|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religions and sects » Sects and cults
Bojownicy antysektowi [2] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Rugała: CZY PAN WIE, ŻE ANI MNIE ANI ŁOBACZEWSKIEJ NIE
STAĆ NA ZASKARŻANIE PARSZYWYCH I PRZEKUPNYCH MEDIÓW? KOSZTY EWENTUALNEGO PRZEGRANEGO PROCESU MAJĄ
ODPOWIEDNIO WKALKULOWANE W STRATY I TAK WYJDĄ NA SWOJE. A NIEJEDNA GAZETA
PRZEGRAŁA JUŻ PROCES. TYLKO Z KIM? BO NA PEWNO NIE Z PRZECIĘTNYM CZŁOWIEKIEM
UCZCIWIE ŻYJĄCYM Z PRACY RĄK. A TERAZ PROSZĘ sobie przeczytać jak prasa kłamie na moim
osobistym przykładzie:
PRAWDA O PLUGAWEJ GAZECIE "NIE" W plugawej i zakłamanej gazecie "nie" nr 2/97 na str.4 w artykule na
temat sekt, utalentowany w tworzeniu wyrafinowanych kłamstw i fikcji
dziennikarz, podpisujący się jako Stanisław Pelczar napisał:
"Ofiary
Czytamy we "Wprost": Gdy syn związał się ruchem Hare Kryszna
przestał wracać na noc do domu i zaczął nas nawracać na swoją wiarę (...)
Rygorystycznie przestrzegane długotrwałe posty miały doprowadzić do
samorealizacji — w wypadku syna skończyło się na tym, że upadł na ulicy,
wybijając sobie zęby, łamiąc szczękę i nos. W stanie skrajnego wyczerpania
odwieziono go do szpitala, gdzie po zakończeniu leczenia kroplówką chciał
kontynuować post — mówi ojciec dwudziestoletniego Andrzeja, który niedawno
wyprowadził się z domu i mieszka z członkami ruchu Hare Kryszna. (...) ANDRZEJ to prawdziwe imię, a prawdziwe nazwisko RUGAŁA. Jego ojciec ma na imię LECH. Andrzej Rugała miał
wypadek znacznie wcześniej niż poznał ludzi z Hare Kryszna. Jak sam twierdzi,
do ruchu trafił, bo zaprowadził go tam sam ojciec, może dlatego, że syn nadużywał
alkoholu? Andrzej Rugała (syn) twierdzi, że spotkanie z grupą Hare Kryszna
odmieniło jego życie i nigdy nie mieszkał poza domem."
A TERAZ FAKTY:
Gazeta "nie" kłamie. Wypadek opisywany we "Wprost" zaistniał
po dwóch latach związania się syna z Hare Kryszna, właśnie na skutek
przestrzegania zasad narzuconych mu przez sektę. O fakcie została powiadomiona
Prokuratura Rejonowa Stare Miasto w Poznaniu, jednak odmówiono wszczęcia postępowania,
ponieważ syn — z obawy przed zemstą sekty — odmówił składania zeznań.
Obrzydliwym kłamstwem jest również to, że niby właśnie ja zaprowadziłem
go do krysznowców. A prawda jest taka, że spotkał ich sam, kiedy rozdawali
"wegetariańskie" pożywienie pod poznańskim Rondem Kaponiera i sam
zaczął uczęszczać na spotkania grupy, które odbywały się przy ul.
Nizinnej w Poznaniu. Później zjawiałem się tam i ja z żoną, ale po to, aby
dowiedzieć się bliżej z kim związało się moje dziecko, ponieważ syn
zaczynał w domu odmawiać jedzenia, opuszczać w szkole lekcje, całymi
godzinami odmawiać jakieś mantry, palić kadzidełka, kłamać itd. Syn przed
przystąpieniem do sekty udzielał się w harcerstwie i uprawiał turystykę.
Nikt i nigdy nie widział go pijanego albo z papierosem. Wystarczy zapytać o to
sąsiadów, którzy do dziś pamiętają go jako porządnego chłopca. Czy
komukolwiek by wtedy przyszło do głowy aby go gdzieś zaprowadzić, bo
"nadużywał alkoholu"? To kolejne wredne kłamstwo plugawej gazety
"nie".
Kiedy udzielałem informacji dziennikarce "Wprost", syn wtedy nie
mieszkał już w swoim domu, bo pewnego dnia przyjechał po niego jakiś
krysznowiec o dziwnie brzmiącym imieniu "Moksadai Dasa" (w sekcie
rzadko używa się prawdziwych nazwisk). Zapakowali z synem do samochodu co
watrościowsze przedmioty i odjechali. Syn zamieszkał gdzieś we wspólnocie… A dziennikarz "prawdomównej" gazety "nie" napisał, że
"nigdy nie mieszkał poza domem". Paradoksalnie, ale fakty wskazują
na to, że właśnie temu artykułowi niejako zawdzięczam odejście syna z sekty. Kłamstwa wymyślone zapewne przez liderów sekty i zwielokrotnione przez
utalentowanego w dziedzinie tworzenia fikcji dziennikarza, które przeczytał mój
syn o mnie, o rodzinie i o nim samym, wywarły na synu tak piorunujące wrażenie,
że zaczął wreszcie zastanawiać się nad swoją sytuacją. Zaczął zadawać
niewygodne pytania na spotkaniach sekty, a przede wszystkim wrócił do domu...
