|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Neutrum »
Biuletyn Neutrum, Nr 1/2(15/16), Czerwiec 1995 [2]
WIDZIANE Z PROWINCJI
Małgorzata Borowczyk
Od kilku lat trochę z wyboru, a trochę z konieczności
mieszkamy na wsi. Do niedawna fakt, że nie jesteśmy członkami żadnej wspólnoty
religijnej, nie stanowił ani dla naszych sąsiadów, ani dla nas żadnego
problemu.
Gdy nasze starsze dziecko rozpoczynało naukę, do szkoły wprowadzono nauczanie
religii. Po kilku rozmowach z córką, bo pozostawiliśmy jej swobodę wyboru,
zadeklarowaliśmy w szkole (gdyż wymagano oświadczenia na piśmie o tym, czy
dziecko będzie, czy nie będzie chodziło na religię), że córka będzie
chodziła na lekcje ze swoją klasą.
Po niejakim czasie okazało się, że stopnie stawiane są nie tylko za wiedzę,
ale i za uczestniczenie, z rodzicami, w niedzielnych nabożeństwach.
Następne kłopoty pojawiły się po rekolekcjach: zamiast zajęć w szkole
dzieci miały pójść do kościoła. Po ustaleniu z wychowawczynią nieobecności
córki zabrałam moje dzieci do Warszawy. Wycieczka była bardzo ciekawa. Mnóstwo
wrażeń, którymi po powrocie córka podzieliła się z koleżankami. Nie zwrócono
jej uwagi bezpośrednio, ale dano odczuć, że takie przyjemności są
niestosowne. Mnie zaś nieoficjalnie usiłowano udzielić reprymendy.
Ażeby uniknąć tego typu kłopotów na przyszłość, w rozmowie z panią
dyrektor ustaliłyśmy, że: jeżeli religia jest jednym z przedmiotów
nauczanych w szkole, my zaś nie wychowujemy dzieci na praktykujących katolików,
to w szkole oceniana będzie wiedza oraz kultura osobista, na tyle, na ile
oceniana jest na innych lekcjach, natomiast ocenie nie podlega światopogląd córki i jej zachowania poza szkołą, a tym bardziej zachowania jej rodziców.
Szkoła
podstawowa na Mokotowie: dwie matki zwalniają jednorazowo swoje córki z uczestnictwa w zajęciach rekolekcyjnych. Wychowawczyni klasy, nie będąca
bynajmniej katechetką, robi dziewczynkom awanturę, że poszły na
wagary. Matki przychodzą do szkoły i tłumaczą, że pozwoliły
dziewczynkom nie iść na zajęcia. Wychowawczyni nie przyjmuje do wiadomości,
że można zwolnić dziecko z pójścia do kościoła. Kiedy przychodzi do
stawiania stopni ze sprawowania, sprawa powraca. Dziewczynki słyszą, że
były na wagarach, stopień ze sprawowania jest zagrożony. Do momentu
zamknięcia tego numeru ostateczna decyzja nie zapadła. Na miejscu
stopnia tkwi tymczasem znak zapytania. Córka dalej chodziła na religię, w domu sięgała po
Biblię, stawiała wiele pytań, na które w klasie nie otrzymała odpowiedzi, i poznając zasady wiary usiłowała pogodzić to jakoś z codziennym doświadczeniem.
Duży problem pojawił się w połowie drugiej klasy. Pani katechetka
zapowiedziała, że dzieci mają się przygotować na wizytę księdza, który
chodząc po kolędzie będzie sprawdzał ich wiedzę i zeszyty. Pomyślny wynik
nagradzany będzie obrazkiem, który należy wkleić do zeszytu — od tego zależy
ocena. Córka bardzo się tym przejęła i na jej prośbę w wyznaczonym
terminie (harmonogram podano do wiadomości z ambony) mimo wcześniejszych planów
wyjazdu oczekiwaliśmy na księdza. Nie przyszedł. Nie tylko do nas. (Notabene
znacznie później dowiedziałam się, że nie poświęcił tego czasu na działalność
duszpasterską).
Następnego dnia, jak w każdy podówczas poniedziałek, byliśmy nieobecni po
południu w domu. We wtorek, w szkole, w czasie przerwy, na korytarzu przed
pokojem nauczycielskim, w obecności wielu uczniów i nauczycieli pan ksiądz był
łaskaw wygłosić oświadczenie, że w całej wsi księdza po kolędzie
przyjmowano dobrze, tylko u — tu padło nasze nazwisko — zastał drzwi
zamknięte. Po czym nastąpiły jego domniemania dlaczego, w takiej formie, że
pobudziło to dzieciaki do śmiechu i kąśliwych uwag, w efekcie czego moja
siedmioletnia córka natychmiast, z płaczem, jak stała: bez płaszcza i w
kapciach, przybiegła do domu.
Najpierw uspokoiłam dziecko. Potem córka spróbowała opisać całe wydarzenie
i, co ważniejsze, zrozumieć tę sytuację: (1) czekała na księdza w wyznaczonym terminie; (2) nie przyszedł; (3) przyszedł następnego dnia i nas
nie zastał, bo zawsze w poniedziałki jeździmy do Warszawy (o czym poinformowała
go sąsiadka); (4) dlaczego tego nie wyjaśnił, tylko ją potępił i ośmieszył.
No właśnie, dlaczego?
Po około dwu godzinach poszłam do szkoły. Spotkałam nauczycielki spieszące
się do domu, niektóre z nich obecne były przy całym zajściu. Nikt nie
zapytał, co z dzieckiem. Odebrałam z szatki tornister i ubrania i wróciłam
do domu.
Do dzisiaj jestem zbulwersowana zachowaniem pana księdza, ponieważ mam
podstawy, żeby sądzić, iż nie była to niezręczność młodego człowieka,
ale celowy atak na bezbronne w takiej sytuacji dziecko. Ale o wiele bardziej
bolesny jest brak jakiejkolwiek reakcji ze strony ciała pedagogicznego. Później,
kiedy pytałam niektóre nauczycielki, dlaczego nikt nie stanął w obronie
dziecka, odpowiadano mi, że nie wypada zwracać uwagi księdzu, a w ogóle to
co się takiego stało, popłakała i przestała. W konsekwencji córka przestała w połowie roku chodzić na religię, a szkoła
oficjalnie tego nie odnotowała. Po paru tygodniach zwrócono się z uwagą, żeby
córka, nawet jeśli nie uczestniczy w lekcjach religii, spędzała ten czas w szkole, bo … innym dzieciakom jest żal, że ona może sobie dłużej pospać.
Odmówiłam. W trzeciej klasie obie lekcje religii były już pomiędzy innymi
przedmiotami.
Opisane tu zdarzenie można by uznać za banalne, ale dla mnie stanowi ono dobrą
ilustrację pewnego znacznie głębszego problemu nieuprawnionego przenoszenia
instytucji urzędu nauczycielskiego Kościoła katolickiego na wszelkie sytuacje
codziennego życia, pewne uzurpowanie sobie lepszej pozycji w stosunku do innych
czy wręcz monopolu na jedyną prawdę. To zaś trafiając na podatny grunt małego
oportunizmu kształtuje u ludzi postawy niechęci do ujawniania własnych poglądów i przekonań z obawy przed wyróżnianiem się z grupy. Prowadzi to do
konformizmu czy wręcz serwilizmu, co, niestety, mam okazję coraz częściej
obserwować nie tylko w najbliższym otoczeniu.
*
PRZYPADKI SZCZEGÓLNE?
(fragmenty listów)
Warszawa, 5 XII 1994
W przedszkolu, do którego
uczęszcza moje dziecko, wprowadzono lekcje religii. Katechetka przychodzi do
danej grupy dziecięcej, a dzieci, których rodzice sobie religii nie życzą,
mogą wyjść z sali razem z wychowawczynią. Proszę sobie wyobrazić pięciolatka,
który musi pozostawić zabawki w „swoim" kąciku i nagle opuścić
grupę — dzieci i salę! Jakie dziecko na to stać?
Moje wyszło prawdopodobnie z „panią" raz albo „pół raza" — i w końcu
pozostaje w grupie, żeby nie czuć się odizolowane. Potem przekazuje mi
pytania pani katechetki: kiedy pójdziemy do kościoła itp. — „bo inaczej
nie dostanie obrazków!" Rozmawiałam na ten temat z wychowawczynią — próbowałam
jej uzmysłowić, że odczuwam zamach na wolność sumienia i wyznania mojego
dziecka. „To pani jest innego wyznania? — spytała z prostotą, zdziwiona. — Co my możemy zrobić? To przyszło "odgórnie", a my nie mamy miejsca.
