|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Articles and essays »
Panie dyrygencie, jest pan kozłem ofiarnym! Author of this text: Leon Bod Bielski
Truizmy w rodzaju, że lepiej być młodym, pięknym, zdrowym i bogatym
niż biednym i brzydkim zapełniają katalogi mądrości chyba wszystkich narodów
świata. Podaję tedy nowy truizm, a brzmi on: „lepiej być bacą lub juhasem
niż baranem, owieczką czy kozłem". Za to samo przestępstwo inna kara
spotyka bacę czy juhasa a inna np. barana, jednego z milionów wielkiego
kierdela baranków bożych… O ile zwykłego, szeregowego barana rodem z parafialnego kierdela obdziera się ze skóry, ćwiartuje i rzuca na pożarcie stojącym na straży „prawa" owczarkom o tyle juhasowi
czy bacy, o wiele mocniej pogrążonym w beczce wyczerpujących znamiona czynów
karalnych przygraża się jeno paluszkiem, skazuje na karę w zawieszeniu — i odsyła do dalszego, niewątpliwie owocnego nadzorowania rzeczonego kierdela, z którego do tej pory czerpali i penetrowali ich runo hojną ręką...
Dyrygent z Poznania, który gustował w seksualnym wykorzystywaniu Słowików,
skazany został za pedofilię, dokonaną na trzech Słowikach, na osiem
lat odsiadki. Jego kolega po „fachu", ksiądz z Tylawy, który przez ponad trzydzieści
lat gustował w Owieczkach, „wygładził" kożuchy i zbadał gęstość
runa kilkudziesięciu z nich, oficjalnie dowiedziono mu tylko sześć — wyszedł z sądu z wyrokiem 2,5 roku w zawieszeniu i z poczuciem wielkiej krzywdy, wyrządzonej
niedocenionemu a skutecznemu bioenergoterapeucie. Ksiądz Wincenty P. do końca,
czyli do zatrzaśnięcia się za nim bram kryminału, protegowany i chroniony
przez biskupa Orszulika, za seksualne ekscesy z ministrantami, nota bene
filmowane przez wielebnego i puszczane w Internecie, zafasował jedynie… 3
lata!! Wszystko to dzieje się w „państwie prawa", które z definicji — o ile naprawdę, a nie jedynie dla jaj jest takim państwem — nie rozróżnia, a przynajmniej nie powinno, między „panem, wójtem i plebanem" — i powinno
orzekać adekwatnie do winy a nie noszonego fraka… Obydwaj — „pan" oraz
wielki autorytet — dyrygent — jak i pleban- autorytet „inaczej", skazani
zostali za pedofilię, jeden surowo, z obdzieraniem skóry i posoleniem, drugi
zaledwie na pogrożenie „zawieszonym" mu, niczym obraz święty nad głową,
paluszkiem. Obraz święty mu nie pomógł, paluszek też pewnie nie pomoże...
Mało tego — wrócił pomiędzy swoje ofiary by z niegasnącym zapałem głosić
im dogmaty jedynie słusznej wiary, poza którą nie ma zbawienia, oraz dobrą
nowinę o sprawiedliwym Bogu. Cóż, Bogu wolno mieć stargane, słabe nerwy i niski próg womitacyjnej wytrzymałości, wszak tak wiele daliśmy mu oglądać
na tym najlepszym z padołów — niestety parafianie muszą być odporni zarówno
na sprzedawanego im za ciężkie pieniądze Boga jak i trzymać sznyt, karnie
stawiać się przed ołtarzami, robić nakazane im celebrą liturgii gesty, łożyć
na tacę, tłumić ogarniające ich nudności… Polak potrafi, czego widomym
dowodem demonstracje zwolenników obydwu, odbywane w obronie „dobrego
imienia" chodzących autorytetów- dyrygentów dusz, gardeł itp. części ciała...
Jak dobrze pójdzie, dyrygent z Poznania, ponoć poważnie chory na pełnoobjawowy
AIDS, wyjdzie z więzienia, ale nogami do przodu… Jego kolega po fachu -
dyrygent ludzkich dusz z Tylawy spokojnie doczeka księżowskiej emerytury i resztę świątobliwego życia swego spędzi na ciepłym zapiecku bacówki,
zwanej też dla niepoznaki Domem Księży Emerytów lub jakoś tak podobnie...
Przewiduję, że nic złego nie
spotka też prałata Henryka J. — zauważył on ze stoickim spokojem, że skoro
przeżył komunę to i te pomówienia przeżyje.
Co wolno dla plebana — nie wolno dla barana, od wieków jest to normą
zarówno w Folwarku Zwierzęcym zwanym oględnie Kościołem Powszechnym, poza
którym nie ma zbawienia, jak i w jego ziemskich, by nie powiedzieć
przyziemnych, latyfundiach, będących zarówno rezerwuarem coraz to nowych
pokoleń owieczek, baranów i koziołków ofiarnych jaki i jeno króciutkim,
ziemskim przystankiem na drodze wędrówki dusz do wiekuistego, niebiańskiego
szczęścia, na pastwiska wiecznego wypasu wiecznie strzyżonych, posłusznych
baranów. Amen… Tylko czy mi się aby Nieba nie pomyliły? Tak są do siebie w swych obiecankach- cacankach podobne,
że aż strach mieć odwagę wierzyć, że nie istnieją i strach nie wierzyć,
że istnieją… Wszystko zależy od „odmiany" pasterzy eksportujących tam
swe barany — i od nabytej odporności na lanie wody z „wysokości" wyświęconych
pniaków...
« (Published: 06-08-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3556 |
|