Uwalnianie się z uzależnienia trwało jednak jeszcze długo. Największą
tragedią był dla niego chyba zawód, jaki sprawiła mu grupa, która na początku
wydawała się najidealniejszą społecznością na świecie, pełną życzliwości i ciepła, choć w rodzinnym domu tego też mu nie brakowało. Dziś jego
relacje z rodziną i kolegami są jak najbardziej poprawne. Nieraz jest mu teraz
głupio, że będąc w Hare Kryszna kłamał dla dobra sekty, że oczerniał nawet swoich rodziców. Myśmy jemu to wybaczyli, tak jak synowi
marnotrawnemu. Teraz jest to naprawdę dobry chłopak, który zna prawdziwe
oblicze sekty Hare Kryszna. "Misja Czaitani" to także ruch
krysznaicki i ich metody manipulowania ludźmi w praktyce nic się nie różnią.
Ja wierzę, że syn Łobaczewskiej też kiedyś to zrozumie, wróci do domu i pogodzi się z rodziną. KLEROKRATIA: Jeśli te fakty, które Pan podaje są
zgodne z prawdą, wówczas ja nie śmiem brać w obronę nierzetelnej gazety,
gdyż czuję do tego najwyższy stopień odrazy. Oczywiście rozumiem Pańskie
rozgoryczenie i jest mi przykro, że prasa może bezkarnie wpieprzać się z butami w prywatne życie ludzi i poprzez podawanie nieprawdy szkodzenie tym
ludziom. Ale porównywanie wiarygodności Nie z Polityką nie jest
stosowne. To tak jakby porównywać Radio Maryja z Tygodnikiem
Powszechnym.
Rugała: Sąd podkreślił, iż A. Łobaczewska ma prawo
do krytyki i wyrażania ocen pod adresem Misji Czaitanii. Ma ona także prawo do
nazywania ich sektą. Według orzeczenia sądu: słowo sekta nie ma obiektywnie
pejoratywnego znaczenia i nowe związki wyznaniowe muszą się liczyć z tym, że
będą nazywane sektami.
KLEROKRATIA: Widzę, że próbuje Pan rozmydlić swoją
porażkę — oczywiście nie sposób nie zgodzić się z sądem — określenie
sekta nie jest pejoratywne, więc dlaczegóż miałby on zakazywać Łobaczewskiej
używania tego określenia? Pejoratywne określenie to jest być może w odczuciach opinii społecznej lub jej części, pod wpływem takich właśnie osób
jak Państwo. No i wreszcie nie może Pan zaprzeczyć, że chrześcijaństwo w swoich początkach działało jako sekta. Tak byli traktowani przez państwo
rzymskie, tak też jest zapisane w NT, ale gdzieżby Pan miał czas na czytanie
takich tekstów, walka która Pan toczy jest ciężka i pochłaniająca…
Rugała: Sąd nakazał pani Annie zamieszczenie tylko w "Rzeczpospolitej" (a nie w TV, prasie i radio, jak żądała Misja
Czaitani) sprostowania, które podane przez nią na łamach prasy informacje są
nieprawdziwe. Nawiasem mówiąc można tu jedynie powiedzieć, że tylko niektóre
opinie pani Łobaczewskiej na temat działalności Misji Czaitani, powodowane głębokimi
urazami jakich doznała w związku z odejściem jej syna do sekty i jego pełną
nienawiści postawą wobec własnych rodziców, były oparte na trudnych do
udowodnienia faktach. Niezadowolona z sentencji wyroku "Misja Czaitanii"
złożyła apelację, sprawa jest w toku i wiele wskazuje na to, że
sprostowania czy przepraszania Misji Czitanii nie będzie, a niektóre opinie Łobaczewskiej
mogą być jednak udowodnione. Sekty czynią wszystko, aby odebrać prawo do
wolności słowa w przypadkach, gdy głoszone poglądy ujawniają ich
patologiczny i bezprawny charakter. A w sprawach cywilnych trzeba mieć dużo
pieniędzy, aby latami procesować się z sektami, które przecież są bardzo
bogate. I dlatego w Polsce to one "są górą". Na Zachodzie wygląda
to zupełnie inaczej. Tam instytucje państwowe pomagają ludziom w podobnych
procesach, które sekty przegrywają. Przykładowo w połowie lat dziewięćdziesiątych
niemieckie Ministerstwo Federalne ds. Rodziny Osób Starszych Kobiet i Młodzieży
przygotowało publikację pt. "O tak zwanych sektach młodzieżowych i psychogrupach w Republice Federalnej Niemiec". Międzynarodowe Towarzystwo
