|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Philosophy of science »
O badaniach socjol. z punktu widzenia inżynierii.. [2] Author of this text: Witold Marciszewski
2. Odrzucenie fizykalizmu jako punkt wyjścia w metodologii socjologii
2.1 -- Inżynieria w węższym i pierwotnym znaczeniu ma do
czynienia z maszynami. Maszyny budujemy w celu przekształcania, wedle
naszych zamysłów, rzeczywistości fizycznej. Toteż konstrukcje maszyn muszą
się opierać się na prawach fizyki.
Czy społeczeństwo jest maszyną? Byli myśliciele, jak
Thomas Hobbes (1588-1679), wielki prekursor mechanicyzmu w naukach
społecznych, którzy na to pytanie odpowiadali twierdząco. Taka odpowiedź
zakłada, że prawa społeczne dadzą się ustalić równie ściśle jak prawa
fizyki.
Pogląd ten, zwany też nomotetyzmem w naukach społecznych (gr.
nomos — prawo), ma dwie odmiany. Odmiana zwana fizykalizmem
była głoszona z niezwykłą emfazą (jako podejście „jedynie naukowe") w latach
20tych i 30tych przez grono zwane Kołem Wiedeńskim. Fizykalizm
twierdzi, że prawa określonej nauki, w tym przypadku socjologii, dadzą się w pewien sposób sprowadzić, czyli zredukować, do praw fizyki; tak więc,
fizykalizm jest rodzajem redukcjonizmu w metodologii nauk.
Na czym ma polegać taka redukcja, to zagadnienie zawiłe i szeroko dyskutowane. W wersji najprostszej i najbardziej radykalnej, ku
której skłaniało się Koło Wiedeńskie w pierwszej fazie swego rozwoju,
redukcja polega na tym, że prawa społeczne wynikają logicznie z praw fizyki
(w technicznym sensie wynikania, zdefiniowanym w logice).
Nie trzeba długiego namysłu, żeby pogląd taki uznać za
pozbawiony podstaw. Jego zwolennicy powinni by pokazać dla każdego z praw
społecznych wedle jakiej reguły logicznej wynika ono z jakiegoś prawa
fizyki. Nie wskazano jednak dotąd ani jednego takiego przypadku. Ale nawet
pogląd tak skrajny i bezzasadny może stać się użyteczny przez to, że
wyznacza pewien płodny kierunek myślenia, choćby przez eliminowanie
kolejnych propozycji i zacieśnianie w ten sposób pola możliwych rozwiązań.
Tak właśnie ma się sprawa z redukcjonizmem fizykalistycznym.
2.2 -- Kiedy po przekonaniu się o bezsadności fizykalizmu
jesteśmy pewni, że żadne prawo społeczne nie wynika logicznie z praw
fizyki, powstaje miejsce dla pytania, czy może prawa społeczne wynikają z praw innej nauki, bliższej zjawiskom społecznym. Do takiej roli kandyduje
biologia.
W tym miejscu może powrócić
pytanie, czy jednak fizykalizm nie ma szans na powrót do metodologii nauk
społecznych drogą pośrednią, mianowicie przez biologię. Gdyby prawa
społeczne dało się zredukować do biologicznych, a biologiczne do fizycznych,
dokonując tej redukcji na zasadzie, powiedzmy, wynikania logicznego, to
istotnie prawa społeczne wynikałyby z fizycznych, a tylko łańcuch wynikania
byłby dłuższy. Nie mogąc tu wchodzić w temat osobny, a do tego wielce
złożony, odnotujmy jedynie, że najnowszy stan biologii, nawiązujący do
analogii między programami komputerowymi i kodami w organizmach, coraz
bardziej się oddala od postulatów takiego redukcjonizmu. Ale wspomniana kandydatura biologii zasługuje na wzmiankę.
