|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Problem aborcji: 'za życiem' czy 'za wyborem'? [3] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
— Z pewnością! (..) Na ogół
najbardziej skłaniałbym się do tezy Towarzystwa Kryminologicznego (niekaralność w pierwszych trzech miesiącach ciąży)"
W Polsce jednak nie było mowy o możliwości
„urobienia opinii publicznej", czego konieczność podkreślali ankietowani
przez Boya czołowi prawnicy. Być może, podobnie jak w USA, zawyżano by
statystyki, aby pokonać opór bezwładności i konserwatyzmu opinii
powszechnej. Jednak Boy mógł przekonać inteligencję, ale nie lud. Główne
skrzypce dzierżyła Akcja Katolicka i koła klerykalne. Aborcję z przyczyn społecznych
dopuszczono w latach 50. XX w. Po przełomie roku 1989 ponownie rozpętano akcję
propagandową (zob. str. 1299, 554), która doprowadziła do tego, że na dziś
dzień powróciliśmy do stanu przedwojennego.
Słabości bycia „za życiem"
Bez trudu wykazać można mankamenty postawy osób deklarujących
się „za życiem", które, jeśli są uświadamiane przez owe osoby, stanowią
to co zwykło się określać mianem postawy faryzejskiej. Naczelną słabością
będzie niekonsekwencja, która relatywizuje postawę „obrońców życia".
Niekonsekwencja, która się przejawia w jednoczesnym akceptowaniu przez owe
osoby poglądów i stanowisk nijak się nie dających pogodzić z postawą
„bycia za życiem". Będzie nią np. akceptowanie kary śmierci, środków
wojennych jako sposobu rozwiązywania problemów, gloryfikacja postaw świątobliwych
celebrujących śmierć własną i braci w imieniu wiary. Szczególnie
jaskrawy dylemat moralny wyłania się przed „obrońcami życia" bezbronnych i niewinnych dzieciąt w tym, iż wielu z nich palcem nie kiwnie w obronie narodzonych,
będąc jednocześnie gotowymi na wymachiwanie pałaszem w obronie nienarodzonych.
Jak zauważyli Carl Sagan i Ann Druyan w 1990 r.: „Owa ochrona, prawo do życia,
nie obejmuje 40 tysięcy dzieci poniżej 5 roku życia, które codziennie
umierają na naszej planecie z powodu głodu, odwodnienia, chorób i zaniedbania, mimo iż potrafilibyśmy temu zapobiec" [ 19 ].
Papierkiem lakmusowym szczerości deklaracji „rycerzy życia" jest to z jaką
częstotliwością pochylają się nad dziećmi z rynsztoka, dworcowymi
narkomanami i całą rzeszą bezczelnych kloszardów, gdyż można przypuszczać,
iż owe bezbronne dziecięta szczęśliwie „wybronione" przez „rycerzy"
od „klinicznego zamordyzmu", częściej niż normalnie będą musiały
zasilać właśnie te grupy społeczne.
Owa wybiórcza często moralność pro-życiowa, każe
przypuszczać, iż rzeczywisty motyw jaki kieruje tymi ludźmi jest nieco inny
niż ten, który mają wypisany na sztandarach. Nie trzeba wielkiej dozy
przenikliwości, aby postawić diagnozę, iż w przypadku antyaborcjonistów spośród
konserwatystów chrześcijańskich żądanie zniesienia aborcji jest silnie
skorelowane z ich restryktywnymi poglądami na seksualność człowieka, tak jak
prawo do aborcji (i środki antykoncepcyjne) jest skorelowane z liberalizacją
zachowań seksualnych. W warunkach zakazu aborcji łatwiej jest realizować
wytyczne restryktywnej etyki seksualnej, o ile założymy, iż podziemie
aborcyjne, jakie się wówczas wytwarza, nie dorównuje liczbą zabiegów
aborcji w porównaniu do dokonywania ich w sytuacji braku restrykcji karnych. Głównym
mankamentem restryktywnej polityki seksualnej idącej w parze z zakazem aborcji
jest to, iż „owoce grzechu" na ogół większym brzemieniem spadają na
jedną tylko część „spółki niemoralnej", mianowicie kobiety. Na inny
podtekst działania kleru wskazywał Żeleński-Boy w dwudziestoleciu międzywojennym:
„Tutaj odgrywa niemałą rolę 'polityka populacyjna' kleru: lepiej czworo
dzieci ochrzcić i tych samym czworo dzieci rychło po tym pochować, niż żeby
żadne z nich się nie urodziło. (..) Podejrzewam, że ta polityka
'obrotowa' naszego kleru jest również przyczyną jego żywiołowej niechęci
do ruchu mającego za hasło zapobieganie niepożądanej ciąży." [ 20 ]
Należy wreszcie podkreślić, iż z gruntu fałszywe są
etykietki jakie „obrońcy życia" notorycznie przypinają ludziom
niepodzielającym ich przekonań. Zwolennicy prawa do aborcji przedstawiani są
jako wyznawcy „cywilizacji śmierci", rzecznicy „ludobójstwa" czy w sposób pokrewny. Tymczasem wiadomo przecież, iż jednymi z najwybitniejszych
„obrońców życia" byli ..Hitler i Stalin, którzy bezzwłocznie po objęciu
władzy uznali aborcję za zbrodnię i znieśli wcześniej istniejące prawa do
aborcji. Podobną gorliwością odznaczyli się Mussolini, Ceausescu i wielu
innych nacjonalistycznych dyktatorów. Taką gorliwością w realizacji ideałów
„obrońców życia" nie mogło się wylegitymować wielu katolickich przywódców.