Świadomości Kryszny (ISKCON) na drodze sądowej próbowało doprowadzić do
zakazu umieszczenia we wspomnianej publikacji twierdzeń, że ruch swoją działalnością
zagraża fizycznemu i psychicznemu zdrowiu swych członków i innych zwolenników,
przyczynia się do społecznej i zawodowej dezintegracji swych członków a nawet ją wywołuje oraz swą działalnością łamie porządek prawny. Wniosek
ISKCON-u został oddalony. W uzasadnieniu decyzji Sądu Administracyjnego w Kolonii (nr akt 10 L 403/94) czytamy m.in.: "wskazanie na możliwość 'niebezpiecznego oderwania od rzeczywistości' przez intensywne
śpiewy rytualne i przywiązanie do grupy jak również stwierdzenie 'głębokich
zmian osobowościowych aż po zerwanie więzi rodzinnych i społecznych' u młodych
ludzi, którzy przystąpili do ruchu Kryszny, przeciwnik wniosku podbudował
odniesieniem do odpowiednich publikacji i raportów Sekcji Senatu Berlina ds. Młodzieży i Rodziny, Bawarskiej Centrali Krajowej ds. Wychowania Politycznego oraz Rządu
Krajowego Szlezwiku-Holsztynu jak również wypowiedziami świadków…"
W polskim prawie karnym za czyny odpowiada ten, kto je popełnił,
nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Kradzież to czyn karalny. Jeśli dziecko
ulegając wpływom sekty okradnie np. własnych rodziców, to można zawiadomić o przestępstwie prokuraturę. Trzeba jednak wskazać sprawcę czynu karalnego, a więc własne dziecko. Generalnie w większości przypadków tak to wygląda.
Dzieci pod wpływem sekty zaczynają zachowywać się jak przestępcy, a rodzice
nie zawiadamiają o tym organów ścigania przeciwko własnemu dziecku. To tzw.
"ciemna liczba" popełnionych, ale nie zgłoszonych przestępstw wywołanych
wpływem sekt.
KLEROKRATIA: Oczywiście nie ma Pan racji próbując
przenieść odpowiedzialność na 'złe' przepisy — według Pana bowiem to, że
sekciarze nie są skazywani nie wynika z tego, że nie są winni, lecz z tego,
że są wyłączeni od odpowiedzialności przez dziury prawne. Myli się Pan,
ponieważ usiłuje przeforsować myśl jakoby w naszym prawie karnym środki
karne można zastosować tylko do sprawcy przestępstwa, co oczywiście jest
bzdurą! Oprócz sprawstwa w polskim prawie karnym występuje również
pojęcie podżegania (nie wspominając już o pomocnictwie). Za
oba przewidziane są sankcje karne, mało tego — wymiar kary może być zbliżony
za obie formy przestępstwa (art. 19 § 1 kk). Jednym słowem: jeśli dziecko
ulegając wpływowi sekty popełni przestępstwo, to poniesie ono konsekwencje
prawne za sprawstwo, zaś sekciarze — za podżeganie, na podst. art. 18 § 2 kk:
"Odpowiada za podżeganie, kto chcąc, aby inna osoba dokonała czynu
zabronionego, nakłania ją do tego". W paragrafie pierwszym, tegoż artykułu
czytamy ponadto: "Odpowiada za sprawstwo nie tylko ten, kto wykonuje czyn
zabroniony sam albo wspólnie i w porozumieniu z inną osobą, ale także ten,
kto kieruje wykonaniem czynu zabronionego przez inną osobę lub wykorzystując
uzależnienie innej osoby od siebie, poleca jej wykonanie takiego czynu."
Rugała: W moim przypadku syn, który był w sekcie Hare
Kryszna, jest jednocześnie osobą pokrzywdzoną, bo był przymuszany przez sektę
do określonego zachowania się, a to przyczyniło się do jego pobytu w szpitalu i utraty zdrowia. To ewidentna sprawa karna. Prokuratura została
zawiadomiona o przestępstwie, ale syn — obawiając się zemsty ze strony grupy — odmówił składania zeznań. Dlatego odmówiono wszczęcia postępowania
przygotowawczego. Poza tym by musiał wskazać jako winnych konkretne osoby, a to przecież cała grupa funkcjonuje w sposób patologiczny. I to przestępstwo
znalazło się również w obszarze tzw. "ciemnej liczby". Jest
jeszcze inna kwestia tego zjawiska. To problem podobny jak w przypadku narkomanów.
