|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Catholicism » Beliefs and doctrine » Saints
Padre Pio: Umęczony przez stygmaty i... Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Padre Pio (1887-1968) jest
najsławniejszym stygmatykiem, miał rany na rękach, nogach i w boku. Na
chrzcie otrzymał imię na cześć św. Franciszka (który dziwnym trafem, był
pierwszym znanym stygmatykiem). Ten włoski kapucyn (franciszkanin), podejrzewany o neurotyczny ekshibicjonizm i bluźniercze utożsamianie się z Jezusem
Chrystusem, był ponadto charyzmatykiem, cudotwórcą, uzdrowicielem,
jasnowidzem, doznawał ekstaz i wizji, przechodził jak Jezus przez zamknięte
drzwi, wówczas pozostawiał po sobie zapach fiołków, miał zdolność
bilokacji, miał również i taki dar, że potrafił każdemu nieznajomemu
powiedzieć ile opuścił Mszy Św. i ile grzechów zataił (choć nie odkrył,
że w jego celi zainstalowano podsłuch), odczytywał opieczętowane listy
(wiedział z góry który jest niewart czytania i cześć od razu wyrzucał do
kosza). Tym niemniej Kościół z niewiadomych przyczyn nie uznaje go za świętego.
Do dziś nie otrzymał aureoli. Autor książki o Ojcu Pio narzekał w 1987: "Tylu
nadzwyczajnych znaków nie można określić mianem szarlatanerii, a równocześnie
tak trudno przychodzi zaliczyć osobę o. Pio do świętych, tak trudno zgodzić
się na ten czytelny dar łaski !", jego "łaska
rozlewała się jak przypływ morza" („Winnica Padre Pio",
Czesław Ryszka; wszystkie poniższe cytaty pochodzą z tej książki,
zaznaczmy: z imprimatur Kurii Wrocławskiej). Watykan jest znany ze swego
racjonalistycznego sceptycyzmu wobec wszelkich cudów, jakby nauczony doświadczeniem z przeszłości dystansuje się wobec różnych cudów i cudotwórców. Watykan
nie chce się więcej kompromitować. Wszak w XIX w. dawano łatwą wiarę
wszelkim objawieniom maryjnym, które dziś są wykpiwane. Dlatego też
dzisiejszy Kościół hierarchiczny nie uznaje Madjurogje. Ekstatyczny zakonnik
nawet przez ludzi Kościoła posądzany był o histerię i nerwicę, która miała
być źródłem jego stygmatów. Zarzuty przeciw o. Pio stawiał nawet związany z Kościołem lekarz-zakonnik o. prof. Antonio Gemelli (franciszkanin), który
mówił: "On jest całkowicie normalny", nienormalny był jednak w tym, że
posiadał żarliwą wiarę, wiemy że już od lat dziecięcych odznaczał
się niespotykaną religijnością: "mały Franciszek pasał
kilkanaście owiec i w tym czasie zamiast łobuzować z innymi chłopcami,
wynajdował ustronne miejsca, gdzie modlił się zatykając w ziemię krzyż z dwóch gałązek". Mały samotnik został ministrantem, wówczas
to "potrafił długie godziny klęczeć przed Najświętszym
Sakramentem (...) Jedyne co lubił, to przebywać w samotności".
Pewien wybitny lekarz powiedział o nim: "Tak
intensywnie myślał o ukrzyżowanym Jezusie, aż dostał stygmatów".
Ojciec Pio polecił wówczas lekarzowi, aby spróbował usilnie myśleć, że
jest wołem i czekać na rezultaty. Nie jest to jednak to samo, gdyż nikt
nigdy, a przynajmniej na naszej szerokości geograficznej, nie wyznawał religii z wołem w roli głównej. Nawet niektórzy biskupi zwali go "questo
truffatore" (ten oszust), słynący z wiary w UFO Däniken, uznał
o. Pio za kosmitę, w najlepszym razie, za kogoś kto ma z nimi kontakty. Każdy kto chciał się wyspowiadać u Ojca Pio musiał kilka dni
wcześniej odebrać specjalny bilecik z numerkiem porządkowym. Każdy pielgrzym
otrzymywał ulotkę informacyjną, która powiadamiała: "1. O ile masz ochotę
rozmawiać z Ojcem Pio, lepiej zrezygnuj zawczasu, bo on jest od spowiadania, a nie od rozmówek (sic!) 2. O ile
zamierzasz się u niego spowiadać, wiedz, że spowiada mężczyzn rano do godz.
9, a po południu tak długo, ile mu pozwala czas. Kobiety spowiada z rana od 9
do 11.30; obowiązuje imienny bilet, który można otrzymać w biurze (...) 4. W sprawie błogosławieństwa różańców i innych dewocjonaliów zwracać się
do brata furtiana (...) 6. W sprawie wszelkich informacji zwracać się do ojca
kierującego biurem zamówień".