Religia musi być tutaj: bo jak, cała grupa wyszłaby na korytarz?"
Wychowawczyni radziła mi kupić zeszyt do religii, żeby dziecko nie czuło się
znów osamotnione.
Tak wygląda cicha indoktrynacja
mojego najmłodszego dziecka. Gdzie tu wolność wyznania? Jestem bezsilna -
ktoś mąci w głowie mojemu dziecku i utrudnia mi przekazanie mu ideałów, które
dla mnie mają wartość.
Moje starsze dzieci uniknęły religii w przedszkolu, ale oczywiście „dopadła"
ich w szkole. Jeśli była na lekcji pierwszej lub ostatniej, dzieci przebywały w domu; niestety, gdy była w środku dnia, czuły się „inne" przeczekując
lekcję w bibliotece. W ciągu jednego roku szkolnego mój najstarszy syn jako
jedyny uczęszczał na lekcje etyki… „Zaproszenia" (ze strony księdza) na
lekcje religii miały miejsce zarówno w stosunku do syna, jak i córki. Koledzy i koleżanki w większości „pogodzili" się z faktem, że nie chodzą oni
na religię — ale oczywiście, nie obeszło się bez przykrych pytań i indagacji.
D.S.
* * *
Sosnowiec, 13 XI 1994
Moja córka, teraz
11-letnia, poszła do pierwszej klasy podstawówki właśnie w roku wprowadzenia
religii do szkoły. Od razu znalazła się pod pręgierzem. Religia była już
od pierwszych dni. Przeżyłyśmy to ciężko. Ona starała się jakoś chodzić
do szkoły i wytrzymywać w niej. Ciągłym problemem było, czy dzisiaj jest
religia. Na początku próbowałam walczyć o to, żeby religia była
przynajmniej na początku lub na końcu lekcji. Nigdy nie udało mi się tego
uzyskać od dyrekcji i nauczycieli. Zawsze komuś nie pasowało, a to siostrze
zakonnej, a to księdzu, a to kolidowało z innymi zajęciami. Było to zresztą
od początku do przewidzenia.
Wiem, że w roku, kiedy moja córka rozpoczynała pierwszą klasę, zerówka z tej szkoły (wtedy zerówki były jeszcze w szkole) została przeniesiona na
plebanię, a religia do szkoły. Zerówka na plebanii trwała chyba tylko rok. Później
plebania mogła już spokojnie wykorzystać sale katechetyczne do innej, bardzie
opłacalnej działalności. W każdym razie moje dziecko było odepchnięte na pobocze klasy. Na początku
dzieci myślały, że ona się tylko na religię spóźnia, więc jak wchodziła
do klasy, krzyczały „spóźniła się na religię" i pokazywały ją
palcem. Później zorientowały się, że ona na religię nie chodzi, i nie mogły
tego zrozumieć. Patrzyły na nią bokiem i szeptały po cichu do siebie. Wyzywały
ją od niewierzącej i głupiej. Często słyszała, że pójdzie do piekła.
Jeden z chłopców zaczepiał ją na przerwach na korytarzu, bił i kazał jej
się żegnać. Przychodziła z płaczem, ale się trzymała. Miała taki
charakter, że często nie mówiła mi nic o tym, co się dzieje złego w szkole, ponieważ wiedziała, że będę się tym denerwować i martwić. Tylko
czasem, w jakiejś już bardziej drastycznej sytuacji wybuchała i nagle czegoś
tam się dowiadywałam. Moje rozmowy z zastępczynią dyrektorki i z
wychowawczynią nie mogły niczego zmienić. To jest tak pomyślane, że niczego
nie można zrobić. W każdej Sali musi wisieć krzyż. W każdej Sali i w każdej
szkole musi być religia — takie było założenie.
Później była druga klasa i komunia. Ciągłe o tym rozmowy, zebrania,
uzgadnianie strojów i innych szczegółów, próby i spotkania dzieci z rodzicami na tych próbach. Moja córka została trędowatą. Pomału zaczęła
się w klasie wyodrębniać grupka najlepszych uczniów. Moja córka do trzeciej
klasy miała same piątki na świadectwach, ale do grupy najlepszych nie została
dopuszczona ani oficjalnie przez nauczycielkę, ani też przez uczennice, które
cały czas uważały ją za gorszą, inną, a nie rozumiały właściwie, co to
za inność. Czuły jednak, jak to dzieci w tym wieku, że jest to coś ważnego i mamy pewnie też nie potrafiły im tego wytłumaczyć. Nie chodzi na religię,
nie pójdzie do nieba — to całkowicie wystarczy, ażeby traktować dziecko
jak coś, co trzeba omijać. Wychowawczyni przez trzy lata nie przyznała jej
odznaki wzorowego ucznia mimo samych piątek na świadectwach. Myślę, że
wzorowym uczniem nie może być w tym ustroju i przy tym kształcie państwa
uczeń, który nie chodzi na religię. Wychowawczyni dobrze o tym wiedziała.
Po moich wizytach w szkole w związku z tym, że córka była wypraszana z klasy, ponieważ „teraz jest religia", pani czasem zabierała ją gdzieś do
innej klasy z korytarza podczas jej wyczekiwania na koniec lekcji religii, ale
wtedy, kiedy miała tak zwane okienko. Bywało różnie — czekała na
korytarzu, patrzyła na gimnastykę innej klasy lub szła na religię i tam
czekała.
Ostatnio pytano nas,
czy przedszkolanka ma prawo zaprowadzić dziecko na religię bez
porozumienia z matką, „żeby sobie popatrzyło, jak się inne dzieci
bawią", oraz czy licealista musi spełnić żądanie katechety, aby wyłożył
na piśmie przyczyny, dla których rezygnuje z uczęszczania na religię.
Wszystkich zainteresowanych informujemy, że odpowiedź na oba pytania
brzmi: NIE.
W szkole też odbywają
się apele religijne, w których biorą udział wszyscy: nauczyciele i dzieci.
Nauczyciele trzymają świece, dzieci odgrywają sceny religijne. Nawet wiszą
jako aniołki na jakichś sznurkach… Dzieci mają już swój ukształtowany
pogląd, wiedzą, że to jest inne dziecko, i co najwyżej mogą być wobec
niego obojętne. Ale żeby siedzieć z takim dzieckiem w jednej ławce lub
ustawić się w parze podczas wyjazdu na wycieczkę, to już za dużo. Tak też i było. Nie było mi miło, jak to widziałam, a najbardziej byłam wściekła
na tych ludzi, którzy do tego doprowadzili i zmuszali mnie, żebyśmy ja i moja
córka musiały chodzić do tej szkoły. Nie znoszę szkoły i teraz. Na
zebrania przychodzę do sali z krzyżami i papieżami.
Muszę jeszcze wspomnieć o jednej wypowiedzi. Była to wypowiedź jednego z tatusiów na początku pierwszej klasy, kiedy po złożeniu przez nas pisemnych
oświadczeń, czy chcemy, aby dziecko chodziło na religię, okazało się, że
są tylko trzy kartki na „nie". Ten rodzic powiedział coś, co okazało się
prawdą. Mianowicie powiedział, że ponieważ są tylko trzy osoby na
„nie", w takim razie on rezygnuje i jego dziecko będzie na religię chodziło,
ponieważ nie może go narażać na skrzywienie psychiczne. Jest to prawdą.
Wszyscy wiemy, jak ważne dla dorosłego człowieka są odczucia, wrażenia i przeżycia z dzieciństwa. Jaki mają one wpływ na to, co będą robiły dzieci
jako dorośli ludzie. Czy będą mieli pewność siebie, odwagę i poczucie własnej
wartości. Nie mogę zrozumieć, że nie wiedzieli o tym ministrowie i politycy,
którzy wprowadzili religię do szkoły. Nie rozumiem też, jak mogli nie
wiedzieć o tym, że dziecko nie jest w stanie zrozumieć, co to jest światopogląd,
tolerancja itd. Że dziecko rozumie prościej i jest to tak, jak gdyby wymagać
od pierwszoklasisty rozumienia wyższej matematyki. Wprowadzenie religii do szkoły
było zarżnięciem tolerancji.
