|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Obraz duchowieństwa w Podróży do Ciemnogrodu Author of this text: Małgorzata Brywczyńska
Pierwszy atak na kler przypuścił Potocki już we
wstępie, gdzie zapowiedział, iż w swoim „romansiku" opisywać będzie
m.in. „potęgę i bogactwa dziś zrujnowanych po większej części
duchownych" oraz „mnichów, ich rozwiązłe po klasztorach życie." Jednocześnie zaprezentował całą gamę środków maskujących, mających świadczyć o jego ugodowości i wytrącić argumenty ewentualnym krytykom. Potocki
zastrzegał, że to, co pisze o „ciemnogrodzkich bonzach", nie może być
odniesione do „skromnych dzisiejszych duchownych naszych i do pokornych
zakonników." Powołuje się też na „Monachomachię" i „Antymonachomachię" biskupa
Krasickiego „w których najżywszymi kolorami odmalował on klasztorną
ciemnotę, śmieszności i nadużycia", a przykładni zakonnicy sami się „z niepodobnych do siebie śmieli braci."
Potocki prosi czytelników o to, aby jego powieść przyjęli równie życzliwie,
jak poematy Ignacego Krasickiego, tym bardziej, że opisani w „"Podróży…"
duchowni „nie mają nic wspólnego z dzisiejszymi zakonnikami naszymi."
Zabiegów maskujących jest więcej. Autor zaklina się np., że nie jest
„krytykiem ani czasów, ani ludzi dzisiejszych",
że nie idzie mu o wprowadzenie „nowości, wierze i rządom, a zatem ludziom
szkodliwej", zapewnia o „nieskazitelności zamiarów swoich" itp. Ile są
warte owe zapewnienia, świadczy dedykacja skierowana do hrabiny Anny Potockiej,
wdowy po zmarłym w 1815 r. Janie Potockim, córki Szczęsnego Potockiego. Autor
bez ogródek stwierdza tam, że jego powieść ma charakter narodowy, bo w niej
"nic nie znajdziesz, co by od obcych pożyczonym było."
Znalazłszy się na pokładzie statku, płynącego do Ciemnogrodu, Świstek
wraz z towarzyszami podróży: młodym przyjacielem Wacławem i służącym
Jamesem, postanowili poznać innych pasażerów i dociec, w jakim celu udali się w podróż. Dodajmy, że uczestnikami tej pielgrzymki byli tylko Polacy, bo tak
zadecydowały władze ciemnogrodzkie. Prezentacja pasażerów stała się dla
autora doskonałą okazją do satyrycznego przedstawienia polskich mnichów, których
było na pokładzie więcej niż Żydów i którzy „nie tak otwarcie, jak Żydzi",
zdradzali cel swego wyjazdu.
Jeden z mnichów stwierdził, że chce zbierać jałmużnę na odbudowę
spalonego klasztoru, inny na wykup niewolników, jeszcze innych „ludzkość skłoniła"
do wybrania się do Ciemnogrodu w charakterze lekarza, chirurga czy aptekarza.
Autor złośliwie odnotowuje, że jeden z mnichów jest przedstawicielem
klasztoru, który ma „wyderkafowy" dług u ciemnogrodzkich Żydów, co oznacza, że klasztor pożyczał Żydom
pieniądze, umożliwiając im uprawianie lichwy. Takie praktyki klasztorów były
zresztą szeroko rozpowszechnione w XVIII-wiecznej Polsce.
Najbardziej osobliwy jest jednak przypadek zakonnika, który wybrał się w podróż
„na nawrócenie pogan", jako wysłannik Propagandy, czyli watykańskiej
Kongregacji do Rozpowszechniania Wiary (Congregatio de Propaganda Fide).
Sugestia, iż polski zakonnik wybrał się do religijnej centrali, jaką był
Ciemnogród, żeby nawracać pogan i krzewić tam wiarę, stawiała polski Kościół w dwuznacznym świetle. Aby osłabić wymowę tych złośliwości, Potocki
zapewnił, iż żadnego z owych zakonników nie wyprawiło w drogę „rozsądne
zakonów naszych starszeństwo",
ponieważ byli to wyłącznie fanatyczni ochotnicy. Maskowanie satyrycznych złośliwości
ogólnikowymi pochwałami pod adresem polskiej hierarchii kościelnej i dzielenie duchowieństwa na część fanatyczną i część rozsądną, to stałe
schematy, stosowane przez autora w „Podróży…". Chciał on w ten sposób
podkreślić, że jego atak na duchowieństwo nie jest zarazem atakiem na religię.
