|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics » Freemasonry
Szatan w loży [2] Author of this text: Norbert Wójtowicz
Czy fakt, iż
masoneria odrzuca konieczność istnienia jakiejś bliżej określonej rozumnej
siły stwarzającej i pobudzającej świat do istnienia oznacza, iż negują oni
jakąkolwiek boskość? Nie, Bóg
istnieje, lecz masońska wizja Boga jest dość oryginalna, stąd też słyszy
się niejednokrotnie o Bogu-rozumie, Bogu-narodzie, czy Bogu-człowieku.
Niejednokrotnie to właśnie człowiek jest jedynym osobowym Bogiem, którego
wolnomularze są w stanie uznać i zaakceptować, wobec czego nie brak
wypowiedzi głoszących, iż jest on jedynym Bogiem osobowym jaki istnieje.
Zwracając się w 1924 roku do konwentu Wielkiej Loży Francji Marcel Cauwell
podkreślał: "Masoneria nie przyjmuje
niczego poza tym, co Rozum może jasno pojąć, nie uznaje niczego, jak tylko
Ludzkość".
Mason winien
nieustannie dążyć ku dobru, które jest celem jego życia. Cóż to jednak
oznacza w praktyce? Gulliano di Bernardo udziela nam bardzo wyraźnej odpowiedzi
na tak postawione pytanie. W swych rozważaniach nad definicją masonerii zauważa
on m.in., że "w oczach masona dobro
oznacza to wszystko co jest dobre dla człowieka". Po cóż więc ludziom
jakaś władza zwierzchnia nakazująca im przyjęcie takich czy innych zasad
postępowania. Wszak "człowiek jest
punktem wyjścia każdej rzeczy i każdego poznania. On sam jest źródłem dla
siebie i swym własnym odniesieniem. Jedynie on w każdorazowym «dzisiaj» może
powiedzieć, co jest dobre dla człowieka" — podkreślał 4 lutego 1979
roku w wypowiedzi dla Radia France były wielki mistrz Wielkiego Wschodu Francji.
Dopiero odrzucając
Boga jako istotę najwyższą, różną od człowieka i wyższą od niego, człowiek
staje się w pełni wolny. Od tego momentu, jak mówi brat Lacroix odpowiadamy
za nasze czyny tylko przed nami samymi. W związku z tym Konwent Wielkiego
Wschodu Francji z 1913 roku wyraźnie podkreśla, iż "nie możemy przyjąć Boga jako celu naszego — wybraliśmy ideał
niezależny od Boga, to jest ludzkość".
Wśród licznych ujęć Boga prezentowanych przez
wolnomularzy w różnych okresach i różnych obediencjach widać ogromne zróżnicowanie.
Prezentują oni dość szeroki wachlarz wizji toteż to co możemy określić ogólnie
jako religijność wolnomularską rozciąga się począwszy od „religii
naturalnej" proponowanej przez Jamesa Andersona, poprzez ujęcie deistyczne
widzące w Bogu jedynie jakąś bliżej nie określoną transcendencję, aż po
agnostycyzm czy wręcz ateizm. Wizji Boga jest wiele lecz żadnej z nich nie można
pogodzić z koncepcją Boga prezentowaną przez chrześcijaństwo. Jak do tej
pory trudno jednak w tych wypowiedziach dostrzec jakiekolwiek przejawy mogące
być podstawą oskarżeń o satanizm. Skąd więc się one biorą? Czyżby były
one zupełnie bezpodstawne? A może poza tymi głównymi nurtami istniały
jeszcze jakieś inne? Może te wypowiedzi nie oddawały pełnego obrazu
„wierzeń masońskich"?
Istotnie, na
przestrzeni dziejów zdarzało się czasem, że w lożach rozbrzmiewały słowa w zupełnie innym duchu. Wolnomularz włoski Giosue Carducci we wrześniu 1863
roku napisał składający się z 50 zwrotek "Hymn
do Szatana". Końcowe słowa tego utworu brzmiały: "Bądź pozdrowiony, o szatanie, / O rebelio, o mściwa potęgo
rozumu! / Niech uroczyście wznoszą się ku tobie kadzidło i śluby! / Ty
zwyciężyłeś Jehowę kapłanów". Manfred Adler podaje, że kilka
zwrotek tego hymnu posłużyło w późniejszym okresie za podstawę do ułożenia
uroczystej pieśni wolnomularskiej. Zaczerpnięte z tego tekstu określenia
Szatana, czasem pojawiały się również na kartach publikacji masońskich. W roczniku włoskich wolnomularzy można więc przeczytać wydany przez jednego z nich okrzyk: "Szatan, rebelia, mściwa potęga rozumu zwyciężyła per omnis
saecula saeculorum, na wieki wieków". Nie były to wprawdzie wypowiedzi
zbyt częste, ale pojawiając się tu i ówdzie utożsamiane były z organizacją i dawały doskonałą pożywkę do rozmaitych podejrzeń o zakusy satanistyczne.
