Outlook on life » »
Kalam czyli filozoficzny wynalazek teologów [2] Author of this text: Piotr Drobner
Wydawać by się mogło, że 'nieskończoność aktualną'
można byłoby tu uzyskać jedynie licząc zdarzenia „od nieskończoności
do teraz", co Craig analizuje w innym miejscu. Pobożne zamiary oślepiają
Craiga i nie zauważa on logicznej sprzeczności w takim sposobie rozumowania. Spójrzmy dokładniej: jeżeli [(wszechświat nie ma początku) i (liczymy
zdarzenia „od nieskończoności do teraz")], to (teraz musimy
osiągnąć 'aktualną' nieskończoność zdarzeń). Bardzo zgrabna implikacja. Dopóki nie obejrzymy jej z bliska. Ciekawym, jak Craig chciałby „zliczać" w ten
sposób zdarzenia? Sugeruje on liczenie za pomocą liczb całkowitych
niedodatnich {..… -3, -2, -1,0}. Ale jak świat światem, "liczenie"
oznacza przyporządkowywanie obiektom kolejnych liczb naturalnych. Samo więc
pojęcie „liczenia" zawiera w sobie implicite (nie dla
wszystkich jawnie) konieczność „początku" liczenia, momentu
„startu", „pierwszego" obiektu. Jak wygląda teraz nasza
implikacja? Ano tak: jeżeli [(wszechświat nie ma początku) i (my
liczymy zdarzenia „od początku")], to (teraz musimy osiągnąć
'aktualną nieskończoność zdarzeń). Jeszcze inaczej, dosadniej: jeżeli [(wszechświat nie ma początku) i (wszechświat
ma początek, od którego „liczymy")], to (teraz musimy osiągnąć
'aktualną nieskończoność zdarzeń). Rzeczywiście, teraz widać wyraźnie, że taka implikacja
jest prawdziwa, ale widać też, że nie mówi ona nic o prawdziwości następnika
tej implikacji. Implikacje, w których poprzednik jest fałszywy (tak jak tu:
koniunkcja dwu wzajemnie sprzecznych zdań), są prawdziwe bez względu na
prawdziwość następnika. W skrócie: z fałszu wynika wszystko. Reasumując: zbioru, który nie ma początku, nie można
„liczyć" od tamtej strony, gdyż pojęcie „liczenia" wymaga
istnienia początku. Tak więc w żaden sposób nie uzyskamy 'nieskończoności
aktualnej'. A wtedy nie uzyskuje się sprzeczności, pozwalającej odrzucić
zdanie „wszechświat nie miał początku". Dużo ciekawsze treści zawiera w sobie punkt 2.2 w rozumowaniu Craiga: "2.21 Zbiór utworzony przez kolejne dodawania nie może
być aktualnie nieskończony. 2.22 Ciąg przeszłych zdarzeń jest zbiorem utworzonym
przez kolejne dodawanie. 2.23 Stąd, ciąg przeszłych zdarzeń nie może być
aktualnie nieskończony". Pomijam sugestywne użycie zwrotu „utworzony" mówiące
niejawnie o „początku",
co ma być przecież konkluzją. Nie pomijam natomiast określenia "ciąg
(series)
przeszłych zdarzeń", gdyż z definicji każdy niepusty ciąg musi mieć
początek, co znów ma być konkluzją. Idąc zgodnie z upływem czasu,
„zbiór przeszłych zdarzeń" niekoniecznie musi być ciągiem. Znów Craig „odkrył" zaledwie równoważności: a) [wszechświat miał początek] wtedy i tylko wtedy,
gdy [zbiór minionych zdarzeń jest ciągiem]; b) [wszechświat nie miał początku] wtedy i tylko
wtedy, gdy [zbiór minionych zdarzeń nie jest ciągiem]. Możemy „widzieć" zbiór przeszłych zdarzeń
jako „ciąg" np. wtedy, gdy patrzymy wstecz, pod prąd upływu czasu. Dalej: prawdziwość zdania: "zbiór przeszłych
zdarzeń jest zbiorem stworzonym przez kolejne dodawanie" — nie jest taka
oczywista. Po pierwsze (zgodnie z zamiarem Craiga): jeżeli wszechświat nie miał początku, to nie ma po
prostu od kiedy zacząć cokolwiek „dodawać". Samo
„dodawanie" musi mieć początek, jak „liczenie".
