, o tyle w chrześcijaństwie — miał go otwierać.
Rozpusta szerzyła się z podobnym natężeniem, jak i gdzie indziej, choć pod
przykrywką tabu. W średniowieczu klasztory będące w istocie domami
publicznymi nie były wcale rzadkością, a przeciwko rozpustnym mnichom
wydawano specjalne prawa. Do dziś istnieje różnica np. w dalekowschodnim
traktowaniu erotyki oraz europejskim. Pierwsze naznaczone jest duchowością i sakralnością, drugie — zrodziło czysto fizjologiczne traktowanie stosunków
płciowych.
Możliwe
jest wreszcie zastąpienie jednych doznań przez drugie. Poniżej fragment w którym
autor opisuje okoliczności kiedy „spotkał boga", czyli doznał mistycznego
przeżycia. Wiązało się to z problemami z seksualnym zaspokojeniem: „(...) I ja grzeszny człowiek doznałem doświadczenia Bożej Obecności w mej duszy.
Lecz wcześniej doświadczyłem stanu piekła, a może na szczęście tylko
stanu przebywania w przedsionku piekła. Wychowany zostałem pobożnie lecz
grzechy młodości szły za mną przez 20 lat i przeniosły się w stan małżeński w postaci bardzo silnej zmysłowości. Cierpiała z tego powodu moja żona, bo
często robiłem jej wymówki, że jest oziębła. (...) Jednocześnie zawsze byłem
straszliwym fantastą i mój umysł mógł z niezmierną łatwością tworzyć
niestworzone obrazy. Gdy żona nie miała ochoty na seks karałem ją i siebie złymi
myślami. Bóg cierpliwie czekał sam wyznaczył miejsce i czas. I oto pewnej
nocy znów biedaczek mąż nie dopieszczony leżałem i wymyślałem jakieś
bzdury. Zagalopowałem się za daleko i wtedy znalazłem się w piekle, lub
raczej w przedsionku piekła. Jest to obrzydzający stan duszy, która odrzuca
Boga i gardzi sama sobą. Straszny to stan i czułem, że dalej jest jeszcze
ohydniej. Zalało mnie przerażenie i wtedy poczułem jakby obok mnie Jezusa.
(...) I w tej żarliwej modlitwie znalazłem się w sobie i poczułem niepojętą
słodycz Bożej Miłości. Umierałem z miłości i to jakiej Miłości. Miłości
Prawdziwej. Czułem, że ta miłość jest bez granic i Jest Wszechobejmująca i że jednocześnie sam doznałem jedynie maleńkiej części tej Miłości.
Cudowny to stan. I chciałem krzyczeć "Dość już Panie bo jeszcze
troszeczkę i umrę z Miłości". Och gdybym wtedy umarł byłbym z Jezusem
zjednoczony na wieczność. To wiem. Błogostan minął. I przez kilkanaście
dni myślałem tylko by być blisko Boga i pragnąłem śmierci. Wiedziałem, że
mam obowiązki do wypełnienia ale bardziej pragnąłem być z Jezusem. Było to w Adwencie roku 2000." (Mieczysław)
Przyczyny
trwania miłości tkwią w konieczności trwania gatunku, nie można więc
podejrzewać, aby mitologia ta mogła kiedykolwiek odejść. Sytuacja religii
jest inna o tyle, że zależy ona nie tylko od przyrodzonych lęków (np. lęki
egzystencjalne: przed śmiercią, brakiem sensu, celu, itp.), ale i w znacznym
stopniu od czynników środowiskowych, czyli bardziej zmiennych i niestabilnych.
Nie miejsce tu jednak aby analizować ich charakter i znaczenie.
Religia: opium czy ecstasa?
Religia to opium dla ludu -
po raz pierwszy określenia tego użył prawdopodobnie baron Paul Holbach
(1723-89), francuski filozof, jeden z czołowych teoretyków niedowiarstwa.