Słabości bycia „za wolnością"
Będą nimi przede wszystkim postawy skrajne, uznające, iż
problem aborcji to problem wolności osobistej, a nie przede wszystkim
rozstrzygnięcia kwestii początku człowieczeństwa. Wyrazem tego będzie często
mądrość transparentowo-manifestacyjna z hasłami typu „moje życie — mój
wybór", „mój brzuch — moja własność" itp. Nie można się zgodzić z tym, iż płód do chwili fizycznego odłączenia od organizmu matki jest częścią
jej „brzucha", czyli jej „własnością" objętą wolnością wyboru
traktowania na zasadzie analogicznej do tego jak właścicielka decyduje o pozostawieniu bądź obcięciu paznokci. Płód jest odrębnym organizmem, który w pewnym momencie życia prenatalnego [ 21 ] może żyć samodzielnie. Z pewnością nie jest tak, że człowiek zaczyna się od zapłodnienia, że
zarodek to już istota ludzka, jak utrzymuje wielu „obrońców życia", ale
też nie jest tak, że poród stanowi jakąś decydującą cezurę dla człowieczeństwa. W ostatnim trymestrze ciąży płód nie jest dużo mniej ludzki niż noworodek.
Rozstrzyganie o początku człowieka
Czy człowiek może sobie uzurpować prawo rozstrzygania o tym, czy inna istota jest człowiekiem czy też nie? A czyż nie musimy o tym
niejednokrotnie rozstrzygnąć? I czyż nie ma to znamion pewnej konwencji społecznej?
Dylemat ten rozstrzygają przede wszystkim: filozof i prawodawca (do niedawna
prawo to przysługiwało również teologowi). O ile filozof może to rozważać i nie dojść do żadnej konkluzji (epoche — zawieszam sąd), o tyle
prawotwórca musi odpowiedzieć ściśle na pytanie o początek człowieka. Ale
czyż ma to mocne obiektywne podstawy, czy też trzeba się pogodzić z myślą,
że o życiu przesądzamy na zasadach konwencji? Gdyby były reguły ściśle
obiektywne, wówczas społeczeństwa byłyby w tym jednolite. Ale nie są. Dla
jednych człowiek zaczyna się w okresie prenatalnym. I tutaj mamy różne możliwości:
czy to np. 7 tydzień, czyli pojawienie się mózgu; czy po 12, kiedy mózg
zaczyna funkcjonować; czy może aż po 7 miesiącu, kiedy płód może żyć
samodzielnie; są wreszcie tacy co człowieka widzą już w zarodku; na dobrą
sprawę czemu nie można byłoby uznać, że pędzący — z prędkością 1
cm/h — do celu plemnik też zasługuje na jakąś ochronę podmiotową (np.
karanie za masturbację), no bo kto daje nam prawo, aby dyskryminacyjnie uznać,
że człowiek to plemnik, któremu się powiodło (do czego możemy sprowadzić
koncepcję zwolenników zarodkowej teorii człowieczeństwa)? W plemniku jest
tyle czucia i świadomości co i w zarodku.
Inną kwestią jest rozstrzygnięcie kiedy zaczyna się
noworodek a kończy płód? Są różne koncepcje. Jedno utrzymują, że wówczas
kiedy rozpoczyna się poród, inni, że wtedy kiedy następuje oddzielenie od
ciała matki, wreszcie jeszcze inni utrzymują, że należy przyjąć, iż
momentem tym jest początek samodzielnego oddychania (najpopularniejsze
stanowisko).