Jeżeli chodzi o stopień społecznego wygodnictwa w związku z religią w szkole, jest to zjawisko powszechne. Niepokornych dobito stopniem z religii na
świadectwie.
Ostatnio pan Kwaśniewski powiedział w „Wiadomościach", że można by się
zgodzić na sformułowanie, że Kościół nie jest oddzielony od państwa, ale
jest autonomiczny itd. Oczy mi wychodzą ze zdziwienia i uszy mi już więdną.
Przywódca lewicy zgadza się dosłownie już na wszystko. Niedługo doczekamy
się farsy, w której rząd z Aleksym premierem i Kwaśniewskim, przewodniczącym
klubu SLD i Komisji Konstytucyjnej, odwołają się do Boga, połączą państwo z Kościołem i podpiszą na koniec konkordat nie zostawiając ZChN-owi i mumi
dalekiej od wolności już nic do zrobienia.
J.R.
*
Listy
Drodzy Państwo!
Dziękuję za 6 numer
„Neutrum" z 31 grudnia 1994 roku z moim tekstem i dwiema polemikami.
Najpierw co do numeru pisma: znowu ciekawy, z wyraźną troską o pluralizm i obiektywizm w materiałach (i oczywiście o neutralność światopoglądową państwa).
Niemile jednak uderzyło mnie bicie na trwogę w artykule „Rada moja -
czytaj Boya!", którego Autor ostrzega nas przed „klerykalnym Ciemnogrodem,
broniącym złego, ideologicznie skażonego prawa, dyskryminującego słabszych",
zauważając (co za bystre oczy!) swoisty stan oblężenia państwa, które jest
za słabe, aby obronić się przed twardym, doskonale zorganizowanym i politycznie doświadczonym przeciwnikiem".
Dziękuję p. E. Machowskiej za rzeczową polemikę z moim tekstem „Czy
subqoNeutrum jest neutrum?" Pyta mnie Pani, co mam na myśli opowiadając się
za neutralnością światopoglądową państwa, ale przeciwko neutralności
aksjologicznej. Otóż napisałem, że państwo nie może pozostawać neutralne,
gdy zagrożone są wspólne wartości podstawowe. Wszyscy je znamy: np. godność
człowieka (dlatego państwo nie może tolerować antysemityzmu, rasizmu itp.),
sprawiedliwość, pokój, solidarność, prawo człowieka do wolności (tudzież
inne jego prawa) — żeby np. mogło istnieć Stowarzyszenie i pismo „Neutrum"
… Neutralność aksjologiczna państwa byłaby zagrożeniem dla jego neutralności
światopoglądowej, czyli np. równych praw dla wszystkich wierzących (bez względu
na religię i wyznanie) i dla wszystkich niewierzących, czy dla koniecznego
szacunku dla Pani i Państwa poglądów. Ale do owych wspólnych wartości
podstawowych trudno zaliczyć np. (pyta Pani o to) „prawo kobiety do
aborcji". Natomiast trzeba do nich zaliczyć prawo do życia. Według wierzących
(przynajmniej Żydów i chrześcijan), a także chyba wielu niewierzących,
takie prawo ma już dziecko nienarodzone. Hasło „mój brzuch należy do
mnie" uważam i zawsze uważałem za w pełni słuszne — i dziwię się, że
można mieć co do tego jakieś wątpliwości. Ale jeżeli w tym brzuchu jest
dziecko, to — o ile rozumiem trochę prawa biologii — do tego błogosławionego
łona ma prawo także ojciec, a bezbronny owoc tego łona ma także swoje
ludzkie prawa...
Zgadzam się z p. P. Bulońskim, że „źle jest, kiedy nie jesteśmy skłonni
przyjąć do wiadomości, iż przeciwna strona także ma za sobą silne racje,
choćby racje te były dla nas trudne do przyjęcia, a nawet do pojęcia". W post scriptum pyta mnie Pan o kryterium autentyczności chrześcijaństwa. Otóż
kryterium owym jest przede wszystkim wierność Ewangelii, a w wypadku
katolicyzmu — także nauczaniu soborowemu i papieskiemu. Sobór Watykański
II, wydał m.in. konstytucję duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym,
dekret o ekumenizmie, deklarację o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich i deklarację o wolności religijnej, a ilustrację do tych wiekopomnych
dokumentów stanowi tak wiele gestów i słów Jana Pawła II. I dlatego chyba
nie jest tak bardzo trudno zauważyć, kto z katolików uczestniczących w życiu
publicznym dzisiejszej Polski reprezentuje lub nie „autentyczne chrześcijaństwo".
Dziękuję. Życzę Państwu błogosławionego roku.
Ks. Michał Czajkowski
z (cytuję) „klerykalnego Ciemnogrodu"
* * *
Biała Podlaska, 1.02.1995
Z ogromnym
zaciekawieniem przeczytałam „Biuletyn" nr 6 z 31 grudnia. Szczególną uwagę
zwróciłam na wypowiedź ks. prof. Michała Czajkowskiego. Jest jakąś
zadziwiającą tendencją nacechowana ta wypowiedź, charakterystyczną dla
sposobu wyrażania przez przedstawicieli Kościoła katolickiego opinii dotyczących
inaczej myślących, czujących, wierzących. Z toku myślenia autora wyłania
się pobłażliwa wyższość tych, którzy wiedzą lepiej i są mocno osadzeni w przekonaniu o jedynie słusznej ich drodze życiowej. Ksiądz mówi:
„unikajmy skrajności, wybiórczości, uogólnień, tendencyjności, posądzeń,
stereotypów i etykietek". Tak przekonywać może tylko ktoś oderwany od
codzienności, od ludzi z zakładu pracy, od dzieci i młodzieży. To właśnie w szkołach i przedszkolach rzucane są przez katolików najróżniejsze epitety
pod adresem inaczej wierzących bądź niewierzących, a potem już te etykietki
żyją życiem własnym tych naznaczonych. Przeciw takim sytuacjom potrzeba
ludzi głoszących zasadę neutralności światopoglądowej (...). Z jakąż
radością przeczytałam odpowiedź ks. Czajkowskiemu Pani Elwiry Machowskiej.
Cały ton wypowiedzi, każda myśl jest taka zbieżna i zgodna z tym, co ja myślę i czuje. Jak wspaniale, że są ludzie, z którymi mogę się identyfikować, i za to cenię Stowarzyszenie „Neutrum". Podobnie jak Pani Elwira, szukam
ludzi, którzy pomogą mi wzmocnić moją pozycję człowieka wolnego, mogącego
korzystać z wolności intelektualnej i nie być wytykanym przez ludzi
reprezentujących wszechpanującą w Polsce doktrynę Kościoła katolickiego.
Czy ja chcę tak bardzo dużo? Pragnę, aby Polska jako moje państwo dawała mi
takie same prawa, jakie mają katolicy (...)
Nauczycielka
(nazwisko i adres do wiadomości redakcji)
*
OŚWIADCZENIE
Warszawa, 4 kwietnia
1995 r.
Przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia
Narodowego pan Aleksander Kwaśniewski mimo wcześniejszej obietnicy,
ponawianych postulatów oraz interwencji kilkorga posłów nie dopuścił do
udziału w obradach Komisji przedstawicieli organizacji reprezentujących
interesy i prawa osób niewierzących i bezwyznaniowych, którzy stanowią największy
odłam niekatolików w Polsce. W efekcie „wypracowano kompromis" w imię doraźnych interesów niewielkiego
odłamu SdRP, który pragnie sobie kupić chwilową władzę za cenę przyszłego
kształtu państwa. Kompromis ten odbiera podstawę prawną do egzekwowania świeckości
instytucji publicznych takich jak wojsko czy szkoła, które powinny jednakowo służyć
wszystkim obywatelom naszego kraju.
Jeśli Kościół rzymskokatolicki, który od kilku lat uzyskuje kolejne
przywileje, tłumaczy swój opór wobec zapisu o neutralności światopoglądowej
państwa lękiem o swoją sytuację, to co dopiero mają powiedzieć ludzie
niewierzący lub bezwyznaniowi, których prawa są już w tej chwili
ograniczane: przez kreskę z religii na świadectwie (która przeczy prawu do
nieujawniania swoich przekonań), przez obowiązkowe uczestnictwo żołnierzy w nabożeństwach, przez podręcznik dla szkół publicznych, który powiada, że
niewierzący też ma swoją godność, gdyż zawsze może się nawrócić i przez nawrócenie uczestniczyć w życiu Trójcy Świętej.