Niemiecki filozof Immanuel Kant (1724-1804) o spowiedzi pisał, iż jest to "opium
dla sumień". Niemiecki poeta Heinrich Heine (1797-1856) nazywał religię
"duchowym opium" mówiąc, że ,,opium i religia są znacznie
bliższe sobie, niż to się na ogół przypuszcza". Podobnego zdania
był zapewne Bruno Bauer (1809-92), niemiecki filozof i teolog, pisząc, że
teologia ,,usypia dążenia wolnych ludzi" wywierając "wpływ
podobny jak opium". Moses Hess wymieniał razem ,,opium, religię i wódkę", wyjaśniając, że człowiekowi przygnębionemu świadomością
życia w niewoli religia daje ukojenie.
Człowiek nie mogąc zdobyć szczęścia
doczesnego sięga po szczęście urojone. Marks przekonywał, że uniemożliwia
to realizację wzniosłych ideałów komunistycznego szczęścia o zasięgu
powszechnym (gr. katholicos). Oczywiście nie ma wątpliwości, że przesłanki
jego rozumowania były poprawne: religia sprzyja przeto tyranii, usypiając ludy w domaganiu się poprawy losu, gdyż umożliwia w obietnicach urojonych
zrekompensować po części choć żądzę dóbr doczesnych. Podobnie powiadał
Wolter, choć bynajmniej nie życzył sobie powszechnego obudzenia ludu do
rzeczywistości: „Powinniśmy
pobłogosławić tej prawdzie, iż nie wszyscy biedni odzyskują świadomość,
dumę i żądzę przemiany tego co jest… Biada światom, gdy się heloty budzą.
Wszystkie wszakże rewolucye, jak dotąd, nie przyniosły wolności
upragnionej."
Również
niektórzy myśliciele chrześcijańscy podzielali opinię, że religia pod
wieloma względami przypomina działanie opium. Chrześcijański teolog Daniel
T. Niles z Cejlonu pisał: "To prawda, że religia stanowi opium dla mas,
ponieważ prawdziwa religia uspokaja dążenie do zemsty". Dużo bardziej
interesujące było stanowisko Williama McDougall’a (1871-1938), brytyjskiego
psychologa, jednego z pierwszych przedstawicieli psychologii społecznej,
profesora uniwersytetów Oksfordu i Cambridge’u, który dokonał nawrócenia
na kilka lat przed śmiercią. Otóż McDougall uznawał, że religia jest
potrzebna dla ratowania cywilizacji Zachodniej przed żywiołem rewolucyjnym, a także wzrastającą liczbą ludów kolorowych, które
mnożą się dynamiczniej niż ludy europejskie. Jego doktryna religii jako
opium polegała na tym, iż odrzucając jej etykę jako niewłaściwą dla
„ras szlachetnych", widzi pozytywne strony chrystianizowania ludów „nieco
mniej szlachetnych", właśnie jako aplikacja „opium". Religii chrześcijańskiej,
choć opiera się na szkodliwej etyce, nie należy niszczyć, ponieważ oddawała
ona i wciąż może oddawać pożyteczne usługi jako religia dla tych ludów,
które w interesie cywilizacji powinny powymierać. Jak więc komentuje to
Andrzej Nowicki: „Religia chrześcijańska powinna # z właściwą sobie słodyczą
# pogodzić kolorowe ludy z ich nieuchronnym losem, wyjaśnić im, że wszelki
opór jest daremny, nauczyć je, aby z pokorą przyjęły wolę Bożą i przygotować je na śmierć, łagodząc im ich ostatnie chwile. Etyka McDougalla
jest jednocześnie nieludzka i 'humanitarna'. Jej nieludzkość wyraża się
jedynie w tym, że wydaje ona wyrok śmierci na ludy kolorowe. Jej
'humanitaryzm' wyraża się natomiast w tym, że za pomocą chrześcijańskiego
opium chce złagodzić przedśmiertne cierpienia."
Religia
więc, jeśli nie budzi fanatyzmu i żądzy krwi niewiernych, usypia. Sen może
być dobry lub zły. Może być bowiem zwykłym marzeniem sennym (oneiros),
albo koszmarem, wszak horror to z łaciny również trwoga religijna. Nie
będziemy się tu jednak zajmować więcej onejromacją, warto jednak zbadać od
strony chemicznej „religijną iluminację". Podobnie
bowiem jak miłość i jej wrażenia i cechy pod wieloma względami przypominają
uczucia religijne, tak i wiele podobieństw znajdujemy między tymi ostatnimi a narkotykami. Okaże się, że spopularyzowane przez Marksa porównanie religii
do opium, może zawierać pewną prawdę nie tylko społeczną, ale i chemiczną.
