|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
f. Jaką wiarę akceptuje rozum? Author of this text: Lucjan Ferus
Starałem się dotąd i właściwie myśleć, i nie zakreślać myśleniu sztucznych granic, jak i konsekwentnie stosować
zasady logiki. Starałem się także dość mężnie myśleć i w miarę niezależnie.
Ale obraz który wyłania się z powyższych rozważań, prowadzi do
absurdalnych wniosków, iż każe nam się wierzyć w prawdy, które nie sposób
zaakceptować racjonalnym umysłem ! Ja nie potrafię powiedzieć sobie jak scholastyk Duns Szkot:
-"Credo quia absurdum" — wierzę bo to jest niedorzeczne /absurdalne/. Moja wiara
musi być oparta na przesłankach rozumowych, więc musi respektować prawa
logiki.. Nie potrafię także wierzyć w prawdy wewnętrznie sprzeczne
/antynomie/. Nie umiem też wzorem Tertuliana stwierdzić, iż „to jest
pewne — ponieważ jest niemożliwe" /tzw. paradoks Tertuliana/. Co gorsze,
nie potrafię także pójść za przykładem M. Lutra, który w ten ,sposób
doradzał swoim przyjaciołom: — „Moi drodzy, jeśli zetkniecie się z problemem teologicznym, na który nie potraficie udzielić odpowiedzi, po prostu
pomińcie go milczeniem". Proste, prawda ? Z tego samego powodu nie mogę pójść
za radą B. Pascala: -"Należy bezkrytycznie przyjąć wszystkie słowa
Biblii i niekonsekwencje teoretyczne i praktyczne aktu wiary" /Niby dlaczego ?/.
Tego wszystkiego niestety nie potrafię; ja wpierw
muszę zrozumieć aby móc uwierzyć. Nie wiem czy to jest normalne u ludzi wierzących, czy nie, lecz ja inaczej nie potrafię. Dlatego nie daje mi
spokoju pytanie, jak powinno wyglądać to prawidłowe myślenie /i to na
dodatek u inteligentnych ludzi/, które w prosty sposób prowadzi człowieka
do Kościoła ? /Nie, nie przejęzyczyłem się, nie do Boga, a właśnie do Kościoła, bo o to przecież zawsze chodziło ! -"Poza Kościołem nie ma zbawienia", albo: -„Nie
może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę”… znamy to,
prawda ?/. Oczywiście, przez cały czas staram się /a to niełatwe/, aby te
religijne prawdy wyjaśniać religijnymi przyczynami. Dlatego „plan
Opatrznościowy" Boga względem człowieka, widzę tak oto /z przymrużeniem oka/:
-"Bóg stworzył świat i pierwszych ludzi i widział, że to co stworzył było bardzo
dobre i piękne, a ludzie naprawdę doskonali. Pobłogosławił więc im, życząc udanego /i
przyjemnego/ rozmnażania się i zaludniania ziemi. A potem udał się na zasłużony
odpoczynek. Wtedy to przystąpił do Niego Syn Boży i długo coś tłumaczył.
Efektem tej rozmowy było to, że następnego dnia Bóg jeszcze raz stworzył
ludzi / „stworzył” to w tym przypadku zbyt wielkie słowo; on ich po prostu
zrobił/, tym razem jednak mocno niedoskonałych — ich natura była grzeszna i ułomna,
obarczona skłonnościami do czynienia zła i nieprawości. To spowodowało, iż
rodzaj ludzki podążał zawsze, bardziej drogą grzechu niż światłości. A to z kolei zaowocowało potrzebą zaistnienia Zbawiciela, który swoją osobą
miał przywrócić naruszony ład w dziele bożym /zakładając oczywiście, iż
on w ogó1e był tam kiedyś/. Gdyby człowiek od początku był doskonały,
niepotrzebne byłyby prawa moralne, religie, Kościoły, kapłani, no i sam
Zbawiciel oczywiście ! /„Tylko zwyrodniałe życie, potrzebuje zakazów
moralnych” — jak to trafnie ujął F. Nietzsche/. Aby to wszystko było
konieczne człowiek musi być upadły i grzeszny. Perfidia tej koncepcji
polega, na tym, iż Bóg /wszechmocny, wszechwiedzący i doskonały pod każdym
względem/ wmówił swemu stworzeniu winę,
za zło jakie zaistniało w Jego dziele. A oddaje ją dobrze owo znamienne
pytanie: -"A kimże ty jesteś człowieku, aby oceniać swego stwórcę ?!
Czy garnek może mieć pretensję do garncarza o to, że go źle wykonał ?!"
Cóż można na to odpowiedzieć: -"A kimże jest ten nasz Bóg, aby się
bał oceny swego stworzenia ?! Do kogo garnek ma mieć pretensje, że został
spartaczony, jeśli nie do garncarza?!".