Istnieje dyscyplina zwana zoopsychologią, która obejmuje zoopsychologię
społeczną, a pozostaje w bliskim związku z biologią ewolucyjną. Może te
dyscypliny potrafiłyby wykazać, jak prawa rządzące społeczeństwem ludzkim
wywodzą się z praw społeczności zwierzęcych?
Problem, czy takie wyprowadzenie jest możliwe, czy nie,
stanowi typową kwestię filozoficzną. Nie podejmujemy jej tu nie dlatego,
żeby nie dała się racjonalnie dyskutować, ale dlatego, że temat to
osobny i skomplikowany. Dla naszych obecnych celów wystarczy zająć
stanowisko praktyczne, biorące się z manewru logicznego, jakim jest
ustalenie obowiązku dowodzenia czyli (po łacinie) onus
probandi. Ta starożytna, stosowana zwłaszcza przez prawników, reguła
stosuje się do różnych typów sytuacji (w prawie ma ona związek z tzw.
„praesumptio iuris").
Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, gdy stawiana jest pewna
hipoteza, mianowicie redukcjonizm biologistyczny w socjologii, Stawiając
hipotezę, jej obrońca ma obowiązek wskazać, jakimi sposobami można ją
uzasadnić i jakimi sposobami obalić. To drugie daje krytykom możliwość
atakowania danej hipotezy; jeśli ataki się nie udają, podnoszą się, by tak
rzec, jej notowania naukowe. W rozważanym przypadku nie dysponujemy
sformułowaniem redukcjonizmu tak sprecyzowanym, żeby można było przystąpić
do krytycznej dyskusji. Dlatego, wspomniawszy dla pełności obrazu i tę
ewentualność, nie będziemy do niej wracać.
2.3 -- Po tych krokach eliminacyjnych powstaje następne
pytanie. Mamy już podstawy, by przyjąć, że jeśli istnieją prawa społeczne,
to nie są one redukowalne do praw nauk przyrodniczych (fizyka, biologia).
Oznacza to swoistość praw społecznych co do treści; to znaczy, ich treść nie
jest sprowadzalna do treści praw innych nauk,
To, z kolei, prowadzi do pytania, czy prawa społeczne są
także swoiste metodologicznie, tj. co do sposobu ich uzasadniania, czy
też może sposób uzasadniania jest taki sam jak w naukach przyrodniczych.
Odpowiedź twierdząca (ale inna niż w przypadku redukcjonizmu) stanowi drugą
odmianę wspomnianego wyżej nomotetyzmu czyli, przypomnijmy, poglądu
metodologicznego, że nauki społeczne dążą do ustalania praw tego samego
typu, co prawa nauk przyrodniczych.
Pogląd ten trudno utrzymać w całej rozciągłości, ale
stanowi on inspirujący punkt wyjścia do pytania, w jakim sensie i w jakim
stopniu socjologia dąży do ustalania praw ogólnych. Zostało w tej materii
powiedziane wyżej (odc. 1.3) tyle, że prawa socjologiczne miewają różny
stopień ogólności, stosownie do tego, jak rozległa jest klasa grup
społecznych objęta zasięgiem danego prawa. W przypadku, gdy jest to klasa
określona czasowo i przestrzennie, jak np. zbiór narodów bałkańskich,
zbliżamy się do badania faktów jednostkowych i niepowtarzalnych, a więc
takich, jakie stanowią przedmiot nauk historycznych. Wtedy socjologia,
przybliżając się ku wzorcowi historii, odchodzi tym samym od wzorca nauk
nomotetycznych. W takim przypadku nie można mówić o właściwej naukom
nomotetycznym powtarzalności obserwacji i eksperymentów.
Nomotetyczność przeto jest też cechą nauki stopniowalną;
tym wyższy ma ona stopień, im bardziej wchodzące w grę zależności
przypominają ogólność praw właściwą naukom przyrodniczym, a związaną z możliwością eksperymentalnego powtarzania sytuacji podpadających pod prawa. W zależności od działu socjologii i przedmiotu badań danej teorii, badane
przez nią zależności są bardziej lub mniej podobne do praw nauki we
właściwym tego słowa znaczeniu.