Jeśli któregoś organizm nie wytrzymuje przedawkowania np. ograniczenia snu
albo wpada w anoreksję z powodu stosowania rygorystycznej diety, to właściwie
kto ma winę? Tu trzeba kierować ich na leczenie, a społeczeństwo ostrzegać
przez agitatorami sekt zatruwającymi umysły młodych ludzi.
Również Pańskie powoływanie się na gazetę
"Polityka", w taki sposób jakby to było niepodważalne źródło i wyrocznia prawdy, jest niepoważne i tylko mnie rozśmiesza. Jest Pan wyjątkowo
naiwny. Ja sam w "Polityce" doczytałem się wielu informacji zupełnie
nieprawdziwych czy nawet zwykłych kłamstw.
KLEROKRATIA: Nigdzie tego nie napisałem, że Polityka
to dla mnie nieomylne źródło informacji. Dlaczego Pan tak sądzi? Znów
nadgorliwość...? Ach ta niecnota!
Życzę więcej umiaru.
ps. Głupio wyszło, prawda? Atak na Sai Babę zakończył się atakiem na RORiJ...:-)
Rugała: Ale znów Pan powołał się na "Politykę"
jako niepodważalne źródło informacji o p. Łobaczewskiej, jej mężu i synie
itd.
KLEROKRATIA: Panie Rugała, dlaczego Pan na siłę
forsuje swoją ocenę? Ja powołałem się na Politykę jako na 'źródło
informacji', nie zaś jako 'niepodważalne źródło informacji'
Rugała: Czy Pan nie potrafi pojąć faktu, że ciągle
opiera się Pan na subiektywnych wypocinach jakiejś dziennikarki i orzeczeniu sądu,
które na skutek złożonej apelacji nie jest prawomocne, sprawa jest nadal w toku i przybiera niekorzystny obrót dla "misji"? Chyba jest Pan
zagorzałym poplecznikiem organizacji patologicznych i nieograniczonej wolności.
Jest pan wyjątkowo zdolnym manipulatorem potrafiącym w paranoiczny sposób
bronić patologii za pomocą atakowania pokrzywdzonych. Gratuluję talentu w Pana nikczemnych poczynaniach. Nie widzę sensu kontynuowania z Panem dialogu,
bo znów Pan będzie tylko obracał kota ogonem.
KLEROKRATIA: Może trochę źle się stało, że o tym
problemie dyskutowałem z Panem, gdyż mogłem Pana ranić osobiście, a ja nie
chciałbym wypaść jako agresor ad personam. Ja chciałem jednak pisać
nie o panu czy też o pani Łobaczewskiej, lecz o generalnych,
odpersonalizowanych zjawiskach występujących w tej kwestii. Ja nie traktuje
tego zagadnienia dwubarwnie, czyli: są dobrzy sekciarze i źli antysekciarze.
Absolutnie, proszę mnie źle nie zrozumieć. Pan zrozumiał mnie wybitnie źle,
gdyż ja raczej jestem z tego znany, że częściej staję po stronie katolików
niż sekciarzy, gdyż jestem niewierzącym antysekciarzem, gdyż ostro potępiam
sekty. Cała dystynkcja między nami polega na tym, że ja potępiam sekty, za
to, że 'są głupie', Pan zaś potępia je za to, że 'są'. Dalszą
konsekwencją tej subtelnej różnicy jest to, że Pan chciałby, aby one
przestały 'być', ja zaś chce aby one przestały 'być głupie, lub też: aby
inni wiedzieli, że są głupie. Nie widzę potrzeby państwowych rozwiązań
tych kwestii, co więcej, uważam, że są one wielce szkodliwe. Uważam
ponadto, że pan nie może (już nie piszę nie potrafi, piszę natomiast nie może — z uwagi na przejścia osobiste) trzeźwo, czyli właściwie ocenić
tego problemu, gdyż nie może Pan zachować odpowiedniego dystansu osobistego,
tak więc nie powinien się Pan tym zajmować, a już na pewno nie tak wyraziście,
lub namolnie!
Rugała: Pańska odpowiedź jeszcze bardziej mnie w tym
przekonaniu utwierdza. Pan sam siebie okłamuje, pisząc, że jest przeciwnikiem
sekt, próbuje twierdzić, że nie jest personalnie przeciwko mnie czy Łobaczewskiej,
ale jednocześnie wykazuje nie tylko brak współczucia ale również zupełny
brak zrozumienia sytuacji takich rodzin, w których ktoś uległ wpływowi
sekty, a tym samym automatycznie znajduje się po stronie destrukcyjnych kultów.