W tym momencie na
arenie dziejów pojawiła się postać, którą długo będzie się wspominać -
Leo Taxil. Głoszone przez niego pod koniec ubiegłego stulecia teorie mogły
znaleźć dla siebie niezwykle podatny grunt do rozwoju. W sytuacji gdy w uszach
wielu wciąż rozbrzmiewały jeszcze słowa skomponowanego niedawno przez
Carducciego utworu nie powinna dziwić łatwość z jaką poglądy te zostały
powszechnie zaakceptowane przez przedstawicieli wszystkich warstw społecznych.
Leo Taxil, a właściwie
Gabriel-Antoine Jogant-Pages urodził się w 1854 roku w rodzinie katolickiej
lecz od samego początku trudno byłoby określić jego działalność mianem
pobożności. Pierwszym istotnym posunięciem było założenie w 1880 roku
„Biblioteki antyklerykalnej" w której publikował pismo "L'Anticlerical", oraz szereg pozycji książkowych wśród których
znalazły się m.in.: „Groteskowe sutanny", „Święci pornografowie",
„Papieskie metresy", „Joanna d'Arc, ofiara księży". Te niezwykle
wyraziste tytuły z pewnością nie pasują nam do obrazu człowieka który w kilka lat później w trakcie prywatnej audiencji będzie prosił papieża Leona
XIII o błogosławieństwo.
Zgodnie z duchem
ówczesnej epoki młody Jogant-Pages wstąpił do wolnomularstwa. Epizod te nie
trwał jednak długo gdyż dość szybko zostaje z tej organizacji wyrzucony. W tym samym czasie po czteroletniej działalności podupada prowadzona przez niego
oficyna wydawnicza. Zaczyna on więc szukać nowego celu w życiu. Wkrótce
korzystając z panujących w ówczesnej Francji napięć na linii Kościół-Państwo
postanawia na tym właśnie ogniu upiec własną pieczeń. Ogłosiwszy swe
cudowne nawrócenie rozpoczyna walkę z masonerią opisując „czarne msze" i będące jakoby na porządku dziennym liczne profanacje hostii. Pisząc pod
licznymi pseudonimami snuł szereg rozważań wokół, stworzonego jego zdaniem
przez Alberta Pike, Nowego i Reformowanego Rytu Palladystycznego mającego
przygotować świat na przyjście Antychrysta. Lekkie pióro Taxila i sprzyjająca
tego typu sensacjom atmosfera schyłku XIX wieku sprawiły, że jego prace zostały
rychło uwiarygodnione opiniami wielu autorytetów kościelnych. Głosząc
„najprawdziwszą prawdę" opisywał on barwnie masońskie ceremonie z udziałem
Szatana, któremu składano ofiary z ludzi. Niemal cała Europa z zapartym tchem
czytała wspomnienia Diany Vaughan, której w trakcie inicjacji palladystycznej
ukazał się sam Lucyfer na tronie z brylantów. Mimo wątpliwości które raz
po raz pojawiały się w tej sprawie nawet ci, którzy dopatrywali się jakiejś
mistyfikacji przyjmowali do wiadomości „niepodważalny fakt" istnienia
bardzo ścisłych związków masonerii z kultem szatana. Swoją akcję
demaskowania masonerii zakończył Taxil podczas konferencji prasowej w trakcie
której powiedział do zebranych: "Nie
gniewajcie się lecz śmiejcie z całego serca. Nie było śladu spisku masońskiego...
Dr Bataille, Sophie Valder, Diana Vaughan, cała ta przerażająca maszyneria
została w najdrobniejszych szczegółach przeze mnie wymyślona".
Afera Taxila zakończyła
się z wielkim hukiem lecz jego publicystyka nie poszła w zapomnienie. To nic,
że przyznał się on do wielkiej mistyfikacji. To nic, że dociekliwi
dziennikarze amerykańscy nie odnaleźli w Charlestown opisywanej szczegółowo
przez miss Voughan sześciobocznej świątyni palladystycznej wysadzanej
marmurem i drogimi kamieniami. Dla wielu to wszystko okazało się detalem i po
dziś dzień pojawiają się w literaturze nawiązania do Taxilowskiego „żartu
palladystycznego". Niejednokrotnie są to jednak nawiązania wcale nie żartobliwe.