Nie należy jednak ograniczać się do
opium, gdyż nie tylko te funkcje religia pełniła. Działała również i tak
jak tabletki Ecstase: pobudzała do działania, dawała siłę i energię
walki. Leonhard Ragaz twierdził, że ewangeliczna idea Królestwa Bożego "to
nie opium, ale dynamit". Taki z pewnością charakter miały ruchy
heretyckie, zwłaszcza średniowieczne herezje ludowe. Podobnie u romantyków,
gdzie niechęć do zinstytucjonalizowanej religii łączyły się jednak na ogół z żarliwością religijną osobistą i z wolą walki i czynu.
Przejdźmy jednak do religijnej chemii.
W roku 1962 dr Walter Pahnke postanowił
przeprowadzić eksperyment, na podstawie którego chciał poznać zależność
między narkotykami, chemią organizmu i religijnym przeżyciem. Grupę testową
stanowiło dwudziestu młodych protestantów, mężczyzn, adeptów nauk
teologicznych, którzy zgodzili się wziąć udział w teście ze środkami
psychoaktywnymi. Doświadczalnym środkiem psychozomimetycznym (halucynogennym)
była psylocybina, środek otrzymywany m.in. z grzybów meksykańskich, wywołujący
stany psychotyczne, którym towarzyszą utrata poczucia czasu, euforia,
halucynacje (podobne do LSD-25, ale słabsze). Uczestnicy nie wiedzieli, że połowa z nich otrzymała placebo, powodujące reakcje psychologiczne (efekt placebo),
ale nie farmakologiczne (placebo było kwasem nikotynowym, powodującym
„uczucie mrowienia"). Po aplikacji środków uczestnicy wypełniali ankietę
ze 147 pytaniami, a po sześciu miesiącach powtórnie (100 pytań). Jako cechy
charakterystyczne mistycznego przeżycia dr Phanke określił m.in.: 1) poczucie
jedności; 2) zanik poczucia czasu i przestrzeni; 3) poczucie sacrum; 4)
poczucie rzeczywistości obiektywnej; 5) głębokie uczucie pozytywnego
nastroju; 6) paradoksalność. Żaden protestant z tych co otrzymali placebo nie
doznał przeżycia mistycznego, zaś 4 na 10, którzy otrzymali psylocybinę miało
mistyczne doświadczenie. Po sześciu miesiącach tendencje mistyczne utrzymały
się. Jeszcze ciekawsze były wyniki testów na tych samych protestantach
przeprowadzone po ok. 25 latach: o ile przeżycia religijne grupy kontrolnej (placebo)
utrzymały się na tym samym poziomie, o tyle w grupie eksperymentalnej (psylocybina)
doświadczenia mistyczne nieco wzrosły.
Można więc dostrzec, że występuje
pewien związek między oddziaływaniem środków halucynogennych a religijnym
doświadczeniem mistycznym. W obu występują z różnym nasileniem takie objawy
psychotyczne jak omamy, iluzje (hełm Persingera), depersonalizacja, zaburzenia
poczucia czasu, euforia. Środki halucynogenne wywołać mogą przy częstszym
ich stosowaniu uzależnienie.
Również w przypadku narkotyków i religii można podać przykłady kiedy doznania te
zostają połączone. Warto wspomnieć na tym tle wierzenia Rastafarian. W religii tej marihuana jest czymś jakby sakramentem, a sami przywódcy
niejednokrotnie namawiają wyznawców do popalania. Stosują ją także w celach
leczniczych. Marihuana, określana przez nich jako 'zioło mądrości', jest
stałym elementem ich wierzeń — Jah stworzył 'trawkę' w czasie 7 dni
stwarzania i nakazał ją człowiekowi spożywać. Po wypaleniu jointa uważają,
że mogą doskonalej uczcić swego boga, gdyż wówczas człowiek staje się
mądrzejszy i swobodnie uwalnia uczucia.