Spytacie zapewne, co mnie upoważnia
do takiego nietypowego punktu widzenia, jak na osobę pragnącą być wierzącą ?
/bo muszę się przyznać, iż to moje zainteresowanie religiami zaczęło się
od tego, że kiedyś zapragnąłem być człowiekiem wierzącym, a nawet głęboko
wierzącym. Założyłem wtedy, iż taki człowiek musi wiedzieć jak najwięcej o przedmiocie swej wiary. I to był mój pierwszy błąd na tej drodze, który
zadziałał jak ten mały kamyczek, który pociąga za sobą lawinę.../.
A choćby atrybuty Boga — Absolutu i logiczne konsekwencje
jakie z nich wynikają! A choćby stosunek Kościoła do osoby Zbawiciela; np. w Hymnie Wielkosobotnim, śpiewa się:
-„O felix culpa — o szczęśliwa wino, któraś zasłużyła na takiego i tak wielkiego
Odkupiciela”. Inaczej to ujmując: -"Bardzo dobrze się stało, iż doszło do upadku
pierwszych ludzi, skażenia ich natury skłonnościami do czynienia zła i nieprawości,
do tego, że Bóg nakazał im rozmnażać się z tą grzeszną naturą, i że zło
rozprzestrzeniło się na cały rodzaj ludzki — bo dzięki temu wszystkiemu mamy
wspaniałego Zbawiciela i Odkupiciela naszych win i grzechów, których byśmy
nie mieli, gdyby nie nasza grzeszna natura, którą mamy dzięki Bogu… Radujmy
się; o felix culpa!". Jakie to jest „wzruszające", prawda ? Jak tu nie wierzyć
pewnemu myślicielowi, który tak napisał:
-"Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest jak
dusza bezdusznych stosunków, religia jest opium ludu".
Pisząc ten tekst zastanawiam
się jednocześnie jakie błędy popełniłem i czego nie wiem, iż wnioski
jakie wypływają z mojego rozumowania, są takie a nie inne ?! Czy coś przeoczyłem,
albo nie wziąłem, pod uwagę ? A może przyjąłem błędne założenia, np.
takie, że Bóg Absolut jest tym samym Bogiem, którego opisuje Pismo Św.? Ale
czy może być inaczej ?! Musiałbym przyjąć,
iż Ojcowie Kościoła i jego najwięksi myśliciele /niektórzy zaliczeni nawet
do „świętych”/ stworzyli wizerunek Boga nie mający nic wspólnego z tym,
który „występuje” w Piśmie Św. A to chyba niemożliwe, prawda ? To musi
chodzić o tego samego Boga, który przecież jest jeden jedyny. A może Bóg Jahwe
nie miał wtedy jeszcze tych atrybutów jakie ma Bóg Absolut ? Też niemożliwe:
Bóg jest stały i niezmienny więc nie mógł być kiedyś inny i potem także inny.
Więc może źle przyjąłem, iż wszechmoc oznacza nieskończone możliwości
Boga, a wszechwiedza — wiedzę o wszystkim i w każdym czasie ? Ale przecież to nie ja
wymyśliłem te atrybuty Boga; pospisywałem je jedynie z apologetycznych książek,
jak i z Pisma Św. To nie ja odkryłem, iż Bóg jest
Istotą dla której nie ma nic przeszłego ani nic przyszłego, jest zawsze teraz.
Tak napisał w swej wspaniałej książce „Logika wiary” kard. John Henry
Newman, wielki teolog katolicki z czasów Soboru Wat. I. Ja tylko starałem się — przy użyciu swojego naturalnego /a więc wielce niedoskonałego/ rozumu -
wywnioskować konsekwencje jakie niesie ze sobą taki właśnie wizerunek Boga
Absolutu, jakiego zresztą naucza sam Kościół kat., a w jakiego chyba nikt
tak naprawdę nie wierzy — włącznie z tymi, co go głoszą /a może przede
wszystkim z tymi!/. Ja tylko w swym rozumowaniu staram się konsekwentnie
stosować zasadę głoszoną przez samego Jezusa:
-„Niech wasza mowa będzie : tak, tak — nie, nie. A co nadto jest,
od złego pochodzi”. I nic poza tym. Właściwe rozumienie słów i konsekwencje,
jakie z tego wynikają; konsekwencje dla mojej wiary.