KLEROKRATIA: Szanowny Panie, ja oczywiście odczuwam dla
takich osób jak Pan współczucie, proszę nie czynić ze mnie ślepego
fanatyka swoich racji. To że współczuję Panu osobiście nie może oznaczać,
że przez Pana i Panu podobnych osób nieszczęścia będę postrzegał cały
kontekst tych zagadnień. Ja nie jestem automatycznym poplecznikiem czy też
przeciwnikiem kogokolwiek, lecz Pan domaga się ode mnie abym postrzegał małe
grupy religijne przez pryzmat pańskich doświadczeń (czy też doświadczeń
jeszcze kilku innych pokrzywdzonych), Pan domaga się apriorycznej
podejrzliwości względem takich grup, co według mnie jest już czystym
nonsensem, gdyż rodzi to klimat psychozy w stosunku do każdej inności. Jest
to bardzo niebezpieczne. Nie można w imię kilku nieuczciwych grup krzywdzić
wszystkich, a taka otoczka tworzy się w wyniku działań osób podobnych Panu.
Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że ja nie uważam, że jest Pan złym czy
wyrachowanym człowiekiem. Jestem jednak przekonany, że emocje deformują sens
Pańskich działań. Sugeruje Pan, że wbrew temu co mówię, jestem wrogo
ustosunkowany dla Pana czy Pani Łobaczewskiej. To jest oczywiście nieprawda,
gdyż nie mogę być wrogiem kogoś kogo nie znam. Żywię natomiast wiele niechęci
do tego co robi Pani Łobaczewska. Pan miał to szczęście, że odzyskał Pan
syna, ale p. Łob. — nie. Powinna więc ukazać chęć zrozumienia go i dobrą
wolę. Temida nie jest tutaj właściwym pośrednikiem, umocni go tylko w swoim
niechętnym do niej przekonaniu.
Rugała: Czy Pan bez wahania by zawiadomił prokuraturę
np. o tym, że dziecko albo żona Pana okradli? Ciekawe jak by Pan uzyskał
dowody, że to pod wpływem sekty, skoro by się natychmiast tego wyparli, a już
na pewno by odmówili składania zeznań przeciwko grupie, od której zostali
umysłowo uzależnieni? W dodatku takie osoby są zdolne kłamać dla dobra
sekty i nawet wystąpić przeciwko Panu, jak np. Piotr Łobaczewski, który
przed sądem oczerniał swoich rodziców zeznając przeciwko własnej matce (!),
kłamał przedstawiając ojca jako alkoholika (te podłe kłamstwa powtarzała
zwyrodniała dziennikarka "Polityki").
KLEROKRATIA: Niestety nie śmiem stawiać siebie w roli
wirtualnego sędziego. W sądzie od takich kwestii są biegli (np. psychiatrzy,
psychologowie, religioznawcy i in.) i skoro przed nimi p. Łobaczewska nie była w stanie dowieść żadnego z wielu swoich zarzutów, to z pewnością o czymś
to świadczy. Obiektywny charakter krytykowanych grup oceniali religioznawcy, którzy
wydali opinie, że owe grupy nie są kultami destrukcyjnymi. Oczywiście nie
oznacza to, że i Państwo nie macie swego ziarna prawdy, którego ja niestety w tej chwili nie potrafię odkryć (co nie oznacza, że w przyszłości nie
przyznam Państwu więcej racji, póki co jednak brak mi przekonania o tym
jakoby Państwa walka była czymś pożądanym dla naszego społeczeństwa). Żałuję,
że nie byłem wtedy na sali, ale jakieś strzępy z tego wszystkiego można wyłowić z publikacji prasowych. I tak np. o braku trzeźwej oceny p. Łobaczewskiej świadczy
jej porównanie MCz do młodzieżówki faszystowskiej. Uważam, że psycholog
powinien dostrzec ewentualne uzależnienie umysłowe Piotra Ł. od liderów
sekty i ich niekorzystny wpływ na jego umysł. Skoro przyjęto pozytywnie jego
zeznania, to świadczy, że obiektywnie nie było to do udowodnienia. Nie mogę
absolutnie być pewien, że p. Łobaczewska nie ma racji, ale obiektywnie jest
za mało przesłanek aby odrzucać zeznania jej syna a wyrokować na podstawie
jej sądów. Oczywiście nie przeczę, że można kłamać lub mówić nieprawdę
dla interesu jakiejś instytucji, ale nie można z tego od razu wyciągać, że
dana osoba jest uzależniona od liderów danej instytucji. Może jest to
subiektywne odczucie osoby pokrzywdzonej przez fałszywe zeznania na korzyść
grupy, zaś subiektywnym przekonaniem kłamcy jest wartościowość owej grupy i szczęście czy zadowolenie subiektywnie czerpane ze związku z ową grupą. Sąd
który ma rozstrzygnąć ową kontrowersję być może nie trafi w sedno sprawy,
ale musi na podstawie czegoś wyrokować, na podstawie jakichś obiektywnych i dających się zweryfikować przesłanek. Ja, jako niezaangażowany obserwator,
muszę swoją opinię o tym czerpać również na podstawie obiektywnych przesłanek. Tak więc
nie mogę się opierać na wersji p. Łobaczewskiej, ale i nie mogę czerpać
tylko od jej syna. Moja opinia idzie za zdaniem sądu, który analizował
wypowiedzi obu stron oraz niezależnych biegłych. Oczywiście zdaję sobie
sprawę, że może być tak, że prawda nie została właściwie przez sąd
ustalona, ale cóż, musi Pan zrozumieć skąd wynika moje stanowisko. Mógł by
się Pan znów powoływać na to, że przewód w toku, etc. Ale przecież druga
instancja nie może pogrążyć MCz. Mogą być dwie sytuacje: albo sąd
przychyli się do odwołania MCz, czyli sekta ta odniesie jeszcze większe zwycięstwo
nad p. Łob., albo sąd nie uwzględni odwołania MCz i wówczas utrzyma się
wyrok z pierwszej instancji, czyli i tak zupełnie niekorzystny dla p. Łob. Nie
może być natomiast tak, że apelacja doprowadzi do odrzucenia korzystnej części
wyroku dla MCz z pierwszej instancji. Wnoszę to z Pańskich słów, że to MCz
złożyła zażalenie i jeśli Państwo również nie wnieśli swojego odwołania,
wówczas sąd nie może orzekać na niekorzyść MCz (mówi o tym art. 384 kpc).
