|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Źródło wszelkiego zła, czyli Nergal a sprawa polska Author of this text: Piotr J. Szwajcer
Jak (być może) niektórzy jeszcze pamiętają, taki tytuł — „Źródła wszelkiego zła" — nosił przygotowany przez Richarda Dawkinsa dla brytyjskiej BBC4 film
dokumentalny stanowiący swoistą „ścieżkę filmową" do
Boga urojonego. Zapewne jednak nie
wszyscy już wiedzą, że tytuł to inwencja producenta (pewnie wymyślił, że tak się
rzecz lepiej sprzeda), a sam Dawkins nie był z niego zbyt zadowolony, wbrew
czarnemu pi-arowi bowiem (nad wyraz skutecznemu — nie przeczę) ani autor
Samolubnego genu, ani inni
prominentni przedstawiciele „nowego ateizmu" (Harris, Hitchens, Dennett, Coyne
etc.) nie są „fanatycznymi antyklerykałami", którzy najchętniej Watykan, wielki
meczet (i pół Utah przy okazji) wysadziliby w powietrze. Nie — Dawkins zresztą w samym filmie (i w książce oraz wielu wystąpieniach publicznych) też bardzo
dobitnie wyjaśnia, że religia (szerzej — religie) nie jest źródłem
wszelkiego zła i że łatwo wskazać
wiele innych, zdecydowanie nie religijnych korzeni zła, które dzieje się na
świecie.
Cóż — wydawałoby się, że w tym przypadku trudno byłoby Dawkinsowi zaprzeczyć
(takie proreligijne ukłony zdarzają mu się zresztą dość często — jest na
przykład autorem bardzo interesującego artykuliku
Ateiści za Jezusem), ale czasem
zaczynam się zastanawiać, czy aby część owego uniewinniającego werdyktu („są też
inni") nie wynika ze zbyt wąskiego rozumienia religii, jakie promują nowi
ateiści (i które, paradoksalnie, jest też bardzo korzystne dla dominujących
kościołów), a mianowicie z ustanowienia
iunctim między religią a jakimś bogiem. Tymczasem, gdybyśmy spojrzeli
szerzej i zastanowili się nad zależnością między złem a szeroko rozumianym
irracjonalizmem (wiarą nie opartą o empirię), może byłoby łatwiej wskazać nieco
więcej przyczyn popełnianego przez ludzi zła. W tym ujęciu religia (np. wiara w osobowego boga) i rzekomo ateistyczne ideologie (komunizm z mitem walki
klasowej, nazizm z mitem rasy i „krwi i ziemi", nacjonalizm z mitem „narodu")
przestają już się tak bardzo różnić — wszystkie walczą nie tylko z człowiekiem,
ale i z rozumem.
Może jednak przejdę do konkretów i wyjaśnię, czemu akurat w tym momencie
przypomniały mi się problemy definicyjne Dawkinsa. Otóż piszę ten tekst na parę
tygodni przed wyborami parlamentarnymi, a tymczasem, przeglądając prasę i portale internetowe, można by pomyśleć, że ważniejsze niż to, kto przez następne
cztery lata będzie w tym kraju rządził, jest pytanie, czy pan Darski może, czy
nie może występować w publicznej telewizji. Najzabawniejsze zaś (to taki śmiech
przez łzy), że w spór ten zaangażowały się obok polityków i publicystów liczne
„autorytety" — KRRiTv, Rada Etyki Mediów, Rada Programowa TVP i oczywiście
liczni hierarchowie Kościoła — i przez jedną stronę zatrudnienie pana Darskiego
uznane zostało za kolejny przejaw ataku na „podstawowe wartości" polskiego
społeczeństwa i otwartej już walki z religią, jaką rzekomo obserwujemy w Polsce
(„zamykanie katolików w getcie" arcybiskupa Michalika, „to wojna!" mojego
ulubieńca Tomasza Terlikowskiego z „Frondy"), przez drugą zaś jako przejaw
emancypacji świeckiego państwa i wolności słowa oraz przekonań. Co więcej, mniej i bardziej samozwańczy „obrońcy" Darskiego tę właśnie zasadę świeckości mocno
eksponują i to właśnie jest ten wątek całej afery (aferki raczej), który
najbardziej mnie zaintrygował.