Bez żadnego zahamowania zwalczał natomiast Potocki wszechobecną w Ciemnogrodzie Inkwizycję. Gdy pielgrzymi przypłynęli do Oślego Portu,
inkwizycyjni cenzorzy spalili przywiezione przez Świstka zakazane książki, co
autor określił mianem „dzikiej iluminacji." Jako człowiek Oświecenia,
Potocki zarzucał Inkwizycji przede wszystkim to, że jest czynnikiem blokującym
postęp techniczny i cywilizacyjny. Sprowadzony z zagranicy nowoczesny pojazd,
jedyny w Ciemnogrodzie, został z rozkazu Inkwizycji publicznie spalony jako
niebezpieczna nowinka. Efekt tej polityki był taki, że — jak stwierdził sam gubernator — kraj od lat nie postąpił ani kroku
naprzód w cywilizacyjnym rozwoju.
Wzmianki o Inkwizycji pojawiają się w „Podróży…"
wielokrotnie, zawsze w kontekście negatywnym. Tak np. arcykapłan zwierzył się
narratorowi, że upada religia w ciemnogrodzkim państwie, „bo zaledwie raz
lub dwa razy w rok święta Inkwizycja pali heretyków, kiedy dawniejszymi czasy
odprawiało się co miesiąc to zbawienne widowisko." W innym miejscu jest zresztą zamieszczony opis publicznego spalenia siedmiu mężczyzn i jednej kobiety.
Okazuje się przy tym, że stary fakir i jego dwaj uczniowie skazani zostali na
śmierć tylko dlatego, że
krytykowali rozwiązłe życie duchownych i zachęcali do „zbawiennej
reformy." Opisując procesję, wiodącą skazańców na miejsce kaźni,
Potocki daje upust swojej niechęci, podając, iż procesja składała się
„ze zbirów i domowników Inkwizycji Świętej, których liczba jest wielka,
bo każdy prawie mieszkaniec ma sobie za zaszczyt być w tym bractwie szpiegów
zapisanym, a wielu czyni to dla własnego bezpieczeństwa, by tym sposobem uniknąć
podejrzeń."
Szczególne znaczenie ma scena, w której Potocki i Wacław wysłuchują
żądań polskich duchownych, jakie mają następnie przedłożyć władzom
Ciemnogrodu. Potocki ostro przeciwstawia się tam pomysłowi utworzenia
Inkwizycji w Polsce, określając tę instytucję jako „klęskę, od której
nas ocaliła mądrość przodków naszych",
bo nawet w przedrozbiorowej Polsce Inkwizycji nie było.
Głównym zwolennikiem przywrócenia nie tylko Inkwizycji, ale i innych,
„gockich" uprawnień kościoła był, totalnie ośmieszony na łamach
„Podróży…", ksiądz Karol Surowiecki (1750-1824). W 1768 r. wstąpił do
franciszkanów konwentualnych, w 1786 r. przeszedł do reformatów, w późniejszych
latach pełnił takie m.in. funkcje, jak sekretarz prowincji, profesor języka
francuskiego w prowadzonej przez reformatów szkole w Pakości, lektor teologii
moralnej, zastępca prowincjała i wizytator generalny prowincji zakonnej. Był kaznodzieją, pisarzem religijnym i żarliwym polemistą o skrajnie konserwatywnych poglądach. Zwalczał idee Oświecenia,
Rewolucję Francuską i wolnomularstwo. Do jego najważniejszych utworów
polemicznych należą: „Ksiądz z kropidłem na Cygana z gandzarą",
„Tragiczne śpiewy masońskie", „Odpowiedź na zagęszczone między ludźmi
pytanie: co się dziś dzieje i na co zabiera się pod słońcem?", „Misja
lożowego apostoła…", „Python lipsko-warszawski diabeł" i in.
„Skromne życzenia" Surowieckiego, to m.in. prawo do rzucania klątw
„takich, jak Hildebrand i chwalebni jego używali następcy", prawo do
palenia heretyków na stosach i przyznanie Kościołowi monopolu na wychowanie młodzieży.