Rugała: Gdyby Pan coś takiego przeżył, jak ta
rodzina, zupełnie inaczej by Pan tu "śpiewał" (ta
dziennikarka zresztą też)!!!
KLEROKRATIA: Tak, ma Pan rację, czułbym głęboki uraz
do tej sekty. Ale nie zakładałbym RORiJ.
Rugała: Czy sąd by uznał sektę winną podżegania bez
dowodów?
KLEROKRATIA: Oczywiście, że nie, a czy Pan by uznał???
Ja też bym nie uznał, gdyż bez dowodów nie chciałbym nikogo skazywać.
Proszę pamiętać, że żyjemy w państwie prawa, które oprócz tego, że ma
kilka wad, to jednak jego zalety są niewątpliwe. Może się bowiem zdarzyć
tak, że prawda nie może być udowodniona z uwagi na brak dowodów, ale proszę
mi wierzyć, że dużo gorzej byłoby gdyby sądy arbitralnie decydowały o "prawdzie" na podstawie np. przeczucia, czy też sugestii siły rządzącej.
Myślę, że z tym się Pan zgodzi (pamięta Pan metody sądów
komunistycznych?) Jeśli chodzi o sprawy sekt — strona skarżąca musi
przedstawić dowody ich winy, pomocą są ponadto opinie biegłych. Środki
jakie są takie są, ale lepszych nie ma.
Rugała: W takich sprawach Sądy opierają się na głównie
na zeznaniach świadków. Sekta natychmiast by przeciwstawiła Pańskim
zeznaniom swoich świadków przeciwko Panu. Jak Pan myśli, komu by sąd uwierzył?
Panu czy owym świadkom, którzy by Pana obciążyli, ŻE TO PAN ŹLE WYCHOWAŁ
SWOJE DZIECKO, ŻE PONIÓSŁ KLĘSKĘ WYCHOWAWCZĄ, ŻE JEST NIETOLERANCYJNY
WOBEC INNEJ RELIGII…
KLEROKRATIA: Proszę mnie źle nie zrozumieć i nie
odnosić tego do swojej osoby, ale trudno byłoby mi uznać, że syn się myli,
że jest na pewno zmanipulowany (oczywiście nie twierdzę, że nie mogło by to
mieć miejsca, ale chodzi o pewność). To jest problem stary jak świat i Pan
jeśli się nad tym zastanowi przyzna mi choć w części rację — konflikty międzypokoleniowe
są bardzo częste w okresie dorastania dziecka. Twierdzę z przekonaniem, że
dotyczy to większości dzieci, ale większość nie jest na tyle radykalna (czy
też: nie ma tak silnego poczucia własnej indywidualności), aby podejmować się
zerwania kontaktów z rodzicami, np. poprzez wstąpienie do sekty. Dotyczy to w sposób wyjątkowy młodzieży drugiej połowy XX w., kiedy kult wolności
(czasami bezmyślny, to fakt) przybrał największe rozmiary. Zapewne doskonale
Pan o tym wie, jeśli nawet Pan czegoś takiego nie przechodził, to musi Pan
dobrze pamiętać lata 60-te… Tym niemniej to było coś wyjątkowego, teraz
sytuacja jest inna, ale konflikt między nierozumianym, dorastającym i uczącym
się świata dzieckiem a rodzicami, którzy nie potrafią zrozumieć tych
dylematów i chcą być nazbyt protekcjonistyczni i zaborczy, na pewno występuje i dziś. Jeśli dziecko które ma trochę bardziej rozbudowane życie wewnętrzne
napotyka w domu pustkę (niekoniecznie patologię, acz pustkę uczuciową oraz
niezrozumienie), wówczas ja naprawdę nie mogę się dziwić, że pragnie ono
gdzieś otrzymać te wartości wspólnotowe. Tym potrzebą wychodzą na przeciw
grupy religijne. Może być tak, że dziecko trafi do jakiejś nieszkodliwej
grupy. Moja sąsiadka — taki typ młodej dziewczyny — przystąpiła do zielonoświątkowców,
trochę było problemów z rodzicami-katolikami, ale teraz układa się dobrze.