Obowiązkiem państwa jest przede wszystkim ochrona słabszych, nie zaś
najsilniejszych. Nasze stowarzyszenie nie lęka się zapisu o autonomii kościołów i związków wyznaniowych ani nie domaga się ograniczenia ich praw. Domagamy się
tylko równości wierzących i niewierzących wobec prawa, a więc
konstytucyjnych gwarancji świeckości lub neutralności światopoglądowej
instytucji i struktur państwowych, nie tylko zaś samych władz, jak proponuje
przewodniczący Zgromadzenia Narodowego.
Opinia grona biskupów nie może być w żadnej mierze wiążąca dla parlamentu
działającego z woli wyborców. Według sondaży 70% Polaków popiera
konstytucyjny zapis o świeckości państwa, a więc Episkopat nie wyraża
bynajmniej poglądu większości polskich katolików.
Nieuzasadnione ustępstwa wobec hierarchii kościelnej zaczynają przypominać
te, które obserwowaliśmy w okresie, gdy we władzy uczestniczyło ZChN. Pamiętamy
zdanie Henryka Goryszewskiego, że nieważne, jaka będzie Polska, byleby była
katolicka. Pozwalamy sobie wyrazić nadzieję, że pan Aleksander Kwaśniewski
nie Reprezentuje stanowiska, iż nieważne, jaka będzie Polska, byle rządziło
nią SdRP.
Za prezydium Zarządu
Krajowego
(-) Czesław Janik
(-) Tomasz Pękala
(-) Anna Wolicka
*
"NEUTRUM" DO POSŁÓW I SENATORÓW
Warszawa, 26 II 1995
Otrzymali wszyscy członkowie
Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego
Na ostatnim
posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego (23 II) zaczęto poważnie
rozważać propozycję, aby zamiast „oddzielenia kościoła od państwa"
przyjąć w konstytucji sformułowanie o oddzieleniu kościoła od „władz państwowych", a nawet w ogóle zrezygnować z zapisu o oddzieleniu, gdyż zdaniem przewodniczącego
Komisji „w autonomii zawiera się rozdział".
Być może jest tak rzeczywiście z punktu widzenia Kościoła, ale z pewnością
nie z punktu widzenia tych wszystkich, którzy czują się zagrożeni w swoich
prawach przez Kościół rzymskokatolicki lub których prawa bywają już w tej
chwili naruszane w instytucjach państwowych, takich jak wojsko czy szkoła.
Chodzi zwłaszcza o osoby niewierzące lub bezwyznaniowe, ale także znaczny odłam
katolików.
Zapis, że Kościół i państwo są niezależne i autonomiczne, nie daje
zabezpieczenia tej grupie społecznej: niezależne i autonomiczne władze państwowe
mogą z własnej woli scedować na kościoły różne sektory swojej działalności,
na przykład w zakresie pomocy społecznej czy charytatywnej, co zwłaszcza w domach stałego pobytu może się wiązać z przymusem uczestniczenia w praktykach religijnych. Przy zapisie o oddzieleniu instytucji (nie tylko władz!)
państwowych i samorządowych od Kościoła lub o ich świeckości taka
delegacja uprawnień byłaby niedopuszczalna.
W
niedzielę dowiedziałam się, że Episkopat nie zaakceptuje projektu
nowej konstytucji. Do tej pory uważałam, że władzę ustawodawczą mamy
tylko jedną — parlament. Teraz okazuje się, że to nie wybrani przez
nas posłowie zdecydują, jaką będziemy mieć konstytucję, tylko księża.
To może osoby świeckie rozstrzygną sporne kwestie Kościoła
katolickiego: kapłaństwo kobiet czy celibat księży.
TOP, „Gazeta Wyborcza", 21 VI
W ostatnim okresie
nawet konstytucyjny zapis o rozdziale Kościoła od państwa dostatecznie nie
chronił wolności sumienia i wyznania. Konstytucję pisze się jednak na długie
lata. Wierzymy, że kiedy sędziowie poczują się rzeczywiście niezależni,
kiedy wzrośnie kultura prawna rządzących, kiedy przed sądem będzie można
się powoływać bezpośrednio na konstytucję, taki lub podobny w intencji
zapis będzie chronił ten odłam społeczeństwa, którego nikt nie
reprezentuje instytucjonalnie na obradach Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia
Narodowego.
Prosimy Pana o wzięcie pod uwagę praw tych ludzi przy głosowaniu nad zapisami
nowej konstytucji dotyczącymi stosunków między państwem a kościołami i związkami
wyznaniowymi i opowiedzenie się za oddzieleniem Kościoła od państwa lub
instytucji państwowych.
Za prezydium Zarządu Krajowego "Neutrum"
(-) Tomasz Pękala
(-) Aleksandra Solik
(-) Anna Wolicka
Przypominamy: osoby
niewierzące stanowią w Polsce około 2% dorosłej populacji; nie znamy odsetka
osób bezwyznaniowych. W badaniu Sopockiej Pracowni Badań Społecznych z 1994
r. 12% respondentów zgłosiło poczucie osobistej krzywdy doznanej od Kościoła. W sondażu Wojskowego Instytutu Badań Socjologicznych z tego samego roku 41% żołnierzy
zawodowych uważało, że w armii nie przestrzega się zasady wolności sumienia i wyznania. Wg badań OBOP 70% Polaków uważa, że Kościół odgrywa zbyt dużą
rolę w życiu politycznym kraju.
Prof. Ewa Łętowska o artykule 16 projektu konstytucji:
W proponowanym art. 16 nowej
konstytucji, ust. 1, jest napisane tak: Kościoły i związki wyznaniowe są równouprawnione. Bardzo ładny przepis, którego
adresatem jest z jednej strony państwo, z drugiej kościoły i związki
wyznaniowe. Wiadomo, że państwo ma jednakowo traktować wszystkich.
Weźmy drugi ustęp: ten, o który była największa awantura. Władze
państwowe w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych,
gwarantując swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Jeszcze raz:
bezstronność w sprawach przekonań religijnych. Przecież przekonania
religijne ma człowiek, więc ten przepis nie reguluje stosunków państwo-Kościół,
tylko państwo-człowiek, który jest z jednej strony obywatelem, a z
drugiej — jest albo nie jest wiernym. Ten przepis tylko potwierdza to,
co jest zagwarantowane w przepisie dotyczącym wolności sumienia. I co
jest znowu ciekawe: we wszystkich siedmiu projektach konstytucyjnych, które
były zgłaszane, ten przepis był ujęty inaczej, jako relacja Kościół-państwo. A problem sprowadza się przecież do tego, że Kościół jest instytucją,
która ma władzę, choć inną oczywiście co do genezy, inną co do
sposobu działania niż państwo. Jak rozumiem, w tamtych projektach
konstytucyjnych chodziło o to, żeby tej władzy dać jakiś modus vivendi, sposób wzajemnego układania stosunków, gdyby wystąpił
konflikt.
Dalej w tym artykule jest, że stosunki
między państwem a kościołami i związkami wyznaniowymi są kształtowane
na zasadach poszanowania wzajemnej autonomii i niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dla
dobra wspólnego. To jest bardzo dobry przepis, który nie budzi żadnych
niejasności, z tym, że nie rozstrzyga sprawy, co się stanie — a przecież tak się stać może — jeżeli między dwoma ośrodkami władzy
wystąpi konflikt interesów. I teraz jest pytanie: jeżeli każdy jest
autonomiczny i każdy niezależny, jeden chce i drugi chce, co wtedy będzie.
Ten przepis znowu tego nie rozwiąże. Tego mi tutaj brakuje. I dalej: Stosunki między państwem a Kościołem katolickim określa umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą
Apostolską i ustawy. Stosunek państwa do innych kościołów i związków
wyznaniowych określają ustawy uchwalone na podstawie umowy zawartej
przez rząd z ich właściwymi przedstawicielami.
Jeżeli się przeanalizuje te wszystkie postanowienia, to brakuje tutaj
norm kolizyjnych: co będzie, jeżeli nastąpi konflikt. Wobec tego cała
ta sprawa stała się materią pozakonstytucyjną, tylko sprawą
konkordatu i ustaw zwykłych. Daj nam, Panie Boże, aby nie było konfliktów.