Ten stan rzeczy rzutuje na sposób uprawiania przez
socjologa inżynierii społecznej. Im bardziej dysponuje on teorią podającą
dobrze potwierdzone prawa, tym bardziej jego działalność jest inżynierią w sensie zbliżonym do tego, gdy mówimy o inżynierze projektującym maszyny na
podstawie praw mechaniki. Kiedy zaś staje przed niepowtarzalnym konkretnym
faktem i ma dać diagnozę co do jego powstania czy prognozę co do dalszego
ciągu zdarzeń, bardziej zdany jest na intuicję i twórczość, co go zbliża do
rzemieślnika, a może (lepiej) rzemieślnika artysty. W takiej sytuacji bywają
doradcy wielkich polityków czy mężów stanu.
Pomiędzy prawami ściśle ogólnymi, takimi jak fizyczne, a jednostkowymi faktami, jakie bada historia, rozciąga się rozległa klasa
prawidłowości statystycznych. To ich obecność w wielkiej mierze stanowi o metodologicznym charakterze nauk społecznych, w szczególności socjologii.
Prawo statystyczne jest to twierdzenie ogólne
uzasadnione w wyniku wnioskowania statystycznego. Jest to zaś
wnioskowanie polegające na tym, że mamy informacje dotyczące pewnej cechy
posiadanej przez obiekty z pewnego zbioru zwanego próbą badaną,
chcemy zaś rozciągnąć wniosek na zbiór znacznie większy, zwany badaną
populacją,, którego ta próba jest podzbiorem (właściwym).
Wnioskowanie takie ma charakter probabilistyczny, co znaczy. że prawdziwość
przesłanek nie gwarantuje z całą pewnością prawdziwości wniosku; wnioskowi
przysługuje jedynie prawdopodobieństwo, którego wielkość (między zero i jeden) określa się na podstawie odpowiednich metod statystycznych.
Istotny dla poprawności wnioskowania statystycznego jest
właściwy wybór próby badanej. Ma on być taki, żeby sam wybór próby nie
przesądzał o wyniku badania. Gdy chce się np. badać religijność Polaków, nie
należy dobierać elementów próby z ludności głównie wiejskiej, ani z ludności
głównie miejskiej. Należy też wtedy zadbać o równomierną reprezentację
płci, wykształcenia itd., ponieważ — jak wiadomo — jedne z tych cech
korelują się dodatnio z religijnością (wiejskość, płeć żeńska), inne mniej
dodatnio. Istotna w tym postulacie jest klauzula „jak wiadomo". Komu
wiadomo, a komu nie, to zależy od posiadanej wiedzy, zdolności kojarzenia
itp. Z tego widać, że mogą się zdarzać badania statystyczne robione
bezbłędnie pod względem matematycznym, ale o wartości wyników
problematycznej, jeśli doborem próby nie kieruje dostateczna wiedza.
Istnieje swoisty rodzaj mądrości, którym powinni odznaczać
się socjologowie praktycy. Powinni oni umieć rozpoznawać, kiedy kierować się
teorią ogólną, a kiedy próby takie byłyby naciąganiem teorii do
niepowtarzalnych, a więc nie przystających do teorii faktów. Zarazem, gdy
mają do czynienia z badaniem statystycznym, powinni dysponować odpowiednią
do danego problemu wiedzą oraz umiejętnością inteligentnego z niej
korzystania w projektowaniu badań. Mądrość zaś taka wymaga oprócz wiedzy
jeszcze jednego warunku koniecznego, mianowicie wysokiej kultury
metodologicznej.
3. Metodologiczne aspekty konfrontacji socjologii z mitami pretendującymi do roli inżynierii społecznej — rasistowskim i klasowym.