Ale może być również tak, że dziecko wpadnie do jakiejś nieuczciwej grupy.
Wówczas jest dylemat. Ale nie jest wówczas właściwym krokiem robienie
nagonki 'na sekty', gdyż nikt poważny nie może tego popierać — jest to
szkodliwe, dużo bardziej niż sam problem przystępowania młodzieży do niebezpiecznych grup. No i oczywiście
należy przed sobą przyznać, że winę ponoszę ja — rodzic, jeśli nawet nie
całą, to na pewno część.
Rugała: Ale w takich sprawach prokuratury już na wstępie
odmawiają wszczęcia postępowania przygotowawczego ze względu na "brak
podstaw" do przyjęcia, że sekta (jej liderzy) popełnili przestępstwo.
Sam tego doświadczyłem i mam kontakty z takimi osobami, które też tego doświadczyły.
Pewna znajoma z Łodzi powiedziała mi, że podczas rozmowy w prokuraturze
zapytano ją, czy zgadza się na złożenie zeznań, ale będą musieli
"posadzić" jej córkę, bo za ma zbyt słabe dowody na przedstawienie
zarzutów liderom sekty. Niestety, Pana uproszczone i wąskie rozumienie prawa
nie przewiduje takich okoliczności. Dla Pana istnieje tylko stosowny artykuł i paragraf. I to — według Pana — ma rozwiązać wszelkie problemy społeczne, także
te z sektami.
KLEROKRATIA: Proszę mi wierzyć, że staram się nie
upraszczać ani nie trywializować tej kwestii. Oczywiście ma Pan bardzo wiele racji pisząc, że prawo nie radzi
sobie często z problemami społecznymi. To jest przykry fakt — przepisy bardzo
często rozwiązują sprawę tylko literalnie. Ale proszę Pana, wniosek z tego
taki, że nie prawem pisanym oraz decyzjami administracyjnymi należy z takimi
problemami walczyć, lecz innymi. Np. w sprawie naszych sekt — należy dostrzec,
że młodzi ludzie przystępują do nich z wewnętrznej potrzeby wartości, świata
który ma sens, pewnego idealizmu który jest immanentną cechą dorastania. Jeśli
Pan się nad tym dłużej zastanowi, 'na chłodno', wówczas przyzna mi Pan rację,
że kondycja moralna i aksjologiczna naszego katolickiego społeczeństwa nie
przedstawia się najlepiej. Wszystko jest sztuczne i fasadowe. Proszę się np.
zastanowić nad swoją klatką w której Pan mieszka — ilu ludzi praktykuje założenia
religii katolickiej? Ilu ludzi niezłomnie strzeże Dekalogu? Ilu ludzi 'miłuje
bliźniego swego'? No o teraz proszę postawić się w sytuacji młodego człowieka,
który jest nieco bardziej 'uduchowiony' niż jego rówieśnicy. W małych
grupach łatwiej praktykować idealistyczne założenia (np. klimat miłości,
zwracanie się do siebie per 'bracie', przekonanie o tym, że jest się komuś
potrzebnym, etc.). Czy sekta nie jest tutaj łatwą do przewidzenia odpowiedzią
na takie problemy? Kolejny wniosek — czy nie należy więc troszczyć o zapobieganie podobnym sytuacjom? Czy można takimi sposobami jakie podejmujecie
Państwo, zrobić cokolwiek dobrego? Ja osobiście uważam, że można więcej
popsuć niż naprawić. Dlaczego życie parafialne w Kościele katolickim jest
tak mało wspólnotowe? Dlaczego Kościół tak słabo integruje swoich wyznawców?
Gdzie pierwotny model gminy chrześcijańskiej? Drogi Panie tego w Kościele nie
ma (młodzieżowe ruchy świeckich w rzeczywistości raczej nie wypełniają tej
pustki), jest natomiast w sektach. Walczmy więc o budowanie świata wartości, a nie świata paranoi i spisku sekciarzy, nie siejmy nietolerancji, lecz pokażmy
że mamy coś więcej do zaoferowania młodemu człowiekowi niż lider sekty. Jeśli
będziemy lepsi, oni pójdą za nami, nie za nimi.
Rugała: Jakiż z Pana naiwny teoretyk i idealista!