(W „Rozmowie Dnia" z Janem Ordyńskim, WOT, 11 maja)
*
"NEUTRUM" DO BUGAJA
Warszawa, 9 III 1995
Pan Ryszard Bugaj
Przewodniczący Podkomisji podstaw ustroju
politycznego i społeczno-gospodarczego
Komisji Konstytucyjnej ZN
Panie Przewodniczący,
Mimo obietnic przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego, żaden
reprezentant kilku organizacji występujących w imieniu osób niewierzących i bezwyznaniowych nie został dopuszczony do uczestnictwa w obradach Zgromadzenia,
nawet w części poświęconej zapisom na temat stosunków między państwem a Kościołami i związkami wyznaniowymi.
Zgłoszony na posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej ZN 23 lutego wniosek posła
Piotra Ikonowicza o dopuszczenie do głosu przedstawiciela tych organizacji
został przez pana Aleksandra Kwaśniewskiego odrzucony bez żadnych argumentów
poza jednym, że lista osób zaproszonych jest już zamknięta. Jesteśmy
oburzeni takim postępowaniem.
Osoby niewierzące i bezwyznaniowe stanowią najliczniejszy odłam niekatolików w Polsce i powinny być instytucjonalnie reprezentowane w Zgromadzeniu na równi z Kościołami i związkami wyznaniowymi przez jednego przynajmniej
przedstawiciela wszystkich organizacji, które powstały w celu ochrony ich
praw. Respektowanie praw tej grupy społecznej w zakresie wolności sumienia i wyznania zapewnić może tylko zapis gwarantujący świeckość państwa (lub
instytucji państwowych) albo też oddzielenie Kościoła od państwa (lub
instytucji jw.).
Oddzielenie Kościołów od władz publicznych, proponowane jako sformułowanie
„kompromisowe", nie wymaga gwarancji konstytucyjnych choćby dlatego, że
wynika z samego prawa kanonicznego. W żadnej też mierze nie chroni praw osób
niewierzących i bezwyznaniowych, nie daje bowiem podstaw do ewentualnego zaskarżania
ustaw czy przepisów wprowadzających normy prawne o podłożu religijnym.
Uprzejmie prosimy Pana o interwencję w celu umożliwienia przedstawicielowi
reprezentowanych przez nas grup społecznych udziału w dyskusji nad ostatecznym
kształtem omawianego zapisu i innych dotyczących respektowania wolności
sumienia i wyznania.
Z poważaniem
Za prezydium Zarządu
Krajowego
(-) Anna Wolicka
* * *
Po
interwencji Ryszarda Buhaja „Neutrum" otrzymało zaproszenie na obrady
Komisji Konstytucyjnej. Niestety, był to już dzień ostatecznego głosowania
nad artykułem 16 dotyczącym stosunków państwo-Kościół.
*
SPRAWY WANDY PAPIS CIĄG DALSZY
Warszawa, 17 III 1995
Państwo Anna Wolicka i Czesław Janik
Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego
Światopoglądowo „Neutrum"
Uprzejmie
informujemy, że do Ministerstwa Edukacji Narodowej spłynęły zamówione przez
Ministra Edukacji Narodowej recenzje książki Wandy E. papis „Wzrastam w mądrości".
Zrecenzowania publikacji podjęły się p. prof. Barbara Wilgocka-Okoń i p.
prof. Maria Szyszkowska. W Zarządzeniu Nr 26 Ministra Edukacji Narodowej z dnia 18 sierpnia 1993 r.,
opublikowanym w Dzienniku Urzędowym MEN Nr 7, poz. 31 z 10.09.1993 r., w sprawie programu nauczania obejmującego wiedzę o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia
poczętego oraz metodach i środkach świadomej prokreacji mówi się, że plan
realizacji programu — podział zagadnień, które będą omówione przez
zapraszanych specjalistów oraz ustalenie zagadnień, które mogą lub nie
powinny być omawiane i przyjęte przez radę pedagogiczną szkoły [??? -
przyp. red.]. Umożliwi to przyjęcie jednolitych działań wychowawczych dla całej
szkoły, przy jednoczesnym zachowaniu indywidualnych cech wynikających ze
specyfiki poszczególnych klas, znajdujących swe odzwierciedlenie w założeniach
opracowanych przez wychowawców klasowych.
Na podstawie przyjętych ustaleń wychowawcy klas opracują szczegółowy plan
realizacji programu, z którym zapoznają rodziców swoich uczniów. Ponadto w planach wychowawców klas powinno znajdować się określenie, w jaki sposób ta
tematyka będzie realizowana w czasie godzin do dyspozycji wychowawcy klasowego, a także wskazanie środków
dydaktycznych.
Realizacja programu powinna być tak zaprojektowana przez poszczególnych
wychowawców klas, w konsultacji z rodzicami, by nie zastępować rzeczowej
informacji moralizatorstwem i narzucaniem uczniom poglądów i postaw.
Konkluzje recenzentek są różne. Dowodzi to, że słusznym jest, aby książka
pomocnicza „Wzrastam w mądrości" pozostała jedną z wielu propozycji do
wyboru przez nauczyciela. W świetle Zarządzenia nie stanowi ona zagrożenia
dla uczniów niewierzących.
Decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej książka Wandy E. Papis „Wzrastam w mądrości" pozostaje w zestawie zalecanych książek pomocniczych do
realizacji programu w ramach godzin wychowawczych na poziomie szkoły
podstawowej.
Z poważaniem
Prof. dr hab. Tadeusz Pilch
W załączeniu przesyłamy
kopie recenzji.
*
Współczesna
nauka według KIK-u
Członkowie
Klubu Inteligencji Katolickiej w Mielcu uważają, że w projekcie
Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej powinny być umieszczone słowa: Bóg i religia. Projekt Konstytucji winien rozpoczynać się od słów: „W
imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego". Istnienie Boga jest nie tylko
problemem wiary, lecz również problemem wiedzy. Cała współczesna
nauka, a w szczególności nauki matematyczno-przyrodnicze przemawiają za
istnieniem Boga. Naród, który ma złe pojęcie o Bogu, ma złe prawo, zły
rząd, złe państwo. Bez odniesienia do Boga w konstytucji nie może w sposób właściwy funkcjonować państwo.
Uważamy, że w projekcie Konstytucji nie może być zapisu „państwo
bezstronne światopoglądowo". Jest to forma bierna, a powinna być użyta
forma czynna. Dlatego proponujemy zapis: „państwo otwarte światopoglądowo
dowartościowujące religię i naukę jako fundamentalne wartości w życiu
człowieka i narodu". Z uwagi na znaczenie, jakie odegrała w dziejach narodu polskiego religia
katolicka, przy zapisie dotyczącym równouprawnienia wyznań należy
podkreślić szczególne znaczenie religii katolickiej. Ten zapis powinien
być również uwzględniony z uwagi na fakt, że większość znaczącą
obywateli naszego państwa stanowią katolicy.
Mielec,
28 IV 1995 r.
FRAGMENTY RECENZJI
Prof. Barbara
Wilgocka-Okoń:
Autorka książki prezentuje określoną opcję w warstwie postrzegania własnego
bytu i sensu życia. Odwołuje się do problemu bytu, istnienia, Dawcy
istnienia, problemu początku i końca, mówi o Stwórcy, o wartościach ogólnoludzkich i wartościach chrześcijańskich, czy w ogóle religijnych. Tak więc w poszukiwaniu wartości uniwersalnych: prawdy, dobra, piękna odwołuje się do
wartości duchowych, do wartości prezentowanych na lekcjach religii.
Czy w związku z tym zawarte w książce sformułowania mogą urażać godność
człowieka niewierzącego? Nie sądzę. Takich sformułowań w książce nie
znalazłam. Wręcz odwrotnie, widoczne są w niej wyraźne akcenty tolerancji
dla inności religijnej czy narodowościowej.
Fakt, że rodzice, zgodnie z zarządzeniem Ministra Oświaty, mogą się
wypowiadać w sprawie doboru i realizacji treści wychowawczych w klasach ich
dzieci, jest równoznaczny z tym, iż zapewnia się im szansę dokonywania wyborów
zgodnych z ich przekonaniami religijnymi i filozoficznymi.