Mam jednak poważny dylemat, bo
sądzę, iż dysponując tą wiedzą, którą mam na temat religii /a nie jest
ona zapewne przesadnie duża/ i używając właściwie logiki /co starałem się
czynić w miarę swoich możliwości/, uważam, iż nie można dojść do innych
wniosków niż te, do których ja doszedłem /nie wychodząc z wyjaśnieniami
poza religię, oczywiście/ . A przecież z kościołów pełnych wiernych, z bogactwa i władzy kleru, wynika niezbicie, iż racja /czyli prawda/ jest po ich
stronie, a nie po mojej. Jak sam książę teologów św. Tomasz z Akwinu, rzekł:
-"Niemożliwe jest, aby to było fałszywe, na co wszyscy ludzie
powszechnie się zgadzają" /ciekawe niby dlaczego ?; a geocentryzm ? a płaskość
ziemi ? a wiele innych „prawd" na które wszyscy ludzie się zgadzali, a które z czasem okazały się fałszywe/. [ 1 ]
I co mam począć z tym problemem ? Mam zawierzyć
autorytetom religijnym, czy własnemu rozumowi ? Po głębokim przemyśleniu tego
pytania, odpowiadam: -"Mimo tej przewagi liczebnej na swoją niekorzyść,
wolę zawierzyć własnemu rozumowi, przynajmniej do czasu, aż nie poznam
takich argumentów, które by przekonały mnie, iż się myliłem" /byleby
to nie były „'argumenty" podobne do tych, jakie Kościół stosował w średniowieczu, „przekonując" odmiennie myślących do swych
racji/. Tym bardziej, że w ogóle nie działa na mnie tzw. argument autorytetu
/w skrócie: powinieneś wierzyć, bo wierzą w to, o wiele mądrzejsi od
ciebie/. Do czasu /aż mi ktoś udowodni, że się mylę/ moje credo religijne będzie
takie samo zapewne, jak Cezare Vaniniego, który w 1619 r. został spalony na
stosie, bo doszedł swym /chyba nie naturalnym ?/ rozumem do prawdy, którą Kościół
kat. w żaden sposób nie mógł podważyć ani obalić. Powiedział on mianowicie coś takiego:
-"Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśliby chciał, aby był lepszy — byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce. Napisano bowiem,
że wszystko czego chce — może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje,
należy go nazwać albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to
nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał".
Tylko tyle i aż tyle!
Logika tego rozumowania jest
tak genialnie prosta i tak oczywista, że aż dziw bierze, iż w prawie 4 wieki
później, ludzie żyją tak, jakby Vanini nigdy nie istniał i nie doszedł
swym własnym rozumem do tej pięknej w swej wymowie prawdy, która już dawno
winna zmienić świat. On wyraźnie pojął jakie konsekwencje niosą ze sobą
takie atrybuty Boga jak wszechmoc, wszechwiedza, wszechobecność oraz doskonałość
pod każdym względem. Dlatego musiał spłonąć na stosie /przedtem wyrwano mu
język i uduszono/.
Cóż więc takiego groźnego jest w tym
rozumowaniu ? A choćby to -"Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak
chce..." Jakże to? To nie człowiek jest temu winien, iż przez jego
nieposłuszeństwo weszło na świat zło, śmierć i wszelkie inne cholerstwo ?!
Jeśli wina, nie leży po stronie człowieka, to po co istnieją religie ze
swymi cudacznymi obrzędami ?! Kapłani zhierarchizowani w potężnych kościelnych
instytucjach ?! Po co są ci naprawiacze człowieka, jak i ci pośrednicy, bez
których nie miałby on szans na przebłaganie swego Boga, aby ten okazałłaskę swojemu
stworzeniu i darował mu jego winy ?! Po co jest to wszystko, jeśli wina za istnienie
grzechu, nie leży po stronie człowieka ?!
To rozumowanie Vaniniego burzy parę mitów
religijnych, a pierwszym z nich jest właśnie owa wina człowieka za zło
istniejące w jego niedoskonałym świecie. Paradoksalnie wygląda to tak, że gdyby
Bóg nie istniał, to właśnie sam człowiek byłby odpowiedzialny za swój los /jak
stwierdził Sartre: -"Jesteśmy sami, nic nas nie usprawiedliwia"/. Lecz nie jesteśmy
sami… i to nas właśnie usprawied1iwia. . Ponieważ jesteśmy
stworzeniami bożymi; a Bóg jest Istotą Absolutną, która swym jestestwem ogarnia
całą wieczność, tzn. nieskończenie długi czas przed nami, jak i po nas. I w tym nieskończenie długim czasie Bóg realizuje swój Plan
Opatrznościowy, którego każdy szczegół jest mu doskonale znany, nieskończenie
wcześniej, niż on zaistnieje w rzeczywistości jaką przeżywamy. Rzeczywistości,
której notabene Bóg jest jedynym Stwórcą. I to Stwórcą o nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwościach działania.
W całkowitym przeciwieństwie do człowieka, który
zajmuje tylko odrobinę przestrzeni, żyje tylko chwilę i nie zna przyszłości. A z przeszłości nie wyciąga żadnych wniosków ani nauk. Jak -wobec powyższej
relacji — może on być czemukolwiek winien,
czemu nie byłby jednocześnie winien jego Stwórca ?
Footnotes: « (Published: 19-05-2002 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 296 |
|