„Dodawać" można jednak wstecz. Ale wtedy jednak można robić to w
'nieskończoność'. Po drugie (nieco dygresjne): Craig celowo używa 'zdarzeń', których może być tylko
przeliczalna liczba (tyle „ile" liczb naturalnych). Także dzieląc
przeszłość na „interwały czasowe" (np. sekundy, godziny, dni, lata
itd.) uzyskamy co najwyżej przeliczalną liczbę „okresów" (tak jak
rozłącznych przedziałów na osi liczbowej). Poważniejsze kłopoty jednak zaczynają się, gdy
zaczniemy rozważać „momenty" czasowe, „chwile" w rozumieniu „punktów czasowych". Zbiór tego typu nie musi 'powstawać'
przez dodawanie. Obrazowo: rozpatrzmy geometryczny odcinek. Oczywiście składa
się on z punktów. Ale nikt nie zbuduje odcinka przez sukcesywne dodawanie pojedynczych
punktów: w ten sposób uzyska się co najwyżej przeliczalny zbiór. A odcinek jest nieprzeliczalnym zbiorem punktów — punktów w odcinku
jest dużo więcej niż liczb naturalnych, to po prostu „inna",
„większa" nieskończoność. Odcinek nie jest więc „zbiorem
stworzonym przez kolejne dodawanie punktów". W naszym przypadku problem sprowadza się zatem do kwestii
„natury" czasu: czy czas jest „continuum" (w matematycznym
sensie), czy też nie. A o tym nie wiemy nic. Widać więc, że podobnie jak w p. 2.1 Craig ustalił
jedynie równoważności logiczne: a) [wszechświat miał początek] wtedy i tylko wtedy,
gdy [zbiór minionych zdarzeń jest zbiorem stworzonym przez kolejne
dodawanie]; b) [wszechświat nie miał początku] wtedy i tylko
wtedy, gdy [zbiór minionych zdarzeń nie jest zbiorem stworzonym przez
kolejne dodawanie]. Znów, wstawiając w założenia zdanie równoważne
tezie, Craig otrzymał implikację prawdziwą, acz jałową poznawczo. Wobec powyższych uwag, punkt 2. "Wszechświat zaczął
istnieć (miał początek, zaistniał)", pozostaje nieudowodniony. Założenie, założenie... Kosmiczną osobliwością jest jednak punkt 1 w rozumowaniu
Craiga: „1. Cokolwiek zaczyna istnieć (ma początek,
zaistnieje), ma przyczynę swojego istnienia." Niebywale szczęśliwy facet z tego Craiga: siedzi sobie w fotelu a tu przed jego oczami myk, i „zaistniał" jakiś byt: myk, i „zaistniał" stół, myk, i „zaistniał" atom. Może nawet:
myk, i „zaistniał" jakiś wszechświat. Ja bym chciał, żeby u mnie
„zaistniały" studolarówki, choćby jedna na 5 godzin. Craig głosi napuszone, koturnowate zdanie
o...
niczym. Nikt nigdy i nigdzie nie zaobserwował jeszcze
„zaistnienia" jakiegokolwiek nowego bytu, a Craig ma już „ogólną
teorię zaistnień wszelkich bytów". To dopiero geniusz filozofii... Jedyne, co możemy obserwować, to istniejące już byty i procesy, zmiany stanów, metamorfozy, a nie „powstawanie" bytów. I właśnie punkt 1 jest dowodem, że jądro 'rozumowania'
pochodzi z głębokiego średniowiecza, kiedy to „byty powstawały": np.
myszy ze starych szmat a muchy z zepsutego mięsa. Craig, jako 'doktor teologii'
nie musiał weryfikować treści tego 'sędziwego' założenia., ale jako
'doktor filozofii' — powinien. A gdy chodzi o przemiany i procesy — to już inna sprawa. Mogą
sobie istnieć (zachodzić) bez
przyczyny. I nikomu to nie przeszkadza. Niedowiarkom przypomnę skrótowo
podstawowe prawo nowożytnej fizyki: "jeżeli na ciało nie działa żadna
siła, to porusza się ono ruchem jednostajnym prostoliniowym". Porusza
się bez przyczyny. Einstein nie naruszył istoty tego prawa Newtona. Mam jeszcze jedną uwagę do punktu 1. Proszę przyjrzeć się konstrukcji gramatycznej zwrotu
„whatever begins to exist", który powoduje pewien kłopot w tłumaczeniu.