Nie sądzę, że w świetle przytoczonego zarządzenia posługiwanie się książką
W. E. Papis mogłoby naruszać prawo czy dyskryminować uczniów niewierzących.
Również dlatego, że zbyt mocno wierzę w takt i tolerancję nauczycieli, którzy
znając swoich uczniów i wartość dialogu z nimi nie będą narzucać im poglądów,
lecz o nich dyskutować, dając prawo do innego spojrzenia na różne problemy
wychowawcze czy religijne uczniów niewierzących.
Sądzę też, że w tym kontekście, dopuszczającym wybór treści i realizacji
programów wychowawczych, dobrze byłoby mówić nie tyle o usunięciu jakiejś
już wydanej książki, co raczej o tworzeniu rozwiązań alternatywnych dla
uczniów niewierzących czy reprezentujących inne wyznania.
Szkołom, nauczycielom, wychowawcom i rodzicom zostawmy zaś święte prawo
wyboru książek o różnych opcjach, różnym profilu filozoficznym czy
religijnym. W ten sposób dopuszczać będziemy do różnego rodzaju wyborów,
jak też budować poczucie odpowiedzialności za te wybory, ale również
tolerancji dla innych spojrzeń na świat i ludzi.
Wnioskuję, by książka W. E. Papis pt. Wzrastam w mądrości pozostała w zestawie zalecanych przez Ministra Edukacji
Narodowej książek pomocniczych do użytku szkolnego.
Prof. Maria
Szyszkowska:
Książka zawiera zarówno w wykładzie poglądów, jak i w zamieszczonych ćwiczeniach
treści zgodne z treściami wiary katolickiej. Może więc utrudniać dzieciom
przyjmowanie przekonań religijnych własnych rodziców, o ile są one odmienne.
Zawarte w tej książce treści oraz stanowisko Autorki dyskryminują ludzi nie
wierzących w Boga. Moim zdaniem, propagowanie tej książki w szkołach stanowi
więc naruszenie konstytucyjnych i ustawowych gwarancji wolności sumienia i wyznania. W recenzowanej książce nie ma stwierdzeń obrażających godność człowieka
wierzącego inaczej, bowiem w ogóle taki problem nie występuje. Ale narzuca
ona treści religijne w duchu filozofii tomistycznej, i to w sposób pozbawiony
wątpliwości. Lektura tej książki nie pozwala na przyznanie słuszności
jakimkolwiek poglądom, które różnią się od wyłożonego. Czytając ją,
odnosi się wrażenie, że Autorka czuje się posiadaczem „jedynej prawdy".
Książka propaguje chrześcijański światopogląd jako jedyny słuszny. Trzeba
podkreślić, że to zaszczepianie światopoglądu następuje w sposób ukryty.
Sugeruje się go jako jedyne sensowne interpretowanie poznawanego świata.
Wpajane jest przez tę książkę przekonanie o istnieniu Boga osobowego, a więc
narusza ona nie tylko poglądy ateistów, ale również panteistów i deistów.
Wyrażony jest w niej pogląd o Trójcy Świętej, o Zmartwychwstaniu, jak również o tym, że każdy może się nawrócić i wtedy odzyskać pełnię swego człowieczeństwa.
Książka zaszczepia wątpliwość, czy ktoś, kto nie wierzy w „Pana Boga",
ma godność.
Książka zaszczepia określony pogląd religijny i filozoficzny w sposób
bezdyskusyjny. Sugeruje, że niewierzący w Boga są odlegli od prawdy. Nie
przybliża ona rozmaitych poglądów na świat.
Wzrastam w mądrości W. E. Papis nie
powinna pozostawać w zestawie książek pomocniczych zalecanych przez Ministra
Edukacji Narodowej do użytku szkolnego. Powinna być z niego jak najrychlej
wykreślona.
*
WANDA PAPIS O SWOIM PROGRAMIE
Program wychowawczy „Życie i miłość" inspiruje do
szukania prawdy o rzeczywistości świata i człowieka, a więc uruchamia naturalne mechanizmy rozwojowe przez wbudowanie prawidłowej wizji opartej na nauce rzetelnego myślenia.
Jak zrobić, żeby było wychowanie harmonijne: rodzina i szkoła i wszystkie
instytucje poza nią będące, przed wszystkim Kościół, żebyśmy wysyłając
dzieci do szkoły nie drżeli, w jakim stanie psychicznym te dzieci wrócą.
Wychowuje przede wszystkim rodzina, wszystkie inne instytucje mają rolę
pomocniczą. Nie do pomyślenia byłaby szkoła, która wprowadzałaby pewien
dysonans, wcinałaby się jakimś zgrzytem, klinem w wychowanie rodzinne, w wartości, jakimi żyje rodzina. Pytanie, czy istnieje wychowanie, które uwzględniałoby
wszystkie wartości prezentowane przez różne rodziny? Czy istnieje jakaś
forma ogólna do przyjęcia dla wszystkich rodzin?
Ważna jest atmosfera szacunku dla człowieka, szacunku dla jego wartości i szacunku dla jego relacji z Istotą wyższą, z Bogiem. Religia jest faktem społecznym.
Jakiekolwiek programy, które udawałyby, że taki fakt nie istnieje, podawałaby
nieprawdę o rzeczywistości świata i naturze człowieka, mogłyby przez taką
indoktrynację wpływać na zaburzenie relacji między człowiekiem a Bogiem czy
między członkami rodziny, czy między członkami społecznymi. (...)
Program składa się z pięciu części. Na specjalne życzenie nauczycieli
zamierzam napisać jeszcze szóstą, Okno
na świat, dla najmłodszych uczniów z klas I — III. Druga część
stanowi alfabet programu i zawiera część filozoficzną — nie bójmy się
tego tematu — to znaczy zdumienia nad tym, jaki świat jest naprawdę. Bez tej
prawdy o rzeczywistości świata
bardzo łatwo człowiek ulega różnym manipulacjom, wciąganiu w magię, traci
poczucie realności świata, jakby traci grunt pod nogami i czuje, że stoi na
ruchomych skałach albo w takim bagnie, nieprzewidywalnym. (...) Tylko prawda
daje mocne podstawy do tego, żeby wiedzieć, jak żyć...
Mogę powiedzieć, że właśnie ten program, którego autorami są setki
dzieci, młodzieży, rodzice, studenci, bo przecież ten program wyrastał
prosto z życia, program ten właśnie stwarza płaszczyznę spotkania w rzetelnym szukaniu prawdy o rzeczywistości
świata i naturze człowieka. I tutaj nie jest narzucana jedna wizja, to w sferze religijnej nazywa się ekumenizmem. I skoro pracujemy na rzeczywistości
świata, na prawdzie o naturze świata i naturze człowieka, pracujemy jakby na przedpolu wiary, na przedpolu religii,
pracujemy na gruncie rzetelnej wiedzy o świecie i o człowieku. A przecież to
dotyczy każdego człowieka i całego świata. A więc tutaj możemy być
wszyscy razem.
Do Centrum jak i do Ministerstwa nadchodziły różne głosy na temat programu.
Te głosy, które do mnie dotarły, są to głosy… no… — fałszywa pokora
nakazałaby mi w tym momencie zamilczeć, ale pokora jako prawda o sprawie
nakazuje mi powiedzieć — np. głos nauczycielki z Białegostoku pani
Sosinowskiej, która mówi, że odebrała ten program jako wielkie wydarzenie
pedagogiczne; zaczęła prowadzić te zajęcia ze szkoła średnią i znakomicie
się udawały, były wielką radością i uczniów, i jej samej. Takich głosów
mam wiele. (...)
Słyszałam, że do Ministerstwa napłynęły jakieś głosy negatywne, nie są
mi znane treści tych głosów, natomiast w prasie spotkałam się z trzema
negatywnymi opiniami. Muszę przyznać, że w środowiskach nauczycieli nie
znalazłam ich potwierdzenia.
Chcę jeszcze powiedzieć o przyszłości: co dalej. (...) Dalej jeszcze czekają
nas części: Dorastanie do wolności, W zgodzie z naturą i Życzę Ci szczęścia.
Audycja red. Joanny Romatowskiej "Bliżej
rodziny"
Katolickie Radio Warszawa
(wytłuszczenia — redakcja
Biuletynu)
* * *
Wanda Papis jest obecnie nauczycielem-konsultantem w Centrum Metodycznym Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w MEN.
*
JESZCZE NIE KONIEC SPRAWY
Warszawa, 19 VI 1995 r.