Ojciec Pio inspiruje po dziś dzień. Można jednak się domyślać, że na widok
takiej oto inspiracji artystycznej przewróciłby się w grobie. Być może to drwina
projektanta, znającego jego stosunek do kobiet. Przegląd
|
Nie sposób nie dostrzec, że
o. Pio wpisał się w tradycję kościelną stosunku wobec kobiet, które uważał
za mniej predysponowane do świętości niż mężczyzn. Mężczyzn spowiadał w zakrystii, gdzie obowiązywał mniej surowa dyscyplina, niż w stosunku do
kobiet, które spowiadał w kościele. Nie wszystkie kobiety mogły liczyć na
spowiedź. Znacznie więcej czasu poświęcał mężczyznom niż kobietom, które
spowiadał tylko 2,5 godz. dziennie! Pod koniec swojego życia spowiadał tylko i wyłącznie mężczyzn.
Klasztor w którym działał
o. Pio również w przeszłości zasłynął cudami. Jak można wyczytać w kronikach klasztornych, w roku 1548 wydarzył się cud zesłania chleba przez
samego Boga dla przymierających głodem zakonników. Kiedy wieść o cudzie się
rozniosła (oczywiście za sprawą samych zakonników, którzy byli jedynymi świadkami
cudu), było to dla mieszkańców pobliskiej wsi pouczenie, aby bardziej dbali o klasztor. Kolejny cud wydarzył się w roku 1570, w święto Matki Bożej
Gromnicznej. Cudem tym było nawrócenie się Kamila z Lellis, żołnierza-rozbójnika,
który dziś zasila szeregi świętych Kościoła. Jak głosi kościelna wieść,
przeżył on to samo co Paweł pod Damaszkiem — obaczył Jezusa, w drodze po
odbiór wina. Nie wiadomo, czy widzenie jest dziełem kościelnych hagiografów,
czy też wina, które otrzymał od braciszków i które zapewne w czasie długiej a samotnej podróży pociągał w obfitości z gąsiora. Wiadomo doskonale, że
trunki alkoholowe są nie mniej sprzyjające takim wizjom niż gorąca pustynia,
na której z kolei Paweł widział Jezusa.
Franciszek już od młodości
myślał o zostaniu świętym. 14 sierpnia 1910 r., cztery dni po otrzymaniu święceń
kapłańskich, zapisał w notatniku: "O Jezu,
tchnienie mego życia! Dzisiaj z drżeniem uniosłem Cię do góry i trzymałem w moich rękach. Misterium miłości! Pragnę być z Tobą dla świata Drogą,
Prawdą, Życiem! Pragnę zostać świętym kapłanem, doskonałą ofiarą miłą
Tobie!". Wiadomo, że cierpiał na "nieznaną
chorobę, która trapiła zakonnika już w seminarium, obecnie zaś nasiliła się
do tego stopnia, że młody Pio często tracił przytomność (...) dostawał
gorączki, której nie potrafił zmierzyć inny termometr, tylko kąpielowy". Z powodu swej choroby nie mógł objąć żadnego stanowiska duszpasterskiego,
został odesłany do domy rodziców. Było to dla niego niewątpliwym ciosem.
Postanowił zostać świętym cierpiętnikiem. Pisał: "Odczuwam
gwałtowne pragnienie cierpienia i zarazem ustawiczną potrzebę mówienia wciąż
do Pana: albo cierpieć albo umrzeć, a nawet: Zawsze cierpieć, a nigdy umrzeć".
Będąc w rodzinnym domu wybudował sobie szałas w pobliżu gospodarstwa rodziców, w którym całe dnie spędzał na umartwieniach, modlitwach i postach. W czasie
jednej z takich ascez w szałasie zaczęły krwawić mu dłonie. Jego matka
zdziwiona rzekła do niego wówczas: "Czy grasz
teraz na niewidzialnej gitarze?". Warto dodać, że stygmaty
jego objawiły się w tym samym dniu, w którym cała parafia obchodziła
rocznicę stygmatów św. Franciszka (17 IX 1911). Franciszek mówił wówczas
proboszczowi Salvatore Pannuli, że pragnąłby aby stygmaty jego znikły. "Po
wspólnych modlitwach stygmaty znikły". Jednocześnie jego stan
stale się pogarszał, dawna choroba nasilała się. Władze zakonne zamierzały
wydalić go do stanu świeckiego. Wywołało to oburzenie Franciszka, "przeraził
się nie na żarty. Modlił się do św. Franciszka: "O mój seraficki
Ojcze! Chcą mnie wydalić z Twojego zakonu. Mam przestać być Twoim synem.