Autor „Głosu Izraelitów" nie dał się przekonać żadnymi argumentami,
groził zemstą i rzucił na Świstka oraz Wacława klątwę. W odpowiedzi Wacław
wręczył mu szklankę zimnej wody „by nieco ochłódł z ogniów, co z niego
buchały." Zgorzknienie przyprawiło księdza Surowieckiego o żółtaczkę
„jedyną korzyść, jaką odniósł z pielgrzymki swojej."
W przemówieniu Wacława do duchownych zawarł Potocki obronę
prowadzonej przez siebie polityki. Podkreślał, że pieniądze, pochodzące z likwidacji podupadłych klasztorów w Królestwie Polskim, zostały przeznaczone
na ogólne polepszenie bytu duchowieństwa, na założenie seminariów, remonty
kościołów i zapomogi dla ubogich plebanów, których wielka liczba „nie ma
sposobu do życia, kiedy inni opływają we wszystko." Potocki zaznacza, że
car Aleksander I uważa religię „za najtrwalszą zasadę państw i tronów", a przeprowadzone reformy mają przekształcić duchownych „z dość
wzgardzonych, jakimi byli dotychczas, w szanowanych." O szacunku do zakonników
decyduje, zdaniem autora, nie liczba klasztorów, ale „przykładne w nich postępowanie."
Zgodnie ze swą ulubioną metodą, Potocki dzieli zakonników na dobrych,
za takich uważając pijarów i złych jezuitów, biorących się do rządzenia
państwami, „do polityki i do światowych czynności." W 1773 r. papież
Klemens XIV ogłosił kasatę zakonu jezuitów, którzy jednak nadal
funkcjonowali w Rosji. W 1814 r. Pius VII odwołał kasatę jezuitów, ale już w 1816 r. zostali oni wydaleni z Rosji przez cara Aleksandra
„z powodu swojej niespokojności." Potocki z oburzeniem odrzucał pomysł,
aby wydalonych z Petersburga jezuitów osiedlić w Warszawie, dla złagodzenia
tej opinii dodając, że „bez zbawiennej pomocy religii żadne państwo ostać
się nie może, czego dowiodła rewolucja francuska i jej skutki."
Gdy duchowni polemizowali z poglądami wygłoszonymi przez Świstka,
autor określił ich argumenty jako „twierdzenia niczym nie poparte, wyrzuty
nie ugruntowane, przesadne skargi, próżne deklamacje" w wykonaniu tych, którzy
„logicznie rozumować nie są w stanie."
Przytyki pod adresem Kościoła ubrane są niekiedy w formę rzuconej mimochodem dygresji: klasztorne gmachy prezentowały się tak
okazale, że „zdawały się natrząsać z nędzy reszty kraju", arcykapłan
bardziej troszczył się o swoje zwierzątka, niż o parafian, jeden z bonzów
(autor stale używa azjatyckich określeń, gdy mówi o ciemnogrodzkich
duchownych; to kolejny zabieg maskujący), zapytany o klasztorną bibliotekę
oznajmił, że „mądrość rządu wszystkie książki, wyjąwszy teologiczne i nabożne, spalić kazała", a poczty w Ciemnogrodzie nie założono, bo
Inkwizycja uznała ją za niesłychaną nowość.
Krytykę autora wywołuje również tryb życia duchownych: „bonz spasły,
co sobie od rana należycie podchmielił", „wstrzemięźliwość nie była
bonzów przymiotem", bonzowie „pili niemiłosiernie", wznosząc toasty za
zniszczenie wszelkiej oświaty, a Wacław nazwał klasztor „błogosławionym
siedliskiem głupstwa i szczęścia." Autor wypowiada przy tym opinię, iż duchowni są dla chłopów mniej uciążliwi
niż feudalni baronowie, bo nie prowadzą wojen i polowań, a w dodatku umieją
dbać o swoje interesy. To ostatnie korzystnie odróżnia duchownych od
zwolenników anarchicznego ustroju dawnej polski, którzy „gdyby ich słuchano i siebie i kraj by zgubili."