Prof. Tadeusz Zieliński
Rzecznik Praw Obywatelskich
W zestawie książek
pomocniczych zalecanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej dla szkół
publicznych znajduje się zbiór ćwiczeń dla uczniów zatytułowany
„Wzrastam w mądrości". Jest to jedna z książek służących do
realizacji przeznaczonego na godziny wychowawcze autorskiego programu Wandy E.
Papis „Życie i miłość", który otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie
MEN, kiedy ministrem edukacji był jeszcze Kazimierz Marcinkiewicz. Cały
program, opierający się na założeniu istnienia Boga, jest w istocie
przeniesieniem pewnych elementów nauki religii na godziny wychowawcze i nie
budziłby sprzeciwu, gdyby był przeznaczony dla szkół katolickich; uważamy
jednak za niedopuszczalne stosowanie go w szkołach publicznych.
Zastrzeżenia budzi zwłaszcza wspomniana na wstępie książka „Wzrastam w mądrości",
zawierająca pseudotolerancyjne sformułowania: że człowiek niewierzący też
ma swoją godność, gdyż zawsze może „odpowiedzieć na Bożą miłość i przez nawrócenie uczestniczyć w życiu Trójcy Św." oraz że człowiek, który
„zaciemnia i niszczy obraz Boży w sobie, traci swoją godność". Sformułowania
te, wręcz obraźliwe dla osób niewierzących, zawarte są w opowiadaniu
„Czego uczniowie dowiedzieli się na lekcji religii?" Nie ma tam, oczywiście,
żadnej innej wykładni ludzkiej godności: np. z punktu widzenia ludzi niewierzących
czy też w ramach ogólnej filozofii praw człowieka. Uważamy, że stosowanie
tej książki w szkole publicznej jest sprzeczne z zasadą respektowania wolności
sumienia i wyznania oraz ze sformułowaną przez Ministerstwo w skierowanym do
nas liście zasadą, że nie powinno się w szkole narzucać poglądów i postaw. W marcu ub. roku zwróciliśmy się do MEN o skreślenie tej książki z zestawu
zalecanych książek pomocniczych. Otrzymaliśmy odpowiedź, że jest to jedna z wielu zalecanych książek i jej wybór zależy od nauczyciela. W rzeczywistości
jest ona elementem całego programu, który reprezentuje jedną opcję światopoglądową i w myśl zasad nauczania przyjętych przez samo Ministerstwo Edukacji nie
powinien być stosowany w szkole.
Po naszych naleganiach minister edukacji powołał dwie recenzentki reprezentujące
dwie przeciwstawne opcje, co z góry przesądzało o uzyskaniu w wyniku dwóch
sprzecznych, wzajemnie znoszących się opinii. Wniosek Ministerstwa: skoro
opinie są różne, należy utrzymać zalecenie dla książki, a wybór
pozostawić nauczycielowi. Faktycznie z dwóch odmiennych opinii MEN wybrał tę,
której przyjęcie było mu na rękę. Nasze zażalenie potraktowane więc zostało
czysto formalnie, na odczepne, co budzi zastrzeżenia co do rzetelności działania
Ministerstwa w tej sprawie. W istocie powołanie recenzentek miało na celu dopełnienie
formalności w sposób pozwalający na utrzymanie status quo. Ministerstwo nie
uczyniło nic, żeby doprowadzić do jakiejkolwiek próby porozumienia lub wspólnego
zastanowienia się, w jaki sposób zapobiec indoktrynacji, którą grozi
stosowanie tego programu, popieranego przez dość silne lobby
fundamentalistyczne.
Recenzentka preferowana przez MEN zasugerowała tworzenie rozwiązań
alternatywnych dla uczniów niewierzących lub reprezentujących inne wyznania.
Przeraża nas myśl o tworzeniu gett edukacyjnych w szkole publicznej.
Alternatywą dla podręcznika W. E. Papis byłaby bowiem książka ucząca, że
wszystko świadczy o nieistnieniu Boga, jednak człowiek wierzący też ma swoją
godność, gdyż zawsze są szanse, że jego rozum przezwycięży wiarę. Z pewnością nie poparlibyśmy takiego podręcznika. Czy zaleciłby go MEN? Lista
zalecanych książek nie powinna służyć eskalacji ideologicznej, lecz promować
te pozycje, które szczególnie dobrze przygotowują do życia w pluralistycznym
społeczeństwie obywatelskim i służą rozwojowi młodzieży.
Nasze stanowisko jest nadal takie, że nauczyciel może w sposób odpowiedzialny
wybierać różne podręczniki, niekoniecznie zresztą zalecane przez MEN.
Dokonując tego wyboru musi jednak przestrzegać zasad wychowania do demokracji,
bez narzucania jednej filozofii, jednego systemu poglądów; książki
indoktrynujące nie powinny być w ogóle w szkole stosowane. Do kontroli
przestrzegania tych zasad powołane jest właśnie Ministerstwo Edukacji
Narodowej, tym bardziej oburza więc, że zaleca ono książkę, w której godność
człowieka niewierzącego uzależnia się od jego relacji do Boga. Nasze żądanie
skreślenia jej z listy zalecanych pozycji jest w tej sytuacji postulatem
minimalistycznym.
Ponieważ wyczerpaliśmy wszelkie możliwości działania w tej sprawie,
uprzejmie prosimy Pana, jako Rzecznika Praw Obywatelskich, o interwencję.
Za prezydium Zarządu Krajowego
(-) Aleksandra Solik
(-) Anna Wolicka
*
Z Materiałów
Fundacji Helsińskiej
CZY CEJROWSKI KRZYCZAŁ "POŻAR" W PRZEPEŁNIONYM TEATRZE?
W sprawie Cejrowskiego ujawniły się w całej pełni
paradoksy jednego z podstawowych praw wszystkich ludzi, jakim jest wolność
wyrażania opinii.
Wojciech Cejrowski reprezentuje w swojej audycji poglądy, z którymi utożsamiają
się czytelnicy „Słowa", „Niedzieli", „Gazety Polskiej", „Najwyższego
Czasu" czy „Myśli Polskiej", pism prawicowych i katolickich.
Tematy Cejrowskiego to sprawy prawnoczłowiecze — w dużej mierze. Kara śmierci,
aborcja, eutanazja (czyli wokół prawa do życia), prawa więźniów,
uprawnienia policji, prawo do posiadania broni (wolność i bezpieczeństwo
osobiste), prawa transseksualistów, prawa homoseksualistów ((prawo do prywatności),
prawa dziecka, prawa mniejszości narodowych. Punkt widzenia Cejrowskiego
skrajnie odbiega od tego, co część z nas uważa za normę, cywilizacyjny
standard. Przeciwstawia się on „stadnie wyznawanym poglądom", zawsze jest
przeciw. Sam mówi o tym, co robi, jako o „masażu mózgu pobudzającym do myślenia".
Popierającym ten program decydentom jego zawartość treściowa wydaje się
„ożywcza". Ich zdaniem Cejrowski „miesza", ale robi to z wdziękiem i nie przekracza dozwolonych granic. Strój kowboja, w którym występuje,
usprawiedliwia w pewien sposób fakt, że świat w „W.C. kwadransie" jest
czarno-biały, a metody, powiemy oględnie — proste i bezpośrednie, albo
bardziej dosadnie — brutalne i prostackie.
CO
NA TO WC-KACZKA?
Z analizy programu
„W.C. kwadrans" napisanej przez Stanisława Wileńskiego dla Rady
Programowej TV:
Tytuł programu — „W.C.
Kwadrans" — jak mi się wydaje, nie odnosi się tylko do inicjałów
jego twórcy i prezentera Wojciecha Cejrowskiego, ale głównie sugeruje,
że jest on poświęcony tzw. wartościom chrześcijańskim.
Skoro bohater mieni się kowbojem, postacią z amerykańskich
westernów, spróbujmy „osądzić" go według standardów amerykańskich.
Czy kowboje mogą mówić wszystko, czy też można kowbojowi zamknąć usta?
Słynna Pierwsza Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych stanowi, iż
„Kongres nie może ustanawiać żadnych praw godzących w wolność słowa i prasy". Nie oznacza to jednak, że wolność słowa jest wartością absolutną,
nieograniczoną.