Przenigdy. Czy to nie ty przyjąłeś mnie do Twego zakonu! Ojcze mój,
raczej o śmierć proszę, gdybym miał opuścić zakon i kapłaństwo. Czyż to nie
Ty zapewniłeś mnie, że będę nosił habit dotąd, dopóki to spodoba się Panu.
(...) Niech się więc dzieje co chce"". Powróciły stygmaty. Pełna
stygmatyzacja Franciszka nastąpiła w roku 1918, w czasie modlitwy przed
wielkim krucyfiksem. "Odkryto równocześnie,
że krew i rany o. Pio wiernie odtwarzają ślady ran na krucyfiksie"
(warto to dostrzec: nie odtwarzały ran rzeczywistych, jakie mógł mieć
Jezus, lecz te, które zakonnik widywał codziennie na obrazach i krucyfiksach: rany
na dłoniach, a nie na nadgarstkach). Miało się to stać kiedy Franciszek
spędził całe przedpołudnie na żarliwych modłach, "mając
na wprost oczu wielką figurę Chrystusa na krzyżu, rzeźbioną w cyprysowym
drzewie". Jego stygmaty zasklepiły się dopiero, gdy
stracił świadomość, w chwili śmierci.
Choć lud czcił go jako świętego, w obiegu pojawiły się jego bandaże i pocięte habity, które czczono jako święte
relikwie, to Święte Oficjum obłożyło niewygodnego zakonnika sankcjami kościelnymi.
Kiedy w 1921 r. rozeszła się pogłoska wśród pobliskich mieszkańców, że
ich „święty ojciec" ma być przeniesiony do nieznanego klasztoru,
pod dotychczasowym klasztorem zebrała się pikieta. Skrupulatnie sprawdzano każdego
wychodzącego zakonnika, grożono gwałtem w razie ewakuacji o. Pio. Kościół
zakazał publicznego okazywania stygmatów, odprawiania publicznych mszy,
udzielania błogosławieństw, a nawet prowadzenia korespondencji. Kościelna
inkwizycja wydała dekret następującej treści: "po
przeanalizowaniu wybranych faktów z życia Ojca Pio i jemu przypisanych, nie
dopatruje się w nich charakteru nadprzyrodzonego". Zakazano
wiernym peregrynacji do San Giovanni Rotondo. Choć autor książki o Ojcu Pio
pisał wcześniej, że chciał on w ukryciu cierpieć, teraz jednak pisze coś
zgoła innego: "Czegóż gorszego mógł się
jeszcze spodziewać, skoro odizolowano go od ludzi". Lud nie
podporządkował się Kościołowi. Wdarto się siłą do klasztoru i wymuszono
na zakonnikach msze o. Pio. Klasztor otoczyły stałe straże parafialne, które
pilnowały, aby stygmatyk siedział w klasztorze, grożąc rebelią i gwałtem w razie niepodporządkowania, "ludzie uzbrojeni w pałki i drągi gotowi byli na wszystko. Codziennie
kontrolowali czy o. Pio jest w klasztorze. Lada chwila mógł w mieście wybuchnąć
bunt". Władze kościelne mimo wszystko zamierzały wykraść
Franciszka, "przemyśliwano nawet wywieźć o. Pio z klasztoru w beczce po winie, zdawano sobie jednak sprawę, że wszyscy i wszystko jest kontrolowane". Musiał więc pozostać.
W 1931 r. pozbawiono o. Pio
możliwości wykonywania jakichkolwiek czynności kapłańskich poza
odprawianiem mszy w kaplicy klasztornej w towarzystwie jednego ministranta. "To
był już ostatni cios w o. Pio. Przez dwa lata musiał znosić całkowitą samotność i separację (...) Odtąd życie nie różniło się od więziennego
odosobnienia. Nawet nie mógł podchodzić do okna" (przypomnijmy,
że wcześniej miał ponoć pragnąć czegoś takiego!). Dalej "zakazy
spadały jedne po drugich". Nękanie o. Pio przez Kościół
trwało aż do jego śmierci. Jak wspomina A. d'Apolito: "biada
temu, kto ośmielił się krytycznie ocenić jego sytuację lub zarządzenie Świętego
Oficjum. Natychmiast przerywał rozmowę [papież], a jeśli rozmówca wracał do tematu, Ojciec opuszczał salę" !
Ten wzruszający zakonnik
zmarł w 1968 r., do końca dzielnie znosząc prześladowania Watykanu.