Jak widzimy człowiek nie może uciec od rozstrzygania o istnieniu człowieka. Filozof może się ograniczyć do rozmyślań, które zakończy
złym samopoczuciem w razie swojej bezradności, natomiast ten co tworzy prawo
musi jednak o tym przesądzić. Tego wymaga życie w społeczności ludzkiej.
Wprawdzie prawodawca nie rozstrzyga o tym kiedy obiektywnie pojawia się człowiek
(no bo na dobrą sprawę płód ośmiomiesięczny od miesięcznego dziecka
niewiele się różni), lecz rozstrzyga kiedy pojawia się człowiek społecznie
(jest to pewna konwencja społeczna).
Mit momentu poczęcia
W wieku XVII, kiedy zbadano plemniki pod pierwszymi
mikroskopami, uczeni doszli do wniosku, iż są one w pełni ukształtowanymi
istotami ludzkimi. Wówczas wskrzeszono starą ideę homunkulusa, czyli koncept
wedle którego każdy plemnik zawiera w sobie maleńkiego człowieczka.
Dzisiejsza nauka skorygowała te poglądy. Jedynie stanowisko dzisiejszych
„obrońców życia" z ich koncepcją zarodka jako istoty ludzkiej,
przypomina nam przebrzmiałe poglądy o homunkulusach. Zarodek nie jest istotą
ludzką.
Określanie płodu mianem dziecka jest pewnym
uproszczeniem, które wynika z naszej sfery uczuciowej, a nie ze ścisłości
biologicznej, czyli ze stanu obiektywnego [ 22 ].
Jak pisze prof. Williams: "Mit momentu poczęcia jest nie tylko nie do przyjęcia z filozoficznego punktu widzenia, jest też biologicznie naiwny. Zakłada
bowiem, że zapłodnienie jest prostym procesem, który albo się już wydarzył,
albo jeszcze nie. W rzeczywistości ten 'moment' rozciągnięty jest na
wiele godzin skomplikowanych przekształceń. (..) Geny dostarczone przez
plemnik zaczynają wywierać widoczny wpływ dopiero wówczas, gdy proces
rozwoju embrionalnego jest znacznie zaawansowany. Ściśle biologiczna definicja
powinna więc określać jakiś moment w tym złożonym procesie, kiedy to połączenie
jaja i plemnika nabywa cechy, którym przypisujemy atrybuty człowieczeństwa."
Ludzie, którzy starają się dokładnie oznaczyć moment czy choćby dzień
poczęcia swego dziecka, np. w celu wróżb astrologicznych, a także wyznawcy
początku człowieka od momentu poczęcia, wystawieni są na błędne
uproszczenia, wszak czasami mijają godziny lub nawet dni od aktu seksualnego,
czy jak to określa kodeks kanoniczny — "jakiegoś seksualnego współdziałania"
mężczyzny i kobiety (kan. 1096 § 1), do poczęcia.
1 2 3 4 5 Dalej..
Footnotes: [ 19 ] C. Sagan, A. Druyan,
„Aborcja: czy da się popierać zarówno życie, jak i możliwość
wyboru?", [w:] C. Sagan, Miliardy, miliardy.., Warszawa 2001,
s.161-175. [ 20 ] T. Żeleński-Boy, Piekło
kobiet, Warszawa 1960, s.88. [ 21 ] Prenatalny — dotyczący
życia płodowego, od łac. pre- (przed), natalis (dotyczący
narodzin). [ 22 ] B. Chwedeńczuk zauważył
ponadto, iż mówienie o „dziecku nie narodzonym", czy „dziecku poczętym"
jest rażącą sprzecznością językową, wynikającą z ideologii. Dziecko
według wszystkich słowników języka polskiego (w tym katolickich) jest
definiowane jako człowiek po urodzeniu do pewnego okresu
dojrzewania. Np. Encyklopedia katolicka z 1985 podaje, iż dziecko to „człowiek w okresie od urodzenia do pierwszych lat dojrzewania…". A zatem
powiedzieć: „dziecko nie narodzone", to powiedzieć tyle co: „człowiek
urodzony nie narodzony". „Dzieci nie narodzonych po prostu nie ma,
tak jak nie ma kwadratowych kół i ujemnych liczb dodatnich… Podobnie
nikt nie mówi w mowie dorzecznej o kurczakach nie narodzonych; nie zwracam
się do żony z prośbą: "Ugotuj mi na miękko kurczę nie
narodzone!"" (Chwedeńczuk) « (Published: 25-08-2003 Last change: 04-05-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2644 |
|