Praktyka sądowa, a szczególnie orzeczenia Sądu Najwyższego Stanów
Zjednoczonych wyrzeźbiły współczesny kształt tej instytucji. Pewne
kategorie wypowiedzi uznano za niedopuszczalne, należą do nich np. wypowiedzi
zniesławiające inne osoby i wypowiedzi obsceniczne. Te pierwsze powinny jednak
być dozwolone, jeżeli dotyczą osób lub spraw publicznych i zarzuty jest się w stanie udowodnić. Obsceniczność wypowiedzi
poddaje się natomiast surowemu trzyczęściowemu testowi. Pewne
kategorie wypowiedzi można ograniczyć, ale nigdy nie można ograniczyć
wypowiedzi ze względu na prezentowane w niej treści.
Zdaniem sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego Konstytucja nie chroni także
wypowiedzi, które mogą być niebezpieczne, spowodować niebezpieczne postępowanie.
Niebezpieczeństwo to musi być oczywiste i bezpośrednie, a niebezpieczny efekt
natychmiastowy. Klasycznym przykładem niedozwolonych wypowiedzi niebezpiecznych
jest okrzyk „pożar" (gdy wcale nie ma pożaru) w przepełnionym teatrze, który
zawsze powoduje panikę wśród publiczności i trudne do wyobrażenia jej
skutki. Przykład ów pochodzi od sędziego Holmesa (w sprawie Schenk przeciwko
Stanom Zjednoczonym z 1919 roku).
Innym słynnym przykładem z orzecznictwa Sądu Najwyższego (1989) jest uznanie
spalenia flagi państwowej za dozwoloną „wypowiedź", którą
zakwalifikowano jako demonstrację polityczną. Znaleźliśmy się zatem przy
kategorii wypowiedzi politycznych, w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa. Te są
zawsze dozwolone, ba, wysoce pożądane. Swobodna dyskusja nad kierunkami
polityki państwa, wyborem właściwych opcji powinna obejmować jak najszersze
kręgi społeczeństwa, gdyż na tym polega republikańska forma rządów. Sąd
Najwyższy Stanów Zjednoczonych wielokrotnie podkreślał, że wypowiedzi na
temat sprawowania rządów i ważnych problemów społecznych zasługują na
najszerszą ochronę. Jest ona tak szeroka, że dozwolone są także wypowiedzi
podkopujące fundamenty ustroju państwa, w tym także samą wolność słowa.
Jest to jeden z paradoksów tej sytuacji. Wolność słowa chroni postępowanie
Cejrowskiego, chociaż on sam wcale tak bardzo jej nie kocha (domagając się
czegoś w rodzaju cenzury). Innym paradoksem jest, że ograniczenia w głoszeniu
niepożądanych poglądów (bądź żądanie takich ograniczeń) odnoszą
odwrotny od zamierzonego skutek — popularyzują je. Tymczasem samo głoszenie
niepożądanych treści według sędziów amerykańskich groźne nie jest, bo na
wolnym rynku idei te poglądy i tak zazwyczaj przegrywają, tracą zwolenników.
W
wielkopiątkowy wieczór telewizja nie pokazała cotygodniowego „W.C.
kwadrans". Okazało się, że programu najbardziej ze wszystkich stojącego
na straży katolickiej tradycji nie można pokazywać w religijne święta.
Chrześcijańskie programy telewizji — jak przytomnie zauważyła ona
Samoa — kolidują z chrześcijaństwem.
„Ogórek na niedzielę", „Gazeta
Wyborcza", 15-17 IV 1995
Uważa się, że społeczeństwo amerykańskie, wychowane
od pokoleń w atmosferze wolności, tej wolności nie odrzuci, nie zrezygnuje z republikańskiej formy rządów na rzecz totalitarnej dyktatury. I dlatego
kowboje mogą mówić różne rzeczy.
Gdyby jednak Cejrowski występował, dajmy na to, w stroju bawarskim i przyszłoby
nam go oceniać według standardów niemieckich, wnioski byłyby nieco inne. Grundsetz,
czyli niemiecka ustawa zasadnicza chroni istniejącą demokratyczną formę rządów i nie zezwala na występowanie przeciwko niej — ze względu na świeżą spuściznę
nazizmu i obawę przed powrotem totalitaryzmu. Inaczej w tych warunkach należy
widzieć ograniczenia wolności słowa, są one dalej idące.
To ciekawe, że tak różnie można traktować słowa kogoś w kowbojskich
butach i kogoś w tyrolskim kapeluszu. Z jednej strony doktryna „więcej słowa", z drugiej „wymuszonej ciszy". Jaki standard byłby bardziej odpowiedni w polskich realiach?
POWIEDZIELI:
O PREZYDENCIE
Prymas Józef Glemp: O ile wiem,
pan Wałęsa stoi na stanowisku przestrzegania prawa.
Adam Michnik: Na Boga, Lechu,
opamiętaj się.
O KOŚCIELE
Prof. Andrzej Tymowski: W kapitalizmie Kościół nie jest prześladowany, tylko po prostu
ignorowany w codziennym życiu kraju. To zjawisko jest dla Kościoła
bardziej niebezpieczne niż wszystkie niebezpieczeństwa PRL-u.
Bp Bronisław Dembowski: Chciałbym,
żeby księża dobrze politykowali.
O KOBIETACH
Zbigniew Koński (minister obrony narodowej):
Kobieta jest podporą żołnierza.
Se. Stefan Pastuszka: Niektórzy
uważają, że kobiety ze swoją budową i konstrukcją psychiczną
bardziej się nadają do funkcji macierzyńskich.
O KONSTYTUCJI
Bp Tadeusz Pierożek: Myśmy się
bardzo modlili o to, żeby konstytucja była zaakceptowana przez ludzi
wierzących. I widocznie jakieś siły nadprzyrodzone zadziałały.
Bp Alojzy Orszulik: Episkopat
podziela opinię o nihilistycznym charakterze przygotowywanego projektu
konstytucji.
O ŚWIECIE
Danuta Waniek (SLD): Niestety,
świat nie składa się z Kwaśniewskich i Pierożków.
Cytaty wzięte z życia, „Życia Warszawy" i „Kuriera
Polskiego"
A oto jak na sprawy wolności słowa patrzą sędziowie ze Strasburga: Wolność
słowa stanowi jeden z podstawowych fundamentów demokratycznego społeczeństwa.
Dotyczy ona nie tylko takich informacji i poglądów, które są odbierane
przychylnie, uważane za niewrażliwe lub obojętne, lecz także tych, które
obrażają, szokują lub niepokoją. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości poglądów, bez których to wartości nie ma demokratycznego społeczeństwa
(w sprawie Oberschlick przeciwko Austrii).
"Czy Państwo wiedzą..." Informacja
Helsińskiej
Fundacji Praw Człowieka dla prasy, 1995, nr 109
*
DROBIAZGI
Wiadomość z „Niedzieli" 11/95: Była premier RP Hanna Suchocka reprezentuje Stolicę Apostolską na
konferencji w sprawie rozwoju społecznego w Kopenhadze w dniach 6-12 marca br.
pod auspicjami ONZ… W charakterze szefa rządu Stolicę Apostolską
reprezentuje w Kopenhadze Sekretarz Stanu — kard. Angelo Sodano. Posłanka
Unii Wolności do Sejmu RP reprezentuje za granicą podmiot prawa międzynarodowego, z którym jako premier podpisała uprzednio w imieniu rządu polskiego umowę
powszechnie znaną pod nazwą konkordatu!?
* * *
Jeden z wojskowych uczestniczących w marcowej audycji
telewizyjnej z cyklu „Boskie i cesarskie" stwierdził, że jego jednostka
brała w ubiegłym roku udział w trzystu dwudziestu uroczystościach
patriotyczno-religijnych.
* * *
Na spotkaniu w Klubie Marii i Stanisława Ossowskich (23
maja) ks. biskup Tadeusz Pierożek powiedział: Państwo macie wyidealizowane pojęcie Kościoła. Kościół nigdy nie
żył do końca duchem Ewangelii, zawsze się musiał nawracać. Kościół się
składa wyłącznie z grzeszników. Wylało się tu na mnie niezmiernie dużo żalów
dotyczących ludzi Kościoła. Bo jest tak: Kościół jest święty, dlatego że
Kościół to jest Chrystus, a ludzie Kościoła to są, niestety, dranie
naprawdę. Na to posłanka Wiesława Ziółkowska, półgłosem: Tylko że to właśnie ci dranie nauczają.
1 2
« (Published: 26-02-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3261 |
|