Pobożne neuromodulatory i układ rąbkowy
„Cała nasza historia jest zapisana w komórkach
nerwowych."
prof. Małgorzata Kossut, neurobiolog
Nasz mózg tworzy system chemiczny,
wszystkie funkcje zdeterminowane są elektrochemicznie: neurony przekazują między
sobą sygnały dzięki przekaźnikom chemicznym (tzw. neuromodulatory), do których
zaliczamy m.in. serotoninę i dopaminę. Układ limbiczny (albo rąbkowy
— bo na obrzeżach kresomózgowia), znajdujący się w płatach
skroniowych, kieruje czynnościami popędowo-emocjonalnymi. W układzie rąbkowym znajduje się zespół struktur będących anatomicznym podłożem
czynności popędowo-emocjonalnych. W układzie tym znajdują
się ośrodki głodu, pragnienia, popędu seksualnego, bólu, strachu, agresji i in.
Wizje Boga związane są również z układem rąbkowym (a także ze środkowymi i niższymi częściami płatów skroniowych). E.O. Wilson pisze, że "samopoznanie
jest ograniczone i kształtowane przez mózgowe centra kontroli w podwzgórzu i układzie rąbkowym (limbicznym). Centra te zalewają naszą świadomość
wszelkiego rodzaju uczuciami — nienawiści, miłości, winy, strachu i innymi -
którymi zajmują się filozofowie etyki, pragnący odsłonić standardy dobra i zła. Cóż więc, chciałoby się zapytać, ukształtowało podwzgórze i układ
rąbkowy? Powstały one w toku ewolucji na drodze doboru naturalnego. Musimy
trzymać się tego prostego stwierdzenia biologicznego, jeśli chcemy wyjaśnić w pełni problemy etyki i filozofów etyki, o ile nie epistemologii i epistemologów." [ 12 ]
W układzie limbicznym znajdują się m.in.
ciało migdałowate (amygdala) i hipokamp [ 13 ].
Układ ten jest starszą (filogenetycznie) strukturą w mózgu niż kora mózgowa
(neocortex). Emocjonalny system limbiczny i racjonalny system korowy
funkcjonują równolegle, z tym zastrzeżeniem, iż system limbiczny działa
szybciej. „Uczeni mówią dzisiaj, że człowiek ma dwa mózgi i dwie pamięci,
pracujące niezależnie od siebie — jeden myśli, drugi czuje. Obydwa systemy są
powiązane odrębnie z receptorami. Ponieważ droga od receptorów do
systemu limbicznego jest krótsza niż do kory, możemy zareagować
emocjonalnie, zanim przemyślimy sprawę. Informację, którą odbiera neocortex
charakteryzuje ambiwalencja i niepewność, natomiast to, co przyjmuje system
limbiczny ma postać prawdy absolutnej. Hippocampus nadaje wartość
otrzymywanym informacjom." [ 14 ]
To w ciele migdałowatym neutralne
informacje zamieniają się w gniew, wstręt, radość lub szczęście. Hipokamp
natomiast pełni funkcję niejako „nożyc informacyjnych" — z docierających
do mózgu niezliczonych bodźców (informacji) wybiera te, które są godne
uwagi i zapamiętania, aby wyłonić z nich sens (przykład: w zatłoczonym
barze, dzięki hipokampowi potrafimy zrozumieć w tłumie głos jednej osoby).
„Bez cenzury hipokampu człowiek błądziłby bez orientacji w morzu danych.
Jeśli jednak uda nam się przechytrzyć te cenzorskie nożyce w głowie,
przyczynia się do zwiększenia kreatywności. — Wtedy mogą się pojawić nagle
całkiem nowe zależności znaczeniowe — mówi psychiatra Hinderk Emrich, który
od 15 lat zajmuje się badaniem iluzji. — Być może także objawienia polegają
na ominięciu autocenzury w hipokampie. Zdaniem Emricha człowiek mający
halucynacje widzi jedynie własną hipotezę rzeczywistości: jego mózg narzuca
mu fantazje jako świat realny. W swojej działalności naukowej Emrich
interesował się często wpływem narkotyków. Podejrzewał, że osłabiają
one autocenzurę i dlatego niekiedy pobudzają fantazję. — Podobny skutek mogłyby
też wywoływać rytualne tańce albo post, jak to zaleca wiele religii -
spekuluje Emrich." [ 15 ]
Hipokamp jest powiązany z pamięcią autobiograficzną, o sobie
(„brama do przeszłości"). Jest to jednak pamięć czysto faktograficzna,
emocjonalna otoczka zostaje zapamiętana przez ciało migdałowate (tam jest
tzw. pamięć emocjonalna).