KLEROKRATIA: Nie jestem aż takim idealistą jak może się
Panu wydawać, choć z drugiej strony to dzięki nierealnym ideom i mrzonkom świat realny trochę się
poprawia. Idealiści nie zawsze są szkodliwi!
Rugała: W rzeczywistości wszystkie te artykuły kk, o których Pan pisał, w sytuacji sekt stają się tylko martwą literą prawa....
Nawet na Zachodzie, gdzie instytucje państwa pomagają ofiarom sekt, a czym w Polsce dopiero zaczyna się mówić (przez takich jak Pan pewnie do tego długo
jeszcze nie dojdzie)
KLEROKRATIA: Boże broń!
Rugała: Rezolucja Parlamentu Europejskiego w sprawie
ruchów kultowych w Europie z 28 lutego 1996 roku poddaje w wątpliwość: "czy
(środki) instytucje sądownicze, finansowe i karne są adekwatne, by zapobiegać
działalności kultowej, która ma charakter działalności bezprawnej"
(pkt 4).
KLEROKRATIA: Wydłubuje Pan zachodnie rezolucje w tej
kwestii, jakby u nas nic się nie działo. A przecież nie tak dawno temu rządzącym przyszedł do głowy pomysł
ze specjalną komórką w MSWiA zajmującą się sektami. Z państwowych środków
niejednokrotnie łożono na ten cel środki, które powinny być przeznaczone na
poważne społeczne problemy, które trapią nasze państwo!!! Tytułem przykładu
podam tylko akcję antysektową we Wrocławiu, gdzie przedsięwzięcie było
sponsorowane przez Dolnośląską Kasę Chorych. Zapewne Pan wie, że niestety
niejednokrotnie odmawiali leczenia życia i zdrowia z uwagi na brak środków.
Całe kasy i tak szlag trafił i zbankrutowały. Uważam, że czystą paranoją
jest przeznaczanie funduszy państwowych na kampanię przeciw sektom. Lepiej np.
aby te pieniądze były przeznaczone dla eksmitowanych z mieszkań rodzin
wielodzietnych czy też dla samotnych matek. Czy nie sądzi Pan?
Rugała: Gdyby w kodeksie karnym przewidywano karę za
wykorzystywanie technik psychomanipulacji, te sprawy byłyby jeszcze do
wygrania! Tak niestety nie jest… Sejm głosując nad nowym kodeksem karnym
wyrzucił psychomanipulację jako przestępstwo. PROJEKT KODEKSU KARNEGO 83)
Art.191.paragraf.1. KTO STOSUJE PRZEMOC LUB GROŹBĘ BEZPRAWNĄ albo techniki
psychomanipulacyjne W CELU ZMUSZENIA INNEJ OSOBY DO OKREŚLONEGO DZIAŁANIA,
ZANIECHANIA LUB ZNOSZENIA, PODLEGA KARZE POZBAWIENIA WOLNOŚCI OD 3 MIESIĘCY DO
LAT 5. (odrzucone poprawki wyróżnione małymi literami) Ale ja już nie wierzę,
że Pana w ogóle mogą przekonać jakieś fakty, tragiczne doświadczenia ludzi i wszelkie dowody na szkodliwość niektórych tzw. "nowych religii".
KLEROKRATIA: Fakty mogą mnie przekonać. Niestety nie
przekonał mnie Pan do tego, że Państwa postulaty są właściwe. Mogę jednak Panu obiecać, że podejmę się
dokładniejszej analizy tej kwestii, postaram się dokładniej wychwycić
nieuczciwe grupy, wyjątkowe w swoim procederze psychomanipulacji. Młodzież,
która czyta to co piszę, nigdy nie wywnioskuje z moich treści, że warto
zasilić jakąś sektę i oddać jej swój umysł. Postaram się z czasem
rozbudować część informacyjną o sektach na swojej witrynie, która mam
nadzieję, że przyda się i katolikom pod tym względem, no bo ktoś kto z urzędu
nie będzie
chciał wierzyć antysekciarzom kościelnym z uwagi na swój bunt antykościelny,
może nieco poważniej potraktować moje ostrzeżenia, które mam nadzieję będą
starały się być obiektywne.
Rugała: Raczej wygląda mi to na takie same umysłowe
uzależnienie od jakiejś chorej ideologii absolutnej wolności, jak to ma
miejsce w owych destrukcyjnych kultach, o których tu mówimy....
KLEROKRATIA: Przypisuje mi pan ideologię
postmodernistyczną, której nie wyznaję. Nie uznaję czegoś takiego jak absolutna wolność. Pan się myli.
Pozdrawiam
Mariusz
ps. jeśli będzie chciał Pan jeszcze pisać coś do mnie, bardzo proszę nie
rozsyłanie tego do całej reszty, tak jak ja uczyniłem — zbyt wiele osób ma
już dość naszych listów.
1 2 3 Dalej..
« Sects and cults (Published: 10-09-2003 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2689 |
|