Edith Star Miller podkreśla we wznowionej na początku lat 80-tych „Teokracji
tajemnej", że "cały masoński świat
był zorganizowany przy Charlestown, świętym mieście Palladium". Wciąż
pokutuje w publicystyce podana przez Taxila informacja o Wielkim Suwerennym
Komandorze Rady Najwyższej 33 i ostatniego stopnia Rytu Szkockiego Dawnego
Uznanego — Albercie Pike spotykającym się w każdy piątek o godzinie piętnastej z samym Mistrzem Ciemności. Osoby starające się oskarżać wolnomularstwo o satanizm dość chętnie powołują się przy tym na wypowiedzi tego żyjącego w latach 1809-1891 ideologa organizacji i autora pracy o charakterze podręcznikowym
zatytułowanej „Moralność i Dogmat w Rycie Szkockim Dawnym Uznanym". W poświęconym
satanizmowi rozdziale książki „Jawne historie tajemnych stowarzyszeń"
Jacek Golędzinowski wymienia go wręcz jako głównego przedstawiciela amerykańskiego
satanizmu.
Trzeba zauważyć,
że chętnie nawiązujący w swej pracy do religii Albert Pike okazał się dość
wdzięcznym obiektem do tego typu oskarżeń. Do jego najczęściej przy tego
typu okazjach cytowanych wypowiedzi należy myśl, którą miał sformułować w „Instrukcji" z 14 lipca 1889 roku (niektórzy autorzy przesuwają ją na rok
1891): "religia wolnomularska powinna być
przez wszystkich, którzy jesteśmy wtajemniczonymi najwyższych stopni,
utrzymana w całej czystości swej doktryny lucyferskiej". Tekst ten mógłby
wyjaśnić nam choćby częściowo dlaczego o satanizm oskarżana bywa przeważnie
masoneria zrzeszająca „braci" w najwyższych stopniach wtajemniczenia. Równocześnie
należy przyznać, że jest on niezwykle druzgocący w swej wymowie. Z pewnością
wrażenie jakie wywołuje byłoby jeszcze większe gdyby w jego
rozpowszechnieniu nie maczał palców osławiony Leo Taxil. W cytowanym
fragmencie Pike mówiąc o religii masońskiej wspominał więc wyraźnie o Lucyferze, jednak sposób w jaki pojmuje tą postać przybliża nam inna z wypowiedzi: "Lucyfer, nosiciel światła!
Dziwne i tajemnicze imię nadano temu duchowi ciemności! Lucyfer, syn
jutrzenki! Czy jest tym który niesie światłość i całą jego okazałością
oślepia słabe, zmysłowe lub egoistyczne dusze? Nie wątpcie w to!" Bijący z tego typu wypowiedzi kult „syna jutrzenki" zdaje się być aż nadto
widoczny, choć z pewnością nie jest to „satanizm" jaki proponują nam co
jakiś czas media. W związku z tym w książce Edith Star Miller możemy
przeczytać m.in., iż "palladyzm
[do którego autorstwa, na co uczulam zapominalskich, przyznał się Taxil]
jest w istotcie rytem lucyferianistycznym".
Kolejnym
„bohaterem" wyciąganym przez autorów piszących o masońskim satanizmie
jest Aleister Crowley. A trzeba przyznać — prawdziwy to rarytas… Z jednej
strony był on wolnomularzem w najwyższych stopniach wtajemniczenia i członkiem
założonego przez Theodora Reussa Ordo Templi Orientis. Z drugiej strony w jego
nauczaniu widzimy szereg myśli w sposób wyraźny delikatnie mówiąc
„podejrzanych". Po doznanym w 1896 roku widzeniu powiedział: "Szatan
nie jest wrogiem człowieka. On jest [...] życiem [...] miłością [...]
światłem. Droga do nieba prowadzi przez piekło". W swoich pracach
Crowley wskazywał, iż rzeczywistym rdzeniem wszechświata jest satanistyczna
moc, którą jednak pojmował nie tyle na sposób antyboski co raczej jako
energię seksualno-orgiastyczną. Podkreślał on z mocą: "każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie mówię, ty jesteś
jednorazowy i królewski, punktem centralnym całego Uniwersum". Głosił
więc bezwzględną potrzebę oddania się człowieka tej mocy, składania jej
hołdu i ofiar.
1 2 3 Dalej..
« Freemasonry (Published: 18-05-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 234 |
|