Skąd taka pokraczna forma stylistyczna? No cóż: „cokolwiek zaczyna istnieć, ma przyczynę" — znajdźmy przyczynę motywującą Craiga do użycia takiej konstrukcji językowej. To nie jest trudne. Craig (za Tomaszem z Akwnu) nie chce
użyć prostego zwrotu „whatever exist", „cokolwiek
istnieje", bo jego własne rozumowanie zagroziłoby pewnemu innemu
„bytowi", który nie powinien mieć początku i przyczyny. Wnioski,
wnioski... Wobec wykazania jałowości poznawczej punktu 2.,
konsekwentnie należy uznać, że nie dowiedziono: „3. Stąd, wszechświat
ma przyczynę istnienia". Ale nawet gdyby ktoś udowodnił punkt 2., to jeszcze nic
nie uprawnia do sformułowania tak kategorycznego wniosku jak 3 (a także
1.). Zdecydowanie ostrożniej brzmi zdanie: "3. Stąd,
wszechświat ma przyczyny istnienia". Craig jednak niejawnie
zapodaje: " wszechświat ma jedną przyczynę istnienia". Cóż:
zbożny cel uświęcił tę 'przypadkową' lukę w 'dowodzie'. Historia mówi, że Bóg najpierw „malał", z dziesiątek bóstw zredukował się do jednego, by zaraz potem „rozpączkować"
się na trzy osoby i, jak mniemam, nie wypowiedział jeszcze ostatecznego zdania w tej kwestii. Kolejnym curiosum Craiga jest następny 'wniosek':
„Zatem, na podstawie Kosmologicznego Argumentu Kalam, wnioskuję, że jest
racjonalne wierzyć, że Bóg istnieje." No tak: na początku Craig wielce się natrudził, by
zdefiniować „błahostki" jak jakieś nieskończoności, a tu bum!,
jak królik z cylindra wyskoczył doskonale znany wszystkim, niekontrowersyjny i oczywisty byt: Bóg. Pojawia się na samym końcu: jest to przedostatnie słowo w artykule Craiga. Ale owo curiosum nie na tym polega. Niewątpliwie Craig
jest przekonany swoim dowodem. Powinien mieć pewność. A co on mówi: "jest racjonalne wierzyć". To jak jest w końcu: udowodnił, czy nie
udowodnił? Podsumowując: Craig postąpił by uczciwiej, gdyby
opublikował wyłącznie dwa ostatnie słowa swojego artykułu. Bo cała
reszta jest błędna i zbędna. Uwagi, uwagi... Pospekulujmy jeszcze o wnioskach Craiga. 1. „Aktualna nieskończoność nie może istnieć".
Tego Craig jest pewien. Uprzejmie proszę zatem o wyjaśnienie mi cytatu z Katechizmu Kościoła Katolickiego: "[...] jest prawdziwy Bóg, wieczny, nieskończony,
niezmienny, niepojęty [...]". Czy Bóg jest nieskończony
„potencjalnie"? To znaczyłoby, zgodnie z definicją, że dąży do
nieskończoności ale jej nie osiągnie. Chyba coś nie tak. Więc musi być
nieskończony „aktualnie". Ba, ale Craig sam 'wykazał', że
„aktualna nieskończoność nie może istnieć". Ciekawe.... 2. "zbiór przeszłych zdarzeń nie może być
aktualnie nieskończony". Co prawda Craig rozważa zdarzenia przeszłe. I dochodzi do
tej konkluzji. Nie ma jednak logicznych przeszkód, by rozumowanie zastosować w drugim kierunku — w przyszłość.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 22-09-2005 Last change: 30-09-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4365 |