Natychmiast po śmierci wybuchł spontaniczny kult jego osoby, grób stał się
świętym miejscem pielgrzymek, płodnym w cuda, pojawiły się fantastyczne
opowieści o jego cudownych dokonaniach, "żywot
kapucyna urósł do historii herosa, kogoś odznaczającego się niesamowitą siłą,
budzącą podziw i strach [warto wspomnieć, że w wojsku był
popychadłem z uwagi na "gapowatość i ślamazarność",
był tak cherlawy i schorowany, że w ciągu kilkuletniego pobytu w wojsku
jedynie ok. pół roku spędził w jednostce, natomiast większość czasu
przebywał w uzdrowiskach — przyp.]. Rzadko która
biografia współczesnego świętego jest tak bogata i różnorodna. „Cudowność"
stała się znowu niemal obowiązującym elementem w tej hagiografii".
Za życia Kościół wzbraniał mu korespondencji, nie czyni jednak przeszkód,
aby zza światów sobie powetował owo obostrzenie. Codziennie przynosi się do
krypty z trumną zakonnika stos listów z całego świata, pozostawia się je
przez jakiś czas, aby mogły zostać przeglądnięte przez ducha o. Pio, po
czym są zabierane i odsyłane do nadawców. Ponoć wielu z nich doczekuje się
odpowiedzi. Kościół, przymuszony tą euforią ludową, musiał ustąpić i wszcząć proces beatyfikacyjny. Warto zaznaczyć, że dokonał tego dopiero
Jan Paweł II, znany z lekkiej ręki wobec produkowania świętych. Stosowny
dekret o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego wydano w roku 1982.Ojciec
Pio został beatyfikowany ...dopiero 2 maja 1999 r.! Beatyfikacja nie jest
jednak równoznaczna z przyznaniem rangi świętego, lecz jedynie kościelnym
zatwierdzeniem kultu danej osoby. W międzyczasie (1992 r.) zdążono wynieść
na ołtarze np. Escrivę (zm. 1975), który niczym szczególnym się nie wyróżnił
oprócz założenia organizacji integrystycznej Opus Dei, z trudem wymyślono mu
jakiś cud, którego nigdy nie dokonał, natomiast cuda o. Pio miały "tysiące
świadków". (Tym niemniej kapucyni na swojej witrynie nie zważają na
tytulaturę watykańską i piszą o o. Pio jako o świętym, np: "Święty
Ojciec Pio z Pietrelcina (5 kazanie dla dzieci) Ojciec Pio to święty
kochający chorych" itp.)
Epilog.
Czym są stygmaty ? Czy są
przekazem pełnego sprzeczności Boga biblijnego, Trójcy, a może Jezusa? Warto
przypomnieć, że Jezus wcale nie pragnął zbawiać świat swoim męczeństwem,
on chciał tylko głosić miłość i nauczać o niej. Modlił się do Boga: "Ojcze
mój, jeźli można, niech mię ten kielich minie" (Mt 26,
38), widząc, że zbliża się kres jego nauczania, że zagrożone jest jego życie
mówił do uczniów: "Smętna jest dusza moja"(Mt 26,
37). Jego męka nie była niczym wzniosłym lecz poniżającym. Uczniowie oraz
apostołowie go opuścili, matka nie rozumiała, został sam, nikt z bliskich
nie pogrzebał nawet jego ciała. Na krzyżu wołał przeraźliwie: "Boże
mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" (Mk 15, 34). Dziś
jego rany są przedmiotem kultu, zaś jego śmierć jest główną treścią
religii. On zapewne życzyłby sobie, aby zapamiętano go jako tego, który głosił
miłość, nie zaś aby kojarzono go z krwią i upokarzającą śmiercią.
Ojciec Pio wylał na jego cześć kilka tysięcy litrów krwi — zaiste wielki to
symptomat dla religii chrześcijańskiej.
Ojciec Pio jest zapewne
wielkim fenomenem, pokazał, że w człowieku drzemią niezbadane jeszcze możliwości,
że jest on panem swego ciała. Pozostaje pytanie: czy człowiek nauczy się
kiedyś świadomie panować nad swym ciałem, czy tylko podświadomą
neuropsychozą? Być może kiedyś stygmatyków będzie czciła nauka, jako
tych, którzy ukazali jej nowe drogi i nowe możliwości. Póki co stygmatycy i cudotwórcy rodzą zbiorowy szał i fanatyzm religijny, nie uczą morału lecz
żarliwości. W ciągu całych dziejów chrześcijaństwa wszyscy ludzie czyniący
cuda odebrali niepomiernie więcej czci niż sam Bóg, skutecznie zajęli jego miejsce.
Cuda i dziwy przekonają wszystkich niepomnych na lekcje przeszłości,
którzy o każde niewyjaśnione (jeszcze!) zjawisko posądzają Boga.
« Saints (Published: 21-05-2002 Last change: 20-04-2004)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 347 |
|