Opioidy i serotonina.
Praktyki mistyczne szamanów („naturalne") wpływają na mózgowe
receptory opioidowe i serotoninowe. Opioidy endogenne [ 16 ]
działają na nasz mózg głównie hamująco: osłabiają ból, znika niepokój,
panika i strach, obniża się temperatura ciała. „Cały organizm zwalnia obroty i następuje stan krótkotrwałej
hibernacji." Zarazem jednak mogą w większych ilościach wywołać stan
euforii. Do opioidów endogennych zaliczamy m.in. endorfinę (od: endogenna
morfina, niejako morfina „wewnętrzna"). Endorfina wiążą
się z tymi samymi receptorami w ośrodkowym układzie nerwowym, z którymi
wiążą się narkotyki (np. morfina).
„Stan błogości, który możemy odczuć pod wpływem relaksu lub medytacji,
związany jest właśnie ze zwiększeniem produkcji endorfin. Oznacza to, że
sami możemy sobie zaaplikować dawkę endorfin." [ 19 ]
Dr Rick Strassman pisze, że DMT (dimethyltryptamina) może
wywołać stany mistyczne oraz przypuszcza, że w mózgu znajduje się również
naturalne źródło tej substancji aktywnej. [ 20 ]
LSD działa na podobne obszary w mózgu co serotonina, wpływając na receptory
serotoninowe. Tzw. tabletka szczęścia, czyli Prozac, polepsza samopoczucie, bo
podwyższa poziom serotoniny. Jeden z receptorów serotoninowych znajduje się w ciele migdałowatym (emocje). Czy występują analogie z technikami szamańskimi?
Dopamina. Jest
to substancja aktywna w mózgowym systemie nagród, uczestniczy również w wytwarzaniu nałogów. Stwierdzono, że schizofrenicy dobrze reagują na leki
działające na dopaminowe obszary limbiczne (układ rąbkowy) w mózgu. Neurolodzy
odkryli, że dopamina jest odpowiedzialna za powstawanie odczucia przyjemności.
Kokaina działa w taki sposób, że neurony zostają zalane dopaminą, dając
uczucie uniesienia, które trwa od 10 do 20 minut. Neurobiolog
Małgorzata Kossut mówi: „Nasz
nastrój, a także ciekawość świata, umiejętność skupiania się czy
temperament w dużej mierze zależą od tego, jakie składniki przeważają w
'koktajlu' neuromodulatorów. (...) Mózg niczym barman serwuje nam
'drinki' na różne okazje. (...) Np. dopaminy, wydzielanej przez tzw. układ
nagrody w sytuacjach przyjemnych, jest również sporo w mózgu chorych na
schizofrenię, którzy są głęboko nieszczęśliwi." [ 21 ]
W 1997 r. odkryto w związku z dopaminą
tzw. gen ciekawości (gen odpowiedzialny za transport dopaminy). Myszy, którym
genetycznie zmieniono jego aktywność, robiły się chorobliwie ciekawe. Kiedy
wkładano je do coraz to innych klatek, biegały jak oszalałe, węsząc każdy
kąt — aż do upadłości. Podobny gen odkryto u człowieka. Wedle jego
angielskiej nazwy — novelty gene — można by go nazwać „genem
nowinkarstwa". Jego aktywizacja powoduje większy poziom dopaminy, ludzie „łakną
nowych informacji jak powietrza". Zapewne wyznawcy wszelkich teorii
spiskowych, a przede wszystkim UFO cierpią na jego nadczynność.