3.1 -- Gdy idzie o poczynania na polu inżynierii
społecznej, socjologia dostała w mijającym wieku niepowtarzalną szansę
poznawczą. Stało się to dzięki jej zaangażowaniu w wielkie procesy
historyczne tego wieku, mianowicie powstanie, ekspansję i upadek dwóch
reżimów totalitarnych, z których każdy się wspierał na swoistej mitologii,
każdy też pretendował do traktowania jej nie jako mitologii lecz jako nauki.
Tak więc społeczna i polityczna funkcja mitu, a więc funkcja inżynieryjna,
jego stosunek do myślenia naukowego, wreszcie przyczyny upadku mitu pod
gruzami wspieranej przezeń siły politycznej — to kapitalne tematy do
refleksji metodologicznej nad związkami między wizją społeczeństwa a inżynierią społeczną.
Nie można jednak powiedzieć, by refleksja taka miała
bogatą reprezentację, gdy idzie o mit klasowy w literaturze z socjologii
empirycznej (mit rasowy doczekał się gruntownej analizy S.Ossowkiego, o której niżej). Jest natomiast świetnie reprezentowana w filozofii społecznej
(a więc, niejako, socjologii filozoficznej) przez książkę Karla Poppera
„The Open Society and Its Enemies", 1950, gdzie brawurowo został podjęty
temat kolizji między systemem totalitarnym, w szczególności tym opartym na
marksizmie, a racjonalnym, krytycznym, myśleniem.
Żeby ten problem przedstawić konkretniej, niech posłuży
pewna opowieść, wzięta ze wspomnień piszącego te słowa. W roku 1955 odbyła
się w Instytucie Filozofii UW gorąca debata między gospodarzami,
stanowiącymi drużynę marksistowską pod wodzą Leszka Kołakowskiego, a gośćmi z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, których drużyna działała pod
kolektywnym kierownictwem studenckim. Temat debaty: „Społeczna rola
filozofa". Gdy tylko przyszła ta propozycja, czuliśmy, co się święci.
Koledzy marksiści postanowili wykazać nam (i przysłuchującemu się debacie
otoczeniu), jak paskudną rolę społeczną spełniamy jako filozofowie, a jak
zbawienną jest ich rola — filozofów marksistowskich. Chodziło więc o filozoficzne przesłanki inżynierii społecznej.
Z tą świadomością, opracowaliśmy zawczasu strategię
starcia. Była możliwość przyjęcia strategii merytorycznej, zgodnie z intencjami gospodarzy: oni mają swoją filozofię społeczną, my swoją, niech
więc obie walczą o lepsze. Przyjęliśmy jednak inną strategię -
metodologiczną. Postawiliśmy problem, czy inżynieria społeczna ma się
opierać na założeniach filozoficznych, czy na badaniach empirycznych; ze
zrozumiałych powodów unikaliśmy głośnego przypisywania oponentom postaw
mitologicznych, funkcjonował więc w tej roli zastępczo termin „filozofia".
Ponieważ problem mieszkaniowy miał wtedy wagę wielkiej kwestii społecznej,
pytaliśmy dramatycznie np. o to, która z tez filozofii materializmu
historycznego pomoże tę kwestię rozwiązać.
Życie dopisało do tej argumentacji ciąg dalszy, bo dopiero
wtedy, gdy PZPR pozwoliła na tworzenie spółdzielni mieszkaniowych, także
własnościowych, a więc odstąpiła w tym punkcie od mitu, że tylko odgórne
działanie Partii ma odpowiednią moc sprawczą, niedostatek mieszkań zelżał.
Założenia filozoficzne marksizmu prowadziły, jak widać, do koncepcji
bezsilnej, podczas gdy nawet potoczne doświadczenie dawało już inżynierię
skuteczną. W 1955 nie mieliśmy jeszcze pod ręką tego argumentu, dyskurs więc
toczył się na poziomie bardziej abstrakcyjnym. W każdym razie, uświadomił on
ważkie pytanie metodologiczne, na ile jest prawomocna taka dedukcja od
ideologicznej doktryny do inżynierii społecznej.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 22-08-2003 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2635 |
|