Niektóre fragmenty powieści zostały wykorzystane przez przeciwników
Potockiego do zarzucenia mu, iż naigrywa się z obrzędów religijnych. W pierwszym fragmencie autor opisał, jak stu bonzów „zaryczało hymn,
odpowiadający naszemu Te Deum", a w innym „kilkunastu młodych bonziąt jęło się do zapalenia setnych lamp
około pagody wiszących, które jej nowego dodały blasku i tą zmianą pomnożyły
już dość mocne omamienie",
co uznano za parodię odsłonięcia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
Zarzucano również Potockiemu, iż jego powieść jest produktem myśli masońskiej i taka opinia pokutuje w niektórych środowiskach aż do dziś. Przeczy temu
jedyna w powieści wzmianka o masonerii. Gdy Wacław zaproponował narratorowi,
będącemu przecież wielkim mistrzem masonerii polskiej, przyozdobienie się
orderami masońskimi, ów zdecydowanie odmówił. Zdaniem Emila Kipy, ma to służyć
podkreśleniu dystansu pomiędzy masonerią, a tą powieścią.
Relacjonując pobyt w Ciemnogrodzie, autor w rzeczywistości opisywał
realia polskie, o czym świadczy choćby aluzja do biskupów, którzy wolą
mieszkać w stolicy, niż w swoich diecezjach. Było to powszechną praktyką w czasach Potockiego.
Zawsze jednak autor podkreślał, że jest wrogiem nie religii, ale kładzenia
zabobonu na miejsce prawdy, a „fanatyzmu na miejsce chrześcijańskiej
tolerancji i słodyczy." Aby uwiarygodnić tę tezę, autor wprowadził na łamy
powieści dobrego proboszcza z Zaciszy oraz czterech chrześcijańskich
misjonarzy, którzy pozostali w Ciemnogrodzie, aby leczyć ludzi.
Taka taktyka była zgodna ze światopoglądem
Potockiego, który usiłował „oczyścić filozofię Oświecenia z radykalizmu
społecznego i rewolucyjnych tendencji, aby ocalić głoszony przez nią program
powszechnej oświaty."
Libertynizm autora łączył się bowiem z kultem dla prawa. W „Gazecie
Narodowej i Obcej" z 1795 r. na pytanie, czym jest wolność, Potocki
odpowiadał: „Prawdziwa wolność gruntuje się na ścisłej egzekucji prawa.
(...) Wszelkie inne wyobrażenie wolności jest mylne i tworzy anarchię."
Widać wyraźnie, że krytyka duchowieństwa ma w tej powieści charakter
przemyślany i wybiórczy, jest adresowana do konkretnych środowisk. Potocki
atakuje to, co mu się w polskim duchowieństwie nie podoba, akceptując
(przynajmniej werbalnie) całą resztę. Że cios był celny, a krytyka została
przez konserwatywne środowiska kościelne właściwie zrozumiana, świadczy
najwymowniej brutalna odpowiedź na „Podróż do Ciemnogrodu", jaką była
książeczka księdza Karola Surowieckiego „Świstak warszawski wyświstany,
czyli uwagi krytyczne nad warszawskim romansem zatytułowanym "Podróż do
Ciemnogrodu", pod imieniem pisarza nazwanego Świstek przez drukarską pomyłkę."
Utwór ten był pełen „wulgarnych i nieprzyzwoitych określeń",
które kompromitowały konserwatystów, zamiast ich bronić, w związku z czym
książka księdza Surowieckiego została po pewnym czasie wycofana z obiegu, zaś
jej autora przeniesiono do innego klasztoru.
Mimo to, Potocki przegrał swoją
batalię: i jako pisarz, i jako minister. Trzeba natomiast podkreślić, że
"pierwszy, niewątpliwie twórczy i tak bardzo płodny w następstwa pomysł
poruszenia śpiącej opinii publicznej, zwrócenia uwagi na szykujący się do
ataku obskurantyzm, ośmieszenia go i unieszkodliwienia kpiną i szyderstwem -
jest i pozostanie zasługą Potockiego."Literatura:
S.K. Potocki, Podróż do Ciemnogrodu i Świstek
Krytyczny, wybór, oprac. E. Kipa, Wrocław 1955, BN I 154
Bibliografia literatury polskiej Nowy Korbut, t. 6/1, oprac. E.
Aleksandrowska, Warszawa 1970
A. Kowalska, Warszawa literacka w okresie przełomu kulturalnego
1815-1822, Warszawa 1961, s. 325
A. Kowalska, „Świstek Krytyczny" Potockiego a „Wiadomości
Brukowe" w: Prace polonistyczne, Warszawa 1955, seria XII, s. 272
« (Published: 30-12-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2154 |
|