Przypatrzmy się bowiem całej historii z boku. Dla klarowności rozumowania
przyjmijmy, że nie interesuje nas kontekst polityczno-biznesowy (w tym
autopromocja Adama Darskiego — nim związał się z panią Dodą i przed procesem o darcie Biblii mało kto o nim słyszał — a także mobilizowanie elektoratów przez
polityków i duchowieństwo) lecz traktujemy strony sporu poważnie. Tak więc
zakładamy, że „prawa strona", nazwijmy ją sobie tak umownie, istotnie broni
„prawd wiary", którą wyznaje, i uczuć religijnych „milionów katolików" (przy
okazji — co z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, nawet w Polsce
zarejestrowanych jest ich ponad sto, a na świecie mamy już ponad trzydzieści
pięć tysięcy różnych denominacji tej religii; wszystkie w tej czy innej formie
czczą Biblię jako „świętą księgę"?), pan Darski natomiast rzeczywiście jest
wrogiem chrześcijaństwa i wyznawcą kultu szatana. [Wiem, że oba te założenia są
dyskusyjne, ale to w końcu tylko eksperyment myślowy].
| 1. Adam Darski z zespołu Behemoth w czasie Polish Apostasy Tour 2007 w Mega Clubie w Katowicach |
Otóż zwracam uwagę, że w tym ujęciu cała sprawa Nergala przestaje mieć
jakikolwiek związek ze świeckością! To spór dwóch (lub większej liczby) religii o to, która z nich wyznaje lepszego (?) i prawdziwszego (?) boga i czy nazywa
się on szatan czy Jezus. I co nas to pingwinów obchodzi? [ 1 ] W takich sporach darcie i palenie cudzych świętych ksiąg ma wielowiekową
tradycję — katolicy palili Torę i Koran, muzułmanie Bhagawadgitę i Biblię,
ostatnio jakiś ewangelikalny amerykański pastor też spalił Koran. Jako ktoś, kto
takie kłótnie w teistycznej rodzinie obserwuje z boku, mogę się tylko cieszyć,
że przy okazji darcia i palenia książek przynajmniej w naszej części świata nie
rozdziera się już końmi i nie pali na stosie ludzi. Natomiast żądać ode mnie
(paru dziennikarzy prosiło mnie o komentarz w tej sprawie), bym zadeklarował,
czy szatan Crowleya i Micińskiego (zakładam, jak przypominam, że Adam Darski
poważnie mówi to, co mówi) jest lepszy czy gorszy od Jezusa JPII i BXVI (przez
litość nie wspomnę o Jezusie Terlikowskiego, bo to musiałaby być doprawdy
przerażająca postać, przy której starotestamentowy JHWH to łagodny baranek) to
stanowczo zbyt wiele. Pierwsze przykazanie (no, może drugie, czy trzecie)
sceptyka — nie angażuj się w spory dotyczące nieistniejących, hipotetycznych
bytów.
A skoro już bawimy się w dygresje, to warto zauważyć, że sprawa Nergala jest dla
naszego uroczego kraju symptomatyczna jeszcze pod jednym względem. Otóż w Polsce
bardzo często przez domniemanie niejako następuje utożsamienie antyreligijny -
antykatolicki. Dlaczego tak jest w tym przypadku, pokazałem (mam nadzieję)
wyżej. Mało kto natomiast wciąż jeszcze uświadamia sobie, że to zjawisko
znacznie bardziej powszechne. Czasem zresztą o zabawnych wręcz konsekwencjach,
jak choćby akceptacja buddyzmu w stowarzyszeniach propagujących racjonalizm i ateizm. Nie to, bym miał coś specjalnie przeciw buddyzmowi — to w sumie chyba
najsympatyczniejsza z wielkich światowych religii — ale, proszę mi wierzyć, z racjonalizmem nie ma ona nic wspólnego. Wiara w reinkarnację, kluczowa na
przykład dla tybetańskiego buddyzmu (wiele razy pisał o tym dalaj lama), jest
równie racjonalna, jak dogmat zmartwychwstania czy niepokalanego poczęcia.
Wracając zaś do głównego wątku. Zacząłem mój tekst od przywołania Richarda
Dawkinsa. Nie przypadkiem, bo to autor, któremu bardzo wiele zawdzięczam (a
nieskromnie — bowiem mam w tym pewne zasługi — dodam, iż jest to też autor,
któremu laicki dyskurs w Polsce, a i na całym świecie, wiele zawdzięcza), a przywołałem go, by wykazać, że o ile źródła zła nie zawsze tkwią w religii, to
zwykle jednak tam, gdzie zło, można doszukać się też irracjonalizmu — albo wręcz
pogardy dla rozumu i empirii — i antynaturalizmu (nadnaturalizmu) w różnych
odmianach.
[ 2 ] Jeśli ten koktajl uwzględnimy i nie damy się łudzić pozorom (Darski jako symbol
społeczeństwa świeckiego?!), kwestia źródeł zła stanie się nieco bardziej
zrozumiała, a religię zaczniemy oceniać nieco bardziej obiektywnie.