Wedle
odkrycia szwajcarskiego neurologa ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zurychu, dra Petera
Bruggera, należałoby
sądzić, iż gen ciekawości nie oznacza bynajmniej ciekawości pożytecznej,
lecz wytrąconą z równowagi. Brugger zaobserwował, że sceptycy mają niższy
poziom dopaminy w mózgu, niż ludzie wierzący w różne dziwne zjawiska, mający
skłonność do przywiązywania głębokiego znaczenia przypadkowym zbiegom
okoliczności oraz przywiązujący ukryty sens zwykłym zdarzeniom. Zarazem
podając ochotniczej grupie sceptyków lek L-dopa, który podnosi stężenie
dopaminy, uczynił z nich ludzi znacznie bardziej łatwowiernych. [ 22 ]
Tym samym można stwierdzić, że wyższy poziom dopaminy to naukowe wyjaśnienie
stanu „łaski bożej", czyli „daru wiary", a z drugiej strony niższy
jej poziom uznać można za stan „uświęcającej łaski trzeźwości". Dla
pełni „religijnego uświęcenia" dopamina może uzupełniać działanie
„modułu religijnego", sprzyjając przypisywaniu różnorakich konsekwencji
teologicznych przeżywanym uczuciom religijnym generowanym w skroniowych i bocznych płatach mózgu.
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] R. Legutko, „Neuroteologia", Nowe Państwo, nr 23/2001 [ 2 ] Ralph S. Sołecki, „Shanidar IV, a Neanderthal Flower Burial in Northern Iraq",
Science 1975, 190, s.880-881; zob. E.O. Wilson, O naturze
ludzkiej, Zysk i S-ka, Poznań 1998, s.182 [ 3 ] Feurbach, Wykłady o istocie religii, PWN, Warszawa 1981, s.201 [ 4 ] B.P. Beckwith, Free Enquiry, 1986 vol. 6 p. 46 [ 5 ] E.O. Wilson, O naturze ludzkiej, Zysk i S-ka, Poznań 1998, s.183 [ 6 ] Rzym. 10:17, BW; Mamy tu też odpowiedź na rozterki pewnego
baptysty-kreacjonisty, który zastanawiał się po co kosteczki słuchowe tak
dziwnie ewoluowały — ewoluowały oczywiście po to, aby baptysta dowiedział się o bogu [ 7 ] Don Cupitt, Po Bogu..., CiS, W.A.B., Warszawa 1998 [ 8 ] Zdzisław Wróbel, Erotyzm w religiach świata, Lidex, Warszawa 1996 [ 9 ] Tłumaczenia polskie często zafałszowują ten fragment [ 12 ] E.O. Wilson, Sociobiology: The New Synthesis, za: Williams, Światełko mydliczki.., s.201-202 [ 13 ] Zarówno hippocampus (konik morski) jak i ciało migdałowate zawdzięczają nazwy swemu kształtowi [ 14 ] Jan M. Szymański, „Uwolnienie od uprzedzeń", Zielone Brygady, 1998; zob. też.: Joseph Le Doux, „Sensory Systems and Emotion", w: Integrative Psychiatry, nr 4, 1986; tegoż: „Emotion and the Limbic System Concept", w: Neuroscience, nr 20, 1992 [ 15 ] Johann Grolle, „Skazani na wiarę", Der Spigel, 18 V 2002 [ 16 ] Opioidy endogenne czyli produkowane naturalne, w odróżnieniu od opioidów egzogennych (zw. opiatami), do których należą m.in. morfina, heroina, kodeina. Opioidy mają silne działanie przeciwbólowe [ 19 ] Mariusz Wirga, „Teoria, biologia i terapia w psychoneuroimmunologii", Charaktery; zob. też: dr hab. Jolanta Sotowska-Brochocka, „Wszystko zaczęło się od opium", Biologia w szkole nr 253 [ 20 ] Rick Strassman, DMT: the Spirit Molecule. Rochester: Park Street Press, 2001 [ 21 ] Wywiad z prof. Małgorzatą Kossut, Gazeta Wyborcza, 14 marca 1998 [ 22 ] "Skąd się biorą UFO", Wiedza i Życie, październik 2002, s.13; Michael A. Persinger, „Paranormal and Religious Beliefs May Be Mediated Differently by Subcortical and Cortical Phenomenological Processes of the Temporal (Limbic) Lobes.", Perceptual and Motor Skills, 76(1993): 247 51 « (Published: 19-12-2002 Last change: 04-03-2012)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2116 |
|