Oczywiście ta drobna krytyka w niczym nie umniejsza wielkiej przenikliwości
Dawkinsa, a casus Nergala dostarcza
nam wspaniałej wręcz ilustracji trafności jego diagnoz. W
Bogu urojonym i licznych późniejszych
publikacjach Dawkins pokazywał na przykład, że
nie
jest tak, by tylko religijny fundamentalizm był szkodliwy, bowiem liczni
naprawdę dobrzy i uczciwi, tyle że pobożni ludzie swoją (umiarkowaną i cywilizowaną) wiarą torują drogę właśnie groźnym fanatykom. To rozumowanie
wywołało furiackie wręcz ataki na Dawkinsa (i innych nowych ateistów). Również w Polsce liczni obrońcy wiary z okolic „Gazety Wyborczej" i PO nieustannie
przywołują argument, iż (proszę wybaczyć uproszczenie) może i ksiądz Rydzyk i Radio Maryja to istotnie przesada, ale taki prawdziwy i dobry katolicyzm (i
prawdziwe przesłanie „dobrego Nazarejczyka") poznajemy dzięki światłym katolikom
choćby z „Tygodnika Powszechnego". Czyżby? Oto cytat z artykułu (o sprawie
Darskiego, jakżeby to inaczej) z ostatniego numeru TP (nazwisko autora
litościwie pomijam): „Nergal może katolicyzmu szczerze nienawidzić, ale powinien
też mieć świadomość, że katolicy obchodzą się z nim subtelnie, powierzając
rozstrzygnięcie sporu niezależnej władzy sądowniczej. Są kraje, gdzie święte
księgi traktuje się dalece poważniej, a wyroki zapadają niezwłocznie i nie ma od
nich odwołania…". Ładne nieprawdaż? I to naprawdę jest ta „lepsza" strona
polskiego katolicyzmu!
Jaki zatem morał ze „sprawy Darskiego" wypływa dla laickości (morał musi być!).
Otóż kilka, dla mnie przynajmniej:
1.
Darcie książek to głupota i barbarzyństwo. Darcie cudzych świętych ksiąg
(szczególnie, że nic za to nie grozi) to w dodatku przejaw braku dobrego smaku i dobrego wychowania. Mimo wszystko jednak lepiej palić książki niż ludzi.
2.
Wsadzanie kogoś do więzienia za podarcie książki to przejaw jeszcze większego
barbarzyństwa. Głupota nie jest i nie powinna być penalizowana, choć oczywiście
trzeba ją publicznie potępiać.
3.
Każda religia i każda irracjonalna ideologia broni swojego monopolu, zwłaszcza
gdy (a taką sytuację obserwujemy właśnie w Polsce)
Zeitgeist sprawia, że monopol ten
zaczyna być przełamywany. Taka obrona zawsze jest atakiem na cudzą wolność.
4.
Wróg twojego wroga nie zawsze jest twoim przyjacielem.
5.
Myślenie nie szkodzi (to morał uniwersalny, który dodaję zawsze).
Zwracam uwagę, że to nie są wyłącznie laickie postulaty.
PS. Zbliżają się wybory, nie mogę więc zmarnować tej okazji i powstrzymać się od
agitacji politycznej, zwłaszcza że wykryłem, iż jedyną partią, która tak
naprawdę chce bronić świeckości mediów publicznych w Polsce (mnie przynajmniej
bardziej niż pan Darski przeszkadza ich nieustanne rozmodlenie) jest… Prawo i Sprawiedliwość! Otóż właśnie ukazał się komunikat PAP, informujący że:
PiS zapowiada zgłoszenie projektu noweli ustawy o rtv, który ma dać obywatelom
wpływ na program mediów publicznych; zgodnie z projektem, jeśli 10 tys. osób -
płacących abonament lub zgodnie z prawem z niego zwolnionych — podpisze się pod
wnioskiem o zmianę formuły programowej albo elementu programu, „którego w mediach publicznych nie chcą tolerować", to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji,
po otrzymaniu pisma, w ciągu dwóch tygodni będzie miała obowiązek zająć
stanowisko i wydać decyzję w sprawie. Gdy wniosek o usunięcie programu złoży 50
tys. osób, to nie będzie on już emitowany.
To naprawdę genialny pomysł! Przy
obecnych nastrojach naprawdę nietrudno zdobyć pięćdziesiąt tysięcy podpisów i wystarczy miesiąc, by z anteny zniknęły wszystkie programy religijne. A ponieważ
„druga strona" też nie będzie zasypiać gruszek w popiele, więc po dwóch
miesiącach już nic w TVP nie będzie. I wreszcie rozwiąże się problem mediów
publicznych i to z zachowaniem pełnego respektu tak dla (laickiej) zasady
rozdziału kościołów i państwa, jak i z poszanowaniem słynnych „wartości
chrześcijańskich", które dziś media publiczne ustawowo muszą promować.
Footnotes: [ 1 ] Gdyby ktoś nie wiedział — to
pointa starego dowcipu, który bardzo lubię. Rozmawiają dwie krowy: -
Wiesz, ponoć mamy epidemię choroby szalonych krów — mówi jedna. — A co
nas to pingwinów obchodzi! — odpowiada sąsiadka. [ 2 ] Osobny problem — i osobna rozmowa — to zło „aideologiczne", czasem bardzo
racjonalne; ale dyskusje o naturze ludzkiej odłóżmy może na inny czas. « (Published: 